Jacek Kuroń i… kwiaty

Jacek Kuroń i… kwiaty

Nie będzie o komunizmie, opozycji demokratycznej, KOR-ze. Nie będzie nawet o zupach ani „kuroniówkach”. Będzie o… kwiatach.

Byłem wtedy świeżo po studiach. Rozpocząłem pracę w warszawskim Kombinacie Budownictwa Miejskiego „Warszawa – Zachód”, peerelowskim molochu zatrudniającym kilka tysięcy ludzi. Jesienią 1980 roku razem z innymi zakładaliśmy tam Solidarność. Zostałem przewodniczącym Komisji Zakładowej, potem delegatem Regionu Mazowsze.

Jacek był wtedy dla nas, młodych, wzorem, postacią kultową. Piszę Jacek, bo pozwalał nam mówić do siebie po imieniu. Bardzo nam to imponowało.

W czerwcu 1981 roku, w wielkiej auli Politechniki Warszawskiej odbywało się Walne Zebranie Delegatów mazowieckiej Solidarności. Po środku stał przystrojony kwiatami stół prezydialny. Zasiedli za nim przedstawiciele zarządu Regionu. W pewnej chwili pojawił się Jacek Kuroń. Spojrzał na kosze z kwiatami, podszedł do pierwszego i wyjął z niego całe naręcze kwiatów. Rozejrzał się po wielkiej sali i… jak gdyby nigdy nic, zaczął wręczać kwiaty wszystkim obecnym tam paniom. Nie ominął nikogo. Ani pani z rozłożonego kiosku z książkami, ani sprzątaczki. Zanim skończyły się wstępne przemówienia, przed stołem prezydialnym stały puste kosze…

Później zdarzyło się jeszcze wiele rzeczy. Był stan wojenny, podziemie, okrągły stół. I wiele innych zdarzeń. Dokonywaliśmy różnych wyborów. Ale Jacka Kuronia do dziś zapamiętałem właśnie takiego.

Mirosław Rowicki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X