Iwan Franko i lwowska „Czytelnia Naukowa”. Część 4 Ukraiński Dom Ludowy przy ul. Teatralnej 22 we Lwowie, fot. upload.wikimedia.org

Iwan Franko i lwowska „Czytelnia Naukowa”. Część 4

„Ze sprawozdania o wygłoszonych prelekcjach w latach 1890–1891 możemy wnioskować, że ich treść prawie bez wyjątku dotyczyła tematyki społecznej. Prawie każdy ważny przejaw międzynarodowego ruchu socjalistycznego był przedmiotem dyskusji w czytelni, a decyzjom międzynarodowych kongresów socjalistycznych poświęcano oddzielne odczyty. O fakcie jawnego udziału Towarzystwa w międzynarodowym ruchu socjalistycznym świadczą okoliczności, że wśród dokumentów aktywu „Czytelni” odnaleziono protokoły kongresu socjalistycznego w Brukseli, który odbył się w sierpniu 1891 r. jak również i to, że biblioteka „Czytelni” wyposażona była w książki i prasę przeważnie o treści socjalistycznej” – zaznaczono w sprawozdaniu dyrektora policji we Lwowie do namiestnika Galicji. Propaganda idei socjalizmu w prowadzonym przez Frankę Towarzystwie „Czytelnia Naukowa” nadal była prowadzona. 28 listopada 1891 r. członek Partii Robotniczej Kazimierz Mokłowski przedstawił odczyt „Ustrόj rodowo-gminno-komunistyczny gdzie indziej, a u nas”. Nie wiemy, czy Franko obecny był na tym odczycie.

Podczas przewodniczenia „Czytelni Naukowej” Franko działał aktywnie w RURP. Na jej II zjeździe, który przebiegał w dniach 3–5 października 1891 r. w sali lwowskiego „Domu Ludowego”. Franko wystąpił z odczytem „Najbliższa działalność polityczna partii”. Zjazd nie mógł pominąć uwagą stosunku RURP do polskich socjaldemokratów w Galicji. Na tym spotkaniu omawiano i tę kwestię. W jednej z rezolucji zjazdu wskazano: „Doręcza się komitetowi ekzekutywnemu, aby obecnie nie wstępował w żadne stosunki z innymi galicyjskimi partiami politycznymi, oprócz robotniczych”.

Otóż, działacze RURP uchwalili rezolucję, by nie wstępować w kontakty z nikim, oprócz Partii Robotniczej. Franko został obrany do Komitetu ekzekutywnego, stojącego na czele RURP. A jednak stosunki pomiędzy RURP i galicyjskimi socjaldemokratami na początku 1890 lat pozostawały kontrowersyjne i zawierały znaczny potencjał konfliktowy.

Tak, uchwalona na II zjeździe RURP jedna z rezolucji nawoływała działaczy partii do pracy „wśród miejskich i fabrycznych robotników, szczególnie Rusinów-Ukraińców, uświadamiając sobie tych ostatnich nie tylko, jako robotników, ale jak Rusinów”. W tym celu, aby „powstrzymać polonizację ruskich robotników w najbardziej przystępnej dla nich formie polskiego socjalizmu”.

Powróćmy do przewodzenia Franki Towarzystwu „Czytelnia Naukowa”. Lwowska policja z uwagą śledziła za pisarzem i Towarzystwem, wspaniale orientowała się w socjalistycznym ukierunkowaniu organizacji.

„Z protokołu Walnego zebrania, które miało miejsce 24 października 1891 r., i przemówienia Iwana Franki jako przewodniczącego wypływa, że Towarzystwo działało w kierunku „progresywnych organizacji” – podkreślano w sprawozdaniu dyrektora policji do namiestnika. Prowadzone przez Frankę Towarzystwo było w pewnym sensie organem polskich socjaldemokratów w Galicji. Stawiało to „Czytelnię Naukową” w sytuacji podporządkowania się PR i dawało prawo działaczom tej partii wtrącać się w wewnętrzne sprawy Towarzystwa.

W cytowanym wyżej sprawozdaniu policyjnym październikowe walne zebranie 1891 r. przebiegało na tle zaostrzenia stosunków pomiędzy RURP i PR. Międzypartyjna dyskusja znacznie zaostrzyła się po ukazaniu się artykułu członka RURP R. Jarosewycza „Po zjeździe”, której tekst opublikowano na łamach „Narodu”.

W swoim artykule Jarosewycz nie ominął swoją uwagą polskich socjaldemokratów w Galicji. Zarzucał im przede wszystkim, że starali się internacjonalistyczną partię robotniczą przekształcić w wyłącznie polską. W proteście autor podkreślił: „bardzo boleśnie odczuliśmy postępowanie przedstawicieli tej partii na kongresach socjalistycznych we Wiedniu i Brukseli, gdzie występowali wyłącznie jako delegaci polskiej partii, zapominając o tym, że dla sprawy robotników korzystniej jest nie zapominać o obowiązkach partii względem również ruskich robotników…”. Odczuł to boleśnie, podobnie jak inne akcje działaczy PR, R. Jarosewycz. Znów doprowadziło to do ostrego konfliktu RURP z socjaldemokratami

Wiceprezes „Czytelni Naukowej” I. Daszyński nie omieszkał z odpowiedzią. Na artykuł „Po zjeździe” Daszyński odpowiedział Jarosewyczowi publikacją „Pan doktόr Jarosiewicz wobec lwowskiej partyi robotniczej”, która ukazała się w londyńskim czasopiśmie socjalistycznym „Przedświt”. Jednocześnie nie wszyscy członkowie RURP podzielali punkt widzenia Jarosewycza na polskich socjaldemokratów w Galicji. Świadczy o tym niedatowany list M. Hankiewycza adresowany „do tych, którzy stanowią Ekzek.[utywny] Komitet RURP”. Oprócz Jarosewycza do Komitetu należał sam I. Franko. List ten zachował się w jego osobistym archiwum.

Skrytykował Jarosewycza także przyszły „siczowy bat’ko” – K. Trylowski. Ale w porównaniu z innymi Trylowski posunął się dalej. Na łamach berlińskiej Gazety Robotniczej w listopadzie 1891 r. ukazał się (bez podpisu!) jego paszkwil na RURP. Oprócz negatywnej relacji artykułu Jarosewycza autor nawet nie podał jakichś krytycznych uwag co do działalności samej partii. O Iwanie France i „Czytelni Naukowej” żadnej wzmianki tam jednak nie ma.

Początkowo Franko i Pawłyk, jak i większość członków RURP nie podejrzewali, kto był autorem artykułu w „Gazecie Robotniczej”. Byli przekonani, że napisał go któryś z działaczy PR, lub – jako wersję – ktoś z redakcji samej „Gazety Robotniczej”.

Stąd, już w listopadowym numerze „Narodu” opublikowano materiał „Od redakcji”, w którym, między innymi, pisano: „Przeczytawszy uważnie ten artykuł, zawierający pewne sprawiedliwe uwagi, ale też wiele nieprawdziwego i nawet nieprzyzwoitego w autorstwie nie tylko członka naszej partii, ale i w organie, który zapewnia nas o swej sympatii, głosimy wprost, że artykuł ten, takim jaki jest, nie mógł być napisany przez żadnego z członków naszej partii i że red.[akcji] „Gaz.[ety] Rob.[otniczej] dopuściła się, nie wiemy, umyślnej czy nie umyślnej mistyfikacji”.

Dopiero wiosną 1892 r. Franko i Pawłyk przy pomocy Daszyńskiego dowiedzieli się, kto rzeczywiście był autorem artykułu w „Gazecie Robotniczej”. Dlatego na łamach radykalnego „Narodu” zamieścili przeprosiny względem berlińskiego socjaldemokratycznego pisma.

„Niech im się lekko żyje!… nie zaczepiajcie ich zupełnie. Radziłbym w ogóle więcej nie zawracać sobie głowy Rob.[botniczą] partią, ale robić swoje i wśród chłopów i miastowych, a gdy trafi się okazja, to i wśród Polaków, nie pytając nikogo o pozwolenie ani na solidarność, ani na autonomię. I tak stracono dużo czasu na to prawowanie się” – słusznie zauważył w jednym z listów do Pawłyka Drahomanów. Zresztą Pawłyk, publikując z czasem tę korespondencję zaznaczy w komentarzu do swego listu z dnia 15 lutego 1892 r. do Drahomanowa coś takiego: „Sprawa zakończyła się naszym z Franką oświadczeniem w „Narodzie” 1891 cz.24 z 7 grudnia str. 350, p.[od] t.[ytułem] „Nie rozumiemy”, gdzie pokazaliśmy krętactwo zwolenników Daszyńskiego w aferze ze mną”.

Z drugiej strony, konflikt pomiędzy RURP i socjaldemokracją nie był zbyt wrogi. Franko nie przestał utrzymywać kontakty z przywództwem Partii Robotniczej, Diamanda również Frankę zapraszano między innymi do Stanisławowa do udziału w wiecu robotniczo-chłopskim, planowanym na 8 listopada 1891 r. Z powodu zakazu starostwa wiec odbył się jednak dopiero 3 stycznia 1892 r. i Franki na nim nie było. Natomiast członek „Czytelni Naukowej” i Partii Robotniczej H. Diamand został obrany na wiceprzewodniczącego wiecu.

Konflikt jednak nie wygasł. Na oskarżenie wiceprezesa „Czytelni Naukowej” Daszyńskiego odpowiedź przedstawił Jarosewycz: „Piszę Daszyńskiemu w odpowiedzi i za kilka dni wyślę do Pawłyka. Proszę, przeczytajcie, żeby nie było faktycznych błędów; wypada mi się zajmować przy tym niektórymi rzeczami po raz pierwszy w życiu” – pisał Jarosewycz do Franki 23 listopada 1891 r. A w innym liście do Franki usilnie prosił, by opublikowano jego odpowiedź Daszyńskiemu. Jak widzimy, konflikt przybrał formę ostrą i osobistą. Szczegóły nieporozumienia między Jarosewyczem i Daszyńskim były jedynie wierzchołkiem góry lodowej głębokiego konfliktu, który jak potok, buszował wewnątrz zarówno RURP, jak i Partii Robotniczej i wypływał na zewnątrz.

Wprawdzie ani Franko, ani Pawłyk nie opublikowali tej odpowiedzi Jarosewicza Daszyńskiemu, natomiast publicznie zwrócili się do Jarosewycza na łamach „Narodu” odradzając mu prowadzenie polemiki. „Nie wydrukujemy pana odpowiedzi na głupią kłótnię „Przedświtu” i polemizować panu z takim przeciwnikiem nie radzimy. Argumentów w jego bełkocie nie wyłowi pan żadnych, a kłótnią ust mu nie zamknie. Pewnie, że nieprzyjemnie słuchać nawet pustą i bezpodstawną kłótnię, szczególnie, gdy okrywana jest płaszczykiem socjalizmu, który tak jej pasuje, jak krowie siodło. Ale nie ma na to rady. Proszę przypomnieć sobie, co powiedział kiedyś Heine o takich polemikach i takich przeciwnikach:

… das Schrecklichste auf Erden
Ist der Kampf mit Ungeziefer,
Dem Gestank als Waffe dient –
Das Due’l mit einer Wanze !”.

Ale wiele elementów tej polemiki dotyczyło przy tym bezpośrednio prezesa „Czytelni Naukowej” Iwana Franki. Pomimo to, nie widział sensu, czy raczej celowości w kontynuacji tej dyskusji. Pozycja Franki nie usuwała ostatecznie problemu, a jedynie odciągała go na dalszy plan.

Lwów, pl. Smolki 5, fot. upload.wikimedia.org

Tymczasem 6 grudnia 1891 r. w siedzibie Towarzystwa „Czytelnia Naukowa” (przy pl. Smolki 5) miało się odbyć tajne zgromadzenie studentów. Zabiegając wprzód powiemy, że akcji nie udało się przeprowadzić. A co ma do tego Franko? W relacjach policyjnych są świadectwa, że pisarz w niej uczestniczył.

„Członkowie Towarzystwa zwołali tajne spotkanie studentów 6 grudnia 1891 r w siedzibie czytelni w sprawie delegowania przedstawiciela na międzynarodowy kongres socjalistyczny w Brukseli” – czytamy w sprawozdaniu policji. Z dokumentu dowiadujemy się, że oprócz Franki i jeszcze około 50 studentów (kilku z nich należało do Partii Robotniczej i do RURP) na spotkanie przybyli Diamand, Pruchnik i inni – właściwie większość członków „Czytelni Naukowej” i Partii Robotniczej.

Zaplanowane na 6 grudnia spotkanie jednak się nie odbyło. O przebiegu wydarzeń informował „Kurjer Lwowski”:

„Policja w liczbie jedenastu żołnierzy i trzech rewizorów pod przewodnictwem kom.[isarza] Bleima wkroczyła i po dokonanej rewizji zaproszeń nie dozwoliła na odbycie się zebrania, twierdząc, że nie wszystkie zaproszenia są jedną ręką pisane. Dodać należy, że zgromadzenie zwoływało czterech, więc karty pisane były ręką tych czterech zwołujących. Karty zaproszeń mimo protestu obecnych skonfiskowano” – pisała gazeta. Natomiast „zwołujący donieśli naturalnie o zajściu do posła Pernerstorfera, prosząc go o interwencją – bo naszym panom posłom wielka polityka nie pozwala zajmowania się takiemi drobnostkami, jak wczorajsza wysoce charakterystyczna przygoda”.

Prawdopodobnie studenci zwołali zebranie ponownie. Nie wiadomo gdzie i kiedy odbyło się i czy był obecny na nim Franko. Prywatny charakter spotkania znaczne utrudniał proces identyfikacji jego uczestników. Ale delegację na międzynarodowy socjalistyczny kongres studentów obrano. Przewodniczył delegacji wiceprezes „Czytelni Naukowej” – Ignacy Daszyński. Kongres przebiegał w Brukseli w dniach 20–22 grudnia 1891 r. Natomiast Franko jako delegat (wśród 16 osób) uczestniczył w zjeździe progresywnej słowiańskiej młodzieży w Pradze w dniach 15–19 maja 1891 r. Ale to już zupełnie inna historia…

Jurij Jakowlew

Tekst ukazał się w nr 20 (432), 31 października – 16 listopada 2023

X