Inne końce świata. Gdynia Fot. Katarzyna Łoza

Inne końce świata. Gdynia

Zwiedzanie Gdyni nie znajduje się raczej na szczytach list atrakcji polecanych turystom w Trójmieście. My jednak uznaliśmy to za obowiązkowy punkt programu i nie zawiedliśmy się.

Gdynia jest wyjątkowym miastem. Miastem, które jest dowodem i pomnikiem tego, że jak się chce, to można. Można stworzyć coś od zera, bez narzekania, bez oglądania się na innych, bez dotacji z Unii Europejskiej. Nie mamy portu? Więc go wybudujemy! W ciągu 10 lat zamieniono kawałek plaży i rybacką przystań w tętniące życiem, nowoczesne i piękne miasto. Zrobiło to młode, niezamożne państwo, które oprócz zniszczeń wojennych borykało się z wieloma innymi problemami wewnętrznymi i zewnętrznymi, w dodatku w okresie światowego kryzysu. To pomnik nie mniej ważny, niż te upamiętniające bohaterskie czyny zbrojne.

W Gdyni nie ma typowych zabytków, milczących świadków historii, do których zazwyczaj kierują swoje kroki turyści. Tutaj świadkami historii są stojące przy ul. Świętojańskiej, głównej ulicy miasta, domy mieszkalne. Są to głównie budynki wybudowane w latach 30. XX wieku w stylu modernizmu. Jak sama nazwa wskazuje, był to styl wówczas awangardowy. W 1922 roku szwajcarski architekt Le Corbusier ogłosił pięć punktów, którymi powinna cechować się nowoczesna architektura, a które uznano za manifest tego stylu. Budynek powinien być ustanowiony na słupach, stwarzać wrażenie unoszącego się nad ziemią, mieć wolny plan pomieszczeń i fasady, wstęgowe okna – łączone w długie szeregi tworzyły dobrze doświetlone wnętrza; dachy miały być płaskie, tak, aby można było na nich urządzić ogrody. Jest to architektura praktycznie pozbawiona dekoracji. Dodajmy do tego zaokrąglone narożniki i balkony lub trójkątne wykusze oraz jasne, świetliste fasady, a otrzymamy obraz Gdyni, zwanej także „białym miastem”.

Modernizm ma swoje odmiany, w tym jedną zwaną „stylem okrętowym”. Okrągłe okienka, przeszklone partery, dzięki którym budynek niby mknie przez fale, wysokie kominy na dachach upodabniające gmachy do potężnych transatlantyków i maszty, na których dumnie powiewają flagi. Styl jakby stworzony specjalnie dla Gdyni! Tak wygląda dawny gmach Polskich Linii Oceanicznych przy ul. 10 lutego, a także stojący po przeciwnej stronie skrzyżowania „Bankowiec” – kamienica Funduszu Emerytalnego Pracowników Banku Gospodarstwa Krajowego. We Lwowie też mamy takiego „Titanica” – to przedwojenny gmach elektrowni, dziś siedziba SBU. Spójrzcie na niego od strony skrzyżowania z ulicą Sacharowa, a ujrzycie płynący okręt.

Gdynia nie bez powodu szczyci się swoją zabudową. Niewiele miast europejskich powstało w tak szybkim tempie („gdyńskie tempo” – mawiano przed wojną na określenie czegoś, co posuwało się błyskawicznie do przodu). Dzięki temu Gdynia ma 90 hektarów zwartej, modernistycznej zabudowy, chronionej przez konserwatora zabytków. Są to jednocześnie jedne z najmłodszych polskich zabytków – żaden z nich nie skończył jeszcze 100 lat, a niektóre w momencie wpisywania na listę konserwatorską były młodsze ode mnie!

Gdyński modernizm można zwiedzać dzięki specjalnie wytyczonemu szlakowi, który prowadzi przez najlepsze realizacje tego okresu. Darmowe materiały można otrzymać w Informacji Turystycznej. Wśród nich – trasa dla dzieci. Właśnie podczas spaceru tym szlakiem dowiedzieliśmy się, że następnego dnia rozpoczyna się doroczny „weekend architektury”, co skłoniło nas do ponownego przyjazdu do Gdyni nazajutrz.

Weekend Architektury był trwającym cztery dni świętem gdyńskiego modernizmu. Zaplanowano spotkania, warsztaty, prelekcje, pokazy filmów oraz spacery po mieście. Wszystkie wydarzenia miały charakter otwarty. Skorzystaliśmy w niewielkim stopniu tylko z dwóch wycieczek, ale intensywne, sześciogodzinne zwiedzanie pozwoliło nam zobaczyć wiele miejsc, w których nawet rodowici mieszkańcy miasta rzadko mają okazję bywać. Stanowili oni zresztą chyba 100% spacerowiczów (wyłączając naszą rodzinę). Muszę przyznać, że moje dzieci nie były zachwycone perspektywą spędzenia całego dnia na wycieczkach, ale w końcu uległy skuszone lodami i argumentami, że mamie naprawdę na tym zależy.

Pierwsza wycieczka prowadziła przez modernistyczne podwórka i tarasy. O ile gdyńskie podwórka mocno ustępują naszym, lwowskim, w malowniczości, to znajduje się na nich kilka ciekawostek – na przykład pierwszy w Polsce garaż podziemny, wybudowany jeszcze przed wojną. Garaż cały czas jest użytkowany, i to w różnych celach – odbył się tu na przykład koncert dla mieszkańców. Muzyki można było słuchać zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz garażu – wokół altanki, która stanowi jednocześnie szyb wentylacyjny podziemnej kondygnacji.

Ciekawe było również oglądanie Gdyni z lotu ptaka. We Lwowie można to zrobić dzięki licznym knajpom z tarasami widokowymi, w Gdyni zwiedziliśmy tarasy dzięki uprzejmości różnych firm i instytucji, a także mieszkańców, którzy udostępnili nam tę przestrzeń. Ostatnie piętra modernistycznych budynków są często cofnięte względem fasady, tworząc jedno lub wielopoziomowe „pokłady”. Była to zazwyczaj wspólna przestrzeń dla mieszkańców, z wyjściem z klatki schodowej, przeznaczona na urządzenie na niej zielonego kącika. Przed wojną nie zdążono zorganizować zbyt wielu podniebnych ogrodów, a po wojnie nastąpiły czasy niesprzyjające takim inicjatywom. Dziś pomału myśl o ogrodach na dachu wraca.

Druga wycieczka prowadziła po ogrodach w dzielnicy Działki Leśne. Jest to położona najdalej od linii morza dzielnica Gdyni, wspinająca się stromo na otaczające miasto zalesione wzgórza. Zabudowa w większości pochodzi z okresu międzywojennego, są to głównie wille i domy jednorodzinne. Wycieczka była wyjątkowa, ponieważ prowadziła przez prywatne ogrody, których właściciele otworzyli przed nami furtki swoich posesji. W wielu ogrodach zachowano oryginalny, przedwojenny układ, a gdzieniegdzie rosną jeszcze wiekowe drzewa, pamiętające narodziny tej dzielnicy – strzeliste świerki czy potężne cisy. Czy uwierzycie, że w jednym z ogrodów był nawet przedwojenny basen? A z balkonów i tarasów – wszędzie widoki, z jednej strony na las, z drugiej na morze.

Atmosfera była wręcz familijna – chyba większość uczestników wycieczki, łącznie z panią przewodnik, było sąsiadami z Działek Leśnych. Wspominali dawne czasy, uzupełniali opowiadane historie tymi rodzinnymi, a nawet umawiali się na wymiany ogrodnicze!

Co ciekawe, w tej dzielnicy Gdyni można spotkać zabudowę modernistyczną, która wymyka się dość mocno stylowej definicji. Odnajdujemy tu bowiem modernistyczne wersje domów… zakopiańskich! Czy to ukształtowanie terenu, czy czyjeś osobiste sentymenty zadecydowały o budowie pierwszego takiego domu? Odnaleźć je można na ulicach Tatrzańskiej i Zakopiańskiej.

Katarzyna Łoza
Tekst ukazał się w nr 10 (326) 31 maja – 17 czerwca 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X