Imperium zła

Obserwując światową politykę, ktoś może powiedzieć, że jest to okres wojen hybrydowych, ktoś inny nazwie to chaosem sterowanym, a ktoś – nową próbą odnowienia systemu bipolarnego.

Gdy prezydent USA Ronald Reagan, zawodowy aktor, metaforycznie nazwał ZSRR „imperium zła”, nie był daleki od prawdy. ZSRR dla całego świata zachodniego, od samego początku, był inicjatorem wszelkich konfliktów na planecie. A jeżeli nie uczestniczył w nich bezpośrednio, to nie omijał żadnej okazji do rozdmuchania kolejnego krwawego sporu.

Nawet, jeżeli dopuścimy myśl, że w ZSRR byli szczerzy zwolennicy komunistycznego ładu i marzyli o rozszerzeniu go na cały świat, to jednak to, co wówczas powstało w ich kraju, powinno było powstrzymać te zapędy już na samym początku. W Związku Sowieckim szczególnie szczycono się modernizacją, industrializacją, zwycięstwem nad faszyzmem i nazizmem. Ale nikt nie zastanawiał się, jaką cenę za to zapłacono. Nawet, jeśli uznać, że ZSRR wykonał niebywały skok modernizacyjny, to należy też wspomnieć, ilu ludzi przypłaciło to swoim życiem. Sowieci bardzo lubili przeliczać swe osiągnięcia: ogólnodostępna oświata, darmowa ochrona zdrowia, itd. Zapominano jednak o tym, że reszta ludzkości też nie stoi w miejscu, że wszędzie również wprowadzono powszechną oświatę i przeprowadzono modernizację, ale nie za cenę milionów ludzkich istnień.

Związek Sowiecki, poprzez panujący w nim system totalitarny, w którym człowiek był nieszczęśliwy, chciał za wszelką cenę narzucić to reszcie świata. „Państwa obozu socjalistycznego”, „państwa rozwijające się” nie były wcale dobrowolnymi uczestnikami radzieckich eksperymentów. Europa Wschodnia marzyła o wyzwoleniu się spod jałtańskiego dyktatu, ale wyrwać się z objęć sowieckiego sołdata nie miała możliwości. Za każdym razem tam, gdzie stąpała noga sowieckiego sołdata, zaczynały się problemy z demokracją, ekonomiką, prawami obywateli. Za każdym razem świat zachodni musiał stosować jakieś chwyty i sposoby, aby zatrzymać ZSRR i nie zawierać kompromisów za zbyt wielką cenę.

Jeżeli Związek Sowiecki był okropnym monstrum jądrowym, z którym trzeba było się jednak liczyć, to współczesna pozycja Rosji, która opiera się na tym, że wszyscy nadal powinni jej się bać, gdyż ma szczególne prawa wynikające z jej osiągnięć historycznych – przyjmowana jest, jako profanacja zdrowego rozsądku.

Jeżeli kierownictwo współczesnej Rosji ogłasza, że państwo to powinno mieć szczególne preferencje, wynikające z byłych osiągnięć historycznych, to należy rozważyć co dał światu reżym radziecki, i jakich wartości broni współczesna Rosja? I co, tak naprawdę, proponuje obecna Rosja światu?

Po rozpadzie ZSRR, który Władimir Putin nazwał największą tragedią XX wieku – proszę zauważyć: nie represje stalinowskie, nie tragedię II wojny światowej, nie Wielki Głód i Holokaust – wydawało się, że świat miał nareszcie szansę dalszego wolnego rozwoju. Tymczasem nie, sytuacja zmieniła się bardzo szybko. Rosja szybko się opamiętała i zabrała do odrodzenia „dawnej sławy”. Tu znów pytanie: jakiej sławy? Odpowiedź jest prosta: sławy państwa, którego wszyscy się boją. Obecne media rosyjskie pstrzą się tytułami: „Zachód przeląkł się Rosji”, „Niemcy boją się rosyjskich czołgów”, „Brytyjczyków przestraszyła parada rosyjskich niszczycieli”, „Rosyjska broń zdatna jest w ciągu kilku minut zniszczyć ludność dużego państwa UE”.

Jest oczywiste, że wszystkie te akcje są prowadzone na potrzeby wewnętrzne. Ale to działa. Zauważmy – świat nie zna współczesnych rosyjskich wynalazków, które by polepszyły życie ludzkie. Świat stale musi reagować na to, do jakich niewłaściwych, i destruktywnych, celów Rosja wykorzystuje swe wynalazki i osiągnięcia. Nastąpiła era Internetu, pojawiły się nowe możliwości komunikacji międzyludzkiej, rozwijają się sieci społecznościowe. Cały świat pochłonięty jest nowymi możliwościami komunikowania się. Co robi Rosja? Organizuje dla manipulacji myślą społeczną fabryki trolli, oddziały botów, hakerzy urządzają ataki na niezawisłe wydawnictwa, wtrącają się w tok wyborów. Media cyfrowe brane są pod państwową kontrolę i powstają nowe programy propagandowe, skierowane na destrukcję i manipulację.

Rodzi się pytanie: po co to wszystko i dlaczego? Jakkolwiek to dziwnie brzmi: po to by rozdrażnić cały świat, żeby „życie nie było jak malina”. I wszystko przy znanym od dawna akompaniamencie: my jesteśmy przyzwyczajeni i wytrwamy, ale wam nie pozwolimy cieszyć się życiem. Ogarnia trwoga, gdy społeczeństwo olbrzymiego państwa marzy tylko o tym, żeby się ich bano. Gdy do rangi idei narodowej urasta chęć psucia innym życia i napaskudzenia wszędzie tam, gdzie sięga „Wielka Rosja”. W ten sposób światowe „imperium zła” przemienia się w „imperium z łajna”. A jak wszystko się zaczynało!

Historycy są dobrze obeznani z leninowskimi planami wszczęcia światowej rewolucji socjalistycznej, które w rzeczywistości były dążeniem Rosji komunistycznej do światowej hegemonii. Wybierając sobie na sojuszników największą grupę społeczną na świecie – robotników, rosyjscy bolszewicy porwali się na światowy eksperyment. Wiedzieli, że robotników jest najłatwiej kupić na idee sprawiedliwości społecznej i równości. Rozumieli, że sojuszników im nie zabraknie, że nie rozbiegną się oni po „narodowych mieszkaniach”.

Gigantyczny eksperyment społeczny w imię wielkiej idei pociągnął za sobą miliony ofiar i setki milionów złamanych istnień ludzkich. Został zaplanowany, jako wielkie uwolnienie, a na dziesięciolecia stał się przykładem strasznego zniewolenia ludzi, które przez GUŁAG można porównać do niewolnictwa. Gdy świat już dawno potępił czystki etniczne i ludobójstwo jako przestępstwo przeciwko ludzkości, to o likwidacji całych grup socjalnych w Rosji mówi się, że niby nie wszystko udało tak, jak było zaplanowane, ale jednak coś racjonalnego w tym było. Takie podejście jest krańcowo cyniczne i niesprawiedliwe nie jedynie w stosunku do pamięci wszystkich ofiar, ale i bardzo szkodliwe, jeżeli chodzi o przyszłość.

Szkodliwość takiego „niedomówienia” polega na tym, że dla następnych pokoleń, dla których „czerwony terror”, walka z burżuazją i kułakami, system GUŁAG-u i masowe represje przeciwko całym grupom społecznym i narodowym są jedynie kartkami w podręcznikach historii. I gdy zmieni się koniunktura, zaczną oni natychmiast wyszukiwać niezłe i korzystne strony reżymu sowieckiego, i to we wszystkich okresach historycznych.

Radziecka ideologia komunistyczna, jak rdza, przeżerała tradycyjne układy, na których mogło opierać się trwałe społeczeństwo: nietykalność własności prywatnej i ludzkiego życia, jako wartości absolutnej. Proszę tu nie mieszać komunizmu, a właściwie bolszewizmu, z marksizmem i socjaldemokracją, z ich walką o prawa społeczne i demokratyzację społeczeństwa. Dążenie bolszewików do zniszczenia własności prywatnej, jako głównej przyczyny eksploatacji, było niczym innym, jak próbą przekształcenia olbrzymich mas ludzkich w posłusznych niewolników.

Gdy uważnie przyjrzymy się przeszłości ludzi w ZSRR, staje się jasne, że szczęście było symulowane, a w okresie zastoju obywatel czuł się chroniony jedynie dlatego, że nie miał z kim porównać swojej sytuacji. Gdyby mógł zobaczyć jak funkcjonuje system ochrony socjalnej w krajach skandynawskich, gdyby porównał pracę holenderskich farmerów z sowieckimi kołchozami, lub chociaż raz odpoczął jak odpoczywają turyści z Niemiec na południowych morzach, to Związek Sowiecki, pomimo całego aparatu represji, rozpadł by się o wiele wcześniej.

Ale za „żelazna kurtynę” wypuszczano z ZSRR jedynie „sprawdzonych towarzyszy”, którzy ponadto za granicą musieli pilnie śledzić jeden drugiego. Dla 99% „niewyjezdnych” pozostawała propaganda, która towarzyszyła im od dzieciństwa do starości, i do śmierci. I ludzie wierzyli, czując się szczęśliwymi, że nie urodzili się w kapitalistycznym kraju, gdzie „człowiek człowiekowi – wilkiem jest”. Dobrowolnie zgłaszali się na służbę do sowieckich służb specjalnych, czuli się odpowiedzialni za „wielką sprawę” – uwolnienia świata od eksploatacji.

W ZSRS była własna kasta ludzi uprzywilejowanych. Była to nomenklatura polityczna i dyplomaci. Oblewając brudem model zachodni, ludzie ci na wszelkie sposoby starali się wypchnąć swoje dzieci na szkalowany Zachód. Bezwstydnie korzystali z zakazanych owoców tego świata i byli gotowi sprzedać rodzoną matkę, aby bodaj przez kilka lat pomieszkać tam, gdzie jest „tak źle”, a nie tu gdzie „tak dobrze”.

Czy niczego to państwu nie przypomina? Rosyjska machina propagandowa bez przerwy szkaluje zachodni świat, opowiada, jak niedługo mu zostało. Nawołuje do konsolidacji wokół wartości „Russkogo mira” i traci miliardy na antyzachodnią propagandę. A w tym czasie dzieci rosyjskiej państwowej elity przez dziesięciolecia mieszkają na Zachodzie, studiują w najlepszych szkołach i uniwersytetach i wcale nie wiążą swej przyszłości z Rosją.

Rosyjscy oligarchowie trzymają swoje nakradzione kapitały w bankach zachodnich i wolą utrzymywać rodziny w Londynie czy Genewie. Wcale przy tym nie protestując przeciwko idiotycznej polityce Putina, by zmusić Zachód szanować tzn. bać się Rosji.

Wydawać by się mogło, że antidotum na rosyjskie podłości świat zachodni nie ma. Uzbroiwszy się w zasadę, że w warunkach „postprawdy” dozwolone jest wszystko i korumpując zachodnich polityków, działaczy państwowych i media, Rosja zdołała napaskudzić wszędzie. Ale świat powoli opamiętuje się. Żal tylko, że reakcja amerykańskiego systemu politycznego nastąpiła tak późno, i dopiero gdy Rosja zaatakowała system demokratycznych wyborów w USA. Ale świat jest na drodze do uzdrowienia. Chyba tak miało być: Rosja miała przejść ewolucję od „imperium zła” do światowego pariasa. Co będzie dalej – zobaczymy.

Tekst ukazał się w języku ukraińskim na stronie zaxid.net

Wasyl Rasewycz
Tekst ukazał się w nr 21 (289) 17-29 listopada 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X