Honor, wiara, kultura i umiłowanie wolności wyróżniały Polaków Pradziadek Donat Gołębiowski

Honor, wiara, kultura i umiłowanie wolności wyróżniały Polaków

Wspomnienia Włodzimierza Iszczuka

Urodziłem się w Żytomierzu. Moja rodzina ze strony matki wywodzi się ze szlacheckiego rodu Gołębiowskich herbu Prawdzic. W rodzinnych archiwach zachowały się kopie dokumentów o szlacheckim rodowodzie oraz małżeńskich koligacjach Gołębiowskich z innym rodami, zwłaszcza z Woynarowskimi h. Strzemię, Żółkiewskimi h. Lubicz, Wrońskimi h. Ślepowron.

Mój dziadek Donat Gołębiowski, będąc szlachcicem i oficerem, brał udział w I wojnie światowej po stronie Imperium Rosyjskiego i ententy. Był w niewoli austriackiej. Jego braciom udało się uciec przed bolszewickim terrorem do II Rzeczpospolitej i na zachód.

Wielu moich przodków brało udział w walkach II wojny światowej. Był to wspomniany już pradziadek Donat, ale także mój dziadek ze strony mamy Konstantyn Drzewiecki, który zginął 1 maja 1945 roku na Śląsku i osierocił swoją czteroletnią córeczkę Annę – moją mamę. Zmobilizowany do armii radzieckiej był także mój drugi dziadek ze strony taty. Powrócił z wojny jako inwalida bez nogi. Wielu z nich otrzymało odznaki wojskowe za odwagę.

Tragiczne losy nie ominęły także rodziny mojej żony. Cała rodzina Kosteckich została w latach trzydziestych zesłana do Taiszeti [Tajszetu] w Kazachstanie. Zginęli wszyscy oprócz ojca mojej żony, który walczył pod Stalingradem i potem powrócił do Żytomierza.

Ukończyłem żytomierską szkołę nr 8 w okresie radzieckiej okupacji, była to szkoła z rosyjskim językiem nauczania. O Polsce mówiło się jedynie jako o socjalistycznym kraju członkowskim Układu Warszawskiego. Na lekcjach historii niejednokrotnie mówiono nam, że polska szlachta gnębiła ukraińskich chłopów, że Polacy uciskali Ukraińców. Mnie ta propaganda oburzała, bo formowała opinię ówczesnego społeczeństwa w antypolskim duchu.

W moim domu było Pismo Święte i modlitewniki polskie, ale mówiło się po ukraińsku. Cała rodzina mojej mamy – Gołębiowscy – rozmawiała po polsku. I to od babci Haliny Marii właśnie nauczyłem się modlić po polsku i kilku polskich wierszyków. Prawdziwy język polski brzmiał tylko w katedrze św. Zofii w Żytomierzu. Tam też skupiali się wszyscy, którzy wytrwali w polskości. Obchodzili polskie święta katolickie i narodowe, które są przecież podstawą naszej tożsamości narodowej.

Jestem dumny, że mam przodków, którzy byli Polakami z krwi i kości i należeli do polskiej szlachty.

Juliana Iszczuk
Tekst ukazał się w nr 20 (336), 29 października – 14 listopada 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X