Grudzień 1970 Fot. Ewa Ziółkowska

Grudzień 1970

Był to jeden z najtragiczniejszych rozdziałów w powojennej historii Polski.

W grudniu 1970 roku na Wybrzeżu władze komunistyczne użyły wojska do pacyfikacji robotniczych protestów. Polała się krew. Rzeczywista liczba ofiar do dziś nie jest znana.

Cofnijmy się w czasie o 45 lat. W Polsce narasta kryzys gospodarczy. Ludzi ogarnia frustracja, zmęczenie pogarszającymi się warunkami życia, niechęć do rządzących. Władza ludowa stawia w stan gotowości ZOMO, ORMO, MO, SB i 13 grudnia 1970 roku ogłasza w prasie „Zmianę cen detalicznych szeregu artykułów rynkowych”, co w praktyce oznacza drastyczne podniesienie cen na podstawowe artykuły żywnościowe i przemysłowe.

14 grudnia przeciwko podwyżce cen występują robotnicy ze Stoczni Gdańskiej. Podczas wiecu, na który przybywa kilka tysięcy osób, zawiązuje się Komitet Strajkowy. Dyrekcja zakładu nie podejmuje rozmów. Stoczniowcy wychodzą na ulice Gdańska i udają się pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Skandują: „Chcemy chleba”, „Żądamy starych cen”, a także „Prasa kłamie”. Śpiewają pieśni patriotyczno-religijne i „Międzynarodówkę”. Dochodzi do starć z milicją. Są ranni i aresztowani.

15 grudnia strajk rozszerza się na Stocznię w Gdyni, Port Północny i Stocznię Remontową w Gdańsku. Zostaje powołany Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Wysuwane są postulaty ekonomiczne i polityczne: zamrożenie cen, podwyżka płac, zmiany w ekipie rządzącej, wolność słowa. Dyrekcje nie chcą rozmawiać ze strajkującymi. Ludzie znów wychodzą na ulice. Wielotysięczny pochód wyrusza ze Stoczni Gdańskiej pod budynek Komendy Miejskiej MO, żąda wypuszczenia zatrzymanych poprzedniego dnia uczestników manifestacji. Trwają walki z milicją. Zdesperowani demonstranci, których liczba stale rośnie, podpalają gmachy Komitetu Wojewódzkiego, Komendy MO i Dworca Głównego PKP w Gdańsku. Po południu robotnicy wracają na teren zakładu i ogłaszają strajk okupacyjny. W Trójmieście zostaje wprowadzona godzina milicyjna. Biuro Polityczne KC PZPR podejmuje decyzję o wprowadzeniu jednostek Wojska Polskiego i użyciu broni z ostrą amunicją. Protesty robotnicze ma tłumić 5 tysięcy milicjantów, 27 tysięcy żołnierzy, 550 czołgów i 750 transporterów opancerzonych. Milicja używa pałek, gazów łzawiących, petard i broni. Są zabici i ranni. W Gdańskiej TV występuje członek Biura Politycznego KC PZPR, wicepremier Stanisław Kociołek. Nie ma nic do zaproponowania poza partyjną retoryką. Potępia „anarchię” i nawołuje do spokoju. Pyta: „Czy to, co się dzieje dobrze służy Polsce i jej sprawie?”.

16 grudnia na ulicach Gdańska pojawiają się czołgi i transportery opancerzone. Kierują się w stronę stoczni. Dochodzi do tragedii. Do wychodzących z zakładu ludzi wojsko otwiera ogień. Ginie dwóch stoczniowców, jedenastu jest rannych. Strajk się rozszerza. Robotnicy żądają zwolnienia aresztowanych i wycofania wojska. Wieczorem w telewizji ponownie występuje Kociołek. Nawołuje do przerwania strajku. Mówi, że „tylko powrót stoczniowców do normalnej pracy, a nie wysuwanie nierealnych żądań, może stanowić podstawę do normalizacji życia w Trójmieście”.

17 grudnia, zgodnie z wezwaniem, o świcie robotnicy gdyńskiej stoczni udają się do pracy. Na przystanek Gdynia-Stocznia przybywają pociągi z dwóch stron, z Gdańska i Wejherowa. Stoczniowcom drogę zastępują czołgi i uzbrojeni żołnierze. Tysiące zdezorientowanych, bezbronnych ludzi tłoczy się na peronie i pomoście kolejki. Wreszcie gęstniejący tłum przekracza linię wyznaczoną przez wojsko. Rozlegają się strzały. Znów są ofiary śmiertelne i ranni. Ginie młody chłopak, Zbigniew Godlewski. Stoczniowcy ruszają do centrum miasta. Ciało chłopca niosą na czele pochodu na drzwiach pod siedzibę Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni. Próbują podpalić gmach. Padają kolejne strzały. Na kanwie tych wydarzeń powstała słynna „Ballada o Janku Wiśniewskim”.

Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni
Dzisiaj milicja użyła broni,
Dzielnieśmy stali, celnie rzucali.
Janek Wiśniewski padł.

Według oficjalnych danych, tego dnia od kul, głównie rykoszetów, ginie 18 osób. W sumie na Wybrzeżu zabito 45 osób, 1165 jest rannych, milicja i wojsko zatrzymuje około 3 tys. osób. Historycy szacują, że ofiar było znacznie więcej.

Przez kolejne dni trwają demonstracje w Elblągu i Szczecinie. Akcja strajkowa rozszerza się na cały kraj, co doprowadza do kryzysu partyjno-rządowego. 20 grudnia ustępuje znienawidzony Władysław Gomułka. Na stanowisku I sekretarza KC PZPR zastępuje go popularny wówczas na Śląsku Edward Gierek. Funkcję premiera przestaje też pełnić, po 20 latach, Józef Cyrankiewicz. Jednak dopiero kolejne protesty w lutym 1971 roku sprawiają, że nowa ekipa cofa podwyżki cen.

Fot. Ewa Ziółkowska

Minęło dziesięć lat. W sierpniu 1980 roku strajkujący ponownie stoczniowcy Trójmiasta, jako jeden z ważniejszych postulatów, wysunęli wzniesienie pomników Ofiar Grudnia’70 w miejscach, gdzie padli zabici. Przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej (wówczas im. Lenina), tam, gdzie poległo dwóch stoczniowców, robotnicy wznieśli drewniany krzyż. Już następnego dnia po zakończeniu strajku i podpisaniu Porozumień Sierpniowych powstał Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców. Rozpoczęto publiczną zbiórkę pieniędzy i rozpisano konkurs na pomnik. Autorem wybranego projektu jest inż. Bogdan Pietruszka, konstrukcję opracował inż. arch. Wiesław Szyślak, a wykonanie elementów rzeźbiarskich powierzono pracowni Elżbiety i Roberta Peplińskich. Prace miały trwać zaledwie 106 dni, ponieważ termin odsłonięcia ustalono na 16 grudnia. Pracowano w dzień i w nocy. Przy obecnym placu Solidarności 6 grudnia nastąpiło wmurowanie kamienia węgielnego w obecności rodzin poległych, duchowieństwa, przedstawicieli władz, stoczniowców i mieszkańców Trójmiasta. Z budową udało się zdążyć. Stanął potężny monument, nazywany Pomnikiem Trzech Krzyży. Na lekkim wzniesieniu ustawiono obok siebie trzy wysmukłe, 42-metrowe krzyże z blachy chromoniklowej. Do ich poprzecznych ramion przymocowano mosiężne kotwice jako znaki nadziei. U podstawy umieszczono siedem płaskorzeźb odlanych w brązie. Przedstawiają sceny z życia i pracy stoczniowców, obrazują tragedię Grudnia’70 i powstanie „Solidarności”. Krzyże symbolizują trzy polskie protesty robotnicze z lat 1956, 1970 i 1976. Pod pomnikiem stale płonie znicz. Tłem jest ściana pamięci z napisem: „Pan da siłę swojemu ludowi. Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju” (Psalm 29; 11, tłum. Czesław Miłosz).

W Gdyni, na placu między stacją kolejki a stocznią (wtedy im. Komuny Paryskiej) także stanął pomnik Poległych Stoczniowców, którego autorem był arch. Stanisław Gajda. Na kamiennej podstawie w kształcie krzyża umieszczono wykonaną ze stali liczbę-rok: 1970, przy czym cyfra 7 obrazuje padającego od kul człowieka. Pomnik wznieśli robotnicy gdyńskiej stoczni. Odsłonięcie nastąpiło w rocznicę tragedii – 17 grudnia 1980 roku. Planowano także wzniesienie monumentalnego pomnika przed siedzibą Urzędu Miasta. Wprowadzenie stanu wojennego uniemożliwiło ten zamiar. W 1993 roku, 23 lata po grudniowej tragedii w centrum Gdyni powstał trzeci pomnik – 20-metrowy stalowy krzyż. Jego poprzeczne ramię stanowi kompozycja złożona z 23 mniejszych równoramiennych krzyży. Ich liczba odpowiada czasowi oczekiwania na to upamiętnienie. Projekt był wspólnym dziełem prof. arch. Ryszarda Semki, artysty rzeźbiarza Sławoja Ostrowskiego i arch. Jana Necla.

Akt erekcyjny gdańskiego pomnika zawiera następujące przesłanie: „Na wieczną Rzeczy Pamięć. W tym miejscu 16 grudnia 1970 roku zginęli śmiercią męczeńską Polacy, mieszkańcy Trójmiasta. W dziesięć lat później, podczas akcji strajkowej w sierpniu 1980 roku, stoczniowcy gdańscy wywalczyli prawo wzniesienia im pomnika. Pomordowanym – na znak wiecznej pamięci. Rządzącym – na znak przestrogi, iż żaden konflikt społeczny w Ojczyźnie nie może być rozwiązany siłą. Współobywatelom – na znak nadziei, iż zło może zostać przezwyciężone. Wzniesienie tego pomnika było obowiązkiem tych, którzy pozostali – dla tych, którzy przyjdą. Ma on dawać świadectwo przeszłości i być drogowskazem na przyszłość”.

Odsłonięcie monumentu było wielką państwowo-religijną uroczystością i manifestacją patriotyczną. Przybyło tysiące ludzi z całego kraju i z zagranicy. Wzruszeniu i podniosłemu nastrojowi towarzyszyło głębokie poczucie wspólnoty, świadomość, że oto nam Polakom udało się razem, solidarnie przezwyciężyć komunistyczne zniewolenie. Jak było to złudne, okazało się już rok później. 13 grudnia 1981 roku gen. Jaruzelski wprowadził stan wojenny, który pociągnął za sobą kolejne ofiary. Władza znów sięgnęła po broń…

Nie płaczcie matki, to nie na darmo,
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą,
Za chleb i wolność, i nową Polskę
Janek Wiśniewski padł.

Ewa Ziółkowska
Tekst ukazał się w nr 23–24 (243–244) 18 grudnia 2015 – 14 stycznia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X