Gaz nadal nie płynie

Czy zbliża się nowe Monachium? Kto chce ukraść… Ukrainę

Co zrobić żeby w Polsce zapanował wreszcie porządek? – zapytano kiedyś znanego w międzywojennej Warszawie erudytę, filozofa, a takoż sybarytę Franca Fiszera.

– Trzeba rozstrzelać czterdzieści tysięcy łajdaków!
– A jak się tylu nie znajdzie?
– To się dobierze z uczciwych!

Kiedy się słucha niektórych wypowiedzi prominentnych przedstawicieli Unii Europejskiej trudno oprzeć się wrażeniu, że przyjęli taką właśnie filozofię.

Niechęć do określenia winnego w niby to gazowym sporze, który dawno już wyszedł poza ramy lokalnego konfliktu pomiędzy Ukrainą i Rosją, daje świadectwo nieprzygotowania do sytuacji kryzysowych i niezrozumienia procesów zachodzących na wschodzie kontynentu.

Stara Europa nie rozumie Rosji, zachodzących tam procesów i stosowanych przez nią metod. Z trudem też przyjmuje doświadczenia nowych członków Unii, kładąc ich poglądy na karb rusofobii i narodowych kompleksów. Z trudem też przyjmuje doświadczenia nowych członków Unii, kładąc ich poglądy na karb rusofobii i narodowych kompleksów

Tymczasem koncepcja zbudowania dobrobytu na terytorium szczelnie odgrodzonym od świata złotym płotem właśnie ponosi porażkę. Tak samo jak wiara, że wystarczą ustępstwa, a za płotem zapanuje wieczysta szczęśliwość. Już kiedyś jeden z europejskich polityków, wracając w 1938 roku z Monachium, obwieścił: „przywiozłem wam pokój”. Potem był rok 1939 i początek II wojny światowej.

Europa powinna się obudzić i podjąć zdecydowane działania, przede wszystkim w swojej własnej obronie. W obronie własnego bezpieczeństwa energetycznego, jakie nie jest możliwe bez wyjścia za płot. Bez przedstawienia swoim partnerom na wschodzie, w tym Ukrainie, jasnej, wspólnej perspektywy. I wspólnych działań – już dziś.

Ten proces jest trudny, szczególnie gdy sytuacja w samej Ukrainie jest skomplikowana, a nad wszystkimi wisi kryzys gospodarczy. Ale nie da się odłożyć sprawy do „lepszych czasów”. Jeżeli tak by się miało stać, nie nastąpią one nigdy.

Marcin Romer
Tekst ukazał się w nr 1 (77) 16-31 stycznia 2009

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X