Flora i Wanda Bogdani – okruchy z dziejów XIX-wiecznego muzycznego Lwowa Teatr Skarbkowski, 1873

Flora i Wanda Bogdani – okruchy z dziejów XIX-wiecznego muzycznego Lwowa

Na darmo szukać fotografii pani Florentyny Kleczkowskiej z d. Weidner (Waydner). Może skrywają się gdzieś w archiwach, a może raczej w rodzinnych kuferkach? Nie znała jej wielka scena operowa we Lwowie, wiedziano jednak o jej dobrze przyjmowanych i oklaskiwanych występach w operze w Hermannstadt (Sybin) w Siedmiogrodzie, na koncertach w Wiedniu, na scenie teatru w Krakowie. Lwowscy melomani poznać mogli jej głos podczas bardziej kameralnych występów. Z całą pewnością wiadomo o jednym z nich – w sali Towarzystwa Muzycznego podczas koncertu dawanego 2 listopada 1846 r. przez wirtuoza fortepianu i kompozytora Oskara Pfeiffera (lwowianina z urodzenia, syna słynnej podróżniczki Idy z d. Reyer i prawnika Antoniego).

„Wybór aryj odśpiewanych był bardzo szczęśliwy, w obu bowiem najlepiej odbić się mogła piękna jej metoda cieniowana uczuciem (…). I ta to metoda właśnie dodaje najwięcej powabu jej głosowi, którego granice nikną w dźwięcznej, rzec by można słowiczej modulacji jego” – pisał recenzent „Gazety Lwowskiej”, dodając z radością, że artystka będzie udzielać lekcji śpiewu we Lwowie. Jednakże panna Flora (Joanna Florentyna) wkrótce, po wyjściu za mąż, porzuciła karierę sceniczną i – jak się wydaje – lekcji śpiewu nie udzielała. Czy żałowała swojej decyzji? Być może, bowiem stwierdziwszy, że jej córka Wanda (Wiktoria Wanda) odziedziczyła po niej talent, piękny głos i skłonność do sceny, nie stanęła jej na drodze, pozwoliła na kształcenie muzyczne i występy zawodowe.

Wanda von Bogdani

Nie, Flora nie wyszła za mąż za Franciszka Ksawerego Kleczkowskiego w Tarnowie – jak chce Krystyna Grzybowska w swojej sadze rodzinnej „Estreicherowie: Kronika rodzinna”. Ślub odbył się pięknego czerwcowego dnia 1847 r. w lwowskiej bazylice. Zaślubinom dojrzałej już nieco pary świadkowali Włodzimierz hr. Dzieduszycki i August Wysocki, adwokat i znany bibliofil lwowski. Znajomość świadków z panem młodym datowała się od dawna. Pan Kleczkowski należał do wielkich miłośników książek a dom adwokata w tym czasie stanowił ośrodek życia kulturalnego miasta; jak magnes przyciągał jego księgozbiór, który Wysocki chętnie udostępniał przyjaciołom. A było w czym wybierać, bowiem bibliofil miał nieosiągalne gdzie indziej nowości wydawnicze. W mieszkaniu Wysockiego przy pl. Halickim gromadzili się wszyscy ówcześni literaci, bywał tu i Seweryn Goszczyński, i August Bielowski, i Lucjan Siemieński, Józef i Leszek Borkowscy, a i Franciszek Smolka i wiele innych znakomitości. Hrabia Dzieduszycki zaś był pana Franciszka… wychowankiem. Wiele zawdzięczał hr. Dzieduszycki swemu dawnemu guwernerowi, z którym spędził 10 lat nauki domowej. To w jego towarzystwie jako nastoletni młodzieniec odbywał dla uzupełnienia wiedzy, poznania zbiorów przyrodniczych i nabrania ogłady towarzyskiej podróże po Europie m.in. do Paryża i Getyngi (1840), Warszawy (1842), Moguncji i ponownie Paryża (1845). Nic więc dziwnego, że hrabia Dzieduszycki chętnie mu świadkował, a rok później wraz z hrabiną Celiną ze Śląskich Dębicką oraz Augustem Wysockim i Anielą Darowską trzymał córkę pp. Kleczkowskich do chrztu. Chcąc też odwdzięczyć się guwernerowi za trudy i życzliwość, objąwszy po śmierci ojca zarząd majątków, oddał p. Franciszkowi w dożywocie dwie piękne wsie – Skoromochy i Walawkę w Sokalskim.

 

Afisz, Flora Bogdani

Florentyna Weidnerówna kształciła swój głos u Giovanniego Gentilhuomo. Na scenie występowała pod artystycznym pseudonimem Bogdani. W Krakowie występowała od czerwca 1845 r. do lutowych wypadków 1846 r. w partiach „pierwszej śpiewaczki”. Po raz pierwszy stanęła przed krakowską publicznością 12 czerwca 1845 r. podczas koncertu urządzonego przez teatr na tzw. „Akademii Muzykalno-Wokalno-Dramatycznej”. Na afiszu zaznaczono, iż jest Polką, w błąd bowiem mogłoby niektórych wprowadzić jej nazwisko: Weidner. Flora była córką c.k. komisarza cyrkularnego, a od 1818 r. sekretarza gubernium we Lwowie p. Walentego Ksawerego Weidnera (Waydner, Weydner) i Anny Halasz (Halasch) de Fischenbach, córki c.k. urzędnika cyrkularnego. Czy Flora urodziła się – jak podaje „Encyklopedia teatru polskiego” – w Bolechowie k. Stryja nie jest rzeczą pewną, bowiem nie udało się jeszcze dotrzeć do metryk, jednak wydaje się to o tyle mało prawdopodobne, że jej ojciec wcześniej był kolejno na posadzie komisarza cyrkułu myślenickiego, a potem sądeckiego. Natomiast jej siostra Anna i brat Walenty Józef urodzili się już we Lwowie.

 

Panna Flora Bogdani występowała m.in. w „Normie” Belliniego, „Niemej z Portici” Aubera, „Belizariuszu”, „Fra Diavolo”, „Zampie”. Podziwiano jej wspaniały sopran o wielkiej skali i grę dramatyczną. Karol Estreicher w swoich „Teatra w Polsce” pisał: „Ułożenie jej bardzo szlachetne, postać udatna, wzrost okazały, sceniczny, głos ślicznie wyrobiony, perlisty, melodyjny”. „Młoda, jeżeli nie uderzająco piękna, to figury pełnej, ale kształtnej; miłej twarzy i jasnym rumieńcu”; „wyrazista, ruchliwa i tryskająca dowcipem imponowała wykształceniem, kulturą towarzyską, bystrością umysłu i niemal męską energią”. Czy dziwić się można, że szybko znalazł się adorator? Jej urokowi uległ urzędnik krakowskiego magistratu, nieco kochliwy Julian Estreicher. Lecz cóż, panna Flora miała już narzeczonego, pana Kleczkowskiego. Zapewne był to właśnie wspomniany już Franciszek Ksawery, z którym stanęła przed ołtarzem. O istnieniu tego nieco tajemniczego narzeczonego wiadomo na razie jedynie z zeznań jednego ze świadków podczas śledztwa prowadzonego przeciw pannie Florze, oskarżonej o udział w spisku antyaustriackim. Głośno było zresztą w Krakowie o wydanym przez nią balu, na którym – według niektórych – zamierzano otruć austriackich oficerów milicji; powiadano że „w dniach rewolucji brała w niej czynny udział; że widziano ją w stroju Krakuski na ulicach, że w szpitalu i na odwachu głównym wygłaszała podburzające mowy na rzecz Polski, że opatrywała powstańców itp.”. Tak zeznawał w śledztwie pewien oficer… Jednakże dzięki zeznaniom innych licznych świadków Flora została uwolniona z zarzutu popełnienia przestępstwa kryminalnego, jednak decyzją administracyjną wydalona z Krakowa.

Po ślubie pani Flora zajęła się domem i wychowaniem córki. Kondycja majątkowa pp. Kleczkowskich musiała być zupełnie niezła, bowiem w 1860 r. pani Flora nabyła we Lwowie piękną kamienicę przy ul. Trybunalskiej 10 (dawny numer 61; mieścił się tam przez lata hotel „Pod Trzema Koronami” prowadzony przez Wilhelma Breitmayera).

W ślady matki śpiewaczki poszła urodzona we Lwowie córka, panna Wanda. Niestety i tu „Encyklopedia teatru polskiego” i inne źródła podają błędną datę jej urodzenia, „odmładzając” o całe 3 lata. Wiktoria Wanda przyszła bowiem na świat w kwietniu 1848 r. Dzieciństwo spędziła w majątku rodziców w pow. sokalskim, a po śmierci ojca (1866) przeniosła się wraz z matką do Lwowa. Już jako podlotek występowała podczas kameralnych koncertów. Odziedziczoną po ojcu dość sporą sumkę przeznaczyła za zgodą matki na kształcenie głosu i obydwie panie wyjechały do Wiednia. Brała lekcje u Wilhelminy van Hassel-Barth, Pauliny Viardot-Garcia, Friedricha Wagnera w Wiedniu, potem prof. Lambertiego w Mediolanie.

Znał ją Lwów jako młodziutką „koncertantkę”. W marcu 1867 r. wystąpiła wraz z innymi amatorami w teatrze hr. Skarbka podczas przedstawienia zorganizowanego na dochód Czytelni Stowarzyszenia Młodzieży Handlowej. Odegrano wówczas trzy sztuki: 1-aktowe komedie „List”, „Kobiety płaczące” i 1-aktową operę komiczną „Łobzowianie”. „Do uprzyjemnienia wieczoru” – jak pisano – „nie mało przyczyniła się panna Kleczkowska, która swym czystym, pełnym i dźwięcznym głosem odśpiewała Mendelssohna „Na skrzypcach mojej pieśni” i Schuberta „Des Mädchens Klage”, tudzież dwójśpiew Donizettiego „Adio” z panem Niedzielskim. Oboje obsypani zostali hucznymi oklaskami i na żądanie powtórzyli duet”.

Wanda von Bogdani

Na zawodowej scenie Wanda Kleczkowska debiutowała już w dwa lata później w listopadzie 1869 r. w Ołomuńcu w partii Małgorzaty w „Fauście” Charlesa Guonoda, a w styczniu 1870 r. wystąpiła dwukrotnie w Monachium. Jej rola Rozyny w „Cyruliku sewilskim” Rossiniego zwróciła uwagę publiczności i krytyków, choć podkreślano, że choć głos ma czysty to jeszcze „niewielki”, nie nadający się na wielką scenę. Z czasem partia Rozyny stała się popisowym numerem… Stałego angażu do Hoftheater wtedy nie dostała – proponowano jej rolę subretki, lecz ona aspirowała do ról śpiewaczki dramatycznej. Dostrzegła ją jednak dyrekcja Teatru Miejskiego we Frankfurcie nad Menem i zaangażowała na trzy lata jako śpiewaczkę koloraturową. Zbierała tam zasłużone oklaski m.in. jako Zuzanna w „Weselu Figaro”. Gościnnie występowała w Genui, Bolonii, Parmie, Berlinie, Turynie, Poznaniu (na obu scenach – niemieckiej i polskiej), Paryżu – błyszcząc w Théâtre italien de Paris. Paryskie sklepy z nutami pełne były jej fotografii… Występowała to pod nazwiskiem panieńskim Kleczkowska, to pod przejętym po matce pseudonimem Bogdani. Lwowska „Gazeta Narodowa” donosiła o jej występach na scenach europejskich, zawsze podkreślając iż jest lwowianką i zachwycając się pięknym, wyrobionym głosem śpiewaczki, jej wdziękiem i powabem, a także wyrażając nadzieję, że ją usłyszy na scenie polskiej również lwowska publika. I Lwów się doczekał – w grudniu 1874 r. Dał się porwać – jeśli wierzyć lwowskiej prasie – jej pięknemu mezzo-sopranowi i grze aktorskiej, zachwycają się jej wspaniałą Rozyną, a zwłaszcza wykonaniem bolera „La veritable Manola” Emila Bourgeois. A 12 lat później, w 1886 r., Lwów poznać ją miał już jako wytrawną artystkę zawodową – panią Wandę hrabinę van der Meere, żonę Belga hr. Charlesa van der Meere, którego poślubiła w sierpniu 1875 r. w Wiedniu. Lwowscy melomani zachwycili się: „Głos pani van der Meere jest dźwięczny i nader sympatyczny, koloratura świetna, szkoła znakomita, a intonacya czysta. Specyalnością tej skończonej artystki są nader pięknie wykończone szczegóły i szczególiki, czystość śpiewu, lekkość i porywająca piękność w pianach i pianissimach; jej staccata są równe jak perełki, a jej wzorowe przejścia z mezza-voce do forte i odwrotnie budzą podziw znawców”. Podobały się w jej wykonaniu i mazurki Chopina, i arie operowe, jak jej popisowa partia Rozyny z „Cyrulika sewilskiego”. Prasa cytowała też opinie recenzentów z zagranicy, cytując m.in. antwerpski „Le Precurseu”: „Pani Van der Meere nie śpiewa tak jak cały świat śpiewa; ona imponuje raczej swym śpiewem, niż czaruje. Głos jej o skali bardzo rozległej i dźwięku szczególnego podnieca raczej niż kołysze, jest bardziej nerwowym niż pieszczotliwym. Artystka wokalizuje łatwo i wiele, lecz z pewną właściwą sobie ciętością i fantazją. To rzuci całą serię nut, atakowanych z zadziwiającą pewnością, to znowu podtrzymuje bez końca nutę niesłychanie wysoką, którą intryguje publiczność, to znowu niespodziewanie, wraz z ruchem głowy, pełnym gracji i stanowczości przechodzi do pierwotnego motywu. Pani Van der Meere traktuje także tak zwane „echa” o ustach zamkniętych w sposób wprowadzający w prawdziwe złudzenie”.

Kasyno Miejskie

Wystąpiła w sali Kasyna Mieszczańskiego podczas koncertu dobroczynnego na rzecz rodziny po zmarłym Janie Lamie, zaśpiewała m.in. specjalnie dla niej skomponowaną przez Marcelego Madejskiego pieśń do słów Zaleskiego „Przy krosienkach”, i wzięła udział w koncercie zorganizowanym przez Galicyjskie Towarzystwo Muzyczne – i pod batutą dyrektora K. Mikulego – w gmachu teatralnym.

ul. Trybunalska, 1912

Koncertów we Lwowie dała Wanda van der Meere kilka jesienią 1886 i na początku 1887 r. Zorganizowany jej staraniem w styczniu 1887 r. koncert na dochód Towarzystwa Bratniej Pomocy Słuchaczy Politechniki Lwowskiej, na którym oczywiście zaśpiewała, był bodajże ostatnim danym w rodzinnym mieście. Po występach lwowskich prasa pisała, że jej „śpiew pozostawiał tylko jedno do życzenia – by dłużej być słyszanym”. Zwrócono też uwagę na utalentowaną muzycznie 10-letnią córeczkę pani Wandy, Luizę (Lolę), która zaczęła występować z matką właśnie we Lwowie, wykonując z nią m.in. serenadę Braga.

Wanda van der Meere opuściwszy Lwów, koncertowała jeszcze wiele lat, występując m.in. w Ostendzie, Paryżu, Londynie. Wszędzie zbierała pochwały, i nie jedna osobistość tamtej epoki wspominała o jej występach w swoim dzienniku lub pamiętniku – jak na przykład Lewisa Carroll (autor „Alicji w Krainie Czarów”), który słuchał jej śpiewu podczas angielskiego tournée pani Wandy. Jak się wydaje, śpiewaczka od 1887 r. już nigdy nie zagościła we Lwowie. Kamienica przy ul. Trybunalskiej została sprzedana. Na Cmentarzu Łyczakowskim pozostały groby rodzinne (grób matki Florentyny Kleczkowskiej, znajdujący się w kw. 7, już nie istnieje).

Wanda Bogdani, wizytowka

Zarzucano Wandzie Kleczkowskiej, że nieprawnie posługiwała się tytułem hrabiowskim. W odróżnieniu od matki od początku swej scenicznej kariery przedstawiała się jako „de Kleczkowska” lub „de Bogdani”, posługując się wizytówką z wizerunkiem korony hrabiowskiej. Podczas procesu o długi, jaki wytoczono jej w Wiedniu w 1875 r. (Wandę sąd uniewinnił), była to jedna z istotnych kwestii, jakie podnoszono, wskazując przy tym, że jej „szlachetne urodzenie” nie wynika z metryki. No cóż, póki co jedynym śladem ewentualnego szlacheckiego pochodzenia jest zapis w lwowskiej księdze metrykalnej przy ślubie jej rodziców, gdzie przy nazwiskach obydwojga zapisano „magnificus dominus” i „magnifica domina”. Dopiero jej zamążpójście za Charlesa Ernesta Ferdynanda Roberta hrabiego van der Meere ze znanej, starej belgijskiej rodziny arystokratycznej, ucięły wszelkie plotki.

Anna Kozłowska-Ryś

Tekst ukazał się w nr 4 (416), 27 lutego – 16 marca 2023

X