Europa po serbsku

Europa po serbsku

W tym kraju, gdzie jeszcze przed kilku laty trwała wojna, wszyscy chcą członkostwa w UE, ale obawiają się utraty majątków i niezależności. Jak mieszka się zwykłym ludziom w tym państwie, z jakimi problemami się borykają i jak pogodzić miłość do Rosji z pragnieniem wejścia do Unii badała dziennikarka Kuriera, odwiedzając Bałkany.

…Do kraju wjeżdżam z Węgier tzw. korytarzem drogowym nr 10, który łączy północno- i centralno europejskie państwa z południowymi sąsiadami. Drogą tą można dotrzeć do Grecji, Turcji i dalej – do państw azjatyckich. Co dnia pędzi tędy tysiące aut. Trudno uwierzyć, że przed kilku laty wybuchały tu bomby. To gorzka prawda i dlatego do obcych Serbowie odnoszą się z rezerwą. Dokładnie przeglądają samochody, szczególnie na chorwackich numerach. Do dziś pozostały ostrożność i strach.

Ukraińców tu znają, bo wielu z nich mieszka w autonomicznym kraju Wojewodzinie, ale większą sympatię czują do Rosjan, których tu nazywają „braćmi”. Po kontroli korytarzem nr 10, przypominającym lepsze drogi na Ukrainie, jedziemy dalej. Serbowie mówią, że tą ważną arterię, łączącą Europę z Azją, odnowiono tylko częściowo. Całkowicie wyremontować drogę na razie jest nierealnym.

„Pomogła by nam w tym i Europa – mówi Zoran Markowicz, przedsiębiorca z niewielkiego uzdrowiska opodal Nowego Sadu, zapraszając nas do swej „kuczi” – własnego domu. – My Serbowie otoczeni jesteśmy Europą, dlatego nie mamy się gdzie podziać i musimy tam być. Ale Europa wymaga od nas uznania politycznej i terytorialnej niepodległości Kosowa. Ale to przecież nasze odwieczne ziemie”.

 

Mężczyzna ma niewielką firmę transpotową. 40-letni Zoran i jego 35-letnia żona Milica objeździli całą Europę, zarabiając na własną firmę w różnych krajach. Serbowie maja prawo wolnego podróżowania po tzn. „białym Schengen”. Jednak ze znalezieniem dobrej pracy w Holandii, Belgii czy Niemczech są trudności. Tam podobnie, jak i pracownikom z Ukrainy, płacą mniej. Z zagranicy Serbowie przekazują pieniądze rodzinom i bliskim. Część wraca do domu i otwiera swój biznes, lub chętnie idzie na państwową posadę, bo tam jest stabilna pensja – 200-300 euro.

 

Takiego rodzaju ślady wojny można odnaleźć w centrum stolicy Serbii (Fot. Sabina Różycka)Większość młodych Serbów, którzy byli za granicą chce za wszelką cenę tam pozostać. Dlatego są za wstąpieniem Serbii do UE. Dla młodzieży to perspektywa. Starsi do Europy się nie garną. Dlatego rolnicy z miejscowości Karaburma, w okolicy Belgradu, którzy zajmują się hodowlą sałaty, mówią, że nie chcą, aby zabierano im ziemię, zmuszano niszczyć sadzonki, wyrżnąć kozy, woły i owce, a nawet zaznaczyć drzewa. Chociaż ludzie, którzy maja dużo ziemi, cieszą się, że otrzymają dopłaty rolne. Ale takich osób w Serbii nie tak wiele. Większość ciężko pracuje na niewielkich poletkach.

 

Głównie hodują tu kukurydzę, różne gatunki papryki, fasoli, pomidorów, ogórków, kapusty, sałaty, czosnek i cebulę. W sadach rosną jabłka, gruszki, śliwki, pigwa, morele, brzoskwinie. W każdym obejściu traktor, czasem dwa i inne maszyny rolnicze. A i w miastach do techniki Serbowie maja stosunek poważny – mieszkania mają „nafaszerowane” różną techniką i często ją wymieniają. Jest to punkt honoru mężczyzn, żeby swojej rodzinie zapewnić najnowszą generację sprzętu, nawet za cenę zadłużenia.

Nie są wymagający w jedzeniu, chociaż posiedzieć, pogawędzić i poszumieć z przyjaciółmi bardzo lubią. W każdej chacie chętni gości częstują kilkoma potrawami z fasoli, kaczamakiem – kaszą kukurydzianą z masłem, śmietaną i posypaną serem, oraz poparą – pokruszonym w ciepłe mleko chlebem. I nieodmiennie proponują aromatyczną kawę. Największe przyjęcia są podczas tzn. „sławy” – dnia patrona domu, rodziny, firmy, instytucji, czy szkoły. Wtedy Serbowie w cerkwi święcą tradycyjne kołacze, a w domu organizują wspaniałe przyjęcia. Jeżeli trafiliście do Serbów na „sławę” – to przygotujcie się na kilka dni gościny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X