Dziecinada

Dziecinada

Fot. unian.uaGra w przegrane
Z czasem okazało się, że tak naprawdę, sowieccy rodzice nie umarli i wciąż pozostają nieopodal. Przepoczwarzyli się w nową państwową i ekonomiczną elitę. Na Ukrainie zapanował system oligarchiczny. Losy całego państwa znalazły się w rękach kilkudziesięciu cynicznych i bajecznie bogatych ludzi. Jedyne, co mogło by uratować Ukraińców – to wewnętrzne antagonizmy w klanach bogaczy. Ale nie stało się tak, jak można było sobie wymarzyć. Rozpoczęła się gra na życie i śmierć pomiędzy rosyjskimi i ukraińskimi oligarchami. W Rosji, dzięki olbrzymim zasobom naturalnym, odbyło się złączenie władzy państwowej i wielkiego kapitału. Kiedy proces ten powiódł się ostatecznie, Rosja gwałtownie zmieniła swoją politykę względem Ukrainy. Zastosowano nie tylko energetyczny szantaż, ale i totalny atak ideologiczny pod przykrywką tworzenia jedynego poglądu na naszą wspólną przeszłość historyczną i przepychanie idei „russkiego miru” (ruskiego świata – red.).

Przy pomocy widocznych znaków-wytrychów, takich jak „wielka wojna ojczyźniana” i „zwycięstwo nad faszyzmem”, Rosja zaczęła znaczyć swój teren. Okazuje się, że przez lata niezależności Ukraińcom, chociaż połowiczne, udało się jednak odejść od sowieckiego kanonu historycznego. Jednak nowy ukraiński kanon nie odznaczał się szczególną pieczołowitością i porządkiem. Charakteryzują go antysowieckość i nacjonalizm według wzorca lat 30-40 XX wieku.

Polityka historyczna forsowana przez najbardziej „proukraińskiego” prezydenta Wiktora Juszczenkę była dziecięco naiwna, a w niektórych wypadkach nawet nieprawdziwa. Wiktor Juszczenko, jako prawdziwy narodowy neofita, uważał, że historię można „przepisać” podpisując odpowiednie ustawy prezydenckie. Wydawało mu się, że gdy świat dowie się o tragicznym losie Ukraińców, zaraz ich polubi i przyjmie do swego grona. Naturalnie, stałe podkreślanie antysowieckiego ukierunkowania konceptu politycznego nie mogło nie doprowadzić do konfliktu z Rosją, która akurat weszła w etap odbudowy swojego imperium. Polityka pamięci Wiktora Juszczenki nie mogła nie podgrzać konfliktów w społeczeństwie ukraińskim. Coraz bardziej rozdzielała je i czyniła podatnym na manipulacje wszelkiej maści technologów od polityki.

Taka polityka nie mogła być na dłuższą metę tolerowana przez sąsiadów Ukrainy. Gloryfikacja Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, które Polacy uważają za organizacje zbrodnicze i terrorystyczne, nie sprzyjało ustaleniu dobrych stosunków z najbliższym państwem członkowskim UE. Nie pomogła tu nawet jedność poglądów prezydentów Kaczyńskiego i Juszczenki co do putinowskiej Rosji. Ze strony Polski rozległy się głosy protestu przeciwko przyznaniu tytułu bohatera Ukrainy zarówno Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi, jak i gloryfikacji UPA, która przyczyniła się do mordów na ludności polskiej na Wołyniu latem 1943 roku. Ukraińcy nie ustają w tłumaczeniach, że mają swoją prawdę, swoich bohaterów i sąsiedzi nie mają co się wtrącać w ich politykę wewnętrzną.

I tu znów mamy przykład dziecinnego podejścia Ukraińców do współczesnego świata. Przez długi czas udawało im się „nie zauważać”, że we współczesnym cywilizowanym świecie istnieją ostre kontrasty. Współczesny świat uważa za absolutne zło nazizm, faszyzm, Trzecią Rzeszę, SS, Wermacht i zbrodnie przeciw ludzkości w czasach II wojny światowej. Rzeczy te nie podlegają dyskusjom i nie jest przyjęte doszukiwanie się w nich wyjątków. Dlatego nikt z odpowiedzialnych europejczyków nie rozumie „dziecinnych wybryków” zachodnich Ukraińców, czynionych przez nich „u siebie w domu” na „swej, danej przez Boga ziemi”.

Mowa tu o gloryfikacji dywizji SS Galicja, ustawianie pomników, tablic pamiątkowych, zmianie nazw ulic. Żaden odpowiedzialny polityk niemiecki nie zrozumie, jak można dzisiaj pośmiertnie nagradzać najwyższym odznaczeniem państwowym Hauptmana Wermachtu. Przy tym znów naiwnie można udawać, że został nagrodzony nie za służbę w Wermachcie i pacyfikacje ludności Białorusi, ale za to, że był dowódcą UPA.

Z zasady prowadząc taką politykę pamięci, jej inicjatorzy próbują ukryć niektóre skróty i przekładają na język ukraiński ustalone nazwy niemieckie. Przypomina to bardziej zabawę w chowanego, aniżeli działania osoby odpowiedzialnej. Usuwanie skrótu SS z nazwy dywizji Galicja nie zmieni jej sensu. Jak nie zmieni sensu przekład nazwy batalionu „Nachtigal” na ukraińskiego „Słowika”. Nikt na świecie nie będzie słuchał dziecięcego bełkotu, że nasza SS – to nie ta SS, gdzie służyli aryjczycy, a trochę inna. Jeśli nikt tego nie zrozumie, po co to robić? Dlatego, żeby uczcić pamięć młodych ludzi, którzy w sytuacji bez wyjścia, nie mając nadziei na przyszłość, jednak zdecydowali się wziąć broń do ręki i mieli nadzieję, że stanie się cud i sytuacja zmieni się na ich korzyść? Tak, ale tu wystarczy pamięć społeczna, nie trzeba głośnych fanfar i uroczystości na poziomie państwowym.

Jeszcze dwa aspekty chciałoby się poruszyć w tym artykule. Pierwszy dotyczy różnicy pomiędzy uczczeniem pamięci poległych na poziomie społecznym i państwowym. Inną rzeczą jest, gdy Studenckie Bractwo pod koniec lat 80. XX wieku postanowiło uporządkować pole bitwy pod Brodami, gdzie Dywizja SS Galicja walczyła z Armią Czerwoną, a zupełnie inną – gdy na poziomie państwowym tworzy się pompatyczny panteon dla niechby nawet ukraińskich, ale jednak SS-manów. Inną rzeczą jest uczczenie UPA, która walczyła o niezależną Ukrainę i zupełnie inną – stawianie pomnika w Równem Klimowi Sawurowi – osobie odpowiedzialnej za ludobójstwo Polaków na Wołyniu. Przenosząc wszystkie akcje na poziom państwowej polityki historycznej, trzeba pamiętać o odpowiedzialności za swoje czyny.

Drugi aspekt dotyczy nowej tendencji w niemieckiej polityce historycznej. Od niedawna eksperci zauważyli, że Niemcy są zmęczeni samodzielnym niesieniem ciężaru odpowiedzialności za zbrodnie nazizmu. Tu i ówdzie pojawiają się publikacje i filmy, w których Niemcy sygnalizują światu, że w tej haniebnej sprawie nie byli osamotnieni, a mieli wiernych pomocników. Coraz częściej jako pomocnicy wymieniani są Ukraińcy. Mówią, że bez ich pomocy Niemcy nie mogli by uporać się z takim zakresem „pracy”. Co na to Ukraińcy? Oczywiście, są oburzeni. Ukraińcom nie podoba się postać ukraińskiego policjanta w filmie „Nasze matki, nasi ojcowie”. Na różnych forach, w sieciach społecznych odbywają się zaciekłe dyskusje, gdzie przytaczane są ważkie argumenty, że zbrodniczy system nazistowski na nasze ziemie przynieśli Niemcy, że wszystkim sterował nazistowski system ideologiczny, a Ukraińcy jedynie ze względu na możliwość przeżycia godzili się na współpracę.

Wszystkim tym argumentom można byłoby uwierzyć, gdyby nasza rzeczywistość im nie przeczyła. Nie jest tajemnicą, że niegdysiejsza SNPU (Socjal-Nacjonalistyczna Partia Ukrainy – red), obecnie OZ „Swoboda”, w zewnętrznej atrybutyce wzoruje się na NSDAP. Tak samo, nie trzeba zagłębiać się w literaturę specjalistyczną, żeby zobaczyć bezpośrednie analogie w przebiegu „Święta bohaterów” z nazistowskimi defiladami z okresu Trzeciej Rzeszy. Pochód z pochodniami na cześć bohaterów Krut we Lwowie, a obecnie i w Kijowie, może służyć za wspaniałą ilustrację podobnych pochodów w nazistowskich Niemczech. Szczytem tej „polityki historycznej” jest „święto haftowanych koszul”, będące naprawdę pochodem pod nazistowskimi runami na cześć dywizji SS Galicja. Młodzież kroczy w nim pod nazistowskimi symbolami, przedstawionymi na plakatach z portretami oficerów SS skandując „Galicja – dywizja bohaterów!” i „Sława narodowi! Śmierć wrogom!”. Pozostaje pytanie – kim są ci wrogowie? Czy nie mogliby organizatorzy pochodu bardziej precyzyjnie określić ich koło? Bo nazistowska symbolika i sama formacja, którą czczą, jakoś jednoznacznie kojarzy się z Trzecią Rzeszą.

Nie pozostają w tyle władze trzech galicyjskich województw, które na wyścigi spieszą ogłosić 8 maja dniem żałoby ofiar II wojny światowej. Znów nasuwa się analogia z Niemcami. Cały świat 8 maja obchodzi święto zwycięstwa nad nazizmem, a jedynie ci, którzy byli po stronie narodowego socjalizmu – „dzień pamięci”. Co chcą tym zademonstrować rady miejskie, rekrutujące w swojej większości z organizacji „Swoboda”? Że Ukraina była satelitą faszystowskich Niemiec? Naturalnie musimy całkowicie odciąć się od obchodów stalinowskiego „dnia zwycięstwa”, ale po co od razu pchać głowę w pętlę niemieckich zbrodniarzy?

Mimo wszystko, dziwna jest ta „dziecinada” współczesnych ukraińskich radykalnych nacjonalistów. Z jednej strony, można ich zrozumieć: pragną przyjść do władzy i wykorzystując całość historycznych dekoracji, zmobilizować elektorat. Z drugiej strony wynika kwestia: a co to za elektorat, któremu można dogodzić uczczeniem dywizji SS, formacji Wermachtu i wykorzystaniem nazistowskiej symboliki? Na razie układa się to w taką sobie grę w przegrane, w której wszyscy znajdują korzyść. Niemcy mają z kim podzielić się odpowiedzialnością za dokonane zbrodnie, a Rosjanie otrzymują wspaniałe pole do dalszej „walki z nazizmem”. Proces trwa.

Ukraińska wersja artykułu ukazała się na lwowskim portalu zaxid.net

Wasyl Rasewycz
Tekst ukazał się w nr 9 (181) 17 – 30 maja 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X