Działalność Polskiej Organizacji Wojskowej w Stanisławowie (1918–1919). Część 1 Pierwszy polski patrol na ulicach Stanisławowa. 25 maja 1919 r., NAC, sygn.1-H-364

Działalność Polskiej Organizacji Wojskowej w Stanisławowie (1918–1919). Część 1

Wojna ukraińsko-polska 1918–1919 zaostrzyła antagonizmy między walczącymi stronami, a zarazem narodami. W tym czasie prasa po obu stronach konfliktu była przepełniona publikacjami i doniesieniami o przypadkach nieludzkiego traktowania więźniów i internowanych. W szczególności wskazywano na bicie i zastraszanie, trudne warunki przetrzymywania, złe odżywianie. Ponadto informowano o występowaniu różnych chorób zakaźnych.

Po zaprzestaniu działań wojennych w Galicji i wycofaniu się Ukraińskiej Armii Galicyjskej (UAG) za rzekę Zbrucz w lipcu 1919 r. polska administracja powołała specjalne komisje śledcze w celu zbadania całości „zbrodni Ukraińców”. W lipcu i sierpniu 1919 r. podobna komisja działała w rejonie stanisławowskim. Na jej czele stał por. dr Januszewski. W jej skład wchodzili: sekretarz – szer. Hamerski, poseł Sejmu Ustawodawczego RP – Szymczak, Delegat Wydziału Okręgowego – hrabia Koziebrodzki, delegat Namiestnictwa Galicyjskiego – komisarz Kuźniewicz, delegat Gminy Miasta Lwowa – komisarz Magistratu Podolka. Komisja rozpoczęła pracę 12 lipca 1919 r. w Rohatynie. Przesłuchiwała świadków i sporządzała raporty. Po Rohatynie komisja przeniosła się do Podwysokiego, a później pracowała w Chodorowie, Wybranówce i Starym Siole nieopodal Lwowa. 22 lipca 1919 r. komisja rozpoczęła pracę w Stanisławowie oraz Niżniowie. Główną uwagę komisji w Stanisławowie zwróciła sprawa śmierci w maju 1919 r. „siedmiu POW-iaków”.

Sztab P. O. W. Stanisławowskiego Okręgu. 1919 r. /Deblessem A., Wspomnienia z prac i walk o polskość Stanisławowa. Ze specjalnem podkreśleniem akcji P.O.W. z czasów 1918–1920, b. m. w. 1934, s. 26

Po ustanowieniu władzy ukraińskiej i proklamowaniu Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL) w listopadzie 1918 r. Polacy ze Stanisławowa i okolic byli ostrożni, a niektórzy nawet wrogo nastawieni do działań młodej ukraińskiej administracji. Polscy kolejarze (około tysiąca osób) odmówili podjęcia pracy, co doprowadziło do niedoborów kadrowych zarówno na stanisławowskim węźle kolejowym, jak i liniach kolejowych odchodzących z miasta. Aby temu zaradzić, sprowadzono do miasta z Kijowa ukraińskich pracowników kolei. Jednak ze względu na trudne warunki pracy z powodu wracających z frontu wschodniego po zakończeniu I wojny światowej wojsk austrowęgierskich i niemieckich, dochodziło do takich przeciążeń w transportach, że doszło do strajku kolejarzy i ostatecznie porzucenia przez nich pracy oraz powrotu do Kijowa. Większość polskich urzędników i nauczycieli, którzy odmówili złożenia przysięgi wierności ZURL, straciła pracę. Z tej okazji Polska Komisja Likwidacyjna wydała specjalne zarządzenie: „Wytyczne dla polskich urzędników państwowych i pracowników pozostających w okupowanej przez Ukraińców Galicji”. Wezwała w niej Polaków do bojkotu współpracy z władzami ukraińskimi, do zwolnienia się ze służby, jednak musieli pozostać w swoich miejscach zamieszkania, aby w razie potrzeby podjąć swoje obowiązki. Oznaczało to, że w przypadku ustanowienia polskiej władzy na tych terenach zaczną działać w nowych warunkach.

Według polskiego historyka Roberta Grajnego wszelkie próby normalizacji stosunków polsko-ukraińskich w ZURL były bezskuteczne. Sami Polacy nie szukali dialogu, a jeśli w ogóle zgodzili się na jakąś formę współpracy z Ukraińcami, to tylko w określonych sferach i czasowo. W większości przypadków – zdaniem badacza – dominowała chęć oporu, która narastała wraz z pojawieniem się polskiego wojska i różnymi „represjami” UAG wobec polskiej ludności cywilnej. W Galicji Wschodniej polscy członkowie podziemia zjednoczyli się w Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Według relacji jednego z informatorów organizacji od 26 lutego 1919 r. w jej szeregach było ok. 3800 członków: 1800 w powiecie tarnopolskim, 240 w samym Tarnopolu, 420 w Trembowli, 200 w Złoczowie, 800 w Stanisławowie, 180 w Stryju i 160 w Czortkowie. Ich zadaniem było przygotowanie demonstracji zbrojnych na terenie swoich powiatów podczas odwrotu wojsk ukraińskich. Równolegle do polskich działań intensywnie pracowała służba kontrwywiadu UAG. Obawiając się możliwości polskiego podziemia wykryła przygotowania do zbrojnego powstania w Złoczowie, które zaplanowano na 28 marca 1919 r. (przygotowania wykryto dzień wcześniej). Konspiratorów mieli wspierać ochotnicy z Brzeżan i Tarnopola oraz polscy oficerowie ze Lwowa. Wojskowy sąd polowy UAG skazał organizatorów i uczestników powstania na karę śmierci (28 osób), co wywołało falę oburzenia wśród Polaków, a przywódcy POW w innych powiatach postanowili zadziałać zdecydowanie w swoich powiatach.

Wydarzenia w Złoczowie wywołały panikę wśród polskiego podziemia w Stanisławowie, ponieważ ukraiński komendant Złoczowa został przeniesiony do stolicy ZURL na podobne stanowisko. Początki stanisławowskich struktur POW sięgają 3 listopada 1918 r., kiedy niewielka grupa polskich oficerów zebrała się na terenie Polskiego Towarzystwa Sokół i postanowiła utworzyć organizację, która mogłaby zorganizować zbrojne powstanie przeciwko Ukraińcom. Początkowo na struktury POW składały się cztery sekcje, liczące łącznie około 300 osób. Pierwszym komendantem organizacji był por. N. Cycon. Broni posiadano sto jednostek „długich” (karabiny), dziewięćdziesiąt „krótkich” (pistolety), zapas nabojów wynosił pięć magazynków na jednostkę. Podstawą polskiego podziemia była młodzież. Organizacyjnie podzielono ich na „dziesiątki”, zgodnie z którymi prowadzili szkolenie wojskowe i szkolenie zbrojne. Gromadzili się w piwnicach i na obrzeżach miasta. Następnym komendantem POW w Stanisławowie był inż. Antoni Deblessem, który powrócił do miasta z Przemyśla pod koniec listopada 1918 r. Prowadząc działalność konspiracyjną nowy komendant postanowił nie angażować do organizacji osób, pozostających w związkach małżeńskich, aby nie narażać rodzin konspiratorów na niebezpieczeństwo (pierwszeństwo miały osoby samotne). Organizacja została podzielona na siedem kompanii liczących po 100 osób każda. Zastępcą komendanta i jednocześnie komendantem 1. kompanii był Czesław Hofmokl, komendantem 2. kompanii Henryk Seidler, 3. – Kazimierz Grodzicki, 4. – Kazimierz Kopytoski, 5. – K. Łoziński, 6. – Władysław Łoziński, 7. – Jan Lis. Adiutantami organizacji byli Babnicki i M. Henisz. Tadeusz Dyńko został mianowany Komendantem Wydziału Wywiadu. Strukturalnie organizacja w Stanisławowie nie miała powiązań z głównymi strukturami POW ani z Wojskiem Polskim, a działała samodzielnie. Dwukrotnie wysyłano kurierów na linię frontu. Jeden z nich, Horodyski, został aresztowany, a Halewski dostał się do komendy głównej POW, ale nie mógł wrócić do Stanisławowa.

Bataljon etapowy P. O. W. w Stanisławowie. 1919 r. / Deblessem A., Wspomnienia z prac i walk o polskość Stanisławowa. Ze specjalnem podkreśleniem akcji P.O.W. z czasów 1918–1920, b. m. w. 1934, s. 75

Wraz z pogorszeniem się sytuacji na froncie ukraińsko-polskim i wycofaniem się UAG nasiliła się działalność POW w Stanisławowie. Wojsko Polskie posuwało się z północy, a 4. Dywizja Strzelców Polskich pod dowództwem gen. Luciana Żeligowskiego, utworzona z Polaków na Kubaniu, posuwała się w kierunku miasta od południa.

Komendant POW w Stanisławowie Antoni Deblessem. Zdjęcie wykonane w 1916 roku w czasie pobytu w rosyjskiej niewoli w m. Czerwony Jar astrachańskiej guberni, ze zbiorów własnych autorów

Stanisławowskie dowództwo POW postanowiło załagodzić istniejącą sytuację w stosunkach polsko-ukraińskich i doprowadzić do bezkrwawego przejęcia kontroli w mieście. W tym celu, za pośrednictwem lekarza Maksymiliana Mondscheina zorganizowano spotkanie z przedstawicielem Ministerstwa Spraw Wojskowych ZURL w Stanisławowie – ppk. Walterem Bemem. Miało ono miejsce 21 maja 1919 r. w gabinecie dr Gustawa Dobruckiego. Ppłk Bem zaoferował swoją pomoc w przejęciu władzy przez Polaków, stawiając dwa warunki – gwarancję jego bezpieczeństwa osobistego oraz pomoc w zaciągnięciu się do Wojska Polskiego. Konspiratorzy żądali od niego trzech rzeczy: wycofania wszystkich ukraińskich sił zbrojnych ze Stanisławowa, pozostawienie w mieście wszystkich magazynów z amunicją i środkami technicznymi oraz wycofania pozostałych znajdujących się w regionie sił UAG na lewą stronę Dniestru przez Halicz – Niżniów, a nie przez Stanisławów. Ppłk Bem zgodził się wypełnić pierwszy punkt, drugi nie leżał w jego kompetencjach, a w trzecim zasugerował, że jeśli nie uda mu się zorganizować ewakuacji UAG w tym kierunku, przeprawa przez miasto odbędzie się w nocy i po ustalonych ulicach kontrolowanych przez bojowników podziemia. Sam Antoni Deblessem zaznaczył, że w tym przypadku mogłoby jemu nie udać się powstrzymać reprezentantów podziemia przed atakami na jednostki ukraińskie, co doprowadziłoby do wybuchu walk ulicznych i strat po obu stronach, a tego chciał uniknąć. Z tego względu wszyscy dyplomatycznie naciskali na ppłk. Bema, aby uniemożliwił przemarsz UAG przez teren miasta.

Czas pokazał, że ppłk. Bem dobrze wywiązał się ze swoich obowiązków oraz zawartego porozumienia – oddziały UAG nie wycofały się przez Stanisławów, co uspokoiło sytuację, a komendant Horbaczewski zgodnie z sugestią ppłk. Bema zwolnił strzelców ukraińskich do ich domów, podobnie żołnierzy UAG – wszystkim wypłacono trzymiesięczny żołd i zwolniono do domów. Fakt, że współpraca ppłk. Bema z POW rzeczywiście miała miejsce, potwierdza zapis ze wspomnień urzędnika Biura Podań Ministerstwa Spraw Wojskowych ZURL i zarazem redaktora Dziennika Urzędowego Ministerstwa Spraw Wojskowych ZUNR Iwana Boberskiego, który pod datą 22 maja 1919 r. zanotował:

„Piję kawę w „Unionie”. Przychodzi Pachowski i chce porozmawiać. Przybywa również szef Działu Ekspedycyjnego MSWojsk, teolog-kornecista Kulicki. Przeszliśmy do drugiej sali, usiedliśmy swobodnie. Kulicki opowiada: „Dziś odbyło się spotkanie referentów”. „To było?” „Przyszedłem więc po południu o [godz. – aut.] trzeciej, czekałem z innymi do [godz. – aut.] czwartej i poszedłem do pracy”. On: „Spotkanie odbyło się. Bem przemówił i powiedział, że trzeba się spakować. Trzeba tylko wziąć to, co trzeba, bo wozów jest niewiele, a w Czortkowie zobaczymy, co się wydarzy. Niestety niemieccy oficerowie wyjadą na Rumunię, a wszyscy pozostali są zwolnieni z przysięgi i mogą robić, co chcą”. Jak Kulicki to powiedział, mgła przeszła przez mój mózg jak chmura przez słońce. To jak zwrot akcji. Taka przepaść jest przed nami. Mówią: „Musieliśmy więc wszystkich zwołać. Jak można powiedzieć takie rzeczy w kilku słowach? Kto tam był? Dyktować. Zapiszę to. Podyktował, a ja napisałem w swoim „zeszycie składu” pod nagłówkiem „Towary”: Bem, referent ds. konspiracji [przyfrontowej – aut.], Dolleczek Leon, ataman Weichselbaum, porucznik, miasto kapitana Stukgaila, którego nie było, – likwidator, porucznik Strum z Komisji Opłat i Kasy, Niemiec, kapitan, który przyjechał z Weichselbaumem. A więc pięciu Niemców lub Żydów.

Nie wszyscy dowódcy wykonali powyższe polecenie i wycofywali swoje jednostki w sposób zorganizowany. W mieście pozostawiono także amunicję. Do 25 maja 1919 r. żandarmeria ukraińska oraz duża część artylerii i piechoty opuściły Stanisławów. W mieście pozostał sztab sił ukraińskich (nie jest jasne, co Deblessem miał na myśli używając w swych wspomnieniach tego określenia), część piechoty w koszarach przy ul. 3 Maja (ob. M. Hruszewskiego), niewielkie oddziały w koszarach artyleryjskich przy ul. Bilińskiego (ob. A. Sacharowa), patrole żandarmerii i komenda miejska. POW dysponowała na ten moment około 500 żołnierzami, w tym 22 oficerami. Oprócz karabinów i rewolwerów mieli jeden karabin maszynowy skradziony Ukraińcom.

Strona polska sporządziła szczegółowy plan zajęcia Stanisławowa. 1. i 4. kompania pod dowództwem por. Czesława Hofmokla miały zająć koszary przy ul. 3 Maja, ul. Kamińskiego (ob. I. Franki), szpital wojskowy i pocztę. 2. i 3. kompania pod dowództwem por. Henryka Seidlera miały zadanie zająć koszary przy ul. Zosina Wola (ob. E. Konowalca), ul. Bilińskiego, ul. Gołuchowskiego (ob. W. Czornowola) oraz więzienie. 5. i 6. kompania pod dowództwem por. Władysława Łozińskiego miały zająć składy amunicji, arsenał znajdujący się w przedsiębiorstwie stolarskim wchodzącym do spółdzielni „Związku Galicyjskiego” (ob. ul. Promysłowa) oraz dworzec kolejowy. Najsłabsza 7. kompania (tzw. „Belwederska”) pod dowództwem por. Jana Lisa, wzmocniona przez żandarmerię sierż. Bembenki, miała zająć północną część miasta, gmach żandarmerii (trzy budynki) i komendę miasta. Po pomyślnym wykonaniu powierzonych zadań wszystkie kompanie miały wspólnie szturmować dworzec kolejowy pod osobistym dowództwem Antoniego Deblessema. Wszyscy walczący w oddziałach POW otrzymali białą opaskę z czerwonymi inicjałami POW. Zaprojektował ją por. Tadeusz Dynko, a około tysiąca z nich uszyły kobiety ze stowarzyszenia „Mrówka”. Zdecydowano się na przejęcie władzy w dzień, a nie w nocy, aby pozyskać poparcie niezorganizowanej polskiej młodzieży, która nie potrafiła zorientować się w sytuacji w nocy.

W związku z odwrotem wojsk ukraińskich, który rozpoczął się 24 maja, Polacy zdecydowali się 25 maja 1919 r. na rozpoczęcie zbrojnego powstania. Dowództwo POW zebrało się o godz. 6:00 w mieszkaniu Antoniego Deblessema, a później wszyscy przenieśli się do Gustawa Dobruckiego, spodziewając się wiadomości z ukraińskiego sztabu głównego. Po długim oczekiwaniu, około godziny 10:00, okazało się, że armia ukraińska jest zdezorganizowana, w pośpiechu i częściowo wycofuje się. Ministerstwo Spraw Wojskowych ZURL i inni przedstawiciele władz ukraińskich wyjechali ciężarówkami, podczas gdy reszta wojska została w budynku starostwa. Udali się tam Polacy z POW, dowództwo czekało na instrukcje przed salą obrad, a Antoni Deblessem i Gustaw Dobrucki przystąpili do rozmów z Ukraińcami. Oficerowie UAG nie byli zaskoczeni pojawieniem się Polaków, zaproponowali napisanie protokołów o przejęciu władzy. Antoni Deblessem odmówił, motywując: – Nie czas na to – po czym otworzył drzwi, za którymi stali konspiratorzy. Oficerowie zdając sobie sprawę z sytuacji zmienili taktykę, jeden z nich poprosił o pozostanie w mieście, inni natomiast o umożliwienie wyjazdu z miasta na dwóch samochodach, czekających pod gmachem starostwa. Następnie Antoni Deblessem nakazał zostawić samochody w mieście i wydał rozkaz zajęcia miasta o godzinie 14:00 zgodnie z ustalonym planem. W czasie powstałego zamieszania czterem ukraińskim oficerom mimo wszystko udało się uciec jednym z samochodów – drugim potem jeździł Deblessem .

Członkowie POW w Stanisławowie, maj 1919 r. /Deblessem A., Wspomnienia z prac i walk o polskość Stanisławowa. Ze specjalnem podkreśleniem akcji P.O.W. z czasów 1918–1920, b.m. w 1934, s. 41

Nie wszystkie zaplanowane wcześniej działania przebiegały zgodnie z wcześniejszym planem. Przykładowo por. Jan Lis został 2 dni przed akcją aresztowany i na czele 7. kompanii stanął sam komendant Deblessem. Co więcej, liczyła ona jedynie 50 osób, z czego tylko 20 przybyło z bronią, a żandarmeria w ogóle się nie pojawiła. „Belwederska” kompania o godzinie 13:55 rozpoczęła zajmowanie Stanisławowa od przejęcia gmachu żandarmerii, w którym znajdowała się niewielka grupa żandarmów. Deblessem działał bardzo dynamicznie zdając sobie sprawę, że kompania nie jest gotowa na walkę w przypadku poważnego oporu. W koszarach ukraińscy żołnierze bez oporu i ze śmiechem rozdali Polakom broń. Na ulicy Kamińskiego (ob. I. Franki), w pobliżu koszar, doszło do strzelaniny z patrolem ukraińskim, w której zastrzelono jednego ukraińskiego żołnierza. W koszarach na ulicy 3 Maja ukraiński oddział złożył broń w zamian za przepustki do domu, choć nie wiadomo czy je otrzymał. Poważny opór stawiali ukraińscy żołnierze na stacji kolejowej, dzięki czemu udało się im opuścić miasto pociągiem.

Okazało się, że oddział żandarmerii sierż. Bembenki oraz 5. i 6. kompania pod dowództwem Władysława Łozińskiego, nie mogąc doczekać się rozkazu samodzielnie, działając wspólnie z polskimi kolejarzami, przystąpiły do walki o stację. O godzinie 16:00 Stanisławów został zajęty przez Polaków, a strażak Jankowski zawiesił polską flagę na ratuszu. Polski Komitet Narodowy, na czele którego stał Gustaw Dobrucki, zorganizował administrację i mianował Antoniego Sztygara na stanowisko burmistrza Stanisławowa. Podczas odwrotu siły ukraińskie podpaliły więzienie i arsenał w „Unii Galicyjskiej” przy ul. Halickiej. Pożar został jednak szybko ugaszony. Po zajęciu Stanisławowa liczebność POW zwiększyła się do około 1 tysiąca osób, z których wszyscy mieli broń, ale brakowało im dyscypliny. W mieście wprowadzono godzinę policyjną, po godzinie 20:00 ludność cywilna miała zakaz przebywania na ulicach. O godzinie 21.00 kompania pod dowództwem Kazimierza Grodzickiego zajęła Markowce i Chryplin, prosząc jednocześnie o posiłki i żywność. Kompania posiłków nie otrzymała, natomiast żywność Deblessem nakazał pozyskać na zasadzie rekwizycji wśród ludności. Na wszystkich drogach od frontu ustawiono uzbrojone patrole, które zatrzymywały ukraińskich dezerterów, rozbrajały i zabierały amunicję, a następnie wypuszczały do domu. Jeńców nie brano ze względu na brak możliwości ich przetrzymywania.

Petro Hawryłyszyn
Roman Czorneńki

Tekst ukazał się w nr 21 (385), 16 – 29 listopada 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X