Dom rodzinny i Lwów w twórczości Zbigniewa Herberta Uczestnicy Dialogu Dwóch Kultur w kościele pw. św. Antoniego we Lwowie pod tablicą Zbigniewa Herberta; fot. Łukasz Wieczorek, 2018

Dom rodzinny i Lwów w twórczości Zbigniewa Herberta

Rozmowa Anny Gordijewskiej z Mariuszem Olbromskim, literatem i muzealnikiem, animatorem działań kulturalnych.

W jednym z wywiadów rozmawialiśmy o motywach antycznych w poezji i prozie Zbigniewa Herberta, jak je znakomicie interpretował, czynił współczesnymi. Ale sądzę, że warto porozmawiać o jego twórczości także w nawiązaniu do biografii pisarza, miejsca urodzin. Jakie znaczenie miał Lwów w jego dorobku literackim?

Zbigniew Herbert, 1982; fot. Aleksander Janta/Wikipedia

Powiem od razu i prosto. Im dłużej obcuję z twórczością Herberta, tym bardziej postrzegam jej szczególne i mocne związki z jego rodzinnym miastem. Przejawiają się one w wielu obszarach jego myślenia, są bardzo czytelne. Zostały utrwalone w wierszach i prozie. Trzeba zacząć od tego, że przyszły poeta wychowywał się w inteligenckiej i patriotycznej rodzinie, w mieście wielu kultur i narodów, jakim był od wieków Lwów, nie tylko w okresie dwudziestolecia międzywojennego. W mieście żarliwej religijności, wielu wspaniałych świątyń, kilku obrządków. A także wielkich osiągnięć naukowych w różnych dziedzinach. I ogromnego szacunku do szeroko rozumianej wiedzy i fachowości. Mieście, gdzie uniwersytet odgrywał doniosłą rolę, bo pracowali tam wybitni uczeni. No i rozwijał się w grodzie o znakomitej, różnorodnej architekturze, gdzie istniały muzea o bogatych zbiorach, wspaniałe teatry, filharmonia, świetnie prosperujące wydawnictwa, wiele antykwariatów, biblioteki ze sławnym Ossolineum na czele. Mieście o wyjątkowo barwnej i żywej kulturze. Wiele by na ten temat mówić… Trzeba podkreślić, że w rodzinie Herbertów chęć zdobywania wiedzy i żywe zainteresowanie i uczestniczenie w wydarzeniach kulturalnych było jednym z kanonów postępowania, co widać w biografiach rodziców poety.

Kamienica przy ul. Łyczakowskiej 55, w której mieszkał Zbigniew Herbert, rysunek kredką, Walery Bortiakow, 2000, zbiory prywatne

Proszę może to uzasadnić, rozwinąć…

Oczywiście. Ojciec, Bolesław był idealistą, żarliwym patriotą, uporczywie zdobywał wiedzę, choć nie miał do tego dogodnych warunków. Przed wybuchem I wojny światowej  ukończył V Gimnazjum we Lwowie, a w 1914 roku wstąpił do Lwowskiego Związku Strzeleckiego i, po kursie podoficerskim, wstąpił do Legionów, był w I Brygadzie. Ale na skutek choroby, złego stanu zdrowia, został ze służby zwolniony. Po czym w trudnych warunkach materialnych, pracując na prowincji, by się utrzymać, podjął studia  na Wydziale Prawa i Umiejętności Politycznych na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, a następnie bezzwłocznie rozpoczął pisać pracę doktorską. Obronił ją w roku 1918. Brał udział w walkach o Lwów, za co został uhonorowany Odznaką „Orlęta” i Medalem Niepodległości. Jednak droga wojskowa nie była mu przeznaczona, był drobnej postury, słabego zdrowia. Służył w późniejszym okresie miastu i krajowi wiedzą i pracą. Po odzyskaniu niepodległości został dyrektorem Małopolskiego Banku Kupieckiego, a później oddziału Poznańskiego Koncernu Towarzystw Ubezpieczeniowych „Vesta”. Pełnienie tej funkcji było wtedy trudne ze względu na kompletny chaos finansowy w kraju, konieczność zdobycia i udzielenia kredytów dla odbudowy ze zniszczeń wojennych Lwowa, pomocy finansowej w uruchomieniu działalności firm oraz zabezpieczenia losu ludzi. To były w tamtym czasie sprawy ważne, jedne z kluczowych. Bolesław Herbert wywiązał się z tych zadań znakomicie.

A jego mama?

Maria z Kaniaków uczęszczała też do lwowskiego gimnazjum, później, tuż przed listopadem 1918 roku, ukończyła Żeńskie Seminarium Nauczycielskie we Lwowie. Jeszcze w tym samym roku, w czasie walk, angażowała się w działania pomocnicze kobiet. Po ślubie zajmowała się wychowywaniem dzieci – oprócz Zbigniewa – starszą od niego Halinką i młodszym bratem Januszkiem, który później, w okresie II wojny światowej zachorował i zmarł. Miała bardzo rozbudzone zainteresowania kulturalne, chodziła często do teatru, była namiętną kinomanką. A trzeba wspomnieć, że na ekrany powstających wtedy licznych lwowskich kin trafiało wiele wybitnych dzieł filmowych zarówno krajowych jak i zagranicznych. Był to też okres powstania polskiego radia. Radiostacja lwowska rozpoczęła działalność już w styczniu 1930 roku. Nadawano audycje także o charakterze kulturalnym, muzycznym. Ogólnopolską popularność zyskała słynna Wesoła Lwowska Fala, gdzie „Szczepcio z Tońciem bałakali”.  Słuchał ich cały kraj. Oczywiście w domu Herbertów było radio.

Czy te fascynacje kulturą przekazywała dzieciom?

Dzieci już w wieku szkolnym chodziły do teatru, przeważnie z mamą, na tak zwane „poranki teatralne”, zwiedzały muzea, słuchały koncertów. No a nieco później Halinka i Zbigniew zaczęli chodzić do dobrych szkół. Dla Zbyszka była to najpierw Publiczna Powszechna Szkoła Męska nr 2 im. św. Antoniego, usytuowana przy ulicy Łyczakowskiej, nieopodal mieszkania Herbertów i kościoła pod tym samym wezwaniem, gdzie Zbigniew został ministrantem. Podobno darzył całe życie szczególną atencją tego świętego. Po ukończeniu podstawówki uczęszczał do VIII Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Króla Jana Kazimierza Wielkiego do wybuchu wojny, później przekształconego w tak zwaną dziesięciolatkę.

Zbigniew Herbert, Anioł Stróż, rysunek piórkiem ze szkicownika. „Lwowskie Spotkania”, październik 2004. Wydanie specjalne w 80. rocznicę urodzin poety 1924-2004

I przyszedł czas II wojny światowej – tragedia dla wielu lwowian…

Kiedy na Lwów we wrześniu 1939 roku spadły hitlerowskie bomby, dla przyszłego poety oznaczało to kres szczęśliwego dzieciństwa. Po zdobyciu Lwowa przez hitlerowców, 22 września, do miasta na mocy tajnego układu Ribbentrop – Mołotow – zwanego IV rozbiorem Polski – po wycofaniu się Niemców wkroczyli sowieci. To było wówczas zderzenie dwóch cywilizacji. Nie będę rozwijał tematu, bo jest on na ogół znany. Wspomnę jedynie, że podobnie jak wielu mieszkańców Lwowa rodzina Herbertów przeżyła ten okres w trwodze i o głodzie. Bolesław Herbert został aresztowany przez NKWD, po jakimś czasie wrócił jednak szczęśliwie do domu. Później, po uderzeniu Niemiec hitlerowskich w czerwcu 1941 roku na ZSRR do Lwowa wkroczyli ponownie hitlerowcy, zamknięto wszystkie polskie szkoły ponadpodstawowe, rozpoczął się niemiecki okres terroru i głodu. Młody Zbigniew, aby pomóc w utrzymaniu rodziny, a także zdobyć ausweis, który zabezpieczał  przed wywózką do Niemiec, pracował jako karmiciel wszy w produkującym szczepionki Instytucie Tyfusowym profesora Rudolfa Weigla. Była to praca upokarzająca, przykra i osłabiająca organizm. Dorabiał też w sklepie z wyrobami metalowymi jako sprzedawca. Jednak – co warto podkreślić – rozpoczął studia polonistyczne na konspiracyjnym Uniwersytecie Jana Kazimierza, złożył przysięgę i został żołnierzem Armii Krajowej. Przed ponownym wkroczeniem do Lwowa w marcu 1944 sowietów, nie mając już żadnych złudzeń co dalej nastąpi, także wobec ich rodziny, państwo Herbertowie wraz z dziećmi wyjechali do Krakowa i zamieszkali w pobliskich Proszowicach.

Grobowiec Herbertów na Cmentarzu Łyczakowskim, 2002. Archiwum Mariusza Olbromskiego

Czy ten wspomniany respekt do nauki i zamiłowanie do kultury, który Herbert wyniósł z domu, ze Lwowa, później po wojnie miał wpływ na jego dalsze losy?

Kiedy się zakończyła wojna podjął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Miał talent plastyczny, o czym świadczą liczne i interesujące rysunki, jakie pozostały w jego notatnikach. Nota bene, kiedy organizowaliśmy w Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej wystawę „Zbigniew Herbert. ‘Epilog burzy’”, miałem przez dłuższy czas w gabinecie w kilku pudłach jego rysunki. Godzinami, zafascynowany, podziwiałem rzeczywiście niezwykłe dzieła, często kreślone jedną kreską. Zamiłowanie do rysowania miało mu towarzyszyć przez całe życie. Ciekawość świata i zachłanność intelektualna powodowała, że studiował kilka kierunków jednocześnie. Na Uniwersytecie Jagiellońskim słuchał wykładów wybitnych profesorów, między innymi fenomenologa Romana Ingardena, który przed wojną wykładał we Lwowie. Ukończył jednak w 1947 roku Akademię Handlową ze stopniem magistra ekonomii, a następnie na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu odbył uwieńczone magisterium studia prawnicze. Pogłębiał tam też zainteresowania filozoficzne pod kierunkiem profesora Henryka Elzenberga, znakomitego znawcy chociażby filozofii starożytnej, któremu później dedykował piękny wiersz „Do Marka Aurelego”. Kierunek ten od 1950 roku kontynuował w Warszawie, ale go nie ukończył, bo był to okres wzmożonej marksistowskiej indoktrynacji uniwersytetów. Później przez wiele lat pogłębiał swą wiedzę, nie tylko poprzez liczne lektury, ale także dzięki wielu podróżom. Znał kilka języków, co umożliwiało mu swobodne czerpanie z różnych źródeł.

Pamiątkowa fotografia: laureaci oraz organizatorzy konkursu w 2013 r.: Marta Markunina – dyrektor szkoły nr 10, Mariusz Olbromski – dyrektor Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, Marian Orlikowski – konsul Konsulatu Generalnego RP we Lwowie i Jadwiga Pechaty – pracownica Konsulatu, Archiwum Mariusza Olbromskiego
Organizatorki konkursu w 2013 r., wieloletnie nauczycielki w szkole nr 10 i działaczki kulturalne: Maria Iwanowa i Teresa Dutkiewicz, Archiwum Mariusza Olbromskiego

Czy po II wojnie światowej odwiedził Lwów?

Po II wojnie światowej tak zwani repatrianci długo nie mieli takiej możliwości. Później Herbert przez wiele lat był poza krajem, publikował w periodykach i wydawnictwach emigracyjnych, jego ewentualny wyjazd do ZSRR był niemożliwy, byłby samozagładą. Poeta wraz z żoną, Katarzyną z domu Dzieduszycką, wrócili do kraju w 1981 roku, do Warszawy, a więc w wyjątkowo trudnym okresie, w stanie wojennym. Zaczął publikować wiersze w wydawnictwach ukazujących się poza zasięgiem cenzury, między innymi w „Zapisie”, w którym ogłosił wiersz „Potęga smaku”. Po rozpadzie ZSRR, po powstaniu wolnej Ukrainy, na początku lat dziewięćdziesiątych zacząłem organizować we Lwowie spotkania z udziałem polskich pisarzy. Planowałem również zaproszenie Zbigniewa Herberta, dzwoniłem do niego w tej sprawie, ale jego stan zdrowia już na to nie pozwalał. Poeta po II wojnie światowej, niestety, nigdy nie mógł powrócić do rodzinnego miasta. Symboliczny, a zarazem – jak sądzę – bardzo godny jego powrót do Lwowa, miał miejsce 16 i 17 marca 2002 roku, o czym już wspominałem w jednej z naszych poprzednich rozmów. Ale jednak przypomnę, że odbyła się wówczas na uniwersytecie wspaniała polsko – ukraińska sesja naukowa poświęcona jego twórczości. W kościele świętego Antoniego została odprawiona uroczysta msza święta. Homilię wygłosił podczas niej ksiądz kardynał Marian Jaworski, a po mszy siostra poety, Halina, dokonała odsłonięcia tablicy, którą ksiądz kardynał poświęcił. Wtedy też została odsłonięta druga tablica – na fasadzie kamienicy przy ulicy Łyczakowskiej 55. Następnie w Pałacu Sztuki odbył się wernisaż wystawy „Zbigniew Herbert. ‘Epilog burzy’”, przygotowanej wspólnie przez Muzeum Literatury w Warszawie i Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej. Została też po raz pierwszy zaprezentowana książka „Zbigniew Herbert. Poezje”, bilingwiczne wydanie, z moim obszernym wstępem. Wiersze poety na język ukraiński znakomicie przetłumaczył  Wiktor Dmytruk. Książka w dużym nakładzie ukazała się dzięki pomocy finansowej Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” ze środków Senatu RP. To były wydarzenia ważne w kulturze Lwowa, świadczące o możliwości dobrej współpracy między środowiskami intelektualnymi ukraińskimi i polskimi. Warto wspomnieć, że w 2007 roku ukazała się we Lwowie, w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy, poszerzona o przekłady wielu innych wierszy reedycja tej książki. Nakład tej publikacji dawno został wyczerpany i myślę, że w przyszłości warto dokonać jej wznowienia, bo twórczość Herberta wzbudzała i nadal budzi w jego rodzinnym mieście duże zainteresowanie.

Nagrody w konkursie im. Zbigniewa Herberta w 2013 r., Archiwum Mariusza Olbromskiego

Jak można krótko scharakteryzować najbardziej wyraziste kanony jego postawy twórczej?

To głęboki ton moralny, połączony z wnikliwą refleksją, samodzielność i odwaga poszukiwań intelektualnych, bogata uczuciowość, potrzeba mówienia prawdy. Współczucie dla pokrzywdzonych, otwarcie na inne kultury, mocny rys rodzinny. Także lwowskie poczucie humoru, wierność przyjętym zasadom. Klarowność przesłania, zarówno poszczególnych utworów, jak i całej twórczości. Herbert całe życie pogłębiał swą różnorodną wiedzę, ale zasadniczą formację duchową wyniósł z rodzinnego miasta, które opuścił jako dojrzały człowiek. Ten świat wartości, który ukształtował także jego pojęcie piękna, estetykę i myślenie, był z przedwojennego Lwowa.

Rok Zbigniewa Herberta; Dialog Dwóch Kultur, konferencja naukowa w Bibliotece im. W. Stefanyka – dawnym Ossolineum; za stołem prezydialnym (od lewej): Mariusz Olbromski – inicjator Dialogu Dwóch Kultur, Emilia Chmielowa – prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, Anna Nasiłowska – prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Wiktoria Malicka – pełnomocnik Narodowego Zakładu Ossolineum we Wrocławiu, Marian Orlikowski – konsul Konsulatu Generalnego RP we Lwowie; fot. Łukasz Wieczorek, 2018

A jak na jego twórczość wpłynęły przeżycia wojenne?

We Lwowie poznał – jak wspomniałem – bezpośrednio oblicze sowieckiego i hitlerowskiego totalitaryzmu. I właśnie ze zderzenia się tych dwóch światów, przedwojennego oraz okresu okupacji, z napięcia między tymi antynomiami, powstawała także jego twórczość, szereg przejmujących wierszy. Mocno i jasno wyartykułowana postawa współczucia wobec pokrzywdzonych. Z oporu wobec narzuconego Polsce i innym krajom zniewolenia, także w okresie powojennym,. Z negacji konformizmu i relatywizmu.

Uroczystość odsłonięcia pamiątkowej tablicy na fasadzie kamienicy przy ul. Łyczakowskiej 55, w której mieszkał Z. Herbert; stoją (od lewej): ks. kardynał Marian Jaworski, metropolita lwowski, Mariusz Olbromski, dyrektor Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, Krzysztof Sawicki, konsul generalny Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, 2002; Archiwum Mariusza Olbromskiego

Mówi się o nim, że był estetą…

Jego postawa wyrażała się także w poszukiwaniu kanonu piękna w czasie licznych podróży po krajach Europy, choćby do Grecji, w której był siedem razy. Estetyki jako jednego z czytelnych znaków myślenia osób, ich duchowości. Wiele lat później, swój opór wobec władzy komunistycznej w PRL-u uzasadniał również względami estetycznymi, kulturowymi. We wspomnianym wierszu „Potęga smaku” z tomu pod tym samym tytułem, wyznawał:

„To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i cząstki sumienia” (…)

Tego smaku estetycznego uczył się też od starożytnych Greków, ale nie tylko chodziło mu o estetykę…

Kostium mitologiczny pozwalał mu także na wyrażanie jego innych przemyśleń. Chyba najbardziej celny w opisie totalitaryzmu jest dla mnie wiersz „Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi” z tomu „Raport z oblężonego miasta” z 1983 r. Komunistyczną utopię, dążenie do tego, żeby wszyscy ludzie byli sobie równi, poeta ukazał poprzez postać z mitologii greckiej. Bohaterem lirycznym utworu jest Damastes, który opowiada o swych wysiłkach, aby wszystkich napotkanych na swej drodze zrównać ze sobą, uczynić niejako równymi. W tym celu zbudował łoże, na którym kładł złapane przez siebie osoby. Jednych rozciągał, innych skracał, jeśli do długości łoża nie pasowali. Mimo, że jego „pacjenci”  nie przeżywali eksperymentów, był absolutnie pewien słuszności obranej drogi, odrzucał zarzuty, że jest mordercą. Opowiadał o swych czynach jako wyjątkowo chlubnych. Wiersz kończy się szyderczą puentą:

„mam niepłonną nadzieję że inni podejmą mój trud
i dzieło tak śmiało zaczęte doprowadzą do końca”

Ale jest on też wezwaniem do szeroko rozumianej tolerancji. Sądzę, że nieprzypadkowo napisał go poeta, który wychowywał się u stóp Wysokiego Zamku,  w mieście styku wielu kultur. Kiedy, jakiś czas po wspomnianych uroczystościach nazwanych „Dniami Zbigniewa Herberta”, wędrowaliśmy po Lwowie razem z siostrą poety panią Haliną Herbert- Żebrowską i jej synem Rafałem, była cudowna lwowska pogoda. Odwiedziliśmy miejsca, gdzie przed wojną mieszkali Herbertowie. Mieszkania w kamienicach na ulicy Łyczakowskiej, na Tarnawskiego, na Piekarskiej, a następnie Obozowej, niedaleko Parku Stryjskiego. Później szukaliśmy, wtedy bezskutecznie, w Brzuchowicach pod Lwowem letniej willi Herbertów. Pani Halina o każdym z tych miejsc ciekawie opowiadała, podając różne szczegóły, była wyraźnie wzruszona. Wspomniane kamienice zamieszkiwały rodziny różnych narodowości. Oczywiście wędrowaliśmy po Cmentarzu Łyczakowskim, odwiedziliśmy zaniedbany wówczas grób rodziny Herbertów, który później udało się odrestaurować. Żałuję, że nie miałem w czasie naszej wędrówki dyktafonu, bo powstałaby ciekawa książka. Byłem zafascynowany osobowością mej rozmówczyni. Łączyła w sobie łagodność i delikatność z mądrością, była jakaś taka trochę ściszona. Później odwiedzałem ją w jej mieszkaniu w Otwocku pod Warszawą. Rozmawialiśmy długo przy kawie i ciasteczkach, pokazywała mi rodzinne albumy, starannie opisane i uporządkowane. W nich przeważnie zdjęcia  przedwojenne. Długo nie mogliśmy się rozstać. Jej syn Rafał, z wykształcenia historyk, uczestniczył w Dialogu Dwóch Kultur, dał się poznać jako wspaniały towarzysz podroży. No, a znakomitym jego dziełem poświęconym wujowi, jest wielka księga „Zbigniew Herbert. Kamień na którym mnie urodzono”. Bywa ona często nagrodą dla laureatów konkursu na recytację wierszy Herberta dla polskich szkół na Ukrainie, którego finał odbywa się w polskiej Szkole Średniej Ogólnokształcącej nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie.

No dobrze, mówiliśmy o rodzinie, lwowskich przeżyciach. Ale czy są konkretne utwory Herberta, które bezpośrednio się odnoszą do jego miasta?

Tak, wiele. Ton jego utworów o Lwowie ma charakter „rodzinny” – bardzo serdeczny. Warto wspomnieć, że nigdy nie nazywał w swoich wierszach Lwowa po imieniu. Nie tylko ze względu na cenzurę w powojennej Polsce, ale też z innych przyczyn. Wszystkie inne miasta potrzebowały w jego twórczości imion – a to jedno – nie. W poszczególnych tomach spotykamy poetyckie portrety rodziny, obrazy bliskich domowych przedmiotów: klamki, schody, lampy, portiery – wspomnienia drogi do szkoły, lekcji szkolnych, wędrówki na Wysoki Zamek, pogłosu jadącego tramwaju, przypomnienie nieba nad Łyczakowem. Wiersze te świadczą o tym, że rodzinne miasto podróżowało z nim, w jego sercu, gdziekolwiek był. Wśród wielu utworów  szczególnie piękne są portrety rodzinne. Babci Marii z Bałabanów poświęcił utwór „Babcia” z tomu „Epilog burzy”. Matce – dwa niezwykłe wiersze: „Mama” z debiutanckiego tomu „Struna światła” oraz wiersz z tomu „Pan Cogito”. Halince – alter ego tylko odmiennej płci – wiersz „Siostra” z tomu „Pan Cogito”. Inaczej niż babcia, matka, czy siostra jawi się w wierszu Herberta jego tato. W „Rozmyślaniach o ojcu” z tego samego tomu, na początku przypomina on trochę starotestamentowego Boga Ojca: „Jego twarz groźna w chmurze nad wodami dzieciństwa”. Jest surowy, ale sprawiedliwy. W tomie „Struna światła” w wierszu „Ojciec” poznajemy jego upodobania. Wiemy, że palił „Przedni Macedoński”, czytał powieści Anatola France’a, lubił podróże – rzeczywiste i wyimaginowane. Dom rodzinny to także biblioteka, ciąg różnych lektur. To, chociażby, czytanie dzieł klasyków, które było tradycją rodzinną Herbertów. Musiały być one zatem przedmiotem rozmów w domu. Ale była to lektura wnikliwa, badająca faktyczne podłoże zdarzeń, nie tylko biorąca pod uwagę sugestie autora. Tak można sądzić na przykład po lekturze wiersza „Przemiany Liwiusza” z tomu „Elegia na odejście”.

Dawna Publiczna Powszechna Szkoła Męska nr 2 im. św. Antoniego, od ul. Łyczakowskiej, do której uczęszczał Zbigniew Herbert, rysunek kredką; Walery Bortiakow, 2000; zbiory prywatne

Czy w wierszach znajdujemy opisy mieszkań, domu?

Nie są to opisy dosłowne. Na przykład w utworze „Dom” z debiutanckiego tomu „Struna światła” nie spotkamy obrazu konkretnego budynku. Wyraźnie zaznacza się w tym opisie priorytet ducha nad rzeczywistością materialną. Ważniejsza jest wszakże atmosfera i więź rodzinna, niż ściany:

„dom był lunetą dzieciństwa
dom był skórą wzruszenia
policzkiem siostry
gałęzią drzewa”

W „Elegii na odejście pióra, atramentu i lampy” z tomu pod tym samym tytułem wspomina znajdujące się w domu bliskie mu przedmioty. To między innymi lampa, pióro i kałamarz. W jego ujęciu nabierają one wyjątkowego wymiaru: „Światło mego dzieciństwa/ lampo błogosławiona.” Ale, jak sądzę, wybór właśnie tych trzech wymienionych przedmiotów nie jest przypadkowy, bo to one towarzyszą początkom nauki i pisania. Czytelnika jego utworów ujmuje to, że ton refleksji poety o Lwowie jest pełen szacunku, a zarazem pokory. Na przykład w wierszu „Nigdy o tobie” z tomu „Hermes, pies i gwiazda” wyznaje: „Nigdy o tobie nie ośmielam się mówić / ogromne niebo mojej dzielnicy”.

Czy Herbert opisał też szkoły, do których uczęszczał?

Tak, opisał chociażby z humorem w tomie prozy „Labirynt nad morzem” swe gimnazjum, zwyczaje uczniów i lekcje łaciny prowadzone przez łacinnika Grzegorza Jasilkowskiego, zwanego przez uczniów Grzesiem. Surowego, wymagającego. Ale – jak wspominał po latach – to jemu zawdzięczał słuch na metrum poetyckie, podstawy znajomości kultury antycznej, które później zawiodły go, między innymi, na Forum Romanum i pod Akropol.

Schody w kamienicy przy ul. Łyczakowskiej 55, w której mieszkał Zbigniew Herbert, fot. Jan Skłodowski, 2018

Czy obraz Lwowa w jego utworach się zmienia?

Z czasem przywołania Lwowa mają charakter swoistej, elegijnej litanii. Miasto nabiera w jego ujęciu wyjątkowego, sakralnego wręcz charakteru. Taki jest też fragment utworu zamieszczony na pamiątkowej tablicy w kościele świętego Antoniego. To wiersz „Moje Miasto” z tomu „Hermes, pies i gwiazda”. Poeta skarży się w nim na ułomność pamięci, z której ubywa coraz więcej szczegółów. Nazywa ją „skarbcem z dziurawym dnem, która roni drogie kamienie”. Ale też wyznaje:

„co noc
staję boso
przed zatrzaśniętą bramą
mego miasta”

Staje więc jak pokutnik, błagalnik, wygnaniec. Boso stawano dawniej w miejscach świętych. Obraz Lwowa w miarę upływu lat był jeszcze przez Herberta artystycznie i ideowo ubogacany. Miasto w jego ujęciu stało się centrum kultury śródziemnomorskiej, europejskiej i tych wartości, które są dla tej kultury najcenniejsze, to znaczy: umiłowania wolności, tolerancji, wierności dla wartości, które nie rdzewieją. Miasta tego trzeba bronić – nawet gdy będzie to trudne, gdy pozostanie tylko garstka, czy nawet jeden obrońca. W tytułowym wierszu ze sławnego tomu „Raport z oblężonego Miasta” pisze:

„jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie Miasto”

Uniwersalne przesłanie Herberta skierowane jest do każdego i jest zawsze aktualne.

Minął właśnie okres Świąt Bożego Narodzenia, więc może jednak zapytam, jak obchodzono je przed wojną we Lwowie u Herbertów?

To była rodzina katolicka, a Święta obchodzono radośnie i rodzinnie. Należy wspomnieć, że najbardziej chyba religijną w rodzie była babcia Maria z Bałabanów, mama ojca poety, która cały czas mieszkała z rodziną. Była z pochodzenia Ormianką. To ona uczyła dzieci nie tylko religijności, ale też postawy współczucia i pomocy wobec potrzebujących. Była tercjarką, czyli należała do III Zakonu Franciszkańskiego, codziennie długo się modliła, a całą swą emeryturę przeznaczała na pomoc dla ubogich, których też odwiedzała. Nieprzypadkowo we wspomnianym wierszu „Babcia” poeta obdarza ją określeniem: „moja przenajświętsza babcia”. Najlepiej w sprawie obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia u Herbertów oddać głos Rafałowi Żebrowskiemu,  siostrzeńcowi poety, bo poznał je z opowieści swej mamy, Haliny. Autor wspomnianej monografii „Zbigniew Herbert. Kamień na którym mnie urodzono” pisze w tym godnym polecenia dziele na ten temat barwnie, opisuje choinkę, prezenty dla dzieci, które przynosił bożonarodzeniowy aniołek – przebrana ciocia – kolędników z lwowską banią, czyli papierową kulą ze świeczką. Udział w pasterce, wędrówki do szopek w katedrze i kościołach. A cała opowieść zaczyna od słów: „Wreszcie nadchodził wigilijny wieczór i noc arcypolskich świąt. U Herbertów starano się, by biesiadników było wielu. Do wigilijnego stołu zasiadali wspólnie wujowie i ciotki mieszkający we Lwowie; głównie krewni będący osobami samotnymi, którzy przychodzili do siostry, szwagra i ich potomstwa (…) najwyżej był ceniony „interes najmłodszych”. To ku nim w tym szczególnym i na poły magicznym dniu kierowały się uczucia wszystkich. A w planie Świąt Bożego Narodzenia panował precyzyjny ład i nikt nie śmiał przeciw niemu protestować. Ze zrozumiałych względów na stole królowały dania rybne i pierogi oraz kutia”.

I może tym świątecznym wspomnieniem zakończmy naszą rozmowę, za którą bardzo dziękuję.

Ja również. I życzę jeszcze w Nowym Roku 2021 Pani Redaktor i całemu Zespołowi wspaniałego „Kuriera Galicyjskiego” wielu sukcesów.

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 3-4 (367-368), 19 lutego – 15 marca 2021

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X