Czy wejdziemy do historii jako pokolenie, które wytworzyło nowy styl

O jednolitości Lwowa, tworzeniu nowej tożsamości, o architektonicznej swawoli i UNESCO Aleksandra Bagacz z dyvys.ua rozmawiała z historykiem i krajoznawcą Ihorem Łylo.

Jednolitość Lwowa
Naturalnie, że chciałoby się, aby centrum Lwowa wyglądało jednolicie. Problem jednak polega na tym, że w Europie pozostało niewiele miast, które pozostały jednolite. We Francji jest kilka miast z zachowanym systemem obronnym. Ale prawda jest taka, że nie żyjemy w średniowieczu. Możemy zachować fasadę, linię budowli, ale wewnątrz wszystko zostanie „nafaszerowane” współczesnymi instalacjami, które są konieczne do realnego życia. Mamy teraz walkę między historycznymi imitacjami. Jedna z takich historycznych podróbek budowana jest obecnie na skrzyżowaniu ulic Krakowskiej i Ormiańskiej.

Gdy zapytamy przeciętnego mieszkańca, odpowie, że to mu się podoba. Nie ma tu konsensusu. Ale chcę przypomnieć, że gdy Leonardo da Vinci tworzył swoje dzieła w Rzymie, sprzeciwiali mu się wszyscy. Idee nowatorskie muszą być, pytanie tylko, czy mamy dziś Leonarda da Vinci? Mówiąc szczerze, nie znam w centrum miasta współczesnych budowli, które chciałoby się wskazać palcem i powiedzieć: „Patrzcie. To jest super”.

Wielu krytykuje budynek na placu Mickiewicza. Jest to bardzo dobry projekt, ale nieudolnie wkomponowany w tę część miasta. Proszę sobie wyobrazić go np. przy ulicy Naukowej. A jak wspaniale wygląda cerkiew na Sichowie. Niewielu jest architektów, których dzieła wywołałyby mój zachwyt i mnie zadziwiły.

Jasne, że nowe budynki będą współczesne. Jeżeli jest miejsce między budynkami, trzeba tam budować metodą współczesną. Ale trzeba ten budynek stawiać z rozmysłem. Wiele takich przykładów mamy na świecie. Problem w tym, że nie wiem, jaka jest szkoła architektoniczna we Lwowie.

Znaczącym przykładem jest pomnik Szeptyckiego. Przed kilkoma dniami oprowadzałem tam potomków jego rodziny z Polski. Informuję, że delikatnie mówiąc, pomnik im się nie spodobał. Jest to pomnik przestarzały, który patrzy w przeszłość, a nie w przyszłość. Stawiając stare budynki, miejscowi budowniczy starają się odtworzyć coś na kształt festiwalu kultury batiarskiej we Lwowie. Klasycznych batiarów we Lwowie fizycznie już nie ma, a my zajmujemy się imitacją tego, co wielu nawet nie rozumie. Dla nas, mieszkańców Galicji, ta kultura już zanikła. Podobnie jest z budynkami.

Czy wejdziemy do historii jako pokolenie, które wytworzyło nowy styl? – nie wiadomo.

O architektonicznej samowoli
We Lwowie mamy wielu historyków architektury, ale brakuje architektów, którzy by tworzyli historię. Podstawową zaletą Lwowa nie jest średniowieczna i renesansowa architektura. Jest jej wiele na całym świecie. Lwów jest nadzwyczaj interesujący jako miasto secesyjne.

Nie martwią mnie nowe budynki, jak ten, który pojawił się przy ul. Szota Rustaweli. Mówmy szczerze – stała tam po prostu ruina i nikogo to wówczas nie wzruszało. O wiele bardziej martwią mnie zniszczenia, których dokonują mieszkańcy od wewnątrz.

W latach 90. XX wieku popełniono katastroficzny błąd – zezwolono na prywatyzację budynków, które należą do spuścizny UNESCO. Właściciele przecież byli różni: bardziej lub mniej odpowiedzialni. Byli ludzie z kasą, którzy, w najlepszym wypadku, zrobili tzw. „euroremont”. W Europie takie pojęcie remontu nie istnieje. Jedynie zakompleksieni „sowieci” nim operują. Wskazuje to, niestety na to, że nie jesteśmy do końca częścią Europy. Nie wszyscy mieszkańcy tych domów odczuwają odpowiedzialność, dlatego pozwalają sobie na robienie tam wszystkiego, na co tylko mają ochotę. Jest to zjawisko powszechne.

Władze powinny ustosunkowywać się do tego bezkompromisowo. Ale czyż nie widzimy oszklonych balkonów na budynkach z XIX wieku, czyż nie wiemy, co dzieje się na klatkach schodowych? Już od dawna stawiam sobie pytanie – co będą pokazywać we Lwowie przewodnicy za 50 lat? Co będą mogli opowiedzieć o tzw. okresie ukraińskim? Nic dobrego. Nic. Jest to katastrofa.

Mieszkam w budynku z 1910 roku. Sześć lat walczyłem z sąsiadami o zamontowanie domofonu, odnowienie bramy, wymianę rur. Człowiek, który chce mieszkać w takim domu, powinien ponosić odpowiedzialność za jego stan. Nie może być nadal sowieckich ulg dla takich mieszkań. Każdy budowniczy powie wam, że budynek ma dwa problemy – fundamenty i dach. Te dwie rzeczy w starym Lwowie już z zasady są w złym stanie. Jest to pytanie kompleksowe, którego nie da się rozwiązać natychmiast. Bardzo bym chciał, żeby budowlane problemy były we Lwowie rozwiązywane z jednakowym podejściem do wszystkich. Prawo powinno obowiązywać wszystkich i nadzór za jego wykonaniem również należy stosować wobec wszystkich. Widzimy że, z jednej strony, w centrum Lwowa ludzie budują co chcą i jak chcą, a z drugiej – prawo ściga babcię, która nie w ten sposób wymieniła sobie okna.

Takiej samowoli w architekturze nie widziałem nawet w okresie radzieckim. Władzę radziecką cechował jeden przymiot: niczego nie tworzyła, a jedynie eksploatowała. W okres niezależności wpakowaliśmy się z naszymi pojęciami estetyki i budujemy, jak nam się żywnie podoba: tanie materiały budowlane i wszystko pomalowane na morelowo. Na miasto patrzymy utylizacyjnie. Zauważmy, że nie są to inwestorzy z Kijowa czy Odessy. Problemy te tworzą galicyjscy gazdowie.

O nowej tożsamości Lwowa
Dobrze pamiętam czasy, gdy w okresach świąt religijnych Lwów pustoszał, bo wszyscy wyjeżdżali na wieś do swoich domów. Czym wobec tego był dla nich Lwów? Nie był domem. Było to miejsce pracy, studiów, nauki spędzania czasu. Ale przecież to normalne, żeby pojechać do domu, do mamy. Istnieje jednak stosunek do domu i stosunek do miasta Lwowa. Urządzano te miejsca różnie. W zależności od tego powstaje model zachowania ich mieszkańców. We Lwowie mamy ciekawą grupę ludzi, których można już odnieść do kultury miejskiej. Są to ludzie, których na Boże Narodzenie nie ciągnie na wieś. Po raz pierwszy w historii zaczyna się tworzyć ukraińska kultura miejska. Chociaż mamy wciąż próby eksperymentów, jak np. pragnienie implantowania tradycji wiejskiej w środowisko miejskie. Próbowano przenieść tu obchody o charakterze ogólnoukraińskim. Ale Galicja jest osobliwa. Średnie pokolenie miejskie to ludzie w wieku około 35. lat. Nie ma jeszcze masy krytycznej. Gdy kiedyś wytworzy się tu ukraińska kultura miejska, będzie to oznaczać, że zakończył się proces tworzenia ukraińskiej tożsamości politycznej. Dotychczas bowiem opierała się ona na kulturze wiejskiej.

O nowych wyzwaniach, stojących przed miastem
Miasto absolutnie nie jest przygotowane na nowe wyzwania: jadą przesiedleńcy ze Wschodu – to dobrze. A czy miasto ma program z wyprzedzeniem? Pytam: w niektórych dzielnicach miasta, np. na ul. Konowalca, wznoszone są wielopiętrowe budynki. Co w przyszłości stanie się z kanalizacją, która tu nigdy nie była obliczona na wielką zabudowę?

Proszę sobie wyobrazić: 140 mieszkań i wszystko spływa do kanalizacji. Czym to się skończy? Kolejne pytanie: na świecie jest tak, że najpierw budowano miejsca pracy, a potem ściągano tam ludzi. Dla jakiego biznesu i jakiej produkcji buduje się te domy? Gdzie ci ludzie znajdą pracę?

Trzecie pytanie: mamy problem z ludźmi, którzy przyjeżdżają z inną kulturą. Warto tu spojrzeć na Polskę, która ma już z tym kłopoty i totalnie nie jest gotowa na przyjęcie muzułmanów, uchodźców z Syrii. Wybrnęli z sytuacji w ten sposób, że wszelkie braki w miejscach pracy wypełnili Ukraińcami. Mam wrażenie, że u nas adaptacja zachodzi w myśl zasady: „Lwów strawi wszystkich”.

Czy jest bodaj jedna struktura w Radzie miasta, która opracowuje przyszłościową strategię dla tych ludzi? Wiele teraz się mówi o potrzebie kreatywnych idei. Też jestem za tym, ale pytam: czy wszyscy rozumieją, że jakakolwiek struktura zaczyna się od oświaty?”. Obywateli należy wychowywać i to zaczyna się w przedszkolach i szkołach. Czy Lwów posiada taki potencjał? Owszem, lecz nie na długo…

O turystycznym oczarowaniu
Miasto stało się bardziej rozpoznawalne w świecie. Przede wszystkim poprzez otwarcie nowych rejsów lotniczych, ale również, jakkolwiek to smutno brzmi, dzięki wojnie i bataliom śmieciowym. I jeszcze jedno – miasto stało się lepsze, bo odmłodniało. Coraz więcej mamy studentów. Odmłodniało, bo wielu młodych przyjeżdża ze wschodu. Miasto nabiera pewnej dynamiki.

O turystycznych rozczarowaniach
Najbardziej turystów szokuje transport miejski, gdzie szerzą się różne choroby. Mówimy o tym, że jesteśmy miastem czystym. To nie jest do końca prawda. Kurz stoi do nieba, smród od samochodów, jeżdżących na złym paliwie. Ludzie mówią, że to odczuwają.

Kolejny problem – to zła znajomość języków obcych. Ludziom niekiedy trudno się porozumieć. Przede wszystkim dotyczy to struktur, które powołane są do nadania natychmiastowej pomocy. W tym sezonie odczuwalny jest też powszechny bandytyzm ze strony przyjezdnych Romów.

O radzieckim Lwowie
Wszystkie pozostałości po systemie totalitarnym warto byłoby zgromadzić w jednym miejscu i utworzyć z nich komnatę strachu. Komnatę strachu okresu totalitarnego. Ma to być muzeum okresu totalitarnego. Dla mnie takim muzeum, które zmusza do myślenia jest muzeum „Więzienie na Łąckiego”. Jest tam olbrzymie podwórze, dokąd można by znieść wszystkie te sierpy, młoty i gwiazdy. I nie pozwalać na PR polityczny, jak to się w tej chwili praktykuje. Jest to czysta prowokacja, gdy rozpoczyna się dyskusję „znosić, czy nie znosić”.

O fenomenie Lwowiaka
Kiedy przyjeżdżając do innego miasta, mówimy: jestem ze Lwowa, ludzie się uśmiechają. Image. Jest coś takiego jak reputacja. Pracuje się na to dziesiątki lat. Lwów przeżywa obecnie pewien kryzys, może nawet ma gorączkę. Ale trudne okresy były zawsze. Jaki będzie koniec tego okresu – zobaczymy stosunkowo szybko.

Rozmawiała Aleksandra Bagacz
źródło: dyvys.info
Tekst ukazał się w nr 15 (283) 15-28 sierpnia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X