Czerwonogród – miasto, które zniknęło i jego „rodzynki” Wycinek o rezydencji prezydenckiej z periodyku „Wschód”, nr 9, 20 kwietnia 1936 r. (ze zbiorów autora)

Czerwonogród – miasto, które zniknęło i jego „rodzynki”

Blisko dziesięć lat wstecz o mieście Czerwonogrodzie, które znikło (nazwa pochodzi od koloru gruntu), wiedzieli chyba jedynie mieszkańcy okolicznych wiosek, historycy lub najbardziej zawzięci turyści. Dziś jest to jedno z najbardziej popularnych miejsc wypoczynkowych Ziemi Tarnopolskiej i ludzi zwykle tu jest nie mniej niż na Rynku lwowskim czy pod ratuszem w Kamieńcu Podolskim.

Jest jeszcze jedna analogia do tych miejsc. W tymże Kamieńcu roje turystów oblegają lokalny „broadway” spacerując po uliczkach ciągnących się od Nowego Mostu do Starej Fortecy. Natomiast kilka kroków w bok – już pustka. Podobnie jest w Czerwonogrodzie, gdzie „program” turystyczny ogranicza się kąpielą w miejscowym wodospadzie i selfie w ruinach zamku. Niewielu się orientuje, że tuż obok są obiekty nie mniej interesujące.

Nie będę przytaczać całej historii tego miasta-widma, gdyż istnieją już na jego temat publikacje w Kurierze Galicyjskim. Podam jedynie kilka szczegółów.

Po pierwsze – Czerwonogród był miastem dość dawnym. W wydanym w XIX wieku w Warszawie wielotomowym „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich” podkreślono, że Czerwonogród jest bardzo dawną osadą, nazywaną w kronikach Castum Rubrum, czyli Czerwonym Zamkiem. Źródeł kronikarskich jednak nie podano. Zaznaczono, iż zamek „już w IX wieku był rezydencją książąt ruskich i przedmiotem walk pomiędzy nimi przed najazdem tatarskim w 1240 roku”. I znów ani słowa o źródłach tej informacji.

W IX wieku mógł tu istnieć jakiś gród. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem miejsce jest nadzwyczaj dogodne: do Dniestru (wówczas ważnej arterii transportu) jedynie 4 km, zaś leżące pośród doliny spore wzniesienie o płaskiej powierzchni ze stromymi stokami otoczone pętlą rzeki Dżuryn było na ten czas gotową fortecą.

Po drugie: Czerwonogród był jednym z najważniejszych, ba, czy nie najważniejszym miastem na Podolu. Z powstaniem województwa podolskiego z centrum w Kamieńcu (1435), Czerwonogród był stolicą powiatu, sięgającego od Strypy do Zbrucza. Jako miasto powiatowe istniało 340 lat!

Kolejny interesujący fakt (a raczej „fakt”) – w niektórych źródłach krajoznawczych podaje się, że w latach 1576-1579 na służbie u właścicieli Czerwonogrodu miał przebywać Michał Chmiel, ojciec przyszłego hetmana wojsk zaporoskich Bogdana. Jest nawet mowa o tym, że właśnie tu pojął za żonę przyszłą matkę hetmana. Oba fakty wcale nie przeszkodziły potomkowi Michała Chmiela zdobyć w roku 1648 zamek i nieźle się na tym obłowić. Zwolennicy tej bajki nie powołują się na żadne źródła.

Kolejny interesujący fakt wygrzebał lwowski historyk Lewko Kwiatkowski. Okazuje się że w 1936 roku omawiano kwestię powstania w Czerwonogrodzie letniej rezydencji prezydenta Rzeczypospolitej. Dlaczego jej nie zrealizowano, wyjaśniać nie trzeba.

Wycinek o rezydencji prezydenckiej z periodyku „Wschód”, nr 9, 20 kwietnia 1936 r. (ze zbiorów autora)

Głównym jednak lokalnym „rodzynkiem” pozostaje wodospad. Wielu w jego wodach się kąpało, niektórzy robili selfie na jego tle, ale historię wodospadu znają jednostki. Okazuje się, że Dżuryński (lub Czerwonogrodzki) wodospad jest najwyższym wodospadem na Ukrainie. Składa się z trzech kaskad o ogólnej wysokości 16 m, a jego szerokość – 20 m. Wysokość jest oczywiście wielkością stałą, natomiast szerokość – zmienia się w zależności od ilości wody w rzece Dżuryn.

Wszyscy uznają, że jest wytworem sztucznym, ale dotąd trwają spory na temat tego, kto go przekopał. Niektórzy za jego „ojców” uważają janczarów Mehmeda IV. Gdy ten oblegał czerwonogrodzki zamek, przeszkadzały mu wody rzeki Dżuryn, które olbrzymią pętlą otaczały zamkowe wzgórze. Aby osuszyć tę naturalną fosę, nakazał wysadzić skałę i puścić rzekę nowym korytem.

Inna wersja wiąże pojawienie się wodospadu z generalną przebudową zamku na początku XIX wieku, gdy rozebrano umocnienia i wybudowano pałac. Wówczas rozplanowany został olbrzymi park i utworzono wodospad jako jeden z jego elementów. Istniała wówczas moda, że w każdym parku musiał być większy lub mniejszy wodospad.

A jednak obie te wersje nie mają podstaw.

Turcy nie musieli tracić prochu i sił na puszczenie rzeki innym korytem. W tych czasach forteca czerwonogrodzka była już tak stara, że mogła oprzeć się chyba niewielkim oddziałom tureckim, składającym się z lekkiej konnicy. Dla najpotężniejszej w Starym Świecie armii osmańskiej, uzbrojonej w ciężkie działa oblężnicze, zdobycie niewielkiego zameczku położonego w centrum głębokiego zagłębienia nie było trudne. Na takim terenie zniszczenie zamku było dla Turków absolutnie bezpieczne. Jedynym wyjściem dla załogi i mieszkańców Czerwonogrodu było zalanie wodą całej doliny i schronienie się w murach fortecy. Ponadto nigdzie nie ma wzmianki o bezpośrednim oblężeniu zamku.

Wersja „parkowa” też jest bezpodstawna. Dowodzi tego popularna wśród historyków tzw. „Mapa von Miega” – bardzo dokładny plan terenów Galicji, sporządzony na zamówienie rządu austriackiego w latach 1779-1783. Na niej już jest widoczny wodospad!

{gallery}gallery/2020/cz_wodospad{/gallery}

Mapa wyjaśnia też powstanie tego zabytku hydrologicznego. Na wodospadzie dobrze widoczny jest znak młyna. Olbrzymi młyn stał tutaj do II połowy XX wieku. Im większa różnica poziomów spadu wody, tym potężniejszy i bardziej wydajny jest młyn. To przy budowie młyna prawdopodobnie został rozdzielony Dżuryn i powstał wodospad. Pozostaje jedynie wyjaśnić na czyje zamówienie i kiedy to się stało.

Murowany zamek obronny na miejscu umocnień drewniano-ziemnych wzniósł w 1615 roku lwowski kasztelan Mikołaj Daniłowicz (do ruskich magnatów Daniłowiczów te tereny przeszły w 1609 roku). Przy budowie zamku Daniłowicz wykorzystywał jeńców krymskich Tatarów. Zamek był czworokątny z potężnymi murami i czterema okrągłymi narożnymi wieżami.

W czasie prawie 30-letniego panowania osmańskiego nad Podolem miasteczko stało puste. Po powrocie tych ziem do Rzeczypospolitej należało od nowa zasiedlić ruiny. Najprawdopodobniej to właśnie nawała turecka zniszczyła Czerwonogród jako miasto. „Lustracja” z roku 1765 opisuje miejscowość jako zwykłą wioskę. Zamek w tych dokumentach przedstawiony jest jako „staroświecka architektura” otoczona zrujnowanymi murami. Ostatecznego zniszczenia dokonały władze austriackie, które w 1774 roku przeniosły centrum administracyjne z Czerwonogrodu do Zaleszczyk. Wówczas pozostała tu jedynie niewielka wioska.

W 1820 roku książę Karol Poniński, który wykupił Czerwonogród w 1778 roku, polecił rozebrać dwie z czterech wież zamkowych i część murów obronnych. Budulec wykorzystano przy wznoszeniu pałacu. Kalikst Poniński, syn Karola, zdecydował, że pozostawione wieże są za niskie i „niehonorowe” i też je rozebrano, wznosząc na ich miejscu nowe neogotyckie. Rzeźbione dekoracyjne „zęby”, zdobiące wieże, wykonano we Lwowie, a do Czerwonogrodu dostarczono je wołami. To, co obecnie uważane jest za zamek – jest jedynie stylizacją z I połowy XIX wieku.

Do początku XX wieku czerwonogrodzki pałac uważany był za jedną z najpiękniejszych rezydencji wiejskich w Galicji. Pierwsza wojna światowa okazała się fatalną dla zamku i to wcale nie z powodu działań bojowych. Pałac zniszczyły wojska rosyjskie, które tu stacjonowały. Zachowały się wspomnienia jak pijani Rosjanie zabawiali się wyłamując ozdobne „zęby” na wieżach u zrzucając je na dół. Jeden nawet spadł razem z kamieniem i zatłukł się na śmierć. W okresie międzywojennym próbowano pałac odbudować na koszt państwa i uczynić z niego rezydencję prezydenta, ale znów się nie udało.

{gallery}gallery/2020/cz_zamek{/gallery}

Z pałacu-zamku do dziś dotrwało półtorej wieży. Do 2013 roku stały jeszcze dwie, ale połowa jednej z nich runęła. Do początku lat 80. zabytek był w o wiele lepszym stanie. Większą część zabudowy zniszczono w latach 1960-70, kiedy to jakimś partyjnym bonzom z Tarnopola czy Zaleszczyk wpadł do głowy „genialny” pomysł – wykorzystać pozostałe zabudowania Czerwonogrodu, pałac i młyn jako źródło materiału budowlanego. Już wówczas taka miejscowość nie istniała, bo w 1970 roku wieś Czerwone została skreślona z rejestru miast i wsi USRR. Przewodniczący kołchozów z okolicznych Nyrkowa i Nagórzan zgrzytali zębami, ale cóż mogli uczynić? Należy oddać im jednak to, że nie ruszyli ruin kościoła Wniebowzięcia NPM. Jak powiadają, te zamiary dla jednego z nich zakończyły się zawałem serca.

{gallery}gallery/2020/cz_kosciol{/gallery}

Dziś trudno zgadnąć, że imponujące ruiny wystawionego w roku 1615 na koszt rodziny Lisieckich kościoła w stylu późnego renesansu z elementami gotyku to nie tylko dom Boży, ale i fragment fortyfikacji miasta-widma. Świadczą o tym nie tylko grubość jego murów, ale i otwory strzelnicze w kształcie „dziurki od klucza”, biegnące wzdłuż fryzu. Na fasadzie kościoła zachowały się też inne świadectwa w kształcie wmurowanych trzech pocisków armatnich dużego kalibru. Powiadają, że w 1914 roku podczas ostrzeliwania wioski spadły przed kościołem, ale nie wybuchły.

Teraz przejdźmy do innych zbytków, przeważnie omijanych przez turystów.

Po prawej stronie drogi wiodącej do doliny Czerwonogrodu leży cmentarz wioski Nyrków. Tu mamy dwa na wpół zrujnowane zabytki. W jednym z nich przebija typowa dla Galicji i Podola cmentarna kapliczka, architektura drugiego jest całkowicie nieokreślona. Z bliska widoczne jest jedynie, że nie jest to coś zwykłego. Świadczą o tym rozrzucone przed wejściem resztki kunsztownie rzeźbionych kolumn z doryckimi kapitelami i resztki jakiejś figury bez głowy. Jest to rodowy grobowiec rodziny Ponińskich. Wystawiła go w 1835 roku nieutulona w żalu księżna Helena Ponińska po śmierci dwójki swoich dzieci, Kaliksta i Karoliny. Nagrobek z białego marmuru wykonał duński rzeźbiarz Bertel Thorvaldsen – najmodniejszy artysta tych czasów.

{gallery}gallery/2020/cz_cmentarz{/gallery}

Mauzoleum było budowane pod dzieła Thorvaldsena, rzeźbiącego w stylu klasycystycznym, podobnym do wzorców antycznych. Stosunkowo do tego grobowiec bardziej przypominał świątynie antyczne, a nie tradycyjne katolickie kapliczki. Niestety – wszystko to w czasie przeszłym. Obecnie nie jest podobny do niczego. Spenetrowali go tak zwykli wandale, jak i poszukiwacze skarbów. Dzieła Thorvaldsena czekał ten sam los, co i figury wieńczące kapliczkę. Marmurową płaskorzeźbę w 1961 roku uratował od rozbicia dyrektor lwowskiej Galerii Sztuki Borys Woźnicki, wygrzebał ją spod gruzów i śmieci i przewiózł do Lwowa, gdzie jest w ekspozycji do dziś. Jak świadczą miejscowi mieszkańcy, wywieziono wówczas kilka innych płaskorzeźb, figurę lwa i kilka różnych przedmiotów dekoracji wnętrza. Mam nadzieję, że są jeszcze w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki.

„Tradycyjna” kapliczka też powiązana jest z rodem Ponińskich. Jest to mauzoleum księżnej Joanny Ponińskiej, zmarłej w 1810 roku. Jest w trochę lepszym stanie. Jej stan dodaje aury romantyczności. Jednak „hieny cmentarne” odwiedziły i to miejsce, o czym świadczy wykopany dół w środku kapliczki.

Zauważyć trzeba, że to wszystko nie są dzieła miejscowych mieszkańców. Do tego rodzaju działań wandali mają stosunek jednoznacznie negatywny. Warto tu przytoczyć historię z końca lat 70. Wówczas dzieciaki z obozu pionierskiego „Romaszka” (Rumianek), położonego koło zamku, postanowili poszukać skarbów i dostali się do krypty kościoła Wniebowzięcia NPM. Rozbili trumny. Aby uchronić pionierów przed tłumem rozgniewanych mieszkańców, władze ewakuowały obóz autobusami w trybie natychmiastowym pod ochroną milicji.

Interesujące są też mosty arkadowe. Jeżeli most przed samym wodospadem jeszcze ktoś odwiedza, to o istnieniu dwuarkadowego mostu nad wyschłym korytem rzeki Dżuryn mało kto się domyśla. Most nad wodospadem powstał w XVII wieku, a jego „kolega” w 1829, równocześnie z budową pałacu.

{gallery}gallery/2020/cz_most{/gallery}

Kilka rad: jeżeli głównym celem państwa jest podziwianie przyrody i zabytków oraz chęć zrobienia dobrych zdjęć – to radzę odwiedzić Czerwonogród przed początkiem maja lub już w październiku. W sezonie kąpielowym brzegi rzeki Dżuryn i wodospad okupowane są przez kąpiących się i wykonanie dobrego ujęcia może być trudne. A jeżeli chcą państwo po prostu wypocząć – to jechać tam trzeba z namiotami, a miejsca na ich rozbicie jest w dolinie sporo. Jeden warunek; trzeba po sobie wszystko posprzątać i nie zostawiać śmieci. Przypominać o tym chyba nie trzeba.

Dmytro Poluchowycz
Tekst ukazał się w nr 18 (358), 29 września – 15 października 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X