Czernelica w czasach wypraw mołdawskich Jana III Sobieskiego

Czernelica w czasach wypraw mołdawskich Jana III Sobieskiego

Wojna Rzeczpospolitej z Turcją w latach 1672-1676 jak twierdzi historyk wojskowości Marek Wagner, przybrała charakter konfliktu, w którym walczące strony skupiały się na opanowaniu bądź obronie elementów fortyfikacji przeciwnika.

W związku z tym, jednym z teatrów wojny stało się Pokucie, gdzie na przestrzeni XVI i XVII w. wzniesiono wiele zamków mających chronić ten obszar przed atakiem ze strony Porty Otomańskiej.

Twierdze dawały nadzieję na odparcie agresji lub przynajmniej możliwość schronienia przed najeźdźcami i oczekiwania na odsiecz. W przypadku „wojny o twierdze” z przeciwnikiem dysponującym tak dużym potencjałem militarnym jak Imperium Osmańskie obecność fortyfikacji stawała się dla danych miejscowości niemalże przekleństwem. Charakter walk sprawiał bowiem, że Turcy niewątpliwie pojawią się pod murami, niejasny był jedynie czas w jakim to nastąpi. Obecność wrogiej armii to z kolei widmo zniszczeń i pożogi liczonych w setkach tysięcy złotych, a w przypadku bisurmanów to również groźba wzięcia ludności w jasyr.

Jak wspomniano w poprzednim numerze KG, jedną z miejscowości, która dobitnie odczuła na sobie następstwa wojny z Turkami, była Czernelica. Znane ze źródeł i literatury historycznej dwukrotne zniszczenie zamku oraz gwałty na ludności cywilnej to tylko niektóre z konsekwencji tureckiej obecności w dawnych dobrach Jazłowieckich. Spustoszenia w majątku były na tyle duże, że jeszcze w trzy lata po zawarciu rozejmu w Żurawnie tamtejsi chłopi nie byli w stanie opłacać podatków. O opłakanej sytuacji materialnej poddanych Michała Jerzego Czartoryskiego w Czernelicy świadczy list tamtejszego ekonoma Bazylego Domaszewskiego z 16 listopada 1679 r., w którym informował wojewodę wołyńskiego, że nie był w stanie pobrać całości sumy z podatków rogowego i karczemnego. Trudno odnaleźć dziś informacje na temat wysokości świadczeń, jakie książę na Klewaniu i Żukowie pobierał w swoich majątkach, przypuszczalnie jednak w okresie tym mogły być one stosunkowo wysokie. Czartoryski zaledwie kilka miesięcy wcześniej wrócił z Moskwy, dokąd został wysłany z poselstwem, co z pewnością znacznie uszczupliło jego skarbiec. Ponadto, musiał zatroszczyć się o odbudowe zniszczeń poczynionych przez Turków w jego dobrach, między innymi w Czernelicy, gdzie naprawy wymagał zrujnowany przez najeźdźców zamek.

Trudno powiedzieć, jak długo trwał remont fortecy, jednak Czartoryski, który w 1680 r. został wojewodą sandomierskim, zadbał o przywrócenie jej do dawnej świetności. Niewykluczone, że swój udział miał w tym król Jan III Sobieski, starający się w okresie wojen z Turcją o wzmocnienie systemu ochrony pogranicza poprzez utworzenie wzmocnionego kordonu fortyfikacji. Istotną rolę w przedsięwzięciu miały odgrywać zamki na Pokuciu, których zadaniem wedle zamysłów władcy, miała być służba zwiadowcza na szlaku multańskim oraz obrona wylotów tego szlaku. Według historyków wojskowości, zamek w Czernelicy nie był uwzględniany w tych planach jako miejsce koncentracji sił zbrojnych. W trudnych czasach wojny wykorzystywano jednak użyteczność każdej twierdzy, nawet jeśli bliżej było jej do rezydencji niż warowni obronnej. Według Aleksandra Czołowskiego, fortecy w dobrach Czartoryskiego powierzono funkcję magazynu zaopatrzeniowego, wyznaczając w niej miejsce zborne żywności oraz paszy dla koni. Z analizy źródeł dotyczących planów wojennych króla w okresie powiedeńskim wynika jednak, że zamek ten odgrywał ważniejszą rolę.

W 1684 r. Jan III Sobieski przeforsował pomysł wkroczenia wojsk polskich do Mołdawii w celu opanowania tureckich twierdz położonych u ujścia Dunaju. Mimo obiecującego początku wyprawy, którego efektem było zdobycie Jazłowca, królowi nie udało się osiągnąć zamierzonych celów. Nieporozumienia związane ze szczegółami dotyczącymi prowadzenia kampanii skutecznie przekreśliły bowiem szansę szybkiego uderzenia na wroga, Turcy zaś obsadzili swoimi siłami przeprawę na Dniestrze, uniemożliwiając wojskom Rzeczpospolitej pokonanie rzeki.

Sobieski nie zaprzestał jednak dążenia do wprowadzenia w życie zamysłu uderzenia na Mołdawię. Nie zważając na brak cesarskiego poparcia dla projektu oraz brak decyzji Stolicy Apostolskiej w sprawie subsydium wojennego dla Rzeczpospolitej własnymi środkami finansował przygotowania do wyprawy. Z jego inicjatywy między innymi uzupełniono zapasy amunicji w stanisławowskim cekhauzie oraz dokonano w nim niezbędnych napraw. Ze względu na problemy zdrowotne król nie mógł jednak osobiście dowodzić działaniami wojennymi w 1685 r., w związku z czym przekazał komendę hetmanowi wielkiemu koronnemu Stanisławowi Jabłonowskiemu.

Pod jego kierownictwem kilkunastotysięczna armia wyruszyła 21 lipca z Glinian w kierunku Uścia. Tam, na wieść o ruchach wojsk tureckich skoncentrowanych pod Cecorą, Jabłonowski podjął decyzję o wkroczeniu na Pokucie, a następnie uderzeniu na Bukowinę. Dnia 8 września polsko-litewskie siły przekroczyły Dniestr pod Uściem, następnie maszerując przez Tłumacz i Czernelicę podążały w kierunku Śniatynia, gdzie miał miejsce ostatni postój przed przekroczeniem granicy. Dla ochrony tyłów wojska Rzeczypospolitej przed atakiem przeciwnika od strony Kamieńca, na Pokuciu rozmieszczono 20 regimentów pod komendą stolnika kijowskiego Krzysztofa Łasko. Silniejsze oddziały w sile dwóch chorągwi usytuowano w Niemirowie, Śniatyniu i Horodence, po jednym oddziale wysłano natomiast do Trembowli, Janowa, Czernelicy i w okolice mostu pod Uściem.

Niewiele wiadomo o działaniach pułku oddelegowanego do dóbr Czartoryskiego, nieco przybliża je jednak list Stanisława Antoniego Szczuki do nieznanego adresata z 18 września. Na jego podstawie wiadomo, że z Czernelicy rozsyłano podjazdy dla zebrania informacji na temat działań przeciwnika. Niewykluczone, że w pierwszych dniach września siły tam stacjonujące uległy powiększeniu. Świadczyć może o tym fakt, że Szczuka miejsce swojego pobytu określił mianem „obozu pod Czernelicą”. Ponadto informował on o planach wymarszu przeciwko posiłkom prowadzonym do Kamieńca przez seraskiera wraz z chanem, co każe przypuszczać, że siły tam zgromadzone były liczniejsze niż jedna chorągiew.

W ostatnich dniach września Turcy, świadomi działań głównych sił polsko-litewskich na Bukowinie, zmienili początkowo przyjętą taktykę, zakładającą wzmocnienie kamienieckiej twierdzy, a następnie atak na Podole na rzecz wyjścia naprzeciw wojskom Jabłonowskiego. Do decydującej bitwy doszło nieopodal wsi Bojan na Bukowinie. Wobec przewagi przeciwnika hetman wielki koronny zmuszony był zarządzić odwrót. Armia polska wyruszyła do „Wału Trajana” w pobliżu wsi Zuczka, gdzie doszło do kolejnych potyczek z nieprzyjacielem. Stamtąd, wobec braku aktywności nieprzyjaciela, rozpoczęto odwrót w kierunku Łużan i Czernelicy. Przebiegł on spokojnie, bowiem, jak twierdzi Witold Wasilewski, historyk wyprawy bukowińskiej, wojska turecko-tatarskie nie miały siły ani woli ścigania Polaków.

Jabłonowski wraz z wojskiem stanął w Czernelicy 18 października, skąd wysłał podjazdy pod Kamieniec oraz szpiega do tegoż miasta. Dwa dni później wywiadowcy przynieśli hetmanowi informację, że sołtan kałga 9 października stanął pod twierdzą na czele trzydziestotysięcznej ordy, następnie zaś wyprawił się na Wołyń. Co więcej, chan wraz z saraskierem planowali ofensywę, przy czym nie mieli jeszcze sprecyzowanych zamiarów co do miejsca ataku. Wedle szpiegów mieli oni rozważać atak na wojska Rzeczpospolitej w Czernelicy, Śniatyniu lub Niemirowie. Na wieść o zagrożeniu Jabłonowski zamierzał wysłać posiłki Krzysztofowi Łasce, który stał na czele dwudziestu chorągwi pozostawionych pod Trembowlą dla obrony od strony Kamieńca. Po głębszym namyśle hetman uznał jednak ten pomysł za nierozważny. Uszczuplenie głównych sił na rzecz wsparcia stolnika kijowskiego de facto rozbijało armię na dwie części, co z kolei mogło sprowokować atak chana na obóz pod Czernelicą, stwarzając tym samym zagrożenie dla całego Pokucia. W kolejnych dniach zdecydował jednak o wysłaniu ok. 5 tys. sił w celu patrolowania szlaków tatarskich prowadzących na Wołyń, uniemożliwiając tym samym atak kolejnych (Tatarzy od 10 października łupili ziemie koronne na północny-zachód od Dniestru) czambułów na ten obszar. Ponadto Jabłonowski oddelegował silne oddziały do Śniatynia i Horodenki, asekurując je na wypadek podejścia nieprzyjaciela. Po wydaniu tych dyspozycji hetman wyruszył w kierunku Podhajec, pozostawiając dla obrony Pokucia kilkanaście chorągwi pod komendą rotmistrza Andrzeja Dymideckiego. Przypuszczalnie niektóre z nich mogły pozostać w Czernelicy przez pewien czas, jednakże ze źródeł dotyczących rozmieszczenia wojsk na Pokuciu w maju 1686 r. wynika, że polskie oddziały rozlokowano z pominięciem dóbr Czartoryskiego pod Śniatyniem, Manastyrzyskami, Jezupolem i w Jazłowcu.

Chociaż armia Rzeczpospolitej nie poniosła większych strat podczas wyprawy bukowińskiej, całość przedsięwzięcia okazała się chybionym posunięciem, którego następstwem był najazd Tatarów na południowo-wschodnie województwa.

Plan opanowania Mołdawii starano się ponownie zrealizować w 1686 r. Tym razem na czele ok. 40 tys. armii Rzeczpospolitej stanął sam król. Początkowo wszystko szło po myśli Sobieskiego, który 16 sierpnia wkroczył do Jass, gdzie Wołosi powitali go niczym wyzwoliciela spod bisurmańskiego jarzma. Władca pokrzepiony tą reakcją podjął decyzję o kontynuowaniu marszu w stronę Budziaku. Nie było to jednak zadanie łatwe. Pochód przedłużał się, zaczęło brakować żywności, ponadto, jak zwykle w takich sytuacjach morale żołnierzy zaczęło spadać. Lew Lechistanu liczył, że sułtan Mehmed IV wyda mu otwartą bitwę, co w przypadku spodziewanego zwycięstwa pozwoliłoby na przekroczenie Dunaju, zdobycie zaopatrzenia i kontynuowanie wyprawy. Turcy nie zamierzali jednak atakować polsko-litewskich wojsk. Brak widoków na zamianę tej sytuacji spowodował, że dowódcy zaczęli nakłaniać króla do zmiany planów. Sobieski, początkowo nieugięty w swoich zamiarach, musiał ostatecznie przychylić się do ich zdania i 2 września zarządził odwrót. Tym samym sytuacja na froncie radykalnie zmieniła swój dotychczasowy bieg, śmiała kampania zakończyła się zaś przyjęciem pozycji defensywnych na naddniestrzańskiej granicy. Podczas rady wojennej 21 października zadecydowano o rozmieszczeniu wojsk polskich, poświęcono przy tym szczególną uwagę kwestii obsadzenia pokuckich zamków silnymi oddziałami. Wzmocnienie Czernelicy (a także m. in. Złotego Potoku i Rakowca) nakazano rotmistrzowi chorągwi pancernej Krzysztofowi Łasko. Tym samym zamek czernelicki stał się miejscem stacjonowania garnizonu.

Nie ma pewności czy został on ulokowany w miasteczku na stałe, bowiem już w listopadzie hetmani zadecydowali o nowych dyspozycjach dla wojska. Znane są jednak informacje o chorągwi przebywającej w dobrach Czartoryskiego w 1690 r., w związku z tym z całą pewnością można stwierdzić, że oddziały wojskowe nawet jeśli nie znajdowały w Czernelicy permanentnie, były tam obecne co najmniej tymczasowo.

Ze wspomnianym oddziałem związany jest zresztą istotny epizod dotyczący drugiej wyprawy redempcyjnej lwowskich trynitarzy w 1690 r. Bracia zakonni nauczeni doświadczeniem pierwszej misji (1688), która omal nie zakończyła się fiaskiem, postanowili nie narażać swoich wysłanników na osobiste niebezpieczeństwo związane z wykupem wziętych w jasyr polskich jeńców. Zadecydowano więc, że transakcja zostanie przeprowadzona przez wysłanych uprzednio tłumaczy, trynitarze będą zaś bezpiecznie oczekiwać na jej wyniki w granicach Rzeczpospolitej. Po zasięgnięciu rady u hetmana Jabłonowskiego dotyczącej wyboru osób mogących podjąć się tej funkcji ojczulkowie wybrali Czernelicę, jako miejsce swego rezydowania, a następnie wyprawili stamtąd tłumaczy do Kamieńca. Ich misja zakończyła się sukcesem i już wkrótce wracali do miasteczka prowadząc za sobą liczną grupę wyzwolonych z tureckiej niewoli. Nie wszystko jednak przebiegło po myśli zakonników. Jak się okazało Barabasz, kozak dworski Jabłonowskiego podsłuchał rozmowę hetmana z redemptorami, po czym licząc na łatwy łup zwołał dziesięciu pobratymców, którym zlecił napad na wiodących jasyr tłumaczy. Z niekrytym entuzjazmem i łatwością dokonali oni aktu łupiestwa na pochodzie wiedzionym z Kamieńca, rabując pozostałe przy wysłannikach pieniądze oraz uprowadzając wykupionych jeńców. Jednemu z tłumaczy udało się jednak uciec z kozackiej zasadzki i dostać się do księdza redemptora oczekującego w Czernelicy na ich powrót. Zakonnik przerażony relacją, jaką od niego usłyszał, udał się z prośbą o pomoc do komendanta chorągwi stacjonującej w miasteczku, który oddelegował kilkunastu żołnierzy do poszukiwania bandytów. Ze względu na padający śnieg trudno było znaleźć ich ślad, złoczyńców zdradził jednak dym z ogniska płonącego w jednym z leśnych jarów. Okazało się, że ogrzewali się przy nim kompani Barabasza. Podjęto natychmiastową decyzję o ataku na przestępców, którzy zostali całkowicie zaskoczeni obecnością żołnierzy, a następnie przez nich rozbici. Uwolniono przetrzymywanych w więzach tłumaczy, zaś powrozy, których użyto do ich skrępowania wykorzystano do spętania rabusiów. Odzyskano również skradzione przez nich pieniądze, które następnie wykorzystano dla wyjednania swobody kolejnym 13 jeńcom. Tym razem zostali oni przewiedzeni z Kamieńca do Czernelicy bez najmniejszych przeszkód. W miasteczku trynitarze zatroszczyli się o zaspokojenie ich głodu oraz odzienie. Posilonych w ten sposób redemptorowie powiedli do swej świątyni we Lwowie.

W niedługo ponad rok po tych wydarzeniach Jan III Sobieski podjął ostatnią próbę opanowania Mołdawii. Na temat tej wyprawy zachowały się ubogie, w porównaniu do poprzednich kampanii, źródła. Polsko-litewskie wojska przekroczyły Prut w okolicach Śniatynia, można więc snuć przypuszczenia, że armia Rzeczpospolitej, podobnie jak we wcześniejszych latach, mogła maszerować jeśli nie przez samą Czernelicę to w niedalekiej jej bliskości. Podobnie rzecz się ma w przypadku powrotu z ekspedycji, która również zakończyła się fiaskiem planów królewskich.

Podsumowując zagadnienie wypraw mołdawskich należy podkreślić, że Czernelica miała istotne znaczenie w planach polskich dowódców podczas tychże kampanii. Z jednej strony wynikało to z faktu, że przez miasteczko przebiegała jedna z tras wiodących, od Uścia będącego częstym miejscem przeprawy przez Dniestr, do Śniatynia skąd podejmowano dalsze działania. Waga tego miejsca z drugiej strony wynikała z wyboru dokonanego przez Stanisława Jabłonowskiego, który po odwrocie z Bukowiny przez kilka dni obozował pod Czernelicą. Źródła nie pozwalają na potwierdzenie zdania Czołowskiego na temat umiejscowienia magazynów zaopatrzenia dla armii w dobrach Czartoryskiego. Z całą pewnością można jednak stwierdzić, że wielokrotnie stacjonowały tam polskie wojska. Jeśli istotnie w miasteczku przechowywano prowianty i furaże, konieczne było wzmocnienie zamku przed ewentualnym atakiem nieprzyjaciela na skład zapasów. Moim zdaniem jednak, częsta obecność sił zbrojnych w Czernelicy wynikała z kwestii czysto pragmatycznych. Odrzucenie możliwości wykorzystania potencjału tamtejszego zamku byłoby bowiem lekkomyślne i nieracjonalne. Trudno było nie wykorzystać twierdzy położonej w bliskiej odległości od nieprzyjaciela, chociażby dla usytuowania oddziałów będących w stałej gotowości wsparcia innych miejsc. Należy także wspomnieć, że wojna z Turcją w pierwszym jej etapie skupiała się na zdobywaniu twierdz. Nie można było więc wykluczyć takiego samego scenariusza w przypadku wkroczenia armii tureckiej do Rzeczpospolitej. W związku z tym pozostawienie zamku czernelickiego bez obrony mogło skutkować jego natychmiastową utratą i zniszczeniem w przypadku pojawienia się wrogich sił w miasteczku podobnie jak miało to miejsce w 1672 i 1676 r.

Wątpliwe wydaje się również twierdzenie Czołowskiego, jakoby Jan III Sobieski gościł w czernelickim zamku podczas wypraw mołdawskich. Z analizy ruchów wojsk Rzeczpospolitej w trakcie owych kampanii wynika bowiem, że najznamienitszym gościem murów twierdzy był hetman wielki koronny Stanisław Jabłonowski.

Ostatnie lata wojny z Turcją to dla Czernelicy niezwykle istotny okres, nie tylko ze względu na wykorzystanie tamtejszej fortecy w działaniach oddziałów polsko-litewskich na Naddniestrzu. Dnia 13 kwietnia 1692 r. w Podhorcach zmarł władający majątkiem od ponad czterdziestu lat wojewoda sandomierski Michał Jerzy Czartoryski. Jego śmierć przyniosła przełomowe następstwa dla miasteczka, Czernelica bowiem nie tylko zmieniła właściciela ale także uległa podziałowi.

Artur Goszczyński
Tekst ukazał się w nr 4 (200) za 28 lutego-17 marca 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X