Czego możemy nauczyć się od Rosji? fot. lviv1256.com/news

Czego możemy nauczyć się od Rosji?

Czy powinniśmy dziwić się Rosji, że postanowiła przeprowadzić operację denazyfikacyjną w Ukrainie? Pytanie to niewątpliwie jest nie na miejscu, jest szokujące, wręcz skandaliczne w obliczu tysięcy ofiar wojny, którą Kreml rozpoczął na ukraińskiej ziemi na szeroką skalę w lutym 2022 r. Ale nie brakuje też w Polsce osób, które w różnych formach powtarzają je, przypominając, że Ukraińcy to naród hołdujący poglądom nacjonalistycznym, wrogo nastawiony do swego zachodniego sąsiada, a kto wie, czy tylko do niego. Przypomina się krwawe wydarzenia na Wołyniu podczas II wojny światowej i nazwisko Bandery, a przede wszystkim stwierdza, że takim ludziom nie należy ufać, a co za tym idzie pomagać, z Wołodymyrem Zełenskim na czele – komikiem, który „po raz kolejny pokazał swoją prawdziwą wredną twarz”. „Zelenski jest w Polsce skończony” piszą internauci, krytykując jednocześnie prezydenta Andrzeja Dudę za wręczenie ukraińskiemu przywódcy orderu Orła Białego czy deklaracje przyjaźni.

Pretekstem do tak ostrych wypowiedzi stało się wydarzenie, które miało miejsce w kanadyjskim parlamencie. 25 września media obiegła informacja, że podczas wizyty Zełenskiego w Ottawie oddano honory ukraińskiemu emigrantowi Jarosławowi Hunce, który służył w nazistowskiej dywizji SS Galizien. Goście i gospodarze z zapałem oklaskiwali człowieka, który walczył w formacji odpowiedzialnej chociażby za mordy Polaków i Żydów, nazwanego przez przewodniczącego kanadyjskiego parlamentu ukraińskim i kanadyjskim bohaterem. Spotkało się to z ostrą krytyką między innymi organizacji żydowskich i strony polskiej. „Nie możemy pozwolić na wybielanie historii” powiedział Michael Mostyn, szef B’nai Brith Canada, najstarszej w Kanadzie niezależnej żydowskiej organizacji praw człowieka. Zaniepokojenie uczczeniem weterana dywizji uczestniczącej w zagładzie Żydów, która nie powinna się nigdy więcej powtórzyć, wyraziło Centre for Israel and Jewish Affairs, a kanadyjski oddział Centrum Szymona Wiesenthala oświadczył, że „Fakt, że weteran, który służył w jednostce nazistowskiej armii został zaproszony i uhonorowany owacją w parlamencie jest szokujący”. Z kolei ambasador RP w Kanadzie Witold Dzielski napisał na portalu X, że „Polska, najlepszy sojusznik Ukrainy, nigdy nie zgodzi się na wybielanie takich złoczyńców!” i dodał, że jako polski ambasador w Kanadzie oczekuje przeprosin.

Te padły z ust przewodniczącego kanadyjskiej Izby Gmin Anthony`ego Roty, który tłumaczył, że nie miał wystarczającej wiedzy o przeszłości Hunki, ale żałuje swojej decyzji o jego zaproszeniu. Przeprosił przede wszystkim społeczność żydowską, a także wziął na siebie pełną odpowiedzialność za ten incydent. Dodał przy tym, że planując obecność Hunki na sali obrad nie konsultował tego ani z innymi parlamentarzystami, ani też z delegacją ukraińską. Ostatecznie podał się do dymisji.

Wydawać by się mogło, że takie słowa powinny zakończyć sprawę i tak najprawdopodobniej podchodzą do tego tematu ukraińskie media. Dla nich to wojna, dostawy broni i sukcesy na froncie są priorytetem, a niekoniecznie wydarzenie, które miało miejsce w Ottawie z udziałem 98-letniego staruszka. Dziennikarze skupili się na deklaracji długoterminowego wsparcia, jakie obiecał Justin Trudeau, czy planach współdziałania na rzecz odbudowy gospodarczej kraju. Symboliczny wymiar miało też to, że Zełenski był piątym politykiem, po premierach Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher i Anthonym Edenie oraz prezydentach USA Ronaldzie Reaganie i Dwighcie Eisenhowerze, który w ponad 150-letniej historii kanadyjskiego parlamentu miał okazję przemawiać w nim dwukrotnie. To były zagadnienia ważne dla Ukrainy, ale niekoniecznie dla Polski czy… Rosji.

Putin nazwał Zełenskiego hańbą narodu żydowskiego, a Maria Zacharowa, komentując podróż Zełenskiego uznała, że oklaskiwanie „nazistowskiego kolaboranta” była to „farsa, która może doprowadzić do ogólnoświatowej tragedii”. Stały przedstawiciel Federacji Rosyjskiej w Wiedniu Michaił Uljanow powiedział, że to, co się stało, jest hańbą dla Kanady, a sekretarz prasowy prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow przypomniał, że zbrodnie nazistów nie ulegają przedawnieniu. Co więcej, państwa zachodnie wychowały pokolenie, które nie ma pojęcia o zagrożeniu faszyzmem, a to może oznaczać, że nie rozpozna zagrożenia i pozwoli na rozprzestrzenianie się takiej ideologii.

Amerykanista Dmitrij Drobnicki dodał, że w Kanadzie „po drugiej wojnie światowej schroniło się wielu osławionych łajdaków III Rzeszy”, przede wszystkim niższego szczebla. Politolog Władimir Korniłow wyraził przekonanie, że kanadyjski „parlament doskonale rozumiał, kogo zaproszono na scenę”, wpisując się tym samym w głosy tych, którzy nadmieniali, że mogło tak się stać za sprawą inspiracji diaspory ukraińskiej w tym kraju, która „składa się głównie z potomków kolaborantów”. Zapewne dlatego też ambasador Rosji w Ottawie Oleg Stiepanow powiedział, że zaproszenie Hunki nie było błędem, a jest to „konsekwencja bezkarności byłych zbrodniarzy nazistowskich” oraz „Kanadyjskiego Kongresu Ukraińskiego, w skład którego wchodzą (…) w większości potomkowie tych samych nazistowskich sługusów”.

Podobne opinie pojawiły się i w Polsce. Wśród komentujących wydarzenie nie brakowało osób, które uznały, że może i Kanadyjczycy nie wiedzieli, kim był Hunko, ale prezydent Ukrainy mógł domyślać się, co robił w czasie II wojny światowej. Słowa krytyki padły nie tylko pod adresem Zełenskiego („Ukrainiec nigdy nie przeprasza” pisano), ale i polskich polityków. Ci co prawda potępili to, co się stało, ale przecież wcześniej udzielili wszechstronnej pomocy Ukrainie, a prezydent Duda akcentował zażyłość, jaka łączy go z głową ukraińskiego państwa. Szybko pojawiły się więc spekulacje, czy wydarzenie z Ottawy, zestawione chociażby z ukraińską skargą wniesioną na Polskę chcącą powstrzymać napływ zboża zza wschodniej granicy, nie jest przypadkiem częścią spisku, mającego na celu obalenie rządów PiS.

Ponadto pogarszające się relacje z Ukrainą stały się elementem kampanii wyborczej. Omawiane są nie tylko posunięcia gospodarcze Kijowa, ale i słowa Zełenskiego, iż swoimi decyzjami Polska idzie na rękę Rosji.

„Nigdy więcej proszę nie obrażać Polaków” zwraca się wprost do Zełenskiego podczas wieców premier Mateusz Morawiecki i przypomina, jak wielkiej pomocy udzielił jego naród Ukraińcom. Lider Agro Unii Michał Kołodziejczak mówi, że prezydent Ukrainy „gra powyżej swoich możliwości, bardzo wysoko” komentując złożenie skargi na Polskę do Światowej Organizacji Handlu. Donald Tusk zwołał naradę, by debatować o relacjach dwustronnych. Tymczasem sam Zełenski jadąc na Ukrainę zatrzymał się w Lublinie, gdzie wręczył ukraińskie odznaczenia państwowe dwojgu polskich wolontariuszy, dziennikarce Biance Zalewskiej i medykowi wojennemu Damianowi Dudzie. Podziękował także „całej Polsce za nieocenione wsparcie i solidarność, która pomaga bronić wolności całej naszej Europy” i podkreślił dumę z tego, że jego ojczyzna „ma takie silne sąsiedztwo”.

Niestety, nie spotkał się przy tym z polską głową państwa. Nie wykorzystano doskonałej okazji do rozmowy i wyjaśnienia spornych kwestii, a przede wszystkim do tego, by pokazać Rosji i całemu światu, że choć nie zgadzamy się w kwestii oceny wydarzeń historycznych, to zgodnie patrzymy w przyszłość. Sytuacja to bez precedensu, a pobyt w Lublinie określono przejazdem przez terytorium kraju, obniżając rangę wydarzenia.

Czy oznacza to, jak sądzi były prezydent Bronisław Komorowski, że Zełenski „przygotowuje politykę ukraińską do zmiany politycznej w Polsce”? Czy może, jak ocenia ambasador Jan Piekło, polityk „trochę się pogubił”? Leszek Miller powiedział, że Ukrainiec dał sygnał, że „chce podziękować społeczeństwu polskiemu, ale nie chce dziękować władzy”, co potwierdzałoby tezę o nienajlepszych stosunkach dwustronnych i zdystansowaniu się Kijowa przed wyborami parlamentarnymi w Polsce. Problemem jest niewątpliwie to, że wciąż chcemy patrzeć na politykę w sposób zerojedynkowy, a taka perspektywa szkodzi naszym interesom. Trudno jest zrozumieć, że nawet, jeśli mamy rozbieżne poglądy w pewnych kwestiach, możemy efektywnie współpracować. Niełatwo też wielu pojąć, że polityczna przyjaźń przybiera inną postać, niż w codziennych relacjach międzyludzkich. Jest oparta o cele, wśród których najważniejszym dla obu stron jest dobro własnego państwa.

Jeśli przestaniemy o tym pamiętać to nie tylko ponownie wzrośnie w Polsce poziom niechęci do Ukraińców, ale przede wszystkim zostanie to wykorzystane przez Rosję. Wadim Kozyulin z Akademii Dyplomatycznej MSZ Rosji zauważył, że oklaski, które rozległy się w Kanadzie dla ukraińskiego esesmana, „mogą stać się wiarygodnym fundamentem kampanii informacyjnej Federacji Rosyjskiej”. „Rosja może pokazać obywatelom Zachodu, komu klaszczą lokalni politycy” i „Być może wtedy zobaczą, kogo wspierają ich rządy”. Łatwo sobie przy tym wyobrazić, że wśród tych, którzy „przejrzą na oczy” znajdą się Polacy, z niechęcią traktujący własnych polityków, którzy wyciągnęli pomocną dłoń do Ukrainy.

Kozyulin radzi, by prace „prowadzić wszystkimi dostępnymi kanałami”, a głównym celem Rosji powinny stać się kampanie informacyjne skierowane do obywateli krajów zachodnich, postrzeganych jako przeciwnicy ideologiczni. Dzięki nawiązaniu dialogu Moskwa będzie mogła pokazać swoją siłę, gdyż „chęć porozumienia się (…) jest przejawem wiary we własną słuszność” i trudno takim słowom odmówić racji.

Może zatem zamiast popierać rosyjską „denazyfikację” w Ukrainie warto czegoś się od Rosjan nauczyć i wyciągnąć do Kijowa rękę do zgody i porozumienia. Skoro mamy rację nic nie stoi nam na przeszkodzie, by to zrobić.

Agnieszka Sawicz

Tekst ukazał się w nr 18 (430), 29 września – 16 października 2023

Prof. dr hab. Agnieszka Sawicz pracuje na Wydziale Historycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a z Kurierem Galicyjskim współpracuje od 2009 r. Zajmuje się historią współczesnej Ukrainy, polityką rosyjską i z pasją śledzi wszelkie fałszywe informacje. Lubi irlandzką muzykę, gorzką czekoladę i górskie wyprawy. Od 2013 r. jest też etatową wiedźmą, autorką ukazujących się w wirtualnej przestrzeni „Zapisków Wiedźmy”.

X