Co w Krakowie piszczy? „Święcone” w Krakowie

Co w Krakowie piszczy?

Jak każde szanujące się pismo, mające w tytule „Ilustrowany…”, tak i krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny” w okresie międzywojennym zamieszczał wiele zdjęć z aktualnych wydarzeń. Natomiast przed I wojną światową wyglądało to o wiele skromniej – były ryciny na pierwszej stronie i co nieco wewnątrz numeru. Przeglądnijmy kilka numerów „IKC” z początku kwietnia 1913 r.

Do Wielkiej Wojny było jeszcze ponad rok, ale na Bałkanach już wrzało, nie bez wpływu na to Imperium Rosyjskiego i jego agenta – Cerkwi prawosławnej.

Czy będzie wojna?

Kraków, dnia 9 kwietnia 1913.

Tysiące tysięcy ludzi zastanawia się nad tym pytaniem, a wobec operetkowego zachowania się mocarstw w sprawie zatargu z Czarnogórą – i w całym w ogóle kryzysie bałkańskim – nikt nie śmie dać sobie na to pytanie odpowiedzi.

Czyni to rosyjski mąż stanu, bardzo wybitny, „znający osobiście i cesarzów niemieckiego i austriackiego i króla włoskiego i cara Ferdynanda wreszcie”. Ciekawe to orzeczenie wybitnego męża komunikuje rosyjskie „Wieczernieje Wremia”:

– „Mogliśmy – mówi ów „biegły polityk” – nie dopuścić do wybuchnięcia obecnej wojny. Należało tylko uchwalić 160–200 milion rubli na zbrojenia. My tymczasem, po długich debatach, asygnowaliśmy… 60 milionów. To była pierwsza omyłka. Gdy zaniosło się na zawieszenie broni, dopuściliśmy do konferencyi – w Londynie. Trzeba było – z łatwością – zgromadzić ją w Petersburgu. Całkiem inny charakter miałyby obrady nad Newą, niż nad Tamizą. Rosya dobrowolnie straciła swój prestige wobec Słowian, to był drugi błąd. Po trzecie, jeżeli nie potrafiliśmy skierować konferencyi do Petersburga, trzeba było nastawać na Genewę, Brukselę, Hagę, aby przewodniczył konferencyi Belg, Szwajcar, Holender…

Kto jest bynajmniej zwolennikiem wojny; wiem jednak, to Rosya powinna zachowywać się tak, żeby nikt a nikt nie wątpił, te Rosya gotowa jest w każdej chwili wyciągnąć w pole.

Austrya też nie chce wojny. Ale jej dyplomacya potrafiła tego nie okazać. Nasza ustępliwość tłumaczona jest — jako słabość, i urok Rosyi nigdy jeszcze na półwyspie bałkańskim nie był tak mizerny. ..

Teraz tedy mamy przed sobą dwie tylko alternatywy: albo dobyć oręża i wyruszyć w pole, albo — stracić na zawsze mir, urok i kredyt wśród Słowian półwyspu bałkańskiego.

Myślę — dokończył dyplomata — ta Rosya na tę drugą alternatywę zgodzić się nie może. Przeto — nie pozostaje nic innego, jak wojować. I im rychlej wojna wybuchnie, tym mniej nas będzie kosztowała.

I czym różni się dzisiejsza Raszja od tamtej, carskiej? – niczym, nastroje społeczeństwa pozostały takie same.

Przy tym i Turcja, chciała odgryźć swoją porcję „bałkańskiego torcika”…

Zatopienie parowca „Leros” (opis do ilustracji)

Pancernik turecki „Hamidje” który jak mara prześladuje transportowe okręty greckie, dokonał przed kilku dniami śmiałego czynu, zatapiając dobrze uzbrojony parowiec „Leros” powracający z Durazzo do Aten.

Rycina nasza przedstawia chwilę, gdy parowiec „Leros” ginie w otchłaniach morskich… Z oddalonego pancernika „Hamidje” odpłynęła łódź, która dąży szybko z ratunkiem dla załogi okrętu nieprzyjacielskiego. Jak widać z tego faktu, Turcy nie są znów tak okrutni, jak ich niektórzy przedstawiają.

Wielkanoc w 1913 r. wypadała wyjątkowo wcześnie – 23 marca. Kwiecień był już miesiącem poświątecznym, ale w rubryce „Co dzień niesie” publikowano jeszcze ciekawostki z tradycji świątecznych i wiosennych:

Tradycyjne „Święcone” w Krakowie

Cały szereg instytucji i towarzystw w Krakowie święci zwyczajem tradycyjnym rok rocznie „Święcone”, na które zjawiają się osobistości ze wszystkich stanów i zawodów. To staropolskie „Święcone”, które wzrosło niejako w naszego ducha, które tak mile i podniośle łączy serca i myśl w jeden wielki akord harmonii i zgody – to staropolskie „Święcone”, które wyciska niejednokrotnie serdeczne łzy na samo wspomnienie zbratania się w imię tak pełnych symbolu haseł Zmartwychwstania – nie straci nigdy na sile i dostojeństwie…

We wczorajszym dniu święcono w całym szeregu towarzystw krakowskich, a więc w „Sokole”, gdzie obchodzono tę uroczystość przy udziale imponującej liczby druhów i sympatyków tej instytucji narodowej. Niemniej pięknie wypadło „Święcone” w Kole Mieszczańskiem” przy ul. Jagiellońskiej, jak również w „Klubie rękodzielniczo-mieszczańskim przy ul. św. Krzyża.

Przez krótką chwilę, powiedzmy, okamgnienie – ucichły spory, kłótnie, nienawiści, ponad niskie namiętności ludzkie, mające swój wyraz w niezaspokojonych żądzach ambicyi i egoizmu – jaśniało cudownym blaskiem potężne uczucie wspólności, które woła o dostojeństwo życia, które dźwięczy srebrzystym głosem harmonii społecznej i narodowej…

To jest staropolskie „Święcone”!

„Prima Aprilis”

Prima Aprilis”… Pierwszy kwietnia. Dzień w którym z dawien dawna panuje zwyczaj wzajemnego zwodzenia się, oszukiwania…

Początek tego zwyczaju wywodzą niektórzy od uroczystości dawnych Rzymian na cześć bożka śmiechu i wesołości. Poganie bowiem rzymscy rozpoczynali nowy rok w dniu 1 kwietnia. Inni utrzymują błędnie, że zwyczaj ten powstał w Judei, gdzie żydzi nie wierzą w Zmartwychwstanie Pańskie (Chrystus dn. 30 marca przybity na krzyżu, w dniu 1 kwietnia powstał z grobu).

Polacy od czasów dawnych w dniu 1 kwietnia rozsyłali listy ze zmyślonemi wiadomościami lub tylko kartkę z napisem Prima Aprilis, a także zwodzili się ustnie, by naśmiać się z łatwowiernych. Stąd powstało to przysłowie: Na prima aprilis, nie wierz, bo się omylisz, lub: Nie czytaj, bo się omylisz.

Łukasz Gołębiowski przypuszcza, że powrót wiosny w dniu tym zakrojony, powszechną sprawując radość, skłaniał do wesołości, która, śmiechem się odznacza. Nic zaś nie wzbudza tak łatwo śmiechu u nieokrzesanych, jak niewinne jakieś zwodzenie; stąd szyderstwo, że się nie poznał na tem, i się dał podejść.

Jakakolwiek jest geneza tego zwyczaju, faktem jest i dotrwał on do naszych czasów, aczkolwiek obecnie traci już zwolna na uroku…

Historya i kroniki przytaczają jednak wiele udanych i dowcipnych żartów z tej okazy i zrobionych przez naszych królów i magnatów. Głośne są z tego tytułu kawały księcia Radziwiłła „Panie kochanku”. Dzisiaj troska o chleb powszedni i trudne położenie polityczne nie zachęcają wcale do wesołych figlów i żartów, niemniej jednak zwyczaj ten istnieje i w niektórych okolicach kraju należy nieledwie do świąt zwyczajowych „obowiązków”.

Z udanych kawałów zanotować należy dowcip, jaki się udał jednemu z pism warszawskich. Dziennik ten dn. 1 kwietnia ogłosił, co następuje:

Jubileusz. W dnia dzisiejszym przypada 25-lecie tramwajów elektr. w Warszawie. Jubileusz ten, o którym może szersza publiczność nie wiedziała, obchodzi nasz tramwaj skromnie, bez zbytniego rozgłosu. By jednak upamiętnić rocznicę faktu tego, mającego doniosłe znaczenie w życiu naszego miasta, postanowiono, by od pasażerów tramwajowych wyjątkowo dziś nie pobierać żadnej opłaty”. Myśl tę pochwalić tylko można – dodaje ów dziennik od siebie.

Notatka umieszczona w kronice pisma wśród innych autentycznych wydarzeń i wypadków, odniosła swój skutek.

Całus na powitacie wiosny (opis do ilustracji)

W komitacie aradzkim na Węgrzech panuje oryginalny zwyczaj pozdrawiania wiosny. Pewnego, ściśle oznaczonego dnia zezwolone jest kobietom i paniom danej miejscowości obdarzanie pocałunkiem zupełnie obcego nawet mężczyzny. Zwyczaj ten panuje z dawien dawna, więc nikt się tem zwyczajem nie gorszy. Czasem jednak zdarzy się, że narzeczony jakiej pięknej dziewczyny nie może znieść, jak obcy człowiek pieści się z jego ukochaną.

W takim wypadku usiłuje pocałunkowi przeszkodzić na siłę. Jeżeli zdoła narzeczoną wyrwać z rąk chwilowego rywala, wtedy towarzyszy mu ogólne uznanie. W przeciwnym wypadku uważany jest za niezdarę.

Zabytki i historia królewskiego grodu Krakowa obecnie przyciąga liczne wycieczki i turystów indywidualnych. A jak było w 1913 r.?

Obcy w Krakowie

Wiosna, zbliżający się sezon wyścigowy i kąpielowy wysuwa na pierwszy plan dziesiątki aktualnych kwestyi, jak: kolonie wakacyjne dla dzieci, ogródki Tow. antygruźliczego, uporządkowanie Plantacyi itp.

Jedną z ważnych takich spraw jest także ruch przyjezdnych, kwestya o ile miasto nasze stara się o wzmożenie tego ruchu i przywabienie tłumów przejezdnych. Kilkakrotnie, przy różnych sposobnościach podnosiliśmy na tem miejscu, że zarówno władze rządowe jak i autonomiczne nie robią nic zgoła w tym kierunku. Owszem przeciwnie, każda władza zdaje się mieć za swój punkt honoru czy obowiązku ograniczanie tego ruchu do minimum, zniechęcanie obcych do gościny u nas. Do kwestyi tej powrócimy jeszcze. Na razie podamy kilka cyfr i dat statystycznych, odnoszących się do ruchu obcych w Krakowie z zeszłego roku.

Z ogólnej liczby przybyszów mieliśmy z Wiednia 42.000, z Węgier 1.237, z Włoch 138, z Prus i Niemiec 4,000, z Anglii 184, z Ameryki 169, z Afryki i Australii razem 62, z Francyi 377. Liczba przyjezdnych z Królestwa Polskiego wynosi około 25 tysięcy osób. Razem 73.167 osób, czyli przeciętnie dziennie po 203 obcych.

Cyfry te mogły by być większe, gdyby odnośne władze, odnośne czynniki i Towarzystwa zajęły się sprawą tą, mającą pierwszorzędne znaczenie tak dla samego miasta, jak i jego mieszkańców, z większą jak dotychczas gorliwością.

Niestety, u nas wszystko się robi, by obcy się w Krakowie nudził…

„IKC” publikował też informację o niecodziennych wydarzeniach z kraju i ze świata.

Piekielny lot

Samobójstwo polskiego awiatora

Wczoraj, około godz. 9 rano lotnik przy warszawskiej wojskowej szkole lotniczej, podporucznik Perłowski, korzystając z odpowiedniej pogody, wzniósł się z pola Mokotowskiego na jednopłacie systemu „Bleriot’a”.

Wzlot był bardzo udatny, działanie silnika było również najzupełniej poprawne i Perłowski dokonawszy kilku okrążeń toru, zdołał wznieść się na wysokość przeszło 800 metrów. Po kilko minutach lotnik począł opuszczać się, a obserwujący nie wątpili, że ma to na celu dokonanie t.zw. planowego lądowania. Tymczasem już na wysokości 400 mtr. silnik przestał warczeć i aparat z piorunującą szybkością pionowo niemal jął spadać na ziemią.

Na widok tego niezrozumiałego piekielnego lotu – z piersi licznych świadków wyrwał się okrzyk przerażenia; i w tej chwili z trzaskiem runął też na ziemię aparat. Rzucono się na pomoc.

Z pod zdruzgotanych części samolotu wydobyto Perłowskiego z połamanemi rękoma i nogami. Natychmiast wzięto go na nosze i zamierzono przenieść do szpitala, lecz Perłowski w kilka chwil potem zmarł. Ponieważ żadnego technicznego braku, który mógłby usprawiedliwić katastrofę, zgromadzona na miejscu komisya lotnicza wykryć nie zdołała, przeto powstało przypuszczenie, że Perłowski, który wogóle od pewnego czasu zdradzał silne zdenerwowanie, spowodował katastrofę z całym rozmysłem. Zarządzone w tym kierunku dochodzenie potwierdziło wkrótce to przypuszczenia, natrafiono bowiem na notatkę przedśmiertną, w której tragicznie zmarły Perłowski oświadczył, że z rozmaitych przyczyn zniechęcony do życia postanowił zakończyć je samobójstwem.

Podobno powodem tego niezwykłego samobójstwa, nie notowanego jeszcze w kronikach awiatyki, była nieszczęśliwa miłość ku jednej z dam z arystokracyi.

Wizyta księcia Kentu Jerzego Windsora z małżonką Mariną w Krakowie

Jestem królem polskim

Nocy wczorajszej wartujący na tarasie zamku królewskiego od strony ul. Bugaj szeregowiec kubańskiego pułku kozaków dostrzegł pełzającego po ziemi, to kierunku zamku. Nie mogąc wśród mroków rozpoznać gatunku pełzającego „tworu”, szeregowiec w przerażeniu wszczął alarm, który sprowadził niebawem licznych innych wartowników.

Pełzający „ni to pies, ni to wydra” na widok zbliżających się szeregowców nagle powstał, wyprostował się i na zapytanie w jakim celu tu przybył i kim jest, odrzekł: „Jestem królem polskim, przyszedłem do swego zamku”. Odpowiedź ta, nie pozostawiająca wątpliwości co do stanu umysłowego tajemniczego gościa, sprawiła, iż przeprowadzono go do kancelarii zamkowej, dokąd niebawem przybyły władze policyjno-śledcze.

Okazało się, że jest to ślusarz Raciążek, chory umysłowo, będący dodatkowo pod wpływem alkoholu.

Sterowiec Zeppelin w Rotterdamie

Przygody Zeppelina

W Luneville we Francyi, w czasie ćwiczeń kawaleryi opadł na błonia balon niemiecki „Zeppelin”, zagnany wiatrem z Friedrichshafen do Francyi, mając na pokładzie trzech oficerów niemieckich.

Śledztwo zarządzone natychmiast przez władze wykazało, że balon należy do prywatnego towarzystwa „Zeppelin”, a znajdujący się na pokładzie trzej oficerowie stanowili komisyę, odbierającą balon.

Śledztwo wykazało dalej, że balon, który zupełnie stracił oryentacyę, w całkiem poprawny sposób wylądował w chwili, kiedy kierownicy balonu spostrzegli, że znajdują się nad wielkim garnizonem francuskim.

Kapitan Glund, prezes komisyi odbierającej balon, dał słowo honoru, że ani on, ani towarzysze nie poczynili żadnych rysunków, dotyczących obrony narodowej. Tem samem sprawa jest załatwiona i balon bezpośrednio odleci do Niemiec.

Ludność wobec wrogiego balonu i jego obady zajęła groźne stanowisko, tak, że wojsko musiało przez noc całą utrzymywać straż około balonu, aby uchronić go przed zniszczeniem.

Bardzo przykre wrażenie wywołał ten wypadek w Berlinie. Część prasy grozi oficerom, którzy kierowali balonem, postawieniem przed sąd wojenny. Balon ten bowiem wzniósł się celem poczynienia różnych zdjęć i niewiadomo, jakim sposobem mógł opaść w Luneville.

Na pokładzie balonu znajdowały się przyrządy do ustawiania karabinów maszynowych, stacya radiotelegraficzna, przyrządy do rzucania bomb i inne ważne konstrukcye, będące własnością wojskowości. Obecnie niewątpliwie rząd francuski, zdemontowawszy balon, przyszedł w posiadanie wszystkich tych tajemnic, tak, że „Zeppeliny” straciły dla wojskowości wszelką wartość.

Unia Polski i Litwy stworzyła potężną Rzeczpospolitą. W 1913 r. szykowano się do uroczystych obchodów 500-lecia Unii w Horodle.

500-letni jubileusz Unii Horodelskiej

Towarzystwo przyjaciół pokoju w Krakowie zorganizowało Komitet z prof. Wicherkiewiczem i drem Kazimierzem Lubeckim na czele, mający na celu uroczysty obchód 500-letniej rocznicy Unii Horodelskiej zawartej 2 października 1413 roku w Horodle nad Bugiem. Zadzierzgnięcie węzłów między Polakami z jednej strony a Litwinami z drugiej – było wymierzone w pierwszej linii przeciw butnemu Krzyżakowi, który północno-zachodnie prowincje polskie pod pozorem szerzenia chrystyanizmu niszczył ogniem i mieczem, a mieszkańców mordował w okrutny sposób, jak również wymierzone było przeciwko pladze tatarskiej.

Zbratawszy się przeciwko wspólnemu wrogowi – podejmują oba narody zwycięskie wyprawy przeciwko Krzyżactwu i Tatarstwu. Unia Horodelska, która sankcjonowała niejako to już od dłuższego czasu trwające zbratanie się Polaków i Litwinów od koronacyi Jagiełły królem polskim w r.1386 – była następstwem tryumfu pod Grunwaldem (1410), gdzie hardy Krzyżak w puch został rozbity.

Onegdaj odbyło się posiedzenie Komitetu Unii pod przewodnictwem dyr. Sołtysika. Obchód naznaczono na dzień 4-go maja br. Zapowiada się on wspaniale. Złoży się nań: słowo wstępne, odczyty wygłoszone przez wybitnych mówców, muzyka, śpiew, chór akademicki, deklamacya itd.

Spodziewać się należy, że dawna stolica Piastów i Jagiellonów uczci godnie wiekopomne zbratanie się dwóch potężnych narodów, broniących świat słowiański przed zalewem teutoństwa.

Została zachowana oryginalna pisownia

Opracował Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 6 (418), 31 marca – 13 kwietnia 2023

X