Cmentarz Janowski we Lwowie

Cmentarz Janowski we Lwowie

W wydawnictwie Zapol wydana została długo oczekiwana przez ludzi związanych ze Lwowem książka.

Cmentarz Janowski we Lwowie to obszerna dwutomowa monografia o pomyśle powstania, założeniu i dziejach lwowskiego cmentarza funkcjonującego do dziś i ściśle związanego z dziejami Lwowa, ale jak dotąd pomijanego uwagą nie tylko przez zwiedzających Lwów, ale nawet przez samych lwowian, okrytego wstydliwą aurą zapomnienia. Przyczyną temu było to, że od początku chowano na nim osoby niebogate, zwykłych pracowników fizycznych, kolejarzy, zmarłych z zakładów karnych, służących, ubogich księży. Zmienić stosunek do tego cmentarza próbował jeszcze na pocz. XX wieku św. abp Józef Bilczewski, każąc siebie pochować właśnie na tym cmentarzu. Z jego właśnie imieniem cmentarz najczęściej jest kojarzony.

Cmentarz Janowski zmienia się w zatrważającym tempie. Jako cmentarz położony w granicach miasta jest obecnie dość popularny dla pochówków, a i aktualne prawo Ukrainy nie zabezpiecza zachowanie grobów, które nie są objęte opieką rodzin – nie jest pobierana na Ukrainie opłata za zachowanie miejsca pochówku, dlatego groby, którymi nikt się nie opiekuje, na żywioł są przekopywane, w ich miejsce powstają nowe.

W recenzji dotyczącej książki „Cmentarz Janowski we Lwowie”, ks. prof. dr hab. Józef Wołczański napisał:

Trzeba bezstronnie uznać wysiłek twórców recenzowanego dzieła za wręcz heroiczny. Polegał on w pierwszym rzędzie na dotarciu do archiwaliów przechowywanych we Lwowie, ale z reguły nieudostępnianych polskim badaczom (…) Poza tym przeprowadzono solidne badania terenowe in situ, pozyskując dokumentację wszystkich zachowanych dziś obiektów sepulkralnych na janowskiej nekropolii (…) Żmudna kwerenda zaowocowała gruntownym studium odsłaniającym genezę, dzieje i współczesność wspomnianej nekropolii. Trud i determinacja Autorów przysporzyły polskiej nauce i kulturze pomnikowe dzieło o trwałych walorach poznawczych. Książka Cmentarz Janowski we Lwowie, zasługuje na pełne uznanie, ponieważ uratowano w niej setki życiorysów osób wcale nie z tzw. pierwszej ligi życia społecznego Lwowa, ale godnych szacunku z tytułu pełnionych niekiedy prozaicznych funkcji, bez których życie codzienne nie może się obejść. Ukazano nadto bogatą panoramę wydarzeń polityczno-wojskowych, epizodów ze świata kultury i nauki, sportu i rekreacji, Kościoła katolickiego, w których uczestniczyli ludzie pochowani po śmierci na Cmentarzu Janowskim. Nie pominięto bynajmniej obrazów odnoszących się do tragedii rodzinnych, czy ofiar tzw. wypadków losowych. Niemało miejsca poświęcono bohaterom narodowym walczącym o wolność Ojczyzny w różnych epokach historycznych.

Autorzy dr Barbara Patlewicz i prof. dr hab. Ryszard Tomczyk tuż po wydaniu książki odwiedzili redakcję Kuriera Galicyjskiego i podzielili się emocjami i uczuciami po zakończeniu dzieła z Aliną Wozijan i Czytelnikami.

Ryszard Tomczyk: Kto by się spodziewał, kiedy przyjechaliśmy tu po raz pierwszy, że uda się nam to zakończyć! Bardzo grube dwa tomy.

Ja ani przez chwilę nie zwątpiłam!
Barbara Patlewicz: 45 hektarów wiele razy obłaziliśmy! Trzy lata pracy dobiegły końca. Od połowy czerwca jest już w sprzedaży. Dwa tomy, prawie 1200 stron. Odmrożenia i przegrzania, pogryzień przez kleszcze nie zliczę, skręconej kostki i podbitego oka też, zadrapań, podartych spodni i zniszczonych butów… Ale było warto.

RT: Mieliśmy korektora, który zrobił swoje poprawki, i to pół roku trwało. Pomimo wszystko, musimy się przyznać, że trochę przydarzyło się różnych pomyłek, czasem w napisaniu nazwisk czy nazw. Ale są już przychylne opinie, otrzymujemy je. Natomiast też jest tak, że ludzie, którzy nic nie napisali o swoich bliskich, już teraz zgłaszają pretensje – dlaczego mojego dziadka nie ma?

A tyle razy ponawialiśmy apel, w kościołach rozdawane były ankiety.
BP: Odkąd zaczęliśmy prowadzić te badania, ludzie się obudzili, że jest we Lwowie Cmentarz Janowski! Tyle dostaliśmy zapytań zamiast informacji, o którą prosiliśmy.

RT: Myślę, że ta książka może za jakiś czas mieć drugie wydanie, bo ludzie teraz dopiero, po wydaniu pierwszej, mogą się bardziej zaktywizować w nadsyłaniu informacji.

Bardzo ciężko redagowało się tę książkę, bo to jednak kilka tysięcy nazwisk i w różnych wersjach w różnych źródłach. Objętość informacji o ludziach jest różna – ktoś napisał sensownie więcej, ktoś mniej, ktoś tylko wykaz imion i nazwisk, więc są jednozdaniowe. A jeszcze kilka nazwisk – trzy czy cztery – nie ujęliśmy, bo ludzie nie napisali, o co chodzi. Każdemu wysyłałem opracowaną informację i prosiłem o potwierdzenie, niektórzy nie odpowiedzieli, a my przecież nie możemy się ośmieszyć! Być może w ewentualnym drugim wydaniu to pójdzie – poprawionym i rozszerzonym, jeśli kiedyś do tego dojdzie. Być może będą jakieś błędy, ktoś się odezwie. Ostatnia czasowo informacja nawet nie mogła być już umieszczona w pierwszej części, bo ta już poszła do druku, więc umieściliśmy tylko w drugim tomie.

Pomimo wszystko, w tej chwili jest to już dzieło monumentalne.
BP: Ta książka była pisana w ekspresowym tempie. Niepełne dwa lata. Mamy pewne niedociągnięcia, ale niestety, był to wymóg czasu, bo grant w tej chwili skończyliśmy i bardzo żałujemy, że nie powstał indeks nazwisk do drugiego tomu. Ale nie tylko nie daliśmy rady czasowo, lecz też gdyby to było zrobione, tom drugi powiększył by się dwukrotnie pod względem objętości i wagi. To byłoby jeszcze ze 200 stron! I książka ukazała by się co najmniej we wrześniu, a musieli ją wydać do czerwca – inaczej grant nie został by zrealizowany.

RT: Wykaz od rodzin jest alfabetyczny, wykaz nekrologów jest alfabetyczny, ale wykaz pochówków zachowanych jest umieszczony według pól. Więc w tej części jak ktoś nie zna pola, już trzeba szukać pomiędzy nazwiskami. Więc w tej części mamy spis wszystkich zachowanych nagrobków, w poprzedniej części jest to, co zostało znalezione w gazetach i nekrologach w archiwum, a pierwsza część – to informacja od rodzin, z pięknymi wkładkami ze zdjęciami – a to też ma pewną wartość.

Jest wklejonych kilka wkładek ilustracyjnych ze zdjęciami.
RT: Daliśmy w jednej porównanie obok siebie zdjęć niektórych nagrobków zrobionych w odległości pół roku: obok siebie są zdjęcia wcześniejsze i późniejsze, widać na nich jak się posuwa niszczenie.

BP: Zrobiliśmy to dlatego, by ludzie zobaczyli, jak szybko zanika i niszczy się pamięć. Ale nawet teraz na pewno wyglądałoby już znowu coś inaczej, bo i kilkunastu osób w międzyczasie zmarło, a i iluś tam grobów też zniknęło. Ostatnie nasze zdjęcia są z jesieni roku 2016.

RT: Na końcu każdego tomu są dwie mapki. Na jednej zaznaczone są najciekawsze pochówki. Na innej mapa jest czysta – zaznaczone pola i obszar cmentarza.

BP: Ale proszę zobaczyć, że nasza mapa jest odmienna od tej umieszczonej przy wejściu na cmentarz. Wprowadziliśmy granice pól. Przygotowaliśmy ją w porozumieniu z grabarzami, chodził z nami pracownik, o czym też piszemy, i on nam pokazywał granice pól – przecież większość terytorium jest zarośnięta, groby zaczęto na tych dróżkach wsadzać. Więc to jest mapa uwspółcześniona.

RT: Przy okazji, bardzo delikatnie korygujemy pewne informacje. Na przykład, na stronie 459-460 o Marii Jaworskiej, zawarte w książce o Cmentarzu Łyczakowskim prof. St. S. Niciei. Nicieja wykazał Marię Jaworską wśród pochowanych na Cmentarzu Łyczakowskim, ale my mamy zdjęcie grobu, który się zachował na Cmentarzu Janowskim. Błędnie miejsce jej wiecznego spoczynku podają też autorzy innych publikacji. Jest kilka takich błędów, które udało nam się zweryfikować. Dotyczy to również miejsca pochówku ks. prof. Walentego Wołcza, które zresztą również się zachowało.

BP: Dotyczy to też daty powstania tego cmentarza. Wszędzie wcześniej jest podawany rok 1883, a to nie jest prawdą. Poświęcenie nowego miejsca dla pochówków nastąpiło 29 lipca 1888 roku, zarząd cmentarza zaczął działać 5 sierpnia – w tym dniu odbyły się pierwsze dwa pogrzeby. Wcześniej przez kilka lat trwały przygotowania i odwołania do Wiednia, bo była grupa ludzi, którzy nie życzyli sobie sąsiedztwa cmentarza.

Tom pierwszy zawiera bardzo obszerny opis dziejów cmentarza – od prawa cmentarnego w Monarchii Austro-Węgierskiej, historii miejsc pochówków w okresie poprzedzającym powstanie Cmentarza Janowskiego i całej jego historii aż do naszych czasów.
RT: Tę książkę się czyta specyficznie. My mamy do niej stosunek emocjonalny. Są w niej na przykład wycinki z gazet: ten się zastrzelił na cmentarzu, ten na grobie matki umarł, tu jakąś prostytutkę poćwiartowali i tak dalej. Ktoś, kto szuka klimatu tamtego Lwowa, bo wiadomo – różnie bywało, znajdzie tę fajną narrację Lwowa. Są takie strony w książce, gdzie są same nazwiska – tak jak spisy żołnierzy, ekshumacje. Ale tam też są ciekawe informacje.

BP: Są niektóre opisy żołnierzy, natłok nazwisk i informacji. Co jest ważne – i to dla nas jest szokujące, bo nie jesteśmy przecież historykami wojskowości – bardzo dużo z tych żołnierzy, powstańców, którzy zostali pochowani na Janowskim, w ogóle nie ma w polskiej historiografii wojskowej, nie mamy żadnej informacji na temat tych osób. Nikt się nimi nigdy nie zajmował. Oni są tutaj, wiemy że to byli powstańcy, bo są to groby charakterystyczne i podpisane, ale nic na ich temat nie ma. A niektóre krzyże z tabliczkami, które zdążyliśmy jeszcze sfotografować, już nie istnieją. Więc w książce jest kilka takich osób, o których pamięć by totalnie przepadła.

RT: Dajemy zwartą listę około 700 żołnierzy z 1918-1919 roku, którzy byli pochowani na terenie cmentarza, zrobiliśmy odsyłacz do pracy Pawła Należniaka z Krakowa o kwaterze Obrońców Lwowa – kto się zainteresuje, znajdzie. Dostaliśmy jego pracę, zacząłem to obrabiać i mi nic nie pasowało. Przedwojenne błędy pociągnęły za sobą następne. My dajemy inaczej. W 1925 roku dwudziestu ekshumowano, ale nam się nie zgadzała ta lista, więc podajemy, że jeszcze tacy a tacy leżeli tu w 1928, a tacy w 1929. Więc takie otwarte pole zostawiamy, gdyby ktoś chciał dokładnie to zbadać, może to zrobić. Jest lista, odnośniki są, można iść do archiwum i pracować.

RT: Najtrudniejszy był i jest okres powojenny. Bo opisów nie ma. Jeśli pojawi się praca naukowa (a jest nadzieja, że taka będzie) na temat Polaków we Lwowie po 1944 roku, nasz epilog będzie przepisany. Opieraliśmy w tym na ankietach rozdawanych wśród lwowian we Lwowie. Ludzie często albo nie pamiętali, albo nie wiedzieli, albo nie do końca wiedzieli. Gdyby my tę pracę robili chociażby 15 temu, byłoby więcej informacji. Ale jest jak jest, trudno.

BP: Rodziny czasem nawet nie wiedziały dokładnie kto został pochowany w tym grobie rodzinnym. Czasem napisy na grobie nie zgadzają się z księgami cmentarnymi i opowiadaniami. Czasem było tak: w nekrologu inaczej, na płycie nagrobnej inaczej, a rodzina mówi jeszcze co innego, a na domiar złego w księdze cmentarnej jeszcze inaczej. I co z tym zrobić? W takich przypadkach za podstawę braliśmy księgę cmentarną. Bo księga cmentarna z dnia na dzień odnotowywała pogrzeby, czyli podstawa kronikarska. Ale my podawaliśmy też adnotację, że na płycie jest inna informacja – bo płytę mógł ktoś ustawić przecież nawet 20 później. Albo napisy zatarte częściowo lub całkiem. Na pewno są jakieś błędy, w nazwiskach przede wszystkim. Bo jak się sczytywało te nazwiska z ksiąg cmentarnych, gdzie było pięć napisów odręcznie zrobionych jeden na drugim, to być może jakiś błąd się pojawił. Zresztą w nekrologach też są błędy.

Jest też pięć przypadków, kiedy osoba jest dwa razy wymieniona i nie wiadomo, w którym grobie ona rzeczywiście została pochowana. Napisaliśmy też, że jak ostatni raz przyjechaliśmy, to mieliśmy dziwne uczucie, że nam groby wędrują po cmentarzu, bo jakimś szóstym zmysłem – a ja już przecież znam te nazwiska wszystkie na pamięć, i ze zdjęciami siedziałam ciągle – czuję, że niemożliwe żeby to było tu, przecież gdzie indziej. A potem się okazało, że rodzina rzeczywiście przeniosła na inne pole.

RT: We wstępie do książki są podziękowania dla osób, które najbardziej pomogły nam w pracach nad tym badaniem. Apele i artykuły drukował Kurier Galicyjski. Ogłoszenia podawano w Polskim Radiu Lwów. Amalia Hunkiewicz i Wiesława Ryglan to były panie, które najwięcej karteczek po ludziach we Lwowie zebrały. Chodziły po parafiach, po ludziach, na Uniwersytet Trzeciego Wieku, z nami po cmentarzu. Jarosław Blinowski pomagał w spisywaniu archiwów. Kilka osób ze Lwowa i z Polski kontaktowały z nami po kilkanaście razy.

Jakie są uczucia po oddaniu książki do druku?
BP: Uczucia do Lwowa są ciągle żywe, po wydaniu książki czuje się próżnia. Czuje się taką pustkę, jak się skończyło nad tym pracować, przecież trzy lata nad tym się pracowało. W 2014 roku zaczęliśmy tę pracę, we wrześniu po raz pierwszy do redakcji Kuriera Galicyjskiego z tym przyszliśmy.

RT: Ale Pani Barbara w tym czasie zdążyła wydać książkę o Azerbejdżanie, teraz musi popracować nad habilitacją.

Mają Państwo teraz ogromny zasób materiału wizualnego. Czy są już plany zagospodarowania tego?
BP: Jeszcze nie wiemy, co z tym zrobić.

RT: Mamy przede wszystkim wielkie archiwum zdjęć – Pani Doktor ma ponad 200 tys. zdjęć. Była wystawa, bardzo fajna. Wydaliśmy na początek dla zachęty album. Wielu potraktowało ten album jako pierwszy tom naszej monografii, ale są to dwie rzeczy niezależne. Co do pomysłów na te zdjęcia, może można by było założyć jakiś portal, czy coś takiego, z udostępnianiem tych rzeczy tym, kto poszukuje, ale dotychczasowe tego typu portale stworzone są dla zarabiania na tym. W naszym przypadku nie tędy byłaby droga. Za sprzedaż książki całość bierze uczelnia, my odpracowaliśmy swój grant i na tym sprawa zamknięta. Nakład jest mały, tylko 500 egzemplarzy.

Grunt że to wielkie opracowanie powstało. Jest ono unikalne, bez przesady.
RT: Już przy okazji pracy nad Janowskim zaczęliśmy zbierać materiały o innych cmentarzach. A i doświadczenie w badaniach terenowych nabyliśmy. Na tych cmentarzach trzeba by było wziąć łopaty, siekierki i pogrzebać w ziemi, żeby te tabliczki wydobyć. Zresztą tak, jak na Janowskim robiliśmy. Bo tam jest mnóstwo tego.

BP: Zaczęliśmy jeździć po tych cmentarzach w lutym 2015 roku, a potem byliśmy jeszcze raz na jesieni, to już przy porównywaniu zdjęć okazywało się, że grobów nie ma. Więc te zdjęcia przez nas zrobione są rzeczą już unikatową i historyczną, a my mamy świadomość tego, że to było. Gdyby ktoś inny zaczął ten temat teraz badać, to on nie ma tego kontekstu, który my mamy. Problemem będzie też to, że ksiąg cmentarnych z tych cmentarzy w archiwum nie ma. Bardzo też się boję, że jeśli nadal wzajemna niechęć Polaków i Ukraińców będzie teraz narastać, a z obu stron będzie podsycanie i podbijanie bębenka, będzie to mieć konsekwencje przede wszystkim dla tych Polaków, którzy tu mieszkają, i dla badaczy –żadnych badań wtedy nie da się prowadzić. Przypadki drastyczne są medialne, o dobrych działaniach raczej nikt czytać nie chce, stąd też pisać nie chcą.

RT: Niestety nie dano nam w tym roku środków na zbadanie innych pomniejszych cmentarzy – na Zniesieniu, na Hołosku, w Brzuchowicach i innych. A czas leci i pochówki są przekopywane. Cały czas rozmowy trwają, ale na razie nic z tego. A przecież nikt teraz tej pracy nie zrobi już poza nami.

I to potwierdzamy oraz życzymy Państwu, by sprawy potoczyły się w pomyślnym kierunku. Dziękuję za rozmowę.

Info:
Dr Barbara Patlewicz – wykonawca merytoryczny w projekcie kierowanym przez dr hab. Ryszarda Tomczyka Lapides calambunt. Cmentarz Janowski we Lwowie. Polskie dziedzictwo narodowe. Stopień doktora nauk humanistycznych uzyskała na podstawie dysertacji pt. Kształtowanie niepodległości azerbejdżańskiej w ostatnich dwóch dekadach XIX w. i na początku XX w. Dalszy rozwój naukowy wiąże z poszerzaniem spektrum badań związanych z problematyką kaukazoznawczą.

Dr hab. prof. Ryszard Tomczyk – kierownik projektu Lapides calambunt. Cmentarz Janowski we Lwowie. Polskie dziedzictwo narodowe (grant badawczy na lata 2014-2017, nr 11H 13 0151 82, w ramach konkursu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki MNiSW). Historyk, Pracę doktorską Ukraińskie Narodowo-Demokratyczne Zjednoczenie 1925-1939 obronił na Uniwersytecie Szczecińskim w 1992 roku. Habilitował się w 2008 roku na Uniwersytecie Rzeszowskim. Podstawą habilitacji była praca Radykałowie i socjaldemokraci. Miejsce i rola lewicy w ukraińskim obozie narodowym w Galicji w latach 1890-1914. W kręgu zainteresowania Ryszarda Tomczyka znajduje się historia Ukrainy, stosunki polsko-ukraińskie, polski ruch neokonserwatywny w II RP, historia prawa i administracji, samorząd terytorialny, stosunki międzynarodowe w obszarze Morza Bałtyckiego.

Alina Wozijan
Tekst ukazał się w nr 14 (282) 28 lipca – 14 sierpnia 2017

Pochodzi z bardzo mieszanej rodziny o wielu narodowościach, lecz polska krew okazała się być dominująca, stąd w gronie rodziny zachowuje tradycje i posługuje się wyłącznie językiem polskim. Urodzona we Lwowie. Po ukończeniu studiów w Ukraińskiej Akademii Drukarstwa pracowała w dziale bibliotecznym w Państwowym Archiwum Obwodu Lwowskiego, od 1995 roku przez 16 lat – jako redaktor i realizator w regionalnej telewizji państwowej. Od 2001 roku zaczęła oprowadzać grupy turystyczne, jako przewodnik opiekowała się wycieczkami do najdalszych zakątków dosłownie całej Ukrainy. Od 2013 roku jest związana z Kurierem Galicyjskim. Jeszcze w latach studenckich zainteresowała się sztuką przekładu. Na swoim koncie ma przełożone z kilku języków na język polski różnego rodzaju teksty, w tym literackie. Zainteresowania: historia, stosunki społeczne, geopolityka, geografia. Za najlepszy odpoczynek uważa kardynalną zmianę działalności – uwielbia piesze wycieczki na długie dystanse oraz... dziewiarstwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X