Była rzeka – jest kałuża fot. Ludmiła Pryjmaczuk

Była rzeka – jest kałuża

Dniepr, największa rzeka Ukrainy po akcie terrorystycznym w Kachowskiej Elektrowni Wodnej w okolicach Zaporoża obniżyła poziom wody o ponad 5 m. Na plażach Zaporoża jest zakaz kąpieli, bo woda w rzece nie odpowiada normom sanitarnym, prócz tego w rzece odnajdywana jest amunicja z czasów II wojny światowej. Wszystko to ma katastrofalne konsekwencje dla ludności. Przyroda jednak szybko dostosowuje się do nowych warunków.

– Nawet nie wyobrażasz sobie, co stało się z Dnieprem! – w drodze z dworca opowiadają mi przyjaciele, miejscowi wolontariusze Igor i Lubow Leonowowie. – Zaraz po wysadzeniu przez raszystów tamy w Kachowce woda zaczęła się obniżać z szybkością 50 cm na godzinę! Teraz tych miejsc nie można poznać.

fot. Ludmiła Pryjmaczuk

W kwietniu tego roku pół dnia spędziłam nad brzegiem Dniepru w tym kozackim mieście. Po pierwsze – są tu niezwykle malownicze okolice, szczególnie wokół wyspy Chortycia i uroczyska Wyrwa. Wtedy to właśnie w tych miejscach, nie zważając na powtarzające się alarmy lotnicze i huk kanonady w oddali, postanowiłyśmy z Lubą zrobić sobie sesję fotograficzną. A po drugie – lubię podziwiać widoki potężnego Dniepru, szczególnie w okresie wiosennej wysokiej wody, gdy rzeka w niektórych miejscach podobna jest do morza… Była, niestety!..

Olbrzymie głazy i bryły kamieni, których większa część ukryta była pod wodą, wydmy piasku, samej zaś wody – pojedyncze kałuże, ludzie suchą nogą przechodzą od jednej wyspy do drugiej, kolonie ptaków obsiadają głazy – taki obraz rzeki zobaczyłam teraz z mostu.

– Z chwilą wysadzenia tamy pozom wody przy brzegach Chortyci obniżył się o około 5 m – mówi kierownik sekcji ochrony przyrody Narodowego rezerwatu „Chortycia” Mychajło Mulenko, którego poprosiłam o komentarz. – Tu, gdzie się z panią spotkaliśmy, możemy zobaczyć, jak wyglądał Dniepr przed budową Kachowskiej tamy i napełnieniem zbiornika wodnego. Przed nami skały Dwaj Bracia, Trzy Stogi i wyspa Dębowa. Koło nich utworzyły się wydmy piaskowe, które stąd wyglądają jak rzeczny piasek. W rzeczywistości są to skupiska skorupiaków racicznicy zmiennej. Miały tu doskonałe warunki rozwoju, a gdy zginęły – pozostały tylko muszle.

Jak twierdzi kierownik rezerwatu, z powodu obniżenia poziomu wody powierzchnia plaży poszerzyła się o 150 ha. I woda nadal opada. Dla bezpieczeństwa zwiedzających teren rezerwatu jest patrolowany. I praktycznie każdego dnia znajdywane są wybuchowe „niespodzianki” z okresu II wojny światowej. Wysadzenie tamy przysporzyło pracy służbom ratowniczym. Tego dnia autorka miała okazję wspólnie z hiszpańskimi i niemieckimi dziennikarzami wziąć udział w rozminowaniu, które miało miejsce na terenie jednego z ośrodków wypoczynkowych.

– Dziś znaleźliśmy bombę lotniczą FAB-50 z czasów II wojny światowej – komentuje akcję kierownik ds. działań specjalnych zaporoskich Służb ratowniczych Rusłan Anikałow. – Znalazł ją ochroniarz na brzegu wyschniętego Dniepru. Po wysadzeniu tamy w Kachowce do takich znalezisk wyjeżdżamy po kilka razy w ciągu dyżuru. W tygodniu jest to 14-15 takich interwencji. Jak każdy niewypał, również ta bomba jest niebezpieczna, dlatego ją wywozimy i unieszkodliwiamy.

Jedną z moich ulubionych rozrywek w Zaporożu przed wojną była obserwacja statków pasażerskich. Dziś można jedynie o tym wspominać – tam, gdzie kiedyś było nadbrzeże, gdzie cumowały statki, dziś jest płycizna, jak przy Chortyci. Pomimo niebezpieczeństwa zakażenia się chorobami zakaźnymi są osoby lekkomyślne, które się kąpią – upał sięga 40 st. C. Ale zanim dotrzesz do wody, można udusić się od woni błota.

fot. Ludmiła Pryjmaczuk

– Jestem tu po raz pierwszy po wysadzeniu tamy – mówi Walentyna Winniczenko, przewodnik z 45-letnim doświadczeniem. – Na tej przystani minęło moje życie. Zbudowano ją w latach 80. ubiegłego wieku specjalnie dla statków wycieczkowych. Turystów było wielu. W tym miejscu Dniepr miał 1,5 km szerokości. W czasie wycieczek powtarzaliśmy słowa klasyka, że nie „każdy ptak doleci do środka rzeki”. Teraz ptaki chodzą po rzece na piechotę. Serce boli. Jak mamy rozwijać turystykę rzeczną? Woda opadła o prawie 5 m i rzekę trzeba skierować nowym kanałem.

Natomiast córka Walentyny – Kateryna, która poszła w ślady matki i przez 16 lat była przewodnikiem wycieczek na statkach po Dnieprze, uważa, że nie jest tak źle. W tym odpływie wody można też doszukać się plusów.

– To, co teraz dzieje się z Dnieprem, uważam za katastrofę – mówi Kateryna Winniczenko. – Rzeczą pozytywną jest jedynie to, że na własne oczy widzę to, co wcześniej znałam jedynie ze zdjęć i ze wspomnień starszych ludzi przed powstaniem zbiornika kachowskiego. Teraz oto widzimy skałę Dumną. Wcześniej przez wysoką wodę nie była widoczna. Do wyspy Roztiobina można było jedynie dopłynąć, a teraz możemy dojść.

Kateryna ma nadzieję, że wodna turystyka na Dnieprze się odrodzi. Oczywiście, według nowych zasad.

– Wysadzenie tamy ma katastroficzne następstwa również dla pojmowania świata przez człowieka – przekonuje Mychajło Mulenko. – Prawdę powiedziawszy, dla rzeki brak zbiornika wodnego jest czymś bardziej naturalnym. Rzeka ma płynąć. A zbiornik – to zamknięty akwen stojącej wody. Na przykład, przed jego stworzeniem wokół brzegów Chortyci notowaliśmy 77 gatunków ryb, a obecnie – jedynie około 20.

Na razie, jak twierdzi przewodniczący Zaporoskiej Administracji Jurij Małaszko, regulować i utrzymywać odpowiedni poziom wody, by uniknąć katastrofy ekologicznej, pomaga Dnieprowska zapora, działająca we wzmożonym trybie. Do gmin, które najbardziej ucierpiały po tej katastrofie, dowożona jest woda pitna. Razem z samorządami planuje się stworzenie możliwości oczyszczania ścieków. Aktywiści i mieszkańcy Zaporoża samodzielnie oczyszczają dno Dniepru ze śmieci i odpadów. A na Chortyci pracują też archeolodzy.

Ludmiła Pryjmaczuk

Tekst ukazał się w nr 16 (428), 31 sierpnia – 14 września 2023

X