Bogdan Kołomijczuk – pisarz i żołnierz fot. Konstanty Czawaga

Bogdan Kołomijczuk – pisarz i żołnierz

Jest znanym na Ukrainie autorem kryminałów retro oraz powieści historyczno-fantastycznych. Dwa lata temu przeprowadziłem z nim wywiad dla Kuriera Galicyjskiego. Wtedy w warszawskim wydawnictwie „ANAGRAM” ukazał się polski przekład jego powieści kryminalnej, zatytułowanej „Hotel Wielkie Prusy”. Opowiadał o swoich pomysłach literackich i planach. Przerwała je wojna. Dowiedziałem się z Facebooka, że Bogdan jest na froncie. Całkowitą niespodzianką dla mnie stało się ogłoszenie, że w jednej z lwowskich księgarni wydawnictwa „Starego Lwa” odbędzie się jego spotkanie z czytelnikami.

Rozmowa z lwowianami

Przyszedł punktualnie. Był taki, jak zawsze. Elegancki, radosny. Od razu wyjaśnił, że dostał krótki urlop.

fot. Konstanty Czawaga

– Wcześniej odnosiłem wrażenie, że koleje zostały położone w najgorszych miejscach, a teraz, zbliżając się do Lwowa, pomyślałem, jak piękne jest Podzamcze, jakie mamy piękne garaże, jak piękne jest Zniesienie – dzielił się refleksjami. – A jak jest smaczna woda butelkowana, kupowana w pociągu od konduktora po spekulacyjnych cenach! Spotkałem też znajomego, który zapytał, dlaczego nie jestem w mundurze wojskowym? Powiedziałem mu: Wyobraź sobie, że pracujesz na stacji benzynowej i każdego dnia nosisz swój kombinezon. Masz piękny kombinezon, pasuje do ciebie, ale dostajesz urlop. Jakie jest prawdopodobieństwo, że pójdziesz do restauracji lub teatru w kombinezonie? Tak, ale to jest stacja benzynowa, a to jest wojsko – próbował zaprzeczyć. A jaka jest różnica? Obydwaj wykonują swoją pracę. Tak naprawdę kraj ma przyszłość tylko wtedy, gdy wszyscy wykonają swoją pracę. Jestem stuprocentowym cywilem, choć już nim nie jestem. Kiedy wszystko w tym kraju, jak w kostce Rubika, trafi na swoje miejsce, wtedy będzie szansa na zwycięstwo i rozwój. Prezentując ponad pół roku temu w tej księgarni moją książkę „Trzysta mil na wschód” nie przypuszczałem, że tak jak autor rzucił swojego bohatera trzysta mil od Lwowa, tak los rzuci mnie trzysta kilometrów od Lwowa, a potem kolejne trzysta. W rezultacie żyję teraz w bezkresnych przestrzeniach obwodu donieckiego i pamiętam o swoim bohaterze. Mam nadzieję, że zakończenie również będzie nieco podobne. Mój bohater Wistowicz wrócił do Lwowa i wyjechał do Ameryki. Nie chcę jechać do Ameryki, chcę zostać w spokojnym Lwowie, w spokojnej Ukrainie. To jest teraz moje największe marzenie. Zatrzymać te wszystkie lęki i okropności, w których żyjemy.

Zdaniem Bogdana Kołomijczuka wojna zabiera czas, ale daje bardzo niewiele.

– Mój klucz do postrzegania wojny jest raczej rodzajem klucza czeskiego pisarza wojennego Jaroslava Haška – stwierdził. – Szukam śmieszności tam, gdzie jest jej mało, ale jest. Kiedy obok wydarzyło się coś strasznego i również blisko stało się coś zabawnego – cała twoja świadomość krzyczy, żeby to zauważyć. W sytuacjach ekstremalnych ludzie często ukazują się z niespodziewanej strony. Z pozoru delikatne i nieśmiałe osoby mają czasem taką odwagę, że to po prostu zastanawia. A ci, którzy byli uważani za supermanów, nagle tracą swoje super moce i stają się małymi chłopcami, którzy chcą do matki. I to nie jest przesada. Czasem widzimy tam świat od środka. Szczególnie jeśli chodzi o tereny wyzwolone, gdzie wydaje się, że świat wywrócił się do góry nogami. Prawdopodobnie nie będę już szukał prototypów dla swoich powieści tam, gdzie kiedyś ich szukałem. Jeśli pamięć mnie nie będzie mylić.

foto z archiwum Bogdana Kołomijczuka

Na moje pytanie czy został zmobilizowany do wojska ukraińskiego powiedział:

– Zgłosiłem się na ochotnika. Miałem minimalne doświadczenie. Raz strzelałem na wojskowym obozie szkoleniowym, nawet trafiłem w cel. Potem nauczyłem się rozkładać karabin maszynowy. Nie wiem, czy postąpiłbym inaczej. Wydawało nam się, że moskal będzie tu jutro i rzeczywiście na to się zanosiło. Gdyby nie ofiary w centrum kraju, gdyby nie strategia generała Załużnego, naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy… Dzięki Bogu, że na tyłach jest miasto Lwów, dokąd możemy wrócić i zobaczyć wasze miłe twarze.

Mówił też o wolontariacie.

– Front wolontariacki jest nie mniej ważny niż front pożarniczy – stwierdził Bogdan Kołomijczuk. – Znam wiele przypadków, kiedy pomoc wolontariuszy ratowała i ratuje ludzi teraz, bo robi się zimno. Mam buty od wolontariusza i wiele innych rzeczy. Front nie kończy się na granicach administracyjnych obwodów donieckiego, ługańskiego czy zaporoskiego i chersońskiego. Jest też tutaj. Miałem dyskusję z kimś, kto powiedział, że nie chce wpuścić wojny do swego wnętrza. Wierzył, że wystarczy zapłacić podatki, przekazać od czasu do czasu darowiznę i to wystarczy. Ale przyjechałem z frontu i usiadłem, żeby wypić z tobą kawę i jestem wojną. Jest wiele sposobów, aby być przydatnym dla wojska. Co do miast na tyłach, to jako mieszkaniec Lwowa cieszę się, że dalej narzekacie na złą pogodę, media. I to jest normalne, bo my, Galicjanie, mieszkańcy Zachodniej Ukrainy, zawsze tacy byliśmy: zawsze mieliśmy dziurę w kieszeni przy każdym rządzie, lokalnym i dalszym. Kiedy docieram do miast bliżej frontu i widzę tam cywilnych mężczyzn, nie bardzo ich rozumiem. Bo jak ktoś przychodzi do twojego domu, to trzeba coś zrobić.

foto z archiwum Bogdana Kołomijczuka

Bardzo lubię dzieci w punktach kontrolnych. Zatrzymują cię i pytają poważnie:

– Jaki jest twój stopień?

– Młodszy sierżant.

– A gdzie służysz? Czy mogę zobaczyć pańskie dokumenty?

– Oczywiście, proszę.

– Jesteśmy tu po to, by zbierać fundusze na taki i taki cel. Jeśli to nie jest dla ciebie duży kłopot, po prostu tu coś wrzuć.

Przez taki poważny punkt kontrolny przeszedłem w obwodzie dniepropietrowskim, gdy jechałem do Lwowa.

Na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie

Podczas tego krótkiego urlopu młodszy sierżant Bogdan Kołomijczuk otrzymał zezwolenie na przekroczenie granicy i udział w Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie. Zawdzięcza to staraniom wielu osób na Ukrainie i w Polsce. Wśród nich była też Magdalena Koperska z Wydawnictwa ANAGRAM. Na moją prośbę wyjaśniła:

foto z archiwum Bogdana Kołomijczuka

– 27 września w mediach społecznościowych skierowałam mocne słowa wsparcia do Bogdana Kołomyjczuka, ukraińskiego pisarza kryminałów w stylu retro, które podbiły serca czytelników, nie tylko w Ukrainie, ale również w Polsce. Książki „Hotel Wielkie Prusy” i „Ekspres do Galicji”, ukazały się w wydawnictwie ANAGRAM również dzięki grantowi Ukraińskiego Instytutu Książki. Patronat (nad wydaniem obu tytułów) objął prezydent Miasta Poznania i wojewoda wielkopolski. Planowaliśmy literackie tournee autora po Polsce. Czytelnicy w wielu miastach czekali na spotkania, które już nie miały się odbyć. Rozmawialiśmy z Bogdanem o planie promocyjnym i jego udziale w targach książki, w poznańskim mieszkaniu Ryszarda Kupidury, tłumacza. Było to… chwilę przed okrutną wojną. Z pisarza Bogdan stał się żołnierzem Obrony Terytorialnej Ukrainy. Jednak nie przestaje być pisarzem. Dzięki staraniom wielu osób, w tym wydawnictwa, tłumacza i ukraińskiego PEN CLUB-u Bogdan Kołomijczuk przyjechał na Targi Książki w Krakowie, by spotkać się z polskimi czytelnikami, porozmawiać z dziennikarzami i wziął udział w debacie „Literatura w czasach wojny w Ukrainie”.

Bogdan Kołomijczuk mówił w RMF FM:

– Pisarz karmi swoją twórczość raczej wspomnieniami: tym, co pamięta, o kim wspomina, co się wydarzyło. To nie jest od razu oczywiste. Nie wiem, czy będę pisał jeszcze kryminały, gdy wreszcie w Europie nastąpi pokój i kiedy powrócę do swojej twórczości, której mocno mi brakuje. Może nastanie czas dla całkiem innej literatury stwierdził gość.

Autor książek „Ekspres do Galicji” i „Hotel Wielkie Prusy” jest aktywny na Facebooku. Jak mówi, zależy mu, aby nie stracić kontaktu czytelnikami, którzy są dla niego ważni tak jak rodzina.

Staram się prawie każdego dnia napisać przynajmniej jakiegoś SMS-a, że jestem cały, że żyję, że wszystko w porządku, że koledzy są obok mnie – podkreślił.

– Dla niego, dla nas wszystkich jego udział w Targach Książki w Krakowie miał wymiar metafizyczny – zaznaczyła Magdalena Koperska.

Dla Bogdana Kołomijczuka kilka dni na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie od rana do późnego wieczora były całkowicie wypełnione również spotkaniami z jego polskimi przyjaciółmi.

fot. Konstanty Czawaga

„W czasie wojny, w szczęku oręża Muzy milczą”… Jakie to smutne, że znów musimy mierzyć się z prawdziwością tej łacińskiej sentencji, liczącej sobie kilka tysięcy lat. I znów czujemy się tacy bezsilni, że dzieje się to nie od dziś w historii ludzkości.

Jeszcze niedawno Bogdan Kołomijczuk planował z polskimi przyjaciółmi wspólne działania: spotkania z czytelnikami, wywiady dla mediów, toczyły się rozmowy na temat dalszych planów i projektów. To zwykłe rzeczy w życiu każdego pisarza. Na Bogdana czekaliśmy również w Zielonej Górze. Zapowiadało się jedno z bardziej fascynujących spotkań autorskich, jakie miałabym okazję poprowadzić. Jednak dramatyczny zwrot wydarzeń sprawił, że Bogdan Kołomijczuk z pisarza zamienił się w żołnierza, walczącego w obronie niepodległości swojego kraju i humanistycznych wartości, które wyznawał jako człowiek pióra.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że będzie tak jak mówi Bogdan: nastanie czas innej literatury, gdy rosyjska agresja się skończy. Ukraińscy pisarze i pisarki będą mieli trudne zadanie: opisać to, co się wydarzyło. Będą każdego dnia podejmować ten wielki, niekończący się wysiłek, również w imię wierności sobie i swoim ideałom. Oby także ku przestrodze dla przyszłych pokoleń, aby nic podobnego już nigdy się nie powtórzyło”.

Znów na froncie

Pisarz Bogdan Kołomijczuk wrócił z Polski do Ukrainy umocniony, by dalej walczyć o swój kraj. I choć to niełatwe, pisać gdzieś pomiędzy wykonaniem obowiązków wojskowych. Nadal znajduje czas na kilka zdań lub zdjęcie, które umieszcza na swojej stronie fb.

foto z archiwum Bogdana Kołomijczuka

„Możemy żyć tylko tu i teraz. W czasie, o którym się mówi. Nawet Bóg nosi mundur Ukraińskich Sił Zbrojnych. Żyć i tworzyć przyszłość, pozostawiając przeszłość w przeszłości” – napisał niedawno Bogdan.

W sieciach społecznościowych ukazał się też filmik o młodym pisarzu, który został żołnierzem. Bogdan Kołomijczuk pełni obowiązki instruktora sanitarnego czyli jest pomocnikiem medyka bojowego. Jego zadaniem jest przyjęcie rannych, ustabilizowanie i dostarczenie ich do centrum stabilizacji.

– Wykonywanie zadań przebiega na pierwszej linii frontu – wyjaśnił. – Trzeba zrobić wszystko, aby uratować ludzkie życie. A potem myślisz, czy zrobiłeś wszystko. A potem trzeba z tym żyć.

Jego gabinetem i sypialnią jest piwnica, chyba jedyne bezpieczne miejsce we wsi zniszczonej przez moskali prawie do szczętu. Mimo, że na zewnątrz jest już mroźno, dzięki piecykowi –”kozie” w tym schronie jest ciepło. Mają ambulanse przekazane przez wolontariuszy.

Czy na wojnie jest strasznie? Tak – mówi. I przekraczając ten strach przekonująco stwierdza:

fot. Konstanty Czawaga

– Nie mityczni orkowie zabijają cywilów i nas, wojskowych. To czyni konkretny naród. To są Rosjanie, Rosja. To jest zbiorowy Putin. Zabijają wszyscy, którzy na niego głosowali, którzy milczą, którzy nie protestują.

Nie wszyscy ranni mogą być uratowani.

– Z jednej strony chcę zapamiętać na zawsze ludzi, których znałem i którzy już nie wrócą, a z drugiej strony chcę po wojnie zapomnieć o tych okropnościach– mówi Bogdan Kołomijczuk. –Wykonujemy swój obowiązek jako mężczyźni. Idziemy bronić naszego kraju. Kobiety również to robią. Jest to obowiązek przede wszystkim tych, którzy kochają swój kraj. I zarazem czujemy się bardzo winni przed tymi, którzy nas kochają. W tym sensie zawsze pewnie będę winny przed moją córką, która nie rozumie, dlaczego jej ojca tak długo nie było. Bo wśród jej znajomych, według mojej córki, żaden z ojców nie poszedł do wojska. Z jakiegoś powodu. I dlaczego świat jest tak niesprawiedliwy? Dlaczego jeden tata jest w wojsku, a drugi nie? Jeden tata walczy, a drugi nie? Bardzo chcę to przemyśleć i napisać o kimś, kto stara się nie zatracić w tych okolicznościach i nie zagubić się daleko od domu. Stara się zachować swoje poprzednie ja, a jednocześnie rozumie, że zachodzące zmiany są nieodwracalne. Taka powieść musi powstać. Jeśli Bóg mnie tu wysłał, to widocznie miał wobec mnie jakieś plany – stwierdza lwowski pisarz i żołnierz Bogdan Kołomijczuk.

Konstanty Czawaga

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X