Bezpieczne góry na przyszłość

Bezpieczne góry na przyszłość

Wielu z nas zachwyca się górami. Lubimy wędrować przez pachnące łąki i połoniny. Niepowtarzalny jest zapach nagrzanego słońcem lasu sosnowego, smak zimnej krystalicznej wody z górskich źródeł. Ale góry to nie tylko sielankowe obrazki, zdarzają się nagłe załamania pogody, lawiny i gwałtownie wzbierające niepozorne strumyki.

Warunki atmosferyczne mogą nie tylko zepsuć wrażenia z wycieczki po górach, ale i przyczynić się do tragicznych wypadków. Bezpieczeństwo w górach w dużej mierze zależy od wyobraźni samych turystów. Ale zadaniem państwa jest powołanie górskiej służby ratowniczej, która w każdej chwili udzieli pomocy potrzebującym. Temu zagadnieniu poświęcona była zorganizowana we Lwowie międzynarodowa konferencja „Stymulowanie rozwoju turystyki w regionie karpackim poprzez poprawę usług i bezpieczeństwa turystów” przygotowana przez Stowarzyszenie Przewodników Górskich „Rowiń” w ramach programu współpracy transgranicznej Polska-Białoruś-Ukraina.

W konferencji wzięli udział przedstawiciele organizacji z Ukrainy, Polski, Słowacji i Białorusi, zainteresowani zarówno rozwojem turystyki i jej bezpieczeństwem. Spotkanie przebiegało pod patronatem Lwowskiej Administracji Obwodowej. Obecny na otwarciu konferencji kierownik Departamentu ds. Współpracy Międzynarodowej Lew Zacharczyszyn, w młodości był zapalonym turystą górskim, na spotkaniu zaznaczył m.in., że bezpieczeństwo w górach jest ważnym elementem wypoczynku i należy zrobić wszystko, żeby wycieczki były przyjemne, bezpieczne i przyciągały rzesze turystów.

Prezes zarządu Bieszczadzkiej Grupy GOPR Andrzej Czech przedstawił zebranym zasady działania służby ratowniczej w Polsce. Podczas prezentacji multimedialnej zebrani mogli zobaczyć sprzęt, którym dysponują polscy ratownicy; przykłady akcji ratowniczych, zarówno w warunkach zimowych, jak i w lecie; zapoznać się z systemem zgłaszania wypadków w górach i rozpoczęciem akcji ratowniczej. Ratownicy ukraińscy z zazdrością oglądali akcje śmigłowców, siedziby poszczególnych grup, sprzęt i odzież ratowników z Bieszczad.

O współpracy przewodników górskich i historii powstania służb ratownictwa górskiego w Polsce opowiedział szef koła przemyskich przewodników PTTK Leszek Koman. Turystyka górska stała się popularna w połowie XIX wieku. Pierwszymi przewodnikami górskimi prowadzącymi na trasę wszystkich chętnych, byli pasterze, mieszkańcy górskich wiosek i… przemytnicy – czyli osoby, które doskonale znały góry, ścieżki i szlaki w terenie górskim. Oni też śpieszyli na ratunek turystom na wypadek niebezpieczeństwa. Dopiero na przełomie XIX i XX wieków zarysował się podział na przewodników górskich i ratowników.

Ojcem polskiego ratownictwa górskiego jest generał Mariusz Zaruski. Został pierwszym naczelnikiem TOPR – Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (zrzeszenie zostało zarejestrowane w 1909 roku we Lwowie). Obecnie w Polsce na całym terenie górskim działa 7 poszczególnych grup GOPR, siedziby grup rozmieszczone są bezpośrednio w terenie. Bieszczadzka Grupa GOPR współpracuje z lwowskimi ratownikami.

Na Ukrainie wszystko, niestety, wygląda inaczej. W czasach radzieckich ratownictwem w górach zajmował się tzw. KSS (ros. kontrolno-spasatielnaja służba). Finansowany z funduszy związków zawodowych KSS działał według ustalonych zasad na terenie całego ZSRR. Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę rozpoczęła się reorganizacja służb, która trwa do dnia dzisiejszego i każde kolejne posunięcie władz nie wychodzi na dobre ani służbie, ani turystom. Bardzo dokładnie perypetie służb, liczne reorganizacje i trudności przedstawił zebranym szef górskich służb ratowniczych obwodu iwanofrankiwskiego Oleg Kowtun.

Z inicjatywy Stowarzyszenia Przewodników „Rowiń”, został przedłożony projekt obejmujący teren obwodu lwowskiego i województwa podkarpackiego, jako część Programu Współpracy Transgranicznej Polska-Białoruś-Ukraina 2007-2013. Po uzyskaniu wsparcia ekspertów został zakwalifikowany do realizacji. Z treścią projektu zapoznał zebranych przewodniczący Stowarzyszenia „Rowiń” Iwan Gorbacio. W ramach projektu będą prowadzone szkolenia teoretyczne i praktyczne dla przewodników górskich, przygotowujące ich do akcji ratowniczych. Dzięki współpracy z Bieszczadzką Grupą GOPR, szkolenia praktyczne będą prowadzone nie tylko na Ukrainie, ale i w Polsce. Docelowo projekt zakłada m.in. modernizację dwóch jednostek ratowniczych – ochotniczego ratownictwa górskiego w miejscowości Dowhe w rejonie drohobyckim i w Sławsku w rejonie Skolego. Miejscowości zostały wybrane ze względu na istniejące tam tradycje ochotniczych jednostek ratowniczych. 

W ramach projektu odbędzie się również oznaczanie szlaków i umieszczanie tablic informacyjnych umieszczonych przy szlakach turystycznych. Istnieje kilka koncepcji i szkół oznaczania górskich szlaków. Sporo tras w Karpatach oznakowano dzięki Słowakom. Inicjatywę przedstawił Ivo Dokoupil. W ciągu trzech lat udało się oznakować 1000 km tras na Zakarpaciu, 1100 km – w obwodzie iwanofrankiwskim i 550 km – na Krymie. Słowacy oznakowali tzw. Szlak Karpacki – 334 km trasę turystyczną od granicy Słowacji do Rumunii. Oznakowanie tras przygotowywane jest według norm europejskich, na tablicach wskazany jest numer znaku, dane pozycyjne (GPS) i odległość do najbliższych miejscowości. Takie znaki ustawia się co 50 m., ale w górach można spotkać też inne oznakowanie tras, nie zawsze dające możliwość określenia pozycji. O konieczności ujednolicenia systemu oznakowania mówili inni prelegenci.

Prelekcja przedstawiciela służb ratowniczych z Krymu Wołodymyra Melnikowa, odkryła przed gośćmi zasady funkcjonowania służb ratowniczych w republice Krym. Półwysep to teren niezwykle urozmaicony i chętnie uczęszczany przez turystów (4,5 tys. km tras górskich, 1100 jaskiń, 1500 tras wspinaczkowych). Dzięki inicjatywie krymskich ratowników udało się zachować zasady działania służb ratowniczych z dawnych lat. Melnikow zaakcentował bardzo cenną inicjatywę – wolontariat ratowniczy. Nie oznacza to wcale, że do akcji ratunkowych zapraszani są ludzie „z ulicy”. Każdy z wolontariuszy jest dokładnie i wszechstronnie przeszkolony i posiada odpowiednie kwalifikacje do prowadzenia akcji ratowniczych. Wśród wolontariuszy są też właściciele samochodów terenowych i w razie potrzeby służą nieodpłatnie swoimi autami. Część wypowiedzi Wołodymyra Melnikowa dotyczyła zmodernizowania ustawodawstwa ukraińskiego dotyczącego ratownictwa górskiego, ustawodawstwa dotyczącego Karpat, ustawodawstwa turystycznego itd. Na spotkaniu opracowana została rezolucja konferencji. Opracowane postulaty zostaną przedstawione w komitecie doradczym komisji ds. turystyki Rady Najwyższej Ukrainy (przedstawiciel komisji Wołodymyr Sokołow, wziął udział w obradach). 

Andrzej Czech (Fot. Krzysztof Szymański)

Andrzej Czech, prezes zarządu Bieszczadzkiej Grupy GOPR:
Jakie wypadki dominują w regionie bieszczadzkim?
W Bieszczadach charakterystyczne są duże odległości na trasach i w związku z tym najczęściej zdarzają się wypadki zasłabnięcia. Wszystko to przez przecenienie własnych sił przez turystę, nieodpowiednią odzież czy obuwie. Oprócz tego zdarza się wiele wypadków zabłądzenia, pomimo bardzo dobrego oznakowania wszystkich tras. Turyści szukają własnych dróg na skróty, a potem mamy kłopot, bo nie wszędzie jest łączność i nie wszędzie działają komórki. 

Czy pomaga państwu w poszukiwaniach współczesna odzież uszyta dla turystów?
Tego typu urządzenia sprawdzają się tylko w lawinach, bo ten system odbija światło specjalnych lamp. A jakiekolwiek systemy nadawania sygnałów w górach działają bardzo niestabilnie, właśnie przez brak łączności. Jakieś jary czy potoki – i nawet nasza cyfrowa łączność ratownicza nie działa. Bywają wypadki, że mamy kontakt wzrokowy, a nie ma łączności. 

Czy w Bieszczadach zdarzają się wypadki, że ktoś chce wykorzystać np. helikopter, żeby teściową przewieźć z góry do hotelu?
Nie, takich wypadków nie mieliśmy. Według naszych zasad, śmigłowiec może byś wezwany jedynie przez ratowników lub pogotowie ratunkowe i muszą to być wypadki naprawdę uzasadnione. A śmigłowce latają u nas często ze względu na odległości. Np. jeżeli ktoś ulegnie wypadkowi w rejonie Ustrzyk Górnych to najbliższy szpital ma w odległości 45 km. Karetką jest godzina jazdy, ale nie zawsze można dojechać na miejsce wypadku. Helikopter realizuje przewiezienie chorego w 20 minut. 

Czy polskie służby ratownicze są wzywane do wypadków po ukraińskiej stronie?
Nie. Stwarza tu problemy granica. Nie ma umowy pomiędzy Polską i Ukrainą o współpracy ratowniczej i dlatego nasze pojazdy, chociaż są uprzywilejowane, nie mogą przekraczać granicy. Natomiast nie ma problemu z ratownictwem po słowackiej stronie. Swobodnie przekraczamy granicę i bierzemy udział w akcjach. Na naszym odcinku po stronie słowackiej nie ma żadnych ratowników. Słowackie służby ratownicze są w Tatrach. Turyści – to w większości osoby z Polski. Po słowackiej stronie granicy mieszka głównie ludność cygańska. Oni raczej nie chodzą po górach. Więc zgłoszenia z tamtej strony granicy mamy przede wszystkim od naszych turystów. 

Tomasz Jędrzejewski i Jolanta Kawalec (Fot. Krzysztof Szymański)

Jolanta Kawalec, przewodniczka górska z Przemyśla:
Działam w Przemyślu w klubie górskim PTTK, jestem członkiem zarządu Towarzystwa. Przed trzema laty ukończyłam na Ukrainie kurs przewodników górskich i zdobyłam uprawnienia do prowadzenia turystów po tych terenach. Od dwóch lat organizuję wycieczki polskich turystów w Karpaty Wschodnie. 

Mamy dużą ofertę – w ubiegłym roku zorganizowaliśmy sześć wypraw na Ukrainę. Moimi ulubionymi górami są Gorgany i tu prowadzę większość wycieczek. Wycieczki prowadzimy we dwójkę z moim ukraińskim kolegą.

Czy trudno było zdać kursy na Ukrainie?
Byłam jedyną osobą z Polski. Byli wśród nas Ukraińcy, Białorusini i Rosjanie. Na 12 osób, które rozpoczęły kurs, egzaminy zdało 5 osób, byłam wśród nich. Z czego jestem niezwykle dumna. Nie miałam żadnych ułatwień.

Jak zorganizowane są takie wycieczki?
Staramy się organizować wycieczki w okresie, kiedy mamy w miarę dobrą i stabilną pogodę. Wycieczka w górach to jest olbrzymi wysiłek: kilkanaście godzin marszu, różne wysokości, dźwiganie ciężaru. Tam ludzie się wyciszają. Wspominam jedną z wycieczek, kiedy mój kolega, dziennikarz z Przemyśla Mieczysław Nyczek, na szlaku deklamował polskie, rosyjskie i ukraińskie wiersze o górach.

Z jakiego kręgu są pani turyści?
Są to przeważnie osoby, które wiedzą gdzie idą, na co idą, są przygotowane do wysiłku, odpowiednio wyposażone i nie przeceniają swoich możliwości. Ale są wypadki, że ktoś nie czuje się na siłach i pozostaje na dzień w schronisku. Głównie chodzę z członkami naszego klubu górskiego. 

Tomasz Jędrzejewski, przedstawiciel sekretariatu Programu „PL-BY-UA 2007-2013”
W logo programu mamy dwie cyfry – 2007 i 2013. Co będzie po 2013 roku?
Formalnie działamy już od 2006 roku, wtedy rozpoczęliśmy przygotowywanie pierwszych projektów w ramach naszego Programu. Co będzie dalej? Na tym program się na pewno nie zakończy. Na razie realizujemy programy, które uzyskały naszą akceptację, a na kolejny okres budżetowy Unii też mamy przeznaczone fundusze i będziemy kontynuować naszą działalność.

Jak pan ocenia obecny projekt?
Jest to bardzo ważny i interesujący projekt i bardzo się cieszę, że Stowarzyszenie otrzymało ten grant. Będziemy go wspierać i realizować wspólnie i nasza współpraca będzie się układała jak najlepiej. Sekretariat ze swej strony będzie pomagał w jego realizacji. Jest to projekt niezwykle ważny – dotyczy poprawy bezpieczeństwa, a to znaczy, że dotyczy nas wszystkich. Służy to też zbliżeniu naszych społeczności i jest to bardzo istotne, bo jesteśmy we wspólnej Europie.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 6 (178) 26 marca – 15 kwietnia 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X