9. Spotkania polsko-ukraińskie w Jaremczu. Polityka i Historia

Ta polsko-ukraińska konferencja co roku zbiera najważniejszych specjalistów w zakresie relacji miedzy naszymi państwami. Kluczowym momentem tegorocznej edycji były dwa panele: Pomiędzy agresją rosyjską a kontrowersyjnymi procesami w UE: wybrane aspekty dialogu polsko-ukraińskiego w regionalnym wymiarze oraz „Trudne pytania” wspólnej historii i ich wpływ na współczesne relacje Polski i Ukrainy.

Pierwszy panel, zatytułowany Pomiędzy agresją rosyjską a kontrowersyjnymi procesami w UE: wybrane aspekty dialogu polsko-ukraińskiego w regionalnym wymiarze, poprowadził Jan Malicki, dyrektor Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Uczestniczyli w nim: Hryhorij Perepełycia z Uniwersytetu Tarasa Szewczenki w Kijowie, Antoni Kamiński z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Serhij Feduniak z Czerniowieckiego Uniwersytetu im. Jurija Fed’kowycza i Dariusz Mielczarek z Centrum Europejskiego UW.

{youtube}JLRDnx35_o4{/youtube}

Jako pierwszy głos zabrał prof. Hryhorij Perepełycia, który zarysował globalne tło geopolityczne. Jego zdaniem osłabienie polityczne Stanów Zjednoczonych prowadzi to powstawania regionalnych stref próżni, których istnienie może być niebezpieczne dla porządku światowego. Ameryka powoli schodzi z globalnej sceny, na której była głównym graczem. Zaczyna się ekspansja Chin w strefach vacuum. Korzysta z tego Rosja, która ponownie zbiera posowiecką przestrzeń. Z kolej NATO i Unia Europejska starają się nie dopuścić do kolejnej „zimnej wojny”, nie zwróciwszy uwagi, że znajdują się już w wojnie hybrydowej.

Prof. Antoni Kamiński zauważył analogię między obecną sytuacją a konfliktami sprzed stuleci: „Nie mam wątpliwości, że to jest wojna. Przypomina ona wojny XVIII-wieczne, kiedy rzadko dochodziło do bitew, a wiele rzeczy rozgrywano ciągłymi ruchami wojsk i zaszachowaniem przeciwnika”.

Unijny punkt widzenia zaprezentował prof. Dariusz Milczarek z Centrum Europejskiego UW. Zdaniem specjalisty w dziedzinie europeistyki sprawy Wschodu nigdy nie były priorytetem w polityce Unii Europejskiej. Podkreślił, że w relacjach polsko-ukraińskich nie możemy się kierować ideologicznymi emocjami, gdyż powinniśmy z dystansu popatrzeć na nasze miejsce w Europie. Prof. Milczarek podkreślił, że Polska i Ukraina znajdują się „miedzy młotem a kowadłem”.

{youtube}krk8u5R_fwU{/youtube}

– Ostatnio coś złego dzieje się w relacjach miedzy naszymi państwami, bowiem rodzą się już nie upiory, a demony! – skomentował Milczarek pogorszenie się relacji Polski z Ukrainą. – Zgodnie z ludową mądrością należałoby te demony przebić osikowym kijem i głęboko zakopać. To jest 5 minut, których jeżeli nie wykorzystamy, to nasze wnuki nam tego nie wybaczą.

Warszawski naukowiec prosił też o pewien realizm w patrzeniu na Unię Europejską. Ani Partnerstwo Wschodnie, ani Wspólna Polityka Zagraniczna w wymiarze wschodnim w obecnej formule nie przewidują członkostwa Ukrainy. Partnerstwo Wschodnie jest zdaniem Milczarka co najwyżej „protezą” – pomoc dla wschodu bez oferowania członkostwa.

Milczarek wyraził też wątpliwości do zasadności takiej koncepcji jak Międzymorze czy ABC. Zacytował de Gaulle’a, który powiedział, że państwa nie mają przyjaciół, państwa mają interesy. Jaki wspólny strategiczny interes mają państwa, które potencjalnie tworzą Międzymorze? Jedynym wspólnym interesem państw – członków UE Europy Środkowej i Wschodniej jest przeciwstawianie się polityce emigracyjnej starej Unii. „Gdy popatrzymy na wspólnotę interesów w regionie, to jedynym partnerem może być Rumunia”.

Prof. Hryhorij Perepełycia zwrócił też uwagę na koncepcje stosowane przez Rosję. Są to „Strategia kontrolowanego chaosu” i „Strategia kontrolowanej eskalacji”, uzupełnione przez siły pokojowe, które to w dokumentach rosyjskich wojskowych są traktowane jako rodzaj działalności zbrojnej, a nie jako sposób uregulowania konfliktu. Z tego wniosek, że udział w tych misjach pokojowych to po prostu sposób prowadzenia konfliktu, tak samo jak działanie defensywne czy ofensywne. Nie mając takiego potencjału jak Stany Zjednoczone czy NATO, Rosja wykorzystuje format wojny lokalnej. Celem Federacji Rosyjskiej jest zmiana światowego porządku, stąd właśnie obecność rosyjska w Syrii, ciągłe prowokowanie NATO. Rosjanie demonstrują, że są silniejsi.

– Rosja prowadzi taktykę kontrolowanego chaosu na Ukrainie od 2013 – zaznaczył Perepełycia. – A teraz można zaobserwować takie posunięcia w Europie: finansowanie radykalnych partii, kupowanie polityków, wykorzystywanie eurosceptyków. W momencie, kiedy Europa straci umiejętność jakiegokolwiek oporu, pojawią się zielone ludziki w Warszawie, w Tallinie. To jest klasyka rosyjskiego gatunku.

O sytuacji i zagrożeniach dla Donbasu mówił Serhij Feduniak. Jego zdaniem rozwój sytuacji na terenach okupowanych prowadzi do pełnej aneksji. Może nawet nie będzie mowy o wariancie naddniestrzańskim, ani o abchaskim, a o zwykłym brutalnym inkorporowaniu. Po co Rosji ten teren? Naukowiec z Czerniowiec uważa, że między innymi po to, żeby poprawić sytuację demograficzną i przeciągnąć część ludności na tereny Rosji właściwej. Perepełycia dodał, że te tereny są pod bezpośrednim zarządzaniem rosyjskim. Formalnie powstały tam ministerstwa obrony DNR i LNR ale one zajmują się rekrutacją żołnierzy, którzy trafiają do I i II korpusu rosyjskiego, czyli do regularnego rosyjskiego wojska, które jest zasilane ludźmi z Donbasu, otrzymującymi wynagrodzenie z Ministerstwa Obrony FR.

Na zakończenie panelu powrócono raz jeszcze do roli Unii Europejskiej na starym kontynencie. Prof. Perepełycia zaznaczył, że nie ma w Unii Europejskiej politycznej woli tworzenia sił obrony. Głównym motorem stworzenia takich sił jest wspólne poczucie zagrożenia. Tymczasem ono w Unii nie występuje. Nie ma potrzeby tworzenia takiej armii. – Nie wspominając już o tym – spuentował Perepełycia, – że Unia Europejska nie traktuje Rosji jako czynnika niebezpiecznego. Nie ma podstaw, brak motywacji do tworzenia takich sił.

Drugi panel, zatytułowany „Trudne pytania” wspólnej historii i jej wpływ na współczesne relacje Polski i Ukrainy, prowadził Ihor Hurak, szef Katedry Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Podkarpackiego. Wzięli w spotkaniu udział Andrzej Gill z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Bohdan Hud’ z Uniwersytetu Lwowskiego, Bogumiła Berdychowska z Narodowego Centrum Kultury w Warszawie, Ihor Iluszyn z Kijowskiego Uniwersytetu Slawistycznego, Łukasz Adamski z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia oraz Andrij Bolanowśkyj z Instytutu Ukrainoznastwa Narodowej Akademii Nauk Ukrainy. To spotkanie, jak można było się spodziewać, było o wiele bardziej emocjonalne od poprzedniego.

Spotkanie rozpoczął prof. Ihor Iluszyn, który zaznaczył, że na wiosnę 1943 roku Krajowy Prowyd Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów frakcji banderowskiej przyjął postanowienie, żeby pozbyć się za jakąkolwiek cenę Polaków. To było główną przyczyną tego co wydarzyło się na Wołyniu. Zrozumiano po bitwie pod Stalingradem, że Niemcy przegrają, wróci tu Czerwona Armia i Polacy będą przeszkadzali w walce z sowietami. Od 1942 było wiadomo, że sowieccy partyzanci mieli wsparcie w polskich koloniach i wsiach na Wołyniu i Polesiu. Krajowy Prowyd (Zarząd Krajowy) na Wołyniu i Polesiu na czele z Dmytrem Klaczkiwskim „Kłymem Sawurem” podjął decyzję o depolonizacji tych terenów.

Z tezą o tym, że przeszłość nie miała bezpośredniego wpływu na wydarzenia na Wołyniu, dyskutował Bohdan Hud’. Lwowski profesor przypomniał, że w 1846 roku miała miejsce rabacja galicyjska (rzeź galicyjska). Jego zdaniem dwudziestolecie międzywojenne i czasy wcześniejsze nie są bez znaczenia, gdy mówimy o nastrojach ludności ukraińskiej na Wołyniu. Postawił ponadto pytanie, czemu OUN nie powiodła się żadna antypolska akcja na wschód od przedwojennej granicy i czemu na wschodnim Wołyniu nie ma pomników UPA wybudowanych własnym sumptem przez mieszkańców wołyńskich wiosek. Bohdan Hud’ stwierdził, że w Polsce są omijane badania Wołynia z końca XIX – początku XX w., przez co wynikają luki w kontekście historycznym.

Andrzej Gill opuścił kontekst spraw polsko-ukraińskich, by zarysować generalnie sylwetkę historyka. Na wstępie zaznaczył, że jedynym historykiem, który mógł być niezależnym, był Tukidydes, a być może i on miał jakiegoś sponsora.
– Proszę mi pokazać na świecie historyka, który jest niezależny w możliwościach prowadzenia badań – zauważył Gill, – i w możliwościach publikacji. Nie ma kogoś takiego, jak mityczni historycy, tylko to są konkretni ludzie, którzy żyją tu i teraz i biorą swoją pensję. Jesteśmy historykami dworskimi! Niezależność badań historycznych jest fikcją.

Ważną uwagą było kreowanie języka przez historyków, którzy wprowadzają w obieg naukowy pewne pojęcia:
– Taki prosty przykład: „rzeź wołyńska” i „polsko-ukrajinśke protystojannia”, „ukrajinśki spokonwiczni zemli” i „polskie Kresy”. Język, jakim się posługujemy, jest czymś, co nas ogranicza w swoich badaniach, bo my tego nie przeskoczymy. Dialog historyków, historiografii nie jest możliwy, bo my nie wyjdziemy ze swoich uwarunkowań.

Bogumiła Berdychowska próbowała zarysować debatę publiczną na temat akcji antypolskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Zauważyła, że chociaż nikt nie wypowiedział tego twierdzenia wprost, to jednak istnieje niewyrażone przekonanie wśród obecnych, że dialog polsko-ukraiński trwał i załamał się dopiero po uchwale polskiego Sejmu w sprawie męczeństwa kresowian. Zdaniem Berdychowskiej do tąpnięcia doszło wcześniej. W 2003 miała miejsce dyskusja na Ukrainie na temat antypolskiej akcji OUN-UPA, gdy opinia publiczna po raz pierwszy zetknęła się z tym tematem. W Polsce w 2013 roku miała miejsce dyskusja i była ona bardzo emocjonalna, ale nie wpłynęła ona na decyzje polityczne, tak jak się stało w roku bieżącym. Słowem kluczowym w tych rozważaniach jest polityka historyczna i nie można snuć rozważań na jej temat osobno o polskiej i osobno o ukraińskiej. Ze względu na aneksję Krymu, wojnę w Donbasie ukraińskie społeczeństwo potrzebowało zasobów mobilizacyjnych. Stała się nimi OUN-owska wizja historii.

– Ukraina jest niepodległym państwem – powiedziała Bogumiła Berdychowska. – Może robić co chce. Pod jednym warunkiem – że zdaje sobie sprawę, co sobie chce i przyjmuje jako logiczne konsekwencje swoich działań. Ukraińscy deputowani mogą przyjąć ustawę, zgodnie z którą członkowie OUN i UPA są bohaterami walki narodowowyzwoleńczej, ale jeśli nie zostanie to obudowane materiałem wyjaśniającym, to będą narażeni na pytania, co to znaczy. Czy osoby odpowiedzialne za eksterminację polskiej ludności cywilnej też są bohaterami Ukrainy? Jeżeli ustawodawca przyjmuje punkt, w którym grozi odpowiedzialnością za ogólnie sformułowane negowanie narodowo-wyzwoleńczego charakteru działalności OUN-UPA, nie można się dziwić, że pojawia się cały szereg wątpliwości. To znaczy, że badacze nie będą mieli prawa do nieuprzedzonego, zgodnego z najlepszymi swoimi warsztatowymi zdolnościami oceniania materiałów?

Nie zabrakło miejsca w wystąpieniu Berdychowskiej na omówienie „trollingu” na polskich stronach internetowych. Treści antyukraińskie są systematycznie sączone w różnych portalach i grupach dyskusyjnych. Poziom odporności na trolling w polskim internecie systematycznie spada. To jest proces, którego nie sposób zatrzymać, ponieważ odporność ludzkiego umysłu na takie działanie na dłuższą metę staje się coraz mniejsza.

Ihor Hurak zwócił uwagę na to, że heroizacja UPA na Ukrainie nie jest skierowana przeciw Polsce, podobnie jak uchwała Sejmu nie jest skierowana przeciw Ukrainie, a została uchwalona ze względu na społeczeństwo polskie.

W drugiej części dyskusyjnej panelu temperatura znacznie wzrosła. Padły pretensje o uchwałę Sejmu polskiego, o to, że po wizycie prezydenta Komorowskiego odbyło się głosowanie ustaw dekomunizujących (gdzie w jednej z takich znalazł się punkt gloryfikujący OUN i UPA). W dyskusji wziął udział również Robert Czyżewski, prezes Fundacji Wolność i Demokracja, który zapytał, gdzie na Ukrainie są pomniki Mazepy, Wyhowskiego, Petlury i czy na gmachu polskiej szkoły we Lwowie musi być tablica poświęcona Czuprynce? Prezes zaapelował, by Polakom z Ukrainy oferować postaci historyczne, które będą dla nich do zaakceptowania.

{youtube}sQdU_pz1aw8{/youtube}

– Jak bykowi machamy przed nosem czerwoną płachtą, to się dziwimy, że on reaguje – dodał Czyżewski. – To dlatego w polskiej przestrzeni cała ukraińskość jest redukowana do Wołynia, bo to jest skutkiem tego, że cała ukraińskość w przestrzeni ukraińskiej jest redukowana do OUN. Czy nie istniał przed wojną taki człowiek, jak Wasyl Mudryj? Z chęcią bym zapytał, ile poparcia miało przed wojną OUN, a ile UNDO? [Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne, ukraińska partia w II RP – red.] Tu spotkanie odbywa się w Karpatach. Tu żyją Huculi. Dlaczego nie rozmawiamy o bitwie pod Malechowem, gdzie 49 pułk złożony z Hucułów, Ukraińców, rozbił batalion SS?

Bohdan Hud’ odpowiadając prezesowi WiD zadał pytanie, czy w Polsce w ogóle ktoś wie o sojuszu Piłsudski-Petlura. Profesor przypomniał, jak w 90. rocznicę Bitwy Warszawskiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie umieszczono wystawę o 1920 roku i nie wspomniano tam nawet słowem o ukraińskich sojusznikach, którzy bronili Galicję przed bolszewikami. Zakończył stwierdzeniem, że Polacy nie dają przykładu Ukraińcom w tym, jak pokazywać w pozytywnym świetle wspólne karty historii.

Obrady trwały od rana do godziny 19 i prawdopodobnie, gdyby nie kolacja, toczyłyby się dalej. Uczestnicy w kuluarach długo jeszcze rozmawiali o zagadnieniach niewystarczająco omówionych. Za rok odbędzie się jubileuszowa, dziesiąta konferencja w Jaremczu. Z pewnością będzie równie interesująca.

Albert Iwański

Fot. Leon Tyszczenko
{gallery}gallery/2016/9_spotkania_polsko_ukrainskie_jaremcze{/gallery}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X