Geopolityka Polski i Ukrainy: spojrzenie po spotkaniu w Jaremczu

IX Polsko-Ukraińskie spotkania: „Polityka i Historia” w ukraińskich Karpatach nasuwają co najmniej kilka refleksji. Tym, co różni Polskę i Ukrainę, będzie przede wszystkim percepcja otoczenia międzynarodowego – polska jest bardziej dojrzała i realistyczna, ukraińska bardziej emocjonalna i nieprecyzyjna.

Mamy jednak to, co możemy czerpać od siebie – stronie ukraińskiej potrzebny jest kanał informacyjny o Unii Europejskiej, jej realiach, mechanizmach i uwarunkowaniach, a stronie polskiej o Rosji. Jest też wreszcie i to, co nas silnie łączy – obie strony, niezależnie od odmiennego podejścia, punktu widzenia i własnych doświadczeń, nie mają koncepcji na długofalową strategię w regionie.

{youtube}JLRDnx35_o4{/youtube}

Jak stwierdził Rafał Dzięciołowski: „polityka zagraniczna musi opierać się na spójnych i jasnych koncepcjach. Musi być też otwarta na słuchanie argumentów drugiej strony”.

Trudno się z tym nie zgodzić. Tego z pewnością brakuje w relacjach polsko-ukraińskich. Między innymi z powodu mało rozwiniętej wspólnej przestrzeni informacyjnej, będącej pochodną bariery językowej, ale i ograniczonych kontaktów na różnych szczeblach, mających rzeczywiste przełożenie na decyzje polityczne. To z kolei jest pochodną przede wszystkim braku woli politycznej, ale i niewiedzy o sobie nawzajem. Brakuje także wykorzystania naszych atutów i synergii potencjałów dla dobra naszych państw. Do tego piętrzą się problemy natury biurokratycznej, ale nie tylko. Dość wspomnieć o Konsulacie Generalnym RP we Lwowie, w którym wydaje się rocznie ok. 320 tys. wiz, czyli najwięcej na świecie – płatne miejsca w kolejkach, liczne problemy administracyjne i pojawianie się różnego rodzaju mechanizmów korupcyjnych wokół systemu wizowego, to tylko wierzchołek góry lodowej, do tego nie do końca zależnej ani od polskiego, ani od ukraińskiego MSZ.

Spojrzenie z Ukrainy
Perspektywa ukraińska na szerszy kontekst uwarunkowań politycznych jest zdecydowanie bardziej pesymistyczna od polskiej. Zdaniem prof. Grigorija Perepełyci „NATO nie daje nadziei w regionie, a Zachód nie wydaje się gotowy do konfrontacji z Rosją. Zachód nie pokazuje, że posiada odpowiednie instrumentarium do rywalizacji z Kremlem. Polska i Ukraina za bardzo polegały w przeszłości i teraz na organizacjach międzynarodowych jak NATO czy UE. Warszawa i Kijów powinny budować własną koncepcję bezpieczeństwa regionalnego. Zachód obudzi się dopiero jak Rosja zaatakuje kraje bałtyckie i Polskę”.

Jest to jeden z najniebezpieczniejszych przekazów pojawiających się na Ukrainie i z ubolewaniem można podchodzić do faktu, iż jest on powielany przez różne środowiska naukowe i eksperckie. Pokrywa się on z narracjami wspieranymi przez Moskwę i zakłóca prawidłową diagnozę wydarzeń i ocenę rzeczywistości dla ukraińskiego społeczeństwa, ale i elit. Chodzi o to, iż zabiegi rosyjskiej propagandy ukierunkowane są na stawianie w opozycji integracji z Unią Europejską do budowy mglistego konceptualnie i obecnie po prostu nierealnego politycznie Międzymorza, które ma stanowić alternatywę na drodze Ukrainy na Zachód. Dla Kijowa nie ma i nie będzie regionalnej alternatywy w obszarze gospodarki i bezpieczeństwa innej od istniejących struktur europejskich i transatlantyckich. Każdy inny scenariusz to pozostanie Ukrainy w orbicie rosyjskich wpływów. Natomiast jeżeli Kijów chce myśleć realnie na temat zwiększenia swojego poziomu bezpieczeństwa, to poza reformą armii, musi jak najszybciej i jak najskuteczniej doprowadzić do końca proces transformacji i bolesnych reform polityczno-gospodarczych. Żadne „koncepcje bezpieczeństwa regionalnego” w żadnej konfiguracji nic na tym odcinku nie zmienią. Tym bardziej, iż żadne nieistniejące ugrupowanie regionalne i tak nie dysponowałoby środkami z obszaru soft power, zdolnymi do wsparcia procesu ukraińskich reform.

Prof. Serhij Feduniak: „na świecie obserwujemy syndrom „zmęczenia demokracją”, ludzie chcą łatwych i szybkich decyzji. W obszarze „prostych decyzji” rządzą archaiczne systemy, a na czele tego frontu stoi Rosja. Polska staje się liderem Europy, który przypomina, że ważne są wartości i sprawiedliwość, a demokracja to nie tylko poziom życia”.

Potrzeba bliskich relacji z Polską jest dla większości ukraińskich elit oczywista, nawet jeżeli zacięcie ideologiczne nakazywałoby coś innego. Pragmatyzm czasu wojny zwyczajnie różni się od komfortowego środowiska decyzyjnego w okresie pokojowym. Warto jednak zwracać uwagę ukraińskim ekspertom, że ich spojrzenie na Polskę znacząco odbiega od polskiej autopercepcji. Granie na ambicjach Polaków o wyimaginowanym przywództwie regionalnym czy europejskim jest spójne z zabiegami Kremla, kierowanymi do różnych grup odbiorców nad Wisłą, które ułatwia rozbijanie polskiej sceny politycznej. Z jednej strony, utrudniać to ma dalszy rozwój gospodarczy (skupienie się na „mocarstwowości” zamiast osiąganiu konkretnych celów ekonomicznych). Z drugiej natomiast, ma wymuszać na polskich politykach tzw. „bardziej zdecydowaną walkę o polskie interesy w Unii Europejskiej”. W samym postulacie nie byłoby i może nic złego, natomiast założenia niezwykle różnią się od realizacji – niekonstruktywny sprzeciw czy obstrukcja oparta na przesłankach ideologicznych nie mają nic wspólnego z interesem narodowym. Podchodząc do tematu jeszcze inaczej, można nawet powiedzieć więcej – wszystkie prorosyjskie siły polityczne Europy twierdzą, iż przedkładanie „wartości” nad „realne interesy” to kolejna sfera, na której wyrosły takie problemy europejskie jak chociażby: kryzys imigracyjny, Brexit czy… ograniczenia w relacjach politycznych i gospodarczych z Federacją Rosyjską. Taka sama linia narracyjna jest stosowana przez tzw. „polskie środowiska kresowe”, które atakują polski rząd za jego politykę wobec Kijowa.

Spojrzenie z Polski
Polski głos w tym kontekście wygląda zupełnie inaczej. W opinii prof. Dariusza Milczarka „kwestie wschodnie i polityka wschodnia nie są obecnie priorytetem dla Unii Europejskiej. Spadek znaczenia partnerstwa wschodniego to także wina Polski. Spory polityczne w Polsce i ich rezultaty osłabiają glos Polski na zewnątrz, trzeba apelować o zimną krew, dystans i rozsądek, a ideologia szkodzi dialogowi. Położenie Polski skazuje nas na trudne decyzje, jesteśmy niejako pomiędzy dwoma kamieniami młyńskimi, tj. Niemcami i Rosją. Nie możemy się jednak obrażać na rzeczywistość. To nic nie zmienia, reguły gry są ustalone i w nich funkcjonujemy. Nie wierzę, że polityka wschodnia stanie się kiedykolwiek priorytetem dla UE. Dodatkowo istnieje zagrożenie, ze polityka wschodnia UE zostanie „przehandlowana” za pomoc Rosji w kryzysie imigracyjnym. Na dzień dzisiejszy nie ma perspektywy członkostwa Ukrainy w UE w ciągu najbliższych 10 lat. Ukraina może być postrzegana przez Zachód jako problem, ale proces transformacji musi być kontynuowany, a reformy zależą przede wszystkim od niej samej”.

Zdaniem prof. Antoniego Kamińskiego „globalny chaos w dziedzinie bezpieczeństwa wiąże się z wycofaniem USA ze wschodniego Pacyfiku i Europy. Równocześnie widoczna jest eskalacja zbrojeń w Chinach i w Rosji. Każda zmiana hegemona globalnego wiąże się z wojnami, ale obecnie nie ma alternatywy dla USA. UE jest rozdarta przez kryzysy, w tym zwłaszcza kryzys przywództwa. Europa od II wojny światowej była „pasażerem na gapę” w systemie bezpieczeństwa, liczyła tylko na USA. Polityka zagraniczna i obrony UE to jedno wielkie fiasko. Z kolei na przykład reakcja na wydarzenia na Ukrainie należy przede wszystkim do Europy. Ustąpienie USA w Europie pociągnęłoby za sobą dalszą dezintegrację systemu globalnego”.

Trudno polemizować z tezami profesorów, pod którymi zresztą zapewne podpisałoby się większość polskich ekspertów. Niemniej jednak można odnieść wrażenie, że nasze polskie analizy rzeczywistości, realistycznie i pragmatycznie brutalne (co jest ich zaletą), wciąż są niekompletne funkcjonalnie. Cóż bowiem ze słusznych diagnoz, naukowych i praktycznych, których wciąż nie udaje się przekuć na rozwiązania, konkretne działania oraz strategie polityczne? Umiemy doskonale opisywać rzeczywistość, dostrzegać prawidłowości, rozumiemy reguły gry, jednak wciąż nie potrafimy wypracować żadnego planu, który zaangażowałby polskie elity ponad podziałami, wobec którego panowałby ogólnonarodowy kompromis. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że znacznie lepiej wychodzi nam analizowanie realiów międzynarodowych niż naszych własnych, wewnętrznych. Nie potrafimy nawet dostrzec jako społeczeństwo, jak często dajemy się rozgrywać innym państwom na poziomie krajowym eskalacją kwestii ideologicznych czy historycznych, z których korzyści finansowe, polityczne i strategiczne czerpią wszyscy naokoło, poza oczywiście nami.

Międzymorze
Na Ukrainie panuje niemal niczym nie zmącone przekonanie, iż koncepcja współpracy państw regionu Morza Bałtyckiego i Czarnego jest na wyciągnięcie ręki. Nie przeszkadza przy tym zupełnie fakt, iż na tym odcinku nie ma wybudowanych praktycznie żadnych fundamentów. W Polsce każdy, kto orientuje się chociaż trochę w uwarunkowaniach polityki zagranicznej Warszawy, zdaje sobie świetnie sprawę, iż budowanie jakiejkolwiek formy „konfederacji” z Litwą czy Czechami jest po prostu abstrakcją. Odzwierciedlają to wypowiedzi ekspertów:

– prof. Dariusz Milczarek: „możemy sobie snuć piękne wizje, ale Polska nie ma możliwości bycia liderem ugrupowania regionalnego. Zresztą nikt z naszych partnerów regionalnych tego od Polski nie oczekuje. Z państw regionu jedynym realnym partnerem o podobnym spojrzeniu na geopolitykę jest dla Polski Rumunia”;
– prof. Jan Malicki: „powrót do rozmów i analiz idei Trójmorza ABC to odpowiedź na osłabienie UE”;
– prof. Antoni Kamiński: „żeby stworzyć skuteczną politykę zagraniczną UE, trzeba byłoby ją budować na Niemczech i ich sojuszu z Polską”;
– prof. Grigorij Perepełycja: „Ukraina nie ma środków na działanie na wektorze Międzymorza, bo ledwie ich starcza na format normandzki. Poza tym Kijów musi budować swoje sojusze nie tylko w oparciu o interesy, ale i o wspólne odczuwanie i identyfikację zagrożeń”.

Podsumowanie
Polska i Ukraina stoją przed wieloma wyzwaniami. Nie mamy ani komfortu czasowego, ani tego w postaci uwarunkowań geopolitycznych, aby latami wypracowywać rozwiązania dla wyzwań, przed którymi stoimy na poziomie wewnętrznym. Sytuacja na arenie międzynarodowej jest też zbyt dynamiczna i chaotyczna, aby móc sobie pozwolić na bierność czy brak woli politycznej do szybkich i odważnych działań dyplomatycznych. Co więcej, wojny informacyjna i psychologiczna, prowadzone przez Federację Rosyjską na wielu frontach, zakłócają szereg procesów politycznych, społecznych i ekonomicznych, na co nie byliśmy przygotowani, a co wpływa bezpośrednio na nasze bezpieczeństwo.

Możemy krytykować decyzje naszych władz w kraju i w polityce zagranicznej. Możemy zalewać się łzami nad tym, w jak skomplikowanym jesteśmy położeniu w regionie i globalnie, lub pocieszać się w Polsce, jak nic nie musimy robić, bo jesteśmy bezpieczni w UE i NATO. Ale jako eksperci, dziennikarze i naukowcy powinniśmy robić to przede wszystkim prywatnie, nie publicznie i chyba bardziej jako mało konstruktywne hobby, a nie główne zajęcie. Polityka nie sprzyja obiektywności, a obiektywność ze swojej natury nie będzie nigdy współgrać z polityką. Geopolityka, zwana „geografią władcy”, będzie inna nie tylko w zależności od kraju, ale i od poglądów politycznych. Mamy więc do wyboru dwie drogi: ortodoksyjną celebrację naturalnie istniejących różnic i podziałów (z czego najzupełniej w świecie nic nie wynika) lub podejmowanie prób poszukiwania obszarów współpracy, które mogą okazać się wzajemnie korzystne dla bezpieczeństwa naszych państw i obywateli (co może przynieść wymierne efekty). Aby jednak mogło się to stać, trzeba nie tylko rozmawiać jak najwięcej i jak najczęściej, w różnych formatach, ale i zacząć słuchać siebie nawzajem.

dr Adam Lelonek

Fot. Leon Tyszczenko
{gallery}gallery/2016/9_spotkania_polsko_ukrainskie_jaremcze{/gallery}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X