9 lat Kuriera Galicyjskiego

Jesteśmy pismem w pełni niezależnym. Choć zrzeszamy ludzi o różnych poglądach i przynależności organizacyjnej, programowo nie jesteśmy i nie chcemy być organem żadnej organizacji. Taka jest formuła wolnej prasy i zasady tej chcemy dotrzymać.

Jesteśmy natomiast otwarci na współpracę ze wszystkimi środowiskami, organizacjami i innymi zrzeszeniami polskimi i nie tylko polskimi, choć te pierwsze mają dla nas, ze zrozumiałych względów, znaczenie pierwszoplanowe. Zawsze chętnie będziemy przedstawiać ich dokonania i problemy.

Chcemy przy tym współpracować ze wszystkimi, którym drogie jest słowo polskie i polska kultura. Niezależnie od ich przynależności organizacyjnej, narodowości, wyznania. Szanujemy i chcemy przedstawiać na łamach naszego pisma kulturę, dokonania narodów i środowisk, żyjących razem z nami na tej ziemi.

Czerpiemy ducha z tej jagiellońskiej mozaiki, tak jak czynili to nasi przodkowie w dawnej Rzeczpospolitej. Dlatego też będziemy wspierać oparte na prawdzie porozumienie pomiędzy narodem polskim i ukraińskim. Uważamy, że jest ono racją stanu Polski i Ukrainy. Tak, jak racją stanu jest wspólna europejska droga.

Łamy naszego pisma są otwarte dla wszystkich.

Powyższy tekst zamieszczony został w pierwszym numerze Kuriera Galicyjskiego, który ukazał się dziewięć lat temu, w połowie sierpnia 2007 roku. Od tego czasu ani jedno zawarte w nim zdanie nie straciło na aktualności. Przypominamy go co roku, powtarzając jak mantrę.

Rzeczywistość dokoła nas jednak się zmienia. Nie zawsze w dobrą stronę, tak jakbyśmy tego chcieli. Zmienia się przede wszystkim w skali makro. Układ sił w świecie, w tym w całkiem bliskich rejonach Europy, zupełnie nie przypomina tego sprzed lat kilku, a jego skutki nieubłaganie wciskają się w naszą codzienność. Wnoszą niepokój i niepewność. Na Ukrainie widać to szczególnie wyraźnie. Na wschodzie kraju, mimo teoretycznego rozejmu, trwa wojna z Rosją. Codziennie giną ludzie. Ostatnio napięcie wzrosło. Mówi się nawet o „wielkiej wojnie”. Gdy piszę te słowa Siły Zbrojne Ukrainy zostały postawione w stan najwyższej gotowości.

W sferze stosunków polsko-ukraińskich po obu stronach widać zmęczenie. Wielomiesięczna negatywna kampania dezinformacyjna stymulowana przez siły zewnętrzne, połączona z powszechną niewiedzą na temat partnera daje o sobie znać.

Co przed nami? Czy mamy opuścić ręce, biernie czekając na realizację scenariuszy nie przez nas ułożonych?

Czy może jednak zdobędziemy się na wizję, która przywróci nam posiadaną już kiedyś podmiotowość. Tylko ten wariant może zapewnić nam wpływ na budowę swojej przyszłości.

Sama wizja jednak nie wystarczy. By przejść do jej realizacji trzeba zdobyć wiarygodność – przekonać partnera, że warto, że będzie to korzystne także dla niego. Że będzie to sprawa wspólna, podjęta we wspólnym interesie. I dać temu dowód w działaniach.

To zresztą nic nowego. Tak często przywoływana dziś Unia Lubelska to był po prostu kontrakt. Poprzedzony licznymi konfliktami, wojnami, zapewne i zbrodniami. Potrafiono jednak wznieść się ponad zaszłości i podjąć działania zgodnie z racją stanu wszystkich stron rzeczonego kontraktu. Przyniosło to nadspodziewane rezultaty. Powstał silny twór państwowy, który przez kilkaset lat był w stanie z powodzeniem realizować swoje cele. Dopiero odejście od jego ducha doprowadziło do jego upadku.

Powiedzą, że nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki. Będą mieli rację. Rzeka już nie ta sama. Tym bardziej trzeba by podjąć to wyzwanie. Rezultat końcowy powinien bowiem być inny.

Marcin Romer
Tekst ukazał się w nr 14-15 (258-259) 16-29 sierpnia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X