Zwyczaje bożonarodzeniowe na Samborszczyźnie

Zwyczaje bożonarodzeniowe na Samborszczyźnie

Krótkie dnie i długie wieczory, śnieg na dworze, ogień w kominku wprowadzają w niepowtarzalną atmosferę przedświąteczną, budzą nostalgiczne wspomnienia o dawnych zwyczajach i tradycjach świąteczno-noworocznych.

Wiele z nich, nawet w obecnej dobie komputeryzacji, wciąż pozostaje, inne nie są już kultywowane. Samborszczyzna to region zachodniej Ukrainy, gdzie wiele zwyczajów się zachowało i są przekazywane młodemu pokoleniu.

Od niepamiętnych czasów patronką wspomnianego regionu była św. Barbara. „Jak Barbara po lodzie, to Boże Narodzenie po wodzie” – mawiano. Od 4 grudnia przez cały okres Adwentu w domach trwały przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Zazwyczaj szykowano odpowiednie dekoracje, którymi przyozdabiano „drzewko” lub też jak mawiano np. w Wojutyczach „wichę”. Doskonale pamiętam ten czas z dzieciństwa, gdy w domu przyozdabialiśmy wraz z mamą choinkę jabłkami i orzechami owiniętymi w aluminiową folię po czekoladzie.

Święta Bożego Narodzenia, bogate w przeżycia religijne, są również czasem zabawy, wierzeń, zwyczajów i dobrego odpoczynku. Na terenie Samborszczyzny od niepamiętnych czasów osiedlało się wiele różnych grup etnicznych, które tworzyły bogatą gamę tradycji. Początków należy upatrywać jeszcze w czasach pogańskich. Termin obchodzenia świąt został wybrany nieprzypadkowo, bowiem trwające od 21–22 grudnia do 6 stycznia przesilenie zimowe od zarania dziejów ludzkości było czasem, któremu nadawano znaczenie magiczne. Na początek tego okresu przypada najkrótszy dzień i zarazem najdłuższa noc w roku – moment krytyczny, w czasie którego z niepokojem oczekiwano na wschód słońca. Gdy słońce wstawało, a kolejne dni stawały się coraz dłuższe, cieszono się i świętowano, uznając to za znak zwycięstwa sił światła i dobra nad ciemnością i chaosem. U starożytnych Rzymian było to święto ku czci Saturna tzw. saturnalia, wśród plemion germańskich święto narodzin boga Jule, a w Persji przyjście na świat Mitry – boga Słońca. Wszędzie nieodłącznym elementem świętowania były rytuały związane ze słońcem, ogniem i światłem. U Słowian święto to nazywano godami, kresem lub stadem i obchodzono jako święto plonów i zmarłych. Dla zmarłych palono ogniska na grobach, aby dusze mogły się ogrzać, na cmentarzach organizowano rytualne uczty. Z wiarą w to, że wędrujące duchy zmarłych mogą wcielać się w zwierzęta domowe, łączy się zapewne dzisiejszy zwyczaj karmienia zwierząt opłatkiem, po którym mają na jedną noc uzyskiwać możliwość przemawiania ludzkim głosem. Przesilenie zimowe zapowiadało też przebieg całego następnego roku: pogodę, obfitość plonów, pomyślność w miłości itp.

Wraz z przyjęciem chrześcijaństwa wszystkie te zwyczaje zostały chrystianizowane lub przetrwały w charakterze ludowego folkloru.

Już w czasach chrześcijańskich w ostatnim dniu Adwentu cała rodzina z utęsknieniem oczekiwała wieczoru wigilijnego. Wszyscy domownicy wstawali bardzo wcześnie, gdyż wierzono, że będą tak wstawać przez cały następny rok. Ubierano się w uroczyste, świąteczne ubrania, przystrajano choinkę. Rano nie wolno było nic jeść ani pić, by w ciągu roku nie odczuwać głodu i pragnienia. W Samborze istniał zwyczaj, że „drzewko”, przyozdabiano świeżo upieczonymi ciastkami. W niektórych wsiach istniał zwyczaj przynoszenia do domu dużej ilości słomy i siana, aby w ten sposób upodobnić izbę do stajenki betlejemskiej. W Strzałkowicach natomiast sprzątano dokładnie dom, a choinkę ustawiano w jednym z kątów pokoju, aby przybyli pod okna kolędnicy mogli dokładnie ją obejrzeć i ocenić tym samym zamożność gospodarzy.

Jasełka w Łanowicach (fot. Marian Skowyra)

W tym dniu na stół wigilijny przygotowywano 12 potraw. Nie mogło też zabraknąć pustego miejsca dla zbłąkanego wędrowca. Jeśli w odchodzącym roku zmarł ktoś z rodziny, to i dla niego jeszcze raz w tym roku nakrywano osobny talerz z ustawioną na nim zapaloną świecą i kawałkiem opłatka.

Wieczorem ojciec rodziny wnosił do mieszkania snop słomy, a także siano, które kładziono pod obrusem. Przed wieczerzą cała rodzina klękała do wspólnej modlitwy, a następnie łamano się opłatkiem i składano sobie życzenia, które zazwyczaj brzmiały następująco: „Życzę zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności, a po śmierci Królestwa Niebieskiego. Niech Pan Jezus dziś w Betlejem narodzony, podniesie swą rączkę i błogosławi nam wszystkim”. Ojciec rodziny zapalał świecę na stole i dopiero wtedy można było zasiąść do stołu.

Po skończonej wieczerzy ojciec pierwszy wstawał od stołu, żegnał się i wspólnie odmawiano modlitwę, dziękując Bogu za łaskę doczekania tych świąt, prosząc o to, by dożyć następnych: „tak wszyscy razem, jak obecnie”. Jeśli w domu było bydło, to pasterz zbierał łyżki i wiązał je razem, aby mu się „bydełko” na pastwisku nie rozsypało, a niezamężne panny miały zwyczaj wyciągania spod obrusa jednego źdźbła siana, z którego wróżono swoją przyszłość czy zamążpójście.

W podgórskich miejscowościach znany jest zwyczaj, że młode dziewczęta wybiegają po wieczerzy na dwór i nasłuchują z której strony pies zaszczeka, stamtąd bowiem spodziewać się należy przyszłego męża.

Gospodarz krajał cebulę na dwanaście plasterków i układał na parapecie okna, przysypując każdą część solą. Rano wróżono z tej cebuli, jaki będzie następny rok, każda bowiem część przedstawiała jeden miesiąc i zależnie od tego, czy sól pozostała na cebuli suchą, mokrą, czy przemieniła się w wodę, wnioskowano o każdym miesiącu. Dzieci wybiegały z domów „po kolędzie”. Po odśpiewaniu kolędy winszowały najczęściej w następujący sposób:

Śliczna lilia w ogrodzie przekwita,
Tam Panna Maryja Józefa wita,
Witam Cię Józefie rybką z miodem,
Ale nie z głodem!
Wy państwo słuchajcie i nam
uczciwie kolędę dajcie.

W wielu domach zachowały się jeszcze stare „Kantyczki”, czyli zbiory kolęd, z których domownicy mieli zwyczaj śpiewania kolęd nie tylko w wigilijny wieczór, ale codziennie przez cały okres Bożego Narodzenia. W tych kolędach i pastorałkach proszono o urodzaj i Boże błogosławieństwo w nadchodzącym roku.

O północy wszyscy gromadzili się w kościele na tzw. „Pasterkę”. W świątyni parafialnej w Samborze przy ołtarzu Matki Bożej ustawiano bożonarodzeniową szopkę. Podobnie było w samborskim kościele ojców bernardynów i w pobliskich parafiach.

U oo. bernardynów, jak wspominała w 2000 roku śp. Helena Niewiadomska, w czasie mszy św. o północy grała orkiestra dęta, a sama uroczystość miała naprawdę wyjątkowy charakter.

W wielu miejscowościach istniał zwyczaj, że po powrocie z Pasterki układano się do snu na podłodze wyścielanej słomą, gdyż wierzono, że tej nocy łóżko i ławy były zarezerwowane dla duchów zmarłych, obchodzących święta wraz z domownikami.

W drugi dzień świąt kapłani we wszystkich kościołach święcili owies. Gdy kapłan powracał w stronę zakrystii, ludzie rzucali tym nowo poświęconym owsem, na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana.

Pierwszym świętem po Bożym Narodzeniu był Nowy Rok. Na zakończenie starego roku wszystkie dziewczęta zapisywały na osobnych kartkach imiona znanych im chłopców. Rano tuż po przebudzeniu się należało z zamkniętymi oczyma wyciągnąć jedną kartkę z imieniem, jak wierzono, przyszłego męża.

Ciekawy zwyczaj mieli pobliscy Bojkowie w górach. W Nowy Rok na piecu układano tyle rozżarzonych węgielków, ilu było w chacie domowników oraz zwierząt. Każdy węgielek odpowiadał jednemu z mieszkańców. Ten, którego węgielek jako pierwszy pokrył się grubą warstwą popiołu, miał umrzeć w nadchodzącym roku.

Dnia 6 stycznia obchodzono Wigilię Bożego Narodzenia w obrządku wschodnim – zwyczaje były podobne. Jedynie Bojkowie mieli dodatkowo wiele obrzędów z pogranicza magii i zabobonów. Dla Polaków było to przedłużenie świętowania. W każdym domu, podobnie jak dziś, uczono szacunku dla innego obrządku, by, m.in. w tym dniu powstrzymać się od pracy.

W górach Bojkowie wieczerzę spożywali na specjalnie przygotowanym stole. Ustawiano na nim także garnek z ziarnem, w które wetknięta była świeca. Pod stołem zaś kładziono żelazo z pługa, siekierę i piłę. Nogi stołu związywano łańcuchem. Miało to odstraszać złe moce.

Na uwagę zasługują jeszcze pieśni śpiewane przez młodzież ukraińską w okresie świątecznym. Były to tak zwane „szczedriwki” ku czci córki gospodarza. Stanowiły one wytwór fantazji ludowej, cechowało je umiłowanie otaczającej przyrody. Większość z nich powstała w czasach najnowszych. Natomiast w okolicach górskich powiatu samborskiego śpiewano „szczedriwki” pochodzące z okresu królów polskich, w których wspominano nawet o napadach Turków i Tatarów:

Oj po Dunaji po tycheseńkim,
Tam popławaj i góral dzendzernyj,
A u tym gurały welmożnyj panońko,
Welmożnyj panojko, czom Wasyłejko.
…O ustawaj, pany bo nastupai
Pohana wira, Turcy i Tatarzy…

Te i inne „szczedriwki” śpiewano podczas święta Jordanu lub w tzw. „szczodry wieczór”, który tak samo uroczyście był obchodzony u Rusinów, jak Wigilia Bożego Narodzenia. W wigilijny wieczór święta Jordanu zasiadano do tradycyjnej wieczerzy z dwunastoma potrawami, łamano się kolejny raz opłatkiem, znanym wśród Rusinów przed II wojną światową, i składano sobie nawzajem życzenia.

Przedstawione zwyczaje zachodniej i wschodniej tradycji na Ziemi Samborskiej, ukazują bogatą historię regionu. Niektóre z nich pozostały, niektóre zniknęły dawniej lub w okresie komunistycznym. O tym, co piękne, warto jednak pamiętać.

Marian Skowyra
Tekst ukazał się w nr 23-24 (267-268) 16 grudnia – 16 stycznia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X