Zawsze pamiętam i modlę się za nich…

Zawsze pamiętam i modlę się za nich…

Na pewno są wśród nas, Lwowiaków, osoby, które pamiętają parafiankę katedry lwowskiej śp. MARIĘ HOMME.

Absolwentka Sorbony, z rodziny profesorów Uniwersytetu Jana Kazimierza, nauczycielka języka francuskiego, pracowała też w szkole nr 24, zamieszkiwała przy ul. Mikołaja, (dziś Hruszewskiego). Pozostała wierna swemu miastu, nie opuszczając Lwowa do końca.

Była osobą dyskretną, raczej małomówną, o wielkiej zdolności słuchania innych i bardzo życzliwa dla wszystkich. Całe swe życie poświeciła młodzieży, ucząc języka obcego – francuskiego.

Oprócz tego zawsze niosła pośród nas Światło Chrystusa, katechizując dzieci i przygotowując je do Pierwszej Komunii. Była osobą odważną, bo w tamtych czasach było to bardzo niebezpieczne. Grupa liczyła po 5–6 dzieci. Każde zajęcie było prowadzone w domu u innego dziecka w określonej kolejności. Ile osób katechizowała – trudno dokładnie dziś podać, ale na pewno liczba przekroczyła setkę.

Zawsze była wierna Panu Bogu i służyła ludziom pomocą duchową i materialną. Otrzymując od brata z Kanady paczki (był prezesem Polonii Kanadyjskiej, uczestnikiem walk o Monte Cassino) zawsze starała się pomóc tym, którzy tego najbardziej potrzebowali. Prowadziła życie osoby, która zawsze była w toku informacji o wydarzeniach światowych. Prowadziła korespondencję z biskupem Paryża. Gdy zaczął się okres „pierestrojki” i opadła żelazna kurtyna, poleciała samolotem do Lourdes, aby złożyć modlitwę dziękczynną Matce Boskiej. Pani Maria prowadziła aktywne życie towarzyskie. Odwiedzali ją Mieczysław Gębarowicz, jego asystentka Maria Chmielowska, dr Henryk Mosing. Darzył ją uznaniem kardynał-senior Marian Jaworski. W ostatnich latach życia na prośbę kardynała po niedzielnej mszy św. była odwożona jego samochodem do domu.

Fotografować się pani Maria nie lubiła. Przypadkowo znalazłam kilka jej zdjęć, które wykonał pan Andrzej Garlicki podczas swego pobytu we Lwowie.

Była właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, we właściwym czasie.

Maria Chmielowska (fot. archiwum autorki)

MARIA CHMIELOWSKA
Moja kochana nauczycielka. Od najmłodszych lat prywatnie uczyła mnie języka polskiego i niemieckiego. W starszych klasach (od 9) – również łaciny. Zaraziła mnie bakcylem czytania książek i to tych pisarzy, których dzieła nie były w programie szkolnym: Henryk Sienkiewicz, Wacław Gąsiorowski. Polecała mi też dużo książek z historii Polski. Zawsze mile wspominam te godziny, które spędzałam z nią na nauce. Troszczyła się o ten świat, by tam gdzie żyjemy uczynić go bardziej serdecznym, bardziej ludzkim, bardziej braterskim. Mam jej podobiznę, wykonaną przez Władysława Szczepanowskiego w 1982 roku oraz jej książkę, wydaną przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Lwowie w 1927 roku pt.: „Z materiałów do Sprawy Polskiej w r.1812-1813”.

Była osobą dyskretną, pracowała w gimnazjum Strzałkowskiej. Była asystentką prof. Mieczysława Gębarowicza. Kochała Lwów i całe swe życie poświeciła kształceniu młodzieży lwowskiej. Pozostała Semper Fidelis…

ks. Kazimierz Kwiatkowski od lewej (fot. archiwum autorki)

ks. KAZIMIERZ KWIATKOWSKI
Ksiądz Kazimierz Kwiatkowski był proboszczem w Glinianach pod Lwowem.

Księdza poznałam podczas pielgrzymki do Rzymu w listopadzie 2001 roku. W pielgrzymce udział brali wierni ze Lwowa, Złoczowa, Krasnego. Oglądaliśmy miejsca święte, byliśmy dwa razy w auli na audiencji z naszym papieżem świętym Janem Pawłem II. Koszt podróży – o ile pamiętam – nie był aż tak wielki. Gościliśmy w Domu Polskim w Rzymie, w czym pomógł nam były proboszcz katedry lwowskiej ks. Andrzej Baczyński, spotkany przypadkowo w auli na audiencji.

Ks. Kwiatkowski miał serce wrażliwe na piękno, na potrzeby każdego człowieka, a szczególnie na tych, którzy odczuwali jakiś szczególny smutek. Ta nasza podróż do miejsc świętych, spotkanie z Ojcem Świętym pozwoliły wypełnić nas po brzegi radością, przyjaźnią i chęcią powrotu do źródeł wiary.

Do Lwowa wróciłam umocniona duchowo, a zawdzięczam to ks. Kazimierzowi Kwiatkowskiemu, niestety już świętej pamięci.

Maria Baranowa
Tekst ukazał się w nr 20 (264) 28 października – 14 listopada 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X