Z historii poczty lwowskiej

Z historii poczty lwowskiej

Poczta – ta instytucja kojarzy się nam przede wszystkim ze znaczkami, zapachem lakieru, wagami do ważenia paczek i telegramami. To teraz poczta ma takie funkcje i tak wyglądają urzędy pocztowe.

Trudno byłoby wyobrazić sobie życie bez tego wszystkiego. Chociaż obecnie list można napisać i wysłać mailem, życzenia świąteczne też są już w wersji elektronicznej audio i wideo, ale nawet jak coś zamówimy w sklepie internetowym, to i tak ktoś nam nasze zakupy przywozi do domu. Dostawca, chociaż nie pocztowiec. Wróciliśmy więc do początków, z których wyrosła przez wieki ta cała instytucja.

Zaczynało się jeszcze w zamierzchłych czasach, gdy ludzie wysyłali sobie jakieś wiadomości. Wysyłano gońca i kazano mu powtórzyć widomość. Z czasem goniec wiózł list. Tak to funkcjonowało do średniowiecza. Aż w XIV wieku pierwsza poczta powstała we włoskich republikach miejskich. Miasto utrzymywało gońca, który w określone dni wyruszał po pewnej trasie i roznosił przesyłki. Włosi na ten czas byli głównymi kupcami w Europie i wymyślili tak wygodny system komunikowania się.

Początkowo gońcy poruszali się pieszo, później konno. Z czasem ten system przejęły i rozwinęły miasta Hanzy – stowarzyszenia miast kupieckich i portowych nad brzegami Bałtyku i morza Północnego. Przedstawicielstwo poczty Hanzy było nawet w Nowogrodzie. W XVI wieku kurierzy zakładają stowarzyszenia – konfraternie i korporacje. Każde miasto wytyczało kierunki ruchu kurierów, ich ilość, czas wyruszania. Wszystko to było ściśle przestrzegane. Swoich prywatnych kurierów utrzymywali książęta, uniwersytety, takie jak Sorbona i Jagielloński, klasztory.

Za datę powstania poczty w Polsce uważa się 18 października 1558 roku, kiedy to Zygmunt August „…ustanowił stałe połączenie pomiędzy Krakowem i Wenecją przez Wiedeń, za pomocą poczty, czyli koni rozstawnych”. Było to na rękę przede wszystkim jemu samemu, ponieważ wszczął proces o spadek po swojej matce, królowej Bonie. Było o co walczyć: dwa miliony złotych polskich w gotówce, 150 tys. dukatów pożyczonych potajemnie z kasy królewskiej przez Bonę cesarzowi Karolowi V, 430 tys. dukatów pożyczki Filipowi II Hiszpańskiemu, potwierdzenie praw Zygmunta do sukcesji włoskiej, nie licząc klejnotów, kosztowności i sprzętów, które Bona zabrała ze sobą.

Stanowisko zarządcy poczty król powierzał swoim zaufanym dworzanom, ale przez intrygi nikt z nich nie utrzymał sie na dłużej na swej posadzie. Dopiero w 1568 roku to stanowisko zostało przejęte przez mieszczanina krakowskiego Sebastiana Montellupi, w którego rodzie urząd ten pozostawał ponad 100 lat. Oni to rozszerzyli działanie tej instytucji na całe Królestwo Polskie. Była to poczta królewska, utrzymywana całkowicie z kasy królewskiej.

Kamienica Bandinellich na lwowskim Rynku (Fot. Krzysztof Szymański)Pierwszą pocztę partykularną (nie królewską) powołano przywilejem z 12 maja 1629 roku we Lwowie. Przywilej ten został nadany mieszczaninowi lwowskiemu Roberto Bandinelliemu. Na podstawie przywileju Bandinelli nadawał usługi pocztowe do wszystkich miast polskich i na całą Europę. Królewski przywilej brał pocztę pod ochronę prawną, nadawał mu swobodę działania, zwalniał z ciężarów publicznych(podatków), ale koszty przesyłek ponosił już sam korespondent. Ceny przesyłek były ściśle określone. I tak do Zamościa przesyłka kosztowała 1,5 grosza, do Lublina 2 grosze, a do Warszawy 3 grosze.

Bandinelli dobrze dbał o swój interes, na który miał stały wgląd, ponieważ urząd pocztowy umieścił w swej prywatnej kamienicy przy Rynku lwowskim. Miał temperament typowy dla Włocha, więc ze swoimi wierzycielami nie patyczkował się. Jak piszą kronikarze: „Na mieszczanina Stanisława Podleskiego rzucił sie z gołym rapierem, Boima naszedł gwałtownie w domu, a Groswajera wezwał na pojedynek”. Roberto Bandinelli zmarł w 1650 roku. Ale w jego kamienicy nadal mieścił się urząd pocztowy i oprócz wdowy zamieszkiwał tam „pocztarz”, kontynuujący jego dzieło.

Roberto Bandinelli pierwszy ułożył plan działania poczty – Ordinato Posthal. Dokument ten jest w Archiwum Historycznym miasta Lwowa. Korespondencję ze Lwowa wysyłano raz na tydzień, w sobotę. Pocztę we Lwowie obsługiwało 17 kursorów. Kursorzy składali przysięgę, mieli określone obowiązki. Kursor, który jechał do Warszawy miał obrócić tam i z powrotem za dwa tygodnie. Jeżeli się spóźnił musiał na piśmie to umotywować. Jeżeli nie dawał wiarygodnego wyjaśnienie przyczyny spóźnienia był karany spłaceniem 5 grzywien (nie mylić z hrywnami) i więzieniem.

Jeżeli kursor był przyłapany na wożeniu listów na własną rękę płacił 8 grzywien, odsiadywał w więzieniu i był wyrzucany z poczty bez prawa pracy w niej. Był też karany, gdy list został zgubiony czy otwarty. List można było wysłać i w inny dzień tygodnia, ale za to wszystko płacił już sam korespondent z własnych funduszy.

Nic dziwnego, że Roberto Bandinelli tak pilnował sprawnego działania „swojej firmy”. Przynosiło to jemu wcale niezłe dochody. Jego kamienica jest jedną z najpiękniejszych na Rynku. Pod względem wystroju wewnętrznego i kompozycji kamienica Bandinellich przypomina pałace w Wenecji.

Tak działała poczta w XVII wieku, a dziś…. 3 stycznia otrzymałem wiadomość z Warszawy, że nie dotarła do adresata kartka z życzeniami świątecznymi, wysłana we Lwowie pocztą państwową 10 grudnia. Może by tak wrócić do karania „kursorów”?
A swoją drogą, najszybszą pocztą na świecie była i pozostaje „poczta pantoflowa”. Tu wszystkie wiadomości rozchodzą się w różnych kierunkach z prędkością światła.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 1 (101) 15-28 stycznia 2010

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X