Wspomnienia i świadectwa o kardynale Marianie Jaworskim 

Wzywał, aby dziękować Bogu za dary, które otrzymujemy

Znana we lwowskim środowisku katolickim, parafianka katedry Stanisława Chrystoforowa wspomniała o pierwszym i późniejszych licznych spotkaniach z arcybiskupem Marianem Jaworskim:

– Kiedy wyznaczono nam arcybiskupa do katedry, była to dla nas bardzo wielka radość, że nie będziemy sami, że oprócz księży będziemy jeszcze mieli opiekę nad całym Kościołem i nad ludem Bożym we Lwowie. Bardzo często spotykałam się z ks. Kardynałem. Życzliwie nas przyjął, gdy wprowadziliśmy nieustający różaniec. Prosiliśmy go by nam wyznaczył księdza, który będzie się nami opiekował i prowadził. Nieraz chodziłam też do domu, w którym mieszkał, gdy wynikały pytania związane z różnymi nabożeństwami – różańcem, nowennami czy innymi. Zawsze nam pomagał. Miał wielką cześć i nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego i do Matki Bożej. Nie odrzucał nikogo, był dla ludzi miłosierny, uczynny, jak ojciec przygarniał wszystkich.

Po modlitwie różańcowej w katedrze do naszej rozmowy dołączyła parafianka Jarosława Iwasieczko:

– Mój wnuk urodził się 9 września, akurat w święto narodzenia Matki Bożej więc nazwaliśmy go Marianem. Zięć był wtedy kierowcą Arcybiskupa, który wnuka ochrzcił i odwiedził nas w tym dniu wraz z biskupem Marianem i siostrami zakonnymi. Moje wnuki są teraz ministrantami, często chodzą do kościoła, można powiedzieć, że wychowują się w kościele.

Z powodu kwarantanny na Ukrainie duchowieństwo i wierni archidiecezji lwowskiej nie mogli pojechać na uroczystości pogrzebowe śp. kardynała Mariana Jaworskiego do Polski.

– Szkoda, że nie będzie pochowany we Lwowie – powiedział parafianin katedry Roman Babała, rycerz Kolumba. – Bardzo szkoda, bo przecież tu we Lwowie się urodził, tu odprawiał Msze św., tyle dobra uczynił. Jako lwowiak powinien być pochowany w katedrze, miałby piękny pogrzeb, przyszłoby dużo ludzi, którzy jego znali, kochali i wspominają. Niestety, będzie pogrzebany w Kalwarii Zebrzydowskiej, pewnie taki testament zostawił. Szkoda. I trudno pojechać, bo kwarantanna. Będziemy się modlić. Niech z Bogiem spoczywa. Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci. Niech odpoczywa w pokoju. Amen.

Jerzy Herma, konsul RP we Lwowie w latach 2008–2010 napisał do Kuriera Galicyjskiego:

„Poznałem osobiście JE kardynała Mariana Jaworskiego w październiku 2008 roku, kiedy pełen niepewności rozpocząłem we Lwowie misję konsularną RP, a ten wspaniały człowiek i duszpasterz tak serdecznie mnie przywitał w katedrze, że nabrałem przekonania iż podołam swoim obowiązkom i będę dobrze Polskę reprezentował tu, we Lwowie! Na temat ks. kardynała dużo już wiedziałem, ale w kontakcie osobistym natchnął mnie wiarą i miłością do miejsca i do dziś tu przyjeżdżam. Niech mu św. Jan Paweł II przygotuje miejsce w Niebie, bo zasługuje na to”.

Prof. Mieczysław Grzegocki, pierwszy wicerektor Lwowskiego Uniwersytetu Medycznego, członek Papieskiej Akademii Pro Vita powiedział dla Kuriera:

– Do mego bliższego kontaktu ze śp. ks. arcybiskupem Marianem Jaworskim doszło podczas poświęcenia seminarium w Brzuchowicach. Potem odbywały się dość regularne, tak zwane robocze spotkania w jego rezydencji, gdzie omawialiśmy różne problemy opieki zdrowotnej, udzielałem również konsultacji medycznych nt. leczenia księży, sióstr zakonnych. Podczas tych spotkań ks. arcybiskup opowiadał o swoich sukcesach, ale też o rzeczach, które mu się nie udawały. I kiedy był taki dzień, że coś się ks. kardynałowi nie udało, mówił: „Opaczność Boża tak zrządziła, ale będziemy się, panie profesorze, modlić i miejmy nadzieję, że to się zmieni”. Rzeczywiście, śp. ks. kardynał Jaworski miał trudną misję do spełnienia we Lwowie, ponieważ przyznajmy – był odnowicielem struktur Kościoła katolickiego na Ukrainie w trudnych czasach. Pamiętamy czasy, w których duchownych w archidiecezji lwowskiej można było policzyć na palcach jednej ręki. A kiedy ks. kardynał odchodził na emeryturę tych księży już były setki, były już liczne zgromadzenia zakonne i wiele otwartych nowych kościołów.

Miałem kiedyś szczęście w jednej z rozmów z ks. arcybiskupem Marianem Jaworskim usłyszeć, że jest wielka potrzeba, by na wyższych uczelniach medycznych wykładano nową wówczas dyscyplinę, bioetykę. Z rekomendacji ks. arcybiskupa, św. Jan Paweł II mianował mnie członkiem Papieskiej Akademii Pro Vita, która właśnie przyczyniła się do opracowania i wprowadzenia do nauczania zagadnień bioetyki, zwłaszcza konieczności ochrony życia od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci. Takie spotkania odbywały się co roku w Watykanie. Zwykle było to 3–4 dni posiedzeń, różnych sekcji na różne tematy. Ukoronowaniem takich sesji naukowych było spotkanie członków Akademii Pro Vita z papieżem, by poznać ocenę naszej pracy przez najwyższego pasterza i zwierzchnika Kościoła katolickiego. Pamiętam też jeszcze jedną piękną okazję takiego spotkania, gdy posiedzenie Akademii Pro Vita zbiegło się w czasie z wizytą biskupów rzymskokatolickich Ukrainy do Rzymu ad limina apostolorum (do progów apostołów). Miałem wówczas zaszczyt zobaczyć w Watykanie wszystkich biskupów rzymskokatolickich, którzy pracują na Ukrainie.

Ks. arcybiskup był wtedy bardzo znany w Watykanie. Podczas wycieczki, którą urządził nam sekretarz Jana Pawła II ks. prałat Mieczysław Mokrzycki, za którą jesteśmy mu bardzo wdzięczni, mieliśmy okazję zobaczyć apartament, w którym zawsze zatrzymywał się ks. arcybiskup Jaworski, kiedy był gościem Ojca Świętego Jana Pawła II.

Ks. kardynał Marian Jaworski będąc znanym filozofem, profesorem, pierwszym rektorem Akademii Teologicznej w Krakowie, był człowiekiem wielkiej wiary. Lwów stracił w nim wielkiego lwowianina. Wszyscy przecież pamiętamy, że ks. kardynał Jaworski urodził się we Lwowie i kochał to miasto. Kochał ludzi, poświęcał im dużo czasu. W swoim życiu kierował się zawołaniem, które przyjął, by naśladować Pana Jezusa, i był temu wierny do końca.

Kościół katolicki, szczególnie kościół na Ukrainie i we Lwowie stracił wybitnego uczonego i wielkiego pasterza. Żal nam, jego wiernym z powodu straty tego wielkiego lwowianina, ale ufamy, że w Domu Ojca spotkał go już jego wielki przyjaciel św. Jan Paweł II.

Ks. Aleksander Kusyj z katedry – jeden z pierwszych alumnów seminarium lwowskiego, wskrzeszonego przez kardynała tak go wspomina:

– Moje pierwsze spotkanie z abp. Marianem Jaworskim odbyło się tutaj w katedrze, w kaplicy św. Józefa w roku 1997 przed wstąpieniem do seminarium. Był on wtedy też rektorem naszego seminarium i osobiście spotykał się z kandydatami. Potem na studiach wykładał nam filozofię i metafizykę. Często lubił przebywać z nami. Nieraz gdy przychodził na egzaminy i jakiś profesor zaniżał ocenę, mówił: „Nie, księże profesorze, trzeba troszkę wyżej, bo dobrze odpowiedział”. Przed święceniami kapłańskimi każdy z nas rozmawiał z kardynałem w domu przy ulicy Samczuka, gdzie zamieszkał. Od razu po święceniach wysłał nas, kilku księży, na studia do Rzymu, żeby mieć w seminarium swoich wykładowców. Mieliśmy wtedy dwa razy egzaminy z filozofii na Uniwersytecie w Rzymie i gdy ks. kardynał przyjeżdżał, bardzo nas pilnował i mobilizował do studiów. Mówił, że w Rzymie uczymy się nie tylko poszczególnych dyscyplin wiedzy, ale poznajemy cały Kościół.

Pamiętam też słowa, które często powtarzał: „Mamy wiele do dziękowania Panu Bogu za to, co mamy”. Wtedy jako kleryk czy młody kapłan nie wiedziałem, za co dziękować. Pytałem nawet nieraz, czemu on to ciągle powtarza, że mamy bardzo dziękować za to, że mamy kościoły otwarte, za to, że jest tylu księży, chociaż jeszcze dzisiaj ich brakuje. Ale z czasem zobaczyłem – on widział, jak z niczego powstaje coś, że Kościół buduje się nie ludzkimi rękami, tylko to Pan Bóg kieruje. Kardynał widział, że jest to dzieło Boga i dlatego wzywał, aby dziękować Bogu za dary, które otrzymujemy.

Ks. kardynał Marian Jaworski odnowił Kościół na Ukrainie, troszczył się, aby ludzie mieli kapłanów. Szukał, zapraszał księży z Polski, odnowił seminarium, no i dzięki temu mamy dziś owoce. Ja jestem właśnie owocem tego, że kiedyś kapłan dotarł do mojej rodzinnej parafii, zachęcił mnie, dał przykład, przekonał że takie życie jest piękne. I każda parafia, którą on odwiedził i o którą się troszczył, może powiedzieć te słowa – zaznaczył ks. Kusyj.

Opracował Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w nr 17 (357), 15 – 28 września 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X