Wspólnie czcimy polskich bohaterów fot. z archiwum Serhija Ciurycia i Wołodymyra Nosulicza

Wspólnie czcimy polskich bohaterów

Dwadzieścia lat minęło od momentu ponownego pochówku prochów żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, zamordowanych przez Armię Czerwoną w wołyńskiej wiosce Mielniki.

Od początku II wojny światowej Wołyń znalazł się w centrum działań wojennych – 17 września 1939 r. armia sowiecka przekroczyła granice Rzeczypospolitej i rozpoczęła działania na terenie Zachodniej Ukrainy i Białorusi. Wojska Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP) starały się nie prowadzić akcji przeciwko sowietom. Po otrzymaniu rozkazu przejścia przez Bug i przedzierania się do Rumunii w celi zachowania stanu osobowego, polscy żołnierze starali się wykonać rozkaz w okolicach Szacka.

Sowieci walczą bez zasad i reguł

– Dowodził jednostką gen. Wilhelm Orlik Rukeman – opowiada krajoznawca i nauczyciel Wołodymyr Nosulicz – Do jej składu wchodzili KOP-owcy, marynarze Pińskiej Flotylli Wojennej, resztki białoruskich garnizonów i Policja Państwowa. Cała grupa liczyła około 6 tys. osób. Jedna jej część posuwała się do wioski Mielniki przez uroczysko Choromy. Druga szła na Szack. Gdy czerwoni dowiedzieli się o koncentracji polskich wojsk, od strony białoruskiej Małoryty ruszyła im na spotkanie 52 dywizja strzelecka, dowodzona przez płk Russijanowa. Miała ona za zadanie nie dopuścić do Bugu polskie jednostki i jak napisano w rozkazie „zniszczyć bandę polskich oficerów”. 27 września pod Szackiem część żołnierzy KOP-u nawiązała bój z Armią Czerwoną.

Na początku polscy artylerzyści odbili atak 411-go batalionu czołgów sowieckich. Jednak wróg otrzymał posiłki i przez dwie doby pod Szackiem toczyły się zacięte walki, w których po obu stronach zginęły setki żołnierzy. Rankiem 29 września udało się jednak polskim oddziałom przeprawić się przez Bug. Część jednak żołnierzy, którzy byli ranni czy oderwali się od swych oddziałów, czerwoni wzięli do niewoli. Jak twierdzi Wołodymyr Nosulicz, wszystkich oficerów rozstrzelano na miejscu i ciała ich po prostu zakopano w ziemi, nie ustawiając nawet żadnego znaku.

– Sowieci już wówczas nie przestrzegali żadnych zasad prowadzenia wojny – mówi dalej krajoznawca. – Dla nich była to „banda polskich oficerów”, spod której szli wyzwalać mieszkańców Wołynia. Ciała mnóstwa ofiar walk, podobnie jak żołnierzy KOP-u, moskale po prostu ściągnęli do dołów na górce koło starego cmentarza w Szacku. Po 25 latach, gdy zaczęto mościć ulicę Lenina, podsypywano ją piaskiem z tej górki – doły zasypywano piaskiem, zmieszanym z ludzkimi kośćmi i czaszkami. Dla sowietów nie było nic świętego. Teraz przekonujemy się o tym w wojnie z potomkami tych z 1939 r.

Nie mogli nas skłócić wówczas i nie uda się teraz

Jak opowiada przewodniczący Szackiej gminy Serhij Karpiuk, w latach 1970. w czasie prac budowlanych na terenie fermy kołchozowej w Mielnikach, odnaleziono szczątki polskich żołnierzy. Prace wstrzymano. W 2002 roku strona polska za zgodą władz lokalnych przeprowadziła ekshumację 18 szczątków, zidentyfikowanych jako polscy oficerowie.

– Zostali uroczyście pochowani na wiejskim cmentarzu – mówi pan Karpiuk. – Początkowo wystawiono tu tymczasowy krzyż, a z czasem – pomnik. Później pochowano tu jeszcze szczątki 8 żołnierzy KOP-u.  Miejsce spoczynku polskich żołnierzy pomordowanych przez sowietów, nawet po dziesiątkach lat nie daje jednak spokoju potomkom zabójcow.

W noc z 25 na 26 grudnia 2017 r. w Mielnikach wandale zamalowali i rozbili krzyże na mogile wojskowych. Z czasem, jak powiadomiła SBU, sprawców znaleziono aż w Czernihowie. Działali na zadanie rosyjskich służb specjalnych, aby rozniecić wrogość pomiędzy naszymi narodami.

Nie udało im się. Krzyże odnowili sami mieszkańcy Mielnik. Jednym z ważniejszych wydarzeń na terenie gminy Szack jest tradycyjna akcja pamięci w Mielnikach ku czci pomordowanych przez sowietów polskich żołnierzy. Odbywa się co roku pod koniec września i gromadzi przedstawicieli dwóch naszych narodów.

Akcję „Droga do pokoju” przed dziesięciu laty zapoczątkowały organizacja społeczna „Forum dziennikarzy ukraińskich w obw. wołyńskim” i lubelski „Środowisko hufiec pracy”. Również tej jesieni odbyły się tradycyjne uroczystości.

Wspólna droga do pokoju i zwycięstwa

– Nawet wojna z Rosją nie przeszkodziła tegorocznym uroczystościom. – twierdzi wiceprzewodniczący wołyńskich dziennikarzy, urodzony w Mielnikach, Serhij Ciuryć – Pomimo, iż nasz przewodniczący, Wołodymyr Daniluk, został zmobilizowany jako zastępca dowódcy jednego z oddziałów Obrony Terytorialnej, ta okoliczność nie przeszkodziła mu – za zgodą dowódcy – wziąć udział w tych wzruszających uroczystościach i być moderatorem forum dwóch narodów. Do Mielników jako współorganizator przybył przewodniczący zarządu „Środowiska hufiec pracy” z Lublina Jacek Bury. Pamięć pomordowanych żołnierzy uczcili przedstawiciele Konsulatu Generalnego RP w Łucku, władz Szacka, Rady obwodowej i administracji wojskowej, polscy i ukraińscy pogranicznicy, katolickie i prawosławne duchowieństwo, młodzież studencka i szkolna, aktywiści społeczni.

Uroczystości otworzyła wspólna ekumeniczna modlitwa za bohaterów września 1939 r. Do zebranych przemawiali przewodniczący Szackiej gminy Serhij Karpuk, konsul generalny RP w Łucku Sławomir Misiak, wiceprzewodniczący administracji obwodowej Aleksander Trochanienko, wicemarszałek woj. lubelskiego Zbigniew Wojciechowski, wiceprzewodniczący Rady obwodowej Grigorij Pustowit. Wszyscy mówili praktycznie o jednym: historia walki z moskiewską nawałą jest dowodem, że dzisiejsza bohaterska walka Ukrainy przeciwko Rosji powinna zakończyć się zwycięstwem dobra nad złem i że Polska w tym jest rzetelnym partnerem Ukrainy.

fot. z archiwum Serhija Ciurycia i Wołodymyra Nosulicza

Po złożeniu wieńców i kwiatów rektor Uniwersytetu Wołyńskiego im. Ł. Ukrainki Anatol Coś i konsul generalny Sławomir Misiak dali sygnał do startu tradycyjnego biegu. Chętni biegli w specjalnie wyprodukowanych koszulkach.

– Było ciężko, ale zrobiliśmy to – podzieliła się swymi wrażeniami jedna ze zwyciężczyń Oksana Padaluk. – Biegliśmy 1939 m. Jest to liczba symboliczna. Przenosi nas w tragiczny rok 1939, gdy tutaj odbywały się te straszne wydarzenia. Był to bieg pamięci. Nasz bieg pokoju. Niech na tej ziemi i w naszej wiosce nie będzie więcej wojny.

fot. z archiwum Serhija Ciurycia i Wołodymyra Nosulicza

Międzynarodową imprezę, która przebiegała pod hasłami „Sława Ukrainie” i „Chwała Polsce”, zakończył wicemarszałek Zbigniew Wojciechowski, który przekazał wołyńskim pogranicznikom kamizelki kuloodporne.

– Ukrainie i jej obrońcom potrzebny jest pancerz i my go dajemy – podkreślił. – Niech chronią Ukrainę, jej obrońców, wszystkich ludzi. To gest symboliczny. Razem z tym otwieramy nasze serca, nasze domy dla waszych kobiet i dzieci. Daj Bóg, aby jak najprędzej nastąpiło zwycięstwo, a po nim – pokój. Abyśmy razem odwiedzali Ukrainę i byli szczęśliwi.

Według słów Serhija Ciurycia, dobrą tradycją stało się wspólne, na znak przyjaźni polsko-ukraińskiej, wysadzanie drzew w miejscowym parku. Przed kilku laty zapoczątkowali tę tradycję aktywiści. W tym roku do przedstawicieli Polski i Ukrainy dołączyli uczniowie szkoły leśnictwa przy Liceum w Mielnikach. Sadzonek dostarczyło „Środowisko hufiec pracy” z Lublina.

Zakończenie nie obyło się bez poczęstunku. W tym roku członkowie „Środowiska hufiec pracy” przywieźli zupę grzybową i bigos, a gospodynie z Mielników częstowały zupą rybną, smażonymi rybami, darami sadów, słodyczami oraz kawą i herbatą.

Ludmyła Pryjmaczuk

Tekst ukazał się w nr 22 (410), 29 listopada – 15 grudnia 2022

X