Wspólne bogactwo Fot. Katarzyna Łoza

Wspólne bogactwo

Żółkiew postanowiła w tym sezonie wypromować się jako miasto turystyczne za pomocą ustawionych przy drogach billboardów. Tekst na plakatach jest w języku ukraińskim i brzmi: „Zapraszamy do Żółkwi! Stanisław Żółkiewski. Założył Żółkiew. Zdobył Moskwę”. Ostatni dwa zdania są podkreślone niebieskim i żółtym tłem.

Gra na nastrojach antyrosyjskich jest obecnie na zachodzie Ukrainy popularnym chwytem. Twórcy reklamy zastrzegli, że ma ona „wyłącznie promocyjny charakter, nie zawiera aluzji czy twierdzeń co do przynależności etnicznej bohatera, nie ma na celu obrażania czyichkolwiek uczuć. Kolory zostały użyte w celach patriotycznych w związku z wydarzeniami na wschodzie Ukrainy. Nie można negować wspólnej spuścizny wielu narodowości, które tu mieszkały”. Po co to zastrzeżenie? Łatwo się domyślić, że skierowane jest ono do nas, Polaków. Tych, którzy przejeżdżając przez Żółkiew natkną się na ową reklamę i oburzą się, że miasteczko reklamuje się osobą hetmana bez podania jego narodowości.

Fot. Katarzyna Łoza

Rzeczywiście, na reakcje nie trzeba było długo czekać. Pierwszy komentarz pod zdjęciem billboardu na jednej z polskich stron na Facebooku: „pewnie się dowiemy, że był to Ukrainiec”. „Wypadałoby nie fałszować historii”. Kiedy jeden z dyskutantów broni pomysłu – „wierzę w dobre intencje włodarzy Żółkwi, zresztą jak mieliby inaczej propagować miasto jeśli nie postacią hetmana wielkiego?”, inni od razu przestrzegają: „spolegliwość jednak nie wychodzi nam, Polakom, na dobre. Dziś reklama, jutro opinia, później stwierdzenia i zamieszanie w głowach gotowe”.

Co ciekawe, po ukraińskiej stronie internetu reklama nie wywołała prawie żadnego zainteresowania. Pojawiła się tylko jedna opinia z życzeniem: „ech, odnowić by Rzeczpospolitą jak Unię Europejską, tylko między Słowianami”. Ukraińcy w potocznych rozmowach używają do czasów przedrozbiorowych raczej określenia Rzeczpospolita. My czynimy to wymiennie z nazwą Polska, zazwyczaj bez refleksji, że mowa o państwie federacyjnym, którego Polacy stanowili tylko część. Kiedyś i mnie zwrócił na to uwagę brytyjski historyk, właśnie w czasie wycieczki do Żółkwi – z punktu widzenia historiografii nazywanie Rzeczpospolitej Polską jest błędem. Angielskie określenie Rzeczpospolitej – Commonwealth – pięknie tłumaczy się po rozebraniu na czynniki pierwsze: „wspólne bogactwo”.

Czy nie starczyłoby tego bogactwa dla wszystkich? Zakończę pięknym i mądrym cytatem z wyżej przytaczanej dyskusji: „Obserwuję przepychanki historyczne i nomenklaturowe i odnoszę je do relacji między krajami skandynawskimi, bo tam były wojny, wzajemne grabieże, okupacje, ale też unie, alianse i przyjaźnie. Jak te narody umieją dziś odnosić się do wspólnej historii. Wychodzi mi na to, że nie ma kłótni o wspólnych bohaterów i postacie historyczne (…). Mam nadzieję, że skończy się przeciąganie wspólnych bohaterów na linii Polska – dawne kraje Korony Polskiej i Wlk. Księstwa. Niech Bóg błogosławi Polskę i Ukrainę!” (Nicolas de Orlince).

Katarzyna Łoza
Tekst ukazał się w nr 19 (335), 16–28 października 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X