WILIA czyli koncert wzruszeń Renata Brasel (fot. Bartosz Frątczak)

WILIA czyli koncert wzruszeń

Sobotnie popołudnie 21 listopada 2015 roku w Wilnie. Stoimy w ogromnej kolejce pod największą salą koncertową stolicy Litwy.

Za pół godziny rozpocznie się tu wielka gala „Powróćmy do lat minionych”. Sala „Compensa” mieści 2 300 osób, ale tego dnia na widowni zasiądzie znacznie więcej widzów. Zajęte będą schody, tyły, przejścia – cały ten tłum ludzi przed nami, za nami i nad nami rozmawia po polsku z miłym dla ucha wileńskim akcentem. Jesteśmy na jubileuszowym koncercie polskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Wilia”, który w tym roku skończył 60 lat.

Do Wilna na „Wilię”!
O mały włos, a nie byłoby nas tutaj. Wyjazd na jubileusz „Wilii” zaplanowaliśmy już dawno temu. 18 października, ponad miesiąc przed koncertem, weszłam na stronę internetową „Compensy”, żeby kupić bilety. Za późno – bilety od dawna były już wyprzedane. Nie do wiary: kto bywa na imprezach we Lwowie, wie, co mam na myśli: sala na ponad dwa tysiące osób, a bilety w cenie 8-10 euro. I wyprzedane dwa miesiące przed imprezą? Dzięki życzliwości dyrektor artystycznej i chórmistrzyni „Wilii” pani Renaty Brasel udaje się nam jednak trafić na koncert. Spodziewamy się, że będzie to wydarzenie, ale to, co zobaczymy w Wilnie, przekracza najśmielsze oczekiwania.

Zjawisko, któremu na imię jest „Wilia”, od wielu lat budzi niezmiennie wzruszenie i podziw. Zespół amatorski, który od 1955 roku śpiewa, tańczy i gra jak zawodowy, stał się wizytówką Polaków z Litwy. Jest to pierwszy polski zespół założony na terenie ZSRR po zmianie granic w wyniku II wojny światowej. Znany był też dawno temu we Lwowie, bo przyjeżdżał na gościnne występy podejmowany przez Polski Teatr Ludowy. W 2004 roku wileńska dziennikarka Jadwiga Podmostko wspominała na łamach Kuriera Wileńskiego mariaż Wilna z Lwowem, opisując dwa lwowsko-wileńskie małżeństwa „wiliowoteatralne” Elżbiety i Janusza Tyssonów oraz Anny i Waldemara Przyszlaków zawarte w 1964 roku. A zakochanych par było ponoć znacznie więcej…

Lwowiacy, którzy pamiętają koncerty „Wilii”, nazywają zespół „wileńskim Mazowszem”. Nie ma w tym określeniu żadnej przesady, bowiem kierownictwo zespołu dokłada wszelkich starań, aby wykonanie i repertuar były na najwyższym poziomie. Około 2000 tys. osób przewinęło się przez „Wilię” od 1955 roku, a wśród aktualnego składu znajdziemy trzecie pokolenie najstarszych wiliowców. Kilkadziesiąt zespołów na Wileńszczyźnie założyli lub prowadzą dawni chórzyści i tancerze „strumieni rodzicy”.

„Wilia naszych strumieni rodzica”
Do zespołu przyjmowani są chętni w wieku od 10 do 30 lat. Wśród byłych i obecnych wiliowców są urzędnicy, nauczyciele, dziennikarze, księża, studenci. Renata Brasel mówi o wysiłku i ciężkiej pracy, którą trzeba wykonać zanim osiągnie się mistrzostwo: „Teraz, po latach, mogę powiedzieć, że z każdego można zrobić muzyka czy śpiewaka – może nawet nie mieć dużego głosu. Taka osoba musi z siebie dać dużo i chcieć tego”. Podczas uroczystości jubileuszowych na koncercie wystąpiło łącznie 250 osób. Ci najstarsi to seniorzy – nie występują już na koncertach, ale tradycyjnie tańczą i śpiewają na koncertach jubileuszowych.

Trudno opisać wzruszenie, kiedy na scenie ogromna grupa składająca się z seniorów, obecnych wiliowców oraz grupy dziecięcej i młodzieżowej intonuje swój hymn „Wilia naszych strumieni rodzica”. Właśnie ten fragment poematu Adama Mickiewicza „Konrad Wallenrod” zabrzmiał 60 lat temu na pierwszym koncercie w murach Uniwersytetu Wileńskiego:

Wilija naszych strumieni rodzica,
Dno ma złociste i niebieskie lica;
Piękna Litwinka, co jej czerpa wody,
Czystsze ma serce, śliczniejsze jagody.

Wilija w miłej kowieńskiej dolinie
Śród tulipanów i narcyzów płynie;
U nóg Litwinki kwiat naszych młodzianów,
Od róż kraśniejszy i od tulipanów.

Wilija gardzi doliny kwiatami,
Bo szuka Niemna, swego oblubieńca;
Litwince nudno między Litwinami,
Bo ukochała cudzego młodzieńca.
(…)
Serce i potok ostrzegać daremnie,
Dziewica kocha i Wilija bieży;
Wilija znikła w ukochanym Niemnie,
Dziewica płacze w pustelniczej wieży.

„Polskiej pieśni cześć na wieki”
Trwający trzy godziny program stał się prawdziwym koncertem wzruszeń. Wspaniały występ seniorów (chóru i zespołu tanecznego), utalentowanej młodzieży i mistrzowskiego składu reprezentacyjnego „Wilii”. Oklaskiwano ich żarliwie. A w trakcie przerwy wolontariusze kwestowali na rzecz wileńskiego hospicjum im. bł. Michała Sopoćki, prowadzonego przez siostrę Michaelę Rak. W domu tym odeszło na wieczne występy również kilku członków zespołu. Konferansjerzy przypomnieli zmarłych wiliowców. O tych najbardziej zasłużonych mogliśmy się dowiedzieć trochę więcej.

Renata Brasel (fot. Bartosz Frątczak)

Prowadzący opowiadają też o repertuarze zespołu, o „obrazkach wileńskich” oraz pieśniach i tańcach z różnych regionów Polski. W jednym z wywiadów udzielonych Krystynie Adamowicz Renata Brasel podkreślała: „Nasz repertuar ogólnopolski jest dla nas bardzo ważny, nie mamy moralnego prawa by to zaprzepaścić. My, tutejsi Polacy, musimy poznawać swoją kulturę w szerokim ujęciu. W tamtych czasach zespół wziął na warsztat repertuar ogólnopolski, było to uzasadnione – po wyjeździe Polaków w ramach repatriacji do Macierzy, ci z rodaków którzy tu zostali, tęsknili do polskości. Bardzo dobrze że pan Wiktor Turowski, który był jednym z pierwszych kierowników zespołu, wybrał taki repertuar”. Postać Wiktora Turowskiego wspominali zespolacy na jubileuszowym koncercie. Wśród najwybitniejszych choreografów zespołu uwagę zwraca

Zofia Wernicka-Gulewicz
Była warszawianką, którą losy rzuciły do Wilna. Zawodowa tancerka – przedwojenna balerina Teatru Wielkiego w Warszawie. Po ślubie z Rosjaninem Arseniuszem Gulewiczem mieszkała w stolicy, do Wilna małżonkowie sprowadzili się na początku II wojny światowej. Zofia Gulewicz pozostała w Wilnie do końca życia, zamieszkała w domu rodzinnym męża w Kolonii Wileńskiej. Energiczna społecznica podjęła się pracy na rzecz zespołu, który chciał nie tylko śpiewać, ale też tańczyć. Renata Brasel wspominając zasłużoną choreografkę mówi o tym, że pani Zofia tęskniła do tańca: „Nie byliśmy baletem, ale ona była jedyną osobą, która mogła zespół poprowadzić od strony tanecznej. Dużo się kształciła, musiała się przestawić z tańca klasycznego na folklor regionalny. Poszła nawet do konserwatorium, gdzie studiowała dyrygenturę. Współpracowała z Mazowszem, ze Śląskiem, korzystała z repertuaru tych zespołów”. Starsi dobrze pamiętają panią Zofię, osobę niezwykle pracowitą, zdyscyplinowaną, o niezłomnych zasadach. Podobny typ osobowości dobrze był znany również we Lwowie – tylko takie siłaczki mogły zachować środowisko wpływając na wychowanie i wykształcenie Polaków w Związku Sowieckim.

Jan Skrobot wileński Furman (fot. Bartosz Frątczak)

Najszczęśliwszy los wileńskiego Furmana
Wileński „Furman” to pan Jan Skrobot, który w jubileuszowym dla zespołu roku obchodził też własny jubileusz. Skończył 85 lat. Pochodzi ze słynnego powiatu smorgońskiego (legendarne obwarzanki!), urodził się w Daniuszewie, jako najstarszy z ośmioroga rodzeństwa. Muzykalny był od dziecka, więc ojciec zadbał o to, aby mógł się uczyć gry na instrumencie i śpiewu. Na naukę śpiewu jeździł w każdą środę aż do Wilna – do Jana Żebrowskiego, przedwojennego profesora wileńskiego konserwatorium muzycznego, po wojnie pracującego jako organista. Po 7 klasie Jan Skrobot chciał zdawać do Wyższej Szkoły Muzycznej (uczyliszcze), ale ojca aresztowano i zesłano na Ural. Plany o karierze muzycznej trzeba było zawiesić – jako najstarszy w domu musiał się zaopiekować rodziną i gospodarstwem. Św. Cecylia musiała chyba czuwać nad swoim wybrankiem, bo mimo zawirowań dziejowych udało mu się związać życie z muzyką. Wiele lat śpiewał w „Wilii” jako solista zespołu, a po przejściu na emeryturę rozpoczął pracę organisty w wileńskim kościele św. Ducha. W „Wilii” grali i tańczyli również jego synowie. Kiedy goście z Polski dziwili się skąd w domu Skrobotów znają tyle polskich pieśni i piosenek, pan Jan komentował: „W Polsce nie rozumieją, że my od kolebki śpiewamy te pieśni. U nas nie zapomina się tego, co śpiewali nasi rodzice i dziadkowie. W tym jesteśmy szczęściarzami”. Na jubileuszowym koncercie wywołał aplauz wykonaniem „Furmana”.

60 lat z Wilią
Przed koncertem i w przerwie chętni mogli nabyć książkę o zespole. Gustownie wydany duży album „Strumieni rodzica. 60 lat z Wilią” to kronika zespołu. Historie Polaków związanych z Wileńszczyzną, którzy nie opuścili rodzinnej ziemi, zebrała Krystyna Adamowicz. Jest ona znaną polską dziennikarką z Wilna. Część naszych czytelników, prenumerujących niegdyś jedyną polską gazetę na całym sowieckim obszarze, a wydawaną właśnie w Wilnie – „Czerwony Sztandar” – na pewno pamięta jej teksty. Ale mało kto we Lwowie wie, że Krystyna Adamowicz związana była również z zespołem od początku jego istnienia. Kiedy zakończyła karierę chórzystki, nadal chętnie śledziła losy zespołu, notowała i opisywała na łamach prasy. Obecnie w „Wilii” występuje jej córka i dwie wnuczki. „Strumieni rodzica” to jedna z najciekawszych książek ostatnich lat wydanych po polsku w Wilnie, bo opowiada fragment dziejów Polaków z Wileńszczyzny.

We Lwowie nic obecnie nie wiemy o tym środowisku. A jest z czym się zapoznać. Polacy na Wileńszczyźnie imponują swoją konsekwencją w dążeniu do zachowania własnych praw, tradycji, szkolnictwa etc. Po raz kolejny odbudowali polskie życie społeczne i kulturalne – tym razem po odzyskaniu niepodległości przez Litwę. Zajęli się prowadzeniem firm, zrobili kariery polityczne (rządzą w samorządach rejonowych, są posłami do sejmu Litwy i współrządzili w poprzedniej kadencji z ramienia Akcji Wyborczej Polaków na Litwie). Mają osiągnięcia artystyczne (są obecni od zespołu Filharmonii Narodowej, poprzez konkursy Eurowizji, aż po zespoły punkrockowe) i naukowe (wykładają na wielu litewskich i polskich uczelniach). Angażują się społecznie (w tym roku np. na renowację nagrobków na Rossie Polacy z Wileńszczyzny zebrali u siebie ponad 5 tys. euro). Wielu znanych polskich polityków i przedstawicieli środowisk artystycznych zasiadło tego dnia na sali wileńskiej Compensy na koncercie jubileuszowym.

Taniec chustkowy
Niespodzianką przygotowaną dla widzów był taniec chustkowy z repertuaru zespołu „Śląsk”. Dawno temu Zofia Gulewicz nawiązała współpracę z zespołem z Koszęcina, który starszy jest od „Wilii” zaledwie o dwa lata. Do Wilna na warsztaty przyjeżdżała pani Elwira Kamińska – pierwsza choreograf i baletmistrzyni „Śląska” oraz autorka mistrzowskich układów tanecznych. Jej „taniec chustkowy” wiliowcy zatańczyli po raz pierwszy w 1965 roku. Tradycję podtrzymywano, ale po latach trudny układ zniknął z repertuaru. Tegoroczny koncert odbywał się pod hasłem „Powróćmy do lat minionych” i kierownictwo dołożyło wszelkich starań, aby najciekawsze tańce i pieśni wróciły do repertuaru „Wilii”. Chustkowy jest obecnie tańczony wyłącznie przez „Śląsk”, zespół zastrzegł sobie prawo wyłączności do tego tańca. Choreograf Marzena Suchocka nawiązała kontakt z kierownictwem Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Hadyny prosząc o zgodę na pokazanie układu. Szefowie nie chcieli uwierzyć, że tak trudne układy choreograficzne wykonywane w szalonym tempie chce zatańczyć amatorski zespół. Nie tylko dali się przekonać, ale wysłali też do Wilna parę tancerzy, którzy podczas dwudniowych warsztatów pracowali nad przygotowaniem czterominutowego tańca. Na jubileuszu Sabina Szybka i Mario Maślaniec gorąco oklaskiwali swoich zdolnych podopiecznych. „Tańczycie jak zespół zawodowy, a nie amatorski” – mówił zastępca dyrektora zespołu „Śląsk” składając gratulacje „Wilii”.

Wilno górą
Patrzymy na to barwne widowisko i na tę krótką chwilę zapominamy o wszystkich problemach Polaków z Wileńszczyzny. O lituanizacji podwileńskich miejscowości, o pisowni polskich nazwisk, o kłopotach związanych ze zwrotem ziemi. O „zabawie z etatami” dla kierownictwa zespołu „Wilia”. O szkolnictwie i groźbie likwidacji polskich szkół, które przeżyły nawet okres sowiecki (w tej chwili zagrożona jest słynna „piątka” czyli Szkoła im. Joachima Lelewela – to właśnie jej absolwenci zakładali zespół. Dziś szkoła ma zostać „zreorganizowana” do poziomu szkoły podstawowej). Kończy się wielkie święto, a my opuszczając Wilno tak bardzo chcemy wierzyć, że wszystko w „wileńskiej dolinie” ułoży się pomyślnie.

Do wszystkich ciepłych słów, które padły pod adresem „Wilii”, chcemy dołączyć również i nasze lwowskie serdeczne życzenia. Podczas koncertu nie wręczono ani jednego państwowego odznaczenia dla zespołu (ani polskiego, ani litewskiego). Ten fakt też różni Wilno od Lwowa – podczas kiedy we Lwowie każde niemal ziewnięcie w kierunku Polski premiowane jest hurtowo odznaczeniami i medalami, w Wilnie widać, że pracować warto i można z potrzeby serca i dla miłego obowiązku. Nagrodą za to będą gorące oklaski tysięcy polskich widzów z Wilna i okolic, którzy uczcili swój zespół.

Tak więc, żyj „Wilio” setki lat, tańcz, śpiewaj i graj, podbijaj sceny i widzów na całym świecie!

INFO: Polski Artystyczny Zespół Pieśni i Tańca „Wilia” powstał w 1955 roku w Wilnie. Jego nazwa pochodzi od rzeki płynącej przez Wilno. Obecnie prowadzony jest przez Renatę Brasel (dyrektor, kierownik artystyczny zespołu, chórmistrzyni i dyrygent). Z zespołem pracują: Marzena Suchocka – choreograf, kieruje reprezentacyjną grupą taneczną; Beata Bużyńska – kierownik dziecięcej grupy tanecznej, Anna Kiejewicz – kierownik kapeli. W repertuarze zespołu znajdziemy folklor różnych regionów Polski, polskie tańce ludowe i narodowe, pieśni i tańce ziemi wileńskiej, pieśni patriotyczne oraz pieśni i tańce dworskie. Za całokształt działalności artystycznej i kultywowanie tradycji polskich na Litwie zespół został wyróżniony m.in. Odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej” (1985 r.) i Medalem im. Oskara Kolberga (1984 r.).

* Dziękujemy portalowi Wilnoteka za zgodę na udostępnienie zdjęć. Wilnoteka emitowała koncert na żywo, w nagraniu można go obejrzeć tu:
„WILIA” Koncert pod hasłem „Powróćmy do lat minionych” w Wilnie
Transmisja koncertu rozpoczyna się ok. 9 min 20 sek.

Beata Kost, Michał Piekarski 

{gallery}gallery/2015/wilia{/gallery}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X