Wiktoria Szewczenko: Wojna ciągle trwa i każde miasto jest nadal pod zagrożeniem archiwum Wiktorii Szewczenko

Wiktoria Szewczenko: Wojna ciągle trwa i każde miasto jest nadal pod zagrożeniem

Polacy z Nowogrodu Wołyńskiego aktywnie działają wspierając mieszkańców Ukrainy, miejscowych Polaków oraz żołnierzy walczących na wschodzie kraju. O przekazywanej pomocy humanitarnej, trwającej wojnie i motywacji do dalszych działań opowiedziała Wiktoria Szewczenko, prezes Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. J. Lublińskiego w Nowogrodzie Wołyńskim. Rozmawiał z nią Eugeniusz Sało.

Pani bardzo aktywnie działa nie tylko sprowadzając i koordynując pomoc humanitarną z Polski i innych państw na Ukrainę, ale również stara się dostarczać tę pomoc ukraińskim żołnierzom?

Obecnie to wygląda tak, że albo odbieramy pomoc na granicy, albo przywożona jest pomoc dla miejscowych Polaków, którzy zostali na Ukrainie od Kancelarii Prezydenta RP, Kancelarii Premiera RP, Fundacji Wolność i Demokracja, Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. To dojeżdża i do Nowogrodu Wołyńskiego bezpośrednio. Pomoc od fundacji rozdajemy wśród Polaków nie tylko na Wołyniu. Jeżeli ktoś wyjechał do innego obwodu, albo jak mężczyźni znalazł się w Kijowie, bo dużo ich poszło do obrony terytorialnej i tam na razie pozostają. Więc te paczki wysyłamy też w różne miejsca, do Zaporoża czy Mikołajowa, tam jest ona najbardziej potrzebna.

Pomoc otrzymaną dla żołnierzy dowozimy do magazynów w obwodzie rówieńskim przy parafii rzymskokatolickiej, gdzie z księdzem proboszczem Tomaszem Czaporem współpracujemy od pierwszych dni wojny. I ta pomoc trafia tam gdzie się da ją dowieźć, ponieważ mamy tylko osobowy samochód księdza Tomasza. Więc udaje nam się dojechać w takie miejscowości jak Żytomierz czy Kijów. Bardzo nam też pomagają wolontariusze naszego stowarzyszenia oraz ludzie, których wcześniej nie znaliśmy, a obecnie dołączyli do ruchu wolontariackiego i teraz razem działamy. Ktoś pomaga swoim busem wozić pomoc, ktoś pakuje i udziela swój wolny czas.

Wczoraj byliśmy w szpitalu w Kijowie, gdzie są ranni żołnierze, w tym też członkowie naszego stowarzyszenia, nie mogę podawać ich nazwisk. Byliśmy też w Żytomierzu z pomocą dla członków naszej organizacji, którzy obecnie tam są. Byliśmy w Marianówce u prezes Zofii Kowalskiej, w Malinie w obwodzie żytomierskim u prezes Katarzyny Rudenko. W Żytomierzu w jednym ze szpitali. Staramy się rozwozić i rozdawać tą pomoc, tam gdzie tego najbardziej potrzebują.

archiwum Wiktorii Szewczenko

Widzimy, że te ostrzały stały się coraz bardziej intensywne. Niedawno ostrzelano Równe, Kijów, Żytomierz czyli miejsca, gdzie działacie na co dzień. Czy nie boicie się o swoje życie i swoich wolontariuszy?

W porównaniu z pierwszymi miesiącami wojny, kiedy spaliśmy i prawie mieszkaliśmy w piwnicy, to teraz robisz swoje i jedziesz. Są alarmy i często nasi podopieczni piszą nam, że jest szczególne ostrzeżenie. Tak jak wczoraj na przykład w drodze do Marianówki dostałam takiego smsa, żeby uważać, bo jest szczególne ostrzeżenie w obwodzie żytomierskim. No nie powiem, że nie ma strachu, bo jak człowiek się nie boi to coś z nim jest nie tak. Strach jest zawsze, ale skoro powiedziałeś, że jesteś żołnierzem, ochotnikiem czy wolontariuszem to działasz w różnych warunkach. Chłopakom tam na wschodzie jest o wiele straszniej, ale nie poddają się i walczą. Więc robimy to co mamy robić z wszystkich sił na jakie nas stać.

archiwum Wiktorii Szewczenko

Pani mówiła, że odwiedzacie żołnierzy w szpitalu. Czy rozmawiacie z nimi? Jakie mają nastroje? Jak oni widzą tę wojnę będąc na pierwszej linii frontu?

Zawsze dziękuję im. Osobiście podchodzę i dziękuję. Ciężko mi jest jakoś jeszcze dziękować bez emocji, bo zawsze zaczynam płakać. Nie zadaje już pytań, a co tam, a jak tam będzie. Każdy z nich sam odpowiada na takie pytania, że wszystko dobrze i wszystko będzie dobrze. Oczywiście, nie wszystko też mogę powiedzieć co opowiadają. Ale są nastawieni bardzo pozytywnie. To w jakim są stanie emocjonalnym czy psychologicznym, to będą potrzebowali rehabilitacji jeszcze przez długi czas. Ale są bardzo wdzięczni wolontariuszom. Często przekazują pozdrowienia dla Polski. Kiedy udaje nam się trafić na żołnierzy, którzy rozmawiają po polsku, oczywiście nie możemy tego nagrywać, ale bardzo serdecznie dziękują. Niektórzy dziękują za rodzinę, bo Polska przyjęła i przegarnęła te rodziny w swoim państwie. Dziękują za pomoc i za wsparcie. Ktoś mówi, że dziękujemy za polskie czołgi itd. Starają się oczywiście żartować, uśmiechać. Jeszcze nie spotkałam takiego żołnierza, który krzyczałby po co ta wojna, po co ja tam walczę czy coś w tym stylu.

Ale powiem też, że bardziej spotykamy żołnierzy z naszych stron – Rówieńszczyzna, Lwów, Wołyń, Polesie, dużo z Żytomierszczyzny. I bardzo mało mi się trafia tych, którzy chcieliby walczyć o swoją własną ziemię. Natomiast ci mieszkańcy wschodnich obwodów wymagają tej pomocy, jakbyśmy byli im coś dłużni i to jest najbardziej zaskakujące. Chodzi o terytorium Donbasu, gdzie teraz toczą się ostre walki. Z obwodu ługańskiego prawie nic nam nie zostało, a chłopaków zginęło tam dużo. Wczoraj jak byliśmy w szpitalu, to w tym krótkim czasie przyjechało trzy karetki z rannymi. My od razu pojechaliśmy, żeby tam nie przeszkadzać, ale jest jak jest.

Czy ma Pani kontakt z rodzinami tych żołnierzy? Jak te rodziny się czują? Czy mają jakiś kontakt z nimi? Czy przeżywają to wszystko bardzo?

Bardziej mam kontakty z tymi żołnierzami teraz, którzy do 24 lutego byli malarzami, inżynierami, nauczycielami. Idą. Nie chowają się. Idą i walczą. Jak umieją. Jak są przeszkoleni. Żony ich wspierają. Z tych żołnierzy, którzy do tego czasu nie byli żołnierzami, to rodziny zostają z mężami. To znaczy, że oni walczą, a żony czekają. Na razie już było spokojniej i znów zaczęto mówić, że wojna jest tylko na wschodzie. Ale widzimy, że to nieprawda. Pokazuje to wczorajszy dzień i noc, kolejne ostrzały i zabici cywile. Widzimy jak to naprawdę wygląda i że każde miasto jest nadal pod zagrożeniem. No a żony wspierają mężów. Nawet jeżeli na jakiś czas wyjeżdżały te rodziny, to już prawie wszystkie wróciły z powrotem. Powiem szczerze, że nie ma czegoś takiego u nich, że dlaczego mój mąż tam walczy. Ona bardzo dobrze wie dlaczego i ona go wspiera. I to tak prawie każda. Jeszcze nie spotkała mi się kobieta, która powiedziałaby, że po co to wszystko.

Czy dużo żołnierzy, Pani znajomych, zginęło w tej wojnie? U nas w obwodzie lwowskim i we Lwowie widzimy, że jest coraz więcej pogrzebów i to jest bardzo widoczne, smutne i przejmujące. Jak u was to wygląda?

Wydaje mi się, że to teraz tak wygląda w całej Ukrainie, niestety. Nasze miasto ma swoją sławną 30 brygadę, gdzie nie są tylko chłopaki z Nowogrodu Wołyńskiego. Bo brygada, to brygada i tam są żołnierze z różnych miast. Niestety w Nowogrodzie też jest dużo pogrzebów. Nie tak dawno był pogrzeb mojego przyjaciela, który zginął 9 czerwca podczas wykonania zadania. Mnie bardziej zaskakuje to, że mamy wojnę, mamy pogrzeby, a ludzie pozwalają sobie pójść na wędkowanie, siedzieć pić piwo, ludzie cieszą się jakby nic się nie stało. I to mnie po prostu dobija, takie ich zachowanie. Po pogrzebie przyjaciela chciało mi się wyrzucić to wszystko z siebie, bo jak tak może być. I ktoś mi proponuje, że może zrobimy koncert, bo życie toczy się dalej. Ale proszę to wytłumaczyć tej żonie czy małej córeczce, że życie toczy się dalej. I to codziennie w każdej miejscowości jest tak, że ludzie płaczą, oddają hołd i pamięć tym żołnierzom, a inni jakoś odbierają to niepoważnie. I to jest zaskakujące i smutne.

archiwum Wiktorii Szewczenko

Wojna trwa już piąty miesiąc. Jakie są nastroje wśród tych żołnierzy, ale też i wolontariuszy. Jak się motywujecie do tej trwającej walki? Jak Pani osobiście się motywuje do pomocy?

Ostatnio, bardzo często, mało śpimy, dużo jeździmy. Staramy się poszukiwać, bo ta pomoc jest nadal potrzebna, a jest jej coraz mniej. Więc kiedy odczuwam, że jestem bardzo zmęczona, to myślę, a co powie taki chłopak, taki Wiktor, Włodek czy Andrzej, który tam walczy i w pewnym momencie powie, że jest już zmęczony tym wszystkim, że musi odpocząć, pojechać na wakacje. Więc gdy wyobrażam sobie jak im jest tam ciężko, to rozumiem, że musimy działać dalej.

Nasi wolontariusze robią to wszystko z tej samej przyczyny, aby wesprzeć i pomóc. A żołnierze to robią, bo tyle ilu już zginęło ich przyjaciół, to teraz już nie mają prawa tego odpuścić. A poza tym są to terytoria Ukrainy. I to nie Ukraina poszła do kogoś i powiedziała, że chce jego ziemię. Czy że przychodzi tutaj z pokojem czyli z tzw. „ruskim mirom”. Tylko to teraz robi Rosja i jak widzimy bardzo zaangażowana jej „przyjaciółka” Białoruś. Też dużo jest żołnierzy, osób polskiego pochodzenia. Naprawdę dużo. I w wojsku ukraińskim i w naszym batalionie, do którego należymy z ks. proboszczem Tomaszem Czoporem. Więc wspieramy się nawzajem i nie możemy pozwolić, żeby to poszło dalej.

archiwum Wiktorii Szewczenko

Na koniec zadam trochę banalne pytanie, ale kiedy ta wojna się skończy i czy w ogóle się skończy? Czy jest nadzieja, że uda się wygrać tę wojnę i odzyskać ukraińskie terytoria?

Teraz powiem moje osobiste zdanie. Jeżeli odpuścimy Rosjanom i powiemy, że zróbmy sobie trochę pauzę, oddajmy te ziemię, że może później je jakoś odzyskamy, to będzie jak z Krymem. To jest jak choroba. Jeżeli masz raka, to musisz szybko zrobić operację i odciąć to, bo pójdzie dalej. To jest taka choroba. W ogóle „ruski mir” to jest choroba i chyba gorsza od raka. Ponieważ tu trzeba naprawdę dużo oddać, nie jedno życie, żeby zatrzymać tę chorobę.

Kiedy to się skończy? Szczerze powiem, że nie wiem. Kiedy mamy spokojniejszy czas czyli taki okres kiedy nie bombardują, to wydaje się, że damy radę. Ale widzimy, że trzymają całą granicę ukraińsko-białoruską w napięciu, żeby nie było wsparcia tam na wschodzie.

Najbardziej straszne jest żyć w oczekiwaniu co będzie dalej, co będzie jutro, a co będzie za godzinę. Mam nadzieję, że wsparcie innych państw europejskich nie zmaleje i będzie tak samo potężne jak było. I że świat nas nie zostawi, a żołnierze nasi wytrwają. Chyba teraz najważniejsze jest to, żeby nie puścić dalej najeźdźcę, a potem po trochę odzyskiwać te ziemię. Teraz musimy wytrzymać, wywalczyć, zatrzymać, no i zwycięstwo będzie po stronie Ukrainy i całego świata i po stronie Polski też, bo można powiedzieć, że Polska i Ukraina walczą razem.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Eugeniusz Sało

X