Wiktoria Leszczyńska Wiktoria z Leszczyńskich Potocka. Portret z XVIII wieku ze zbiorów Muzeum pałacu króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie (fot. Agnieszka Indyk)

Wiktoria Leszczyńska

Wiktoria Leszczyńska

Właściwie wszyscy właściciele Stanisławowa byli ludźmi żonatymi, ale ich małżonki nie odgrywały na ogół czynnej roli w życiu społecznym, będąc cieniem swoich mężów. Na tle tych „szarych myszek” wyraźnie zarysowuje się postać Wiktorii z Leszczyńskich Potockiej. Pani ta trzymała się w siodle nie gorzej niż wyćwiczony kawalerzysta, brała udział w bitwach, była więziona, ale była też kochającą matką, prowadziła dom i hodowała kanarki…

Dziewczę z dobrego domu
Pragnę przede wszystkim podziękować osobie, bez której ten artykuł nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Dyrektor pałacu-muzeum króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie Paweł Jaskanis przysłał mi zdjęcie portretu Wiktorii z Leszczyńskich Potockiej i udzielił zgody na jego publikację. Zdjęcie portretu zostało zrobione przez zawodowego fotografa, zaś wcześniej portret nie był eksponowany i nikt oprócz pracowników muzeum go nie oglądał. Jego publikacja jest dla nas prawdziwą sensacją krajoznawczą.

Nasza bohaterka była córką wojewody podlaskiego Wacława Leszczyńskiego. Jej ojciec nie należał do wybitnych magnatów tego okresu i nie mógł pochwalić się wielkim majątkiem. Natomiast jej matka, Zofia, pochodziła ze słynnego rodu książąt Wiśniowieckich, wywodzących się od księcia litewskiego Gedymina.

Leszczyńscy pieczętowali się herbem Wieniawa – w złotym polu czarna żubrza głowa ze złotym kołem w nozdrzach. Legenda tego herbu głosi, że w czasie polowania olbrzymi żubr zaatakował morawskiego księcia. Na pomoc swemu panu rzucił się rycerz Łastko, który chwycił żubra za rogi i odciągnął na bok. Następnie skręcił w kółko dębową gałązkę i włożył żubrowi w nozdrza. Po czym podprowadził zwierzę do księcia, nim ten zdążył zawołać w języku morawskim: „Wien haw” (podejdź sam). Książe nadał odważnemu rycerzowi herb Wieniawa, który z czasem przejęły rody w Polsce.

Poród w warunkach polowych
W 1692 roku Wiktoria została wydana za mąż za Józefa Potockiego. Była to niezła partia, gdyż młody magnat należał do najbogatszych rodów Rzeczypospolitej i był właścicielem całego miasta Stanisławowa, dokąd też wywiózł narzeczoną. Napotykamy tu na kolizję chronologiczną. Wybiegając naprzód zaznaczmy, że Wiktoria zmarła w 1732 roku, kronikarze zaś zapisali, że w 40. rocznicę ślubu i 53. rocznicę urodzin, stąd – Wiktoria urodziła się około roku 1679 i w chwili zamęścia miała zaledwie 13 lat. W ówczesnej Rzeczypospolitej dziewczęta wychodziły za mąż wcześnie i historia zamążpójścia Wiktorii jest tego dowodem.

Małżeństwo doczekało się dwójki dzieci – starszej córki Zofii i syna Stanisława. Syn przyszedł na świat w warunkach ekstremalnych. 14 marca 1698 roku Wiktoria podróżowała powozem do Stanisławowa. Była w ostatnim miesiącu ciąży i nagle poczuła się źle – rozpoczął się poród. Woźnica nie zdążył dojechać do miasta i chłopczyk przyszedł na świat we wsi Cenżów, kilka kilometrów przed Stanisławowem.

Wydawać by się mogło, że tej kobiecie niczego do szczęścia nie brakowało. Miała kochanego, zamożnego męża i dzieci, oraz wysoką pozycję w świecie. Zawsze jednak pragnęła czegoś więcej. I to pragnienie o mało nie doprowadziło do ruiny jej rodzinną idyllę.

W zamku mukaczowskim Wiktoria z dziećmi znalazła tymczasowe schronienie (fot. archiwum autora)

Polska amazonka
XVIII wiek dla Polski rozpoczął się niezbyt pomyślnie – kraj został wciągnięty do Wojny Północnej, która niebawem przerodziła się w domową. Część polskiej szlachty, popierana przez Szwedów, ogłosiła królem Stanisława I Leszczyńskiego. Wiktoria była jego daleką krewną i wszelkimi siłami namawiała męża do opowiedzenia się po jego stronie. Józef, będąc w tym czasie wojewodą kijowskim, wahał się długo i prowadził żmudne pertraktacje z ówczesnym królem Augustem II. Potocki żądał dla siebie Ziemię Samborską i Pokucie wraz z tytułem księcia halickiego. W zamian za to Józef miał na żądanie Augusta stawić się z dwunastoma tysiącami wojska. August jednak odmówił, więc obrażony Józef przeszedł do obozu Leszczyńskiego. Potem nieraz tego kroku żałował.

Jedną z decydujących bitew tej wojny domowej stoczono 29 października 1706 roku pod Kaliszem. Z jednej strony stanęły wojska szwedzkie i polskie Potockiego, a z drugiej – wojska saskie Augusta, jego polscy zwolennicy i wojska rosyjskie pod dowództwem księcia Mienszykowa, faworyta Piotra I. Wiktoria towarzyszyła mężowi i starała się podnieść ducha bojowego żołnierzy. Historyk Erazm Otwinowski pisze, że „gdy wojsko ustawiło się w szyki bojowe, wojewodzina i pisarzowa koronna (Wiktoria żona Michała Potockiego – aut.) dosiadłszy koni, rozwoziły baryłki z prochem, zachęcały żołnierzy, rozdawały amunicję”. Jednak niewieścia pociecha niewiele pomogła.

Liczniejsza i bardziej zdyscyplinowana armia Augusta rozgromiła przeciwnika. Potocki razem z żoną i dziećmi skrył się w ufortyfikowanym obozie, ale został otoczony i zmuszony do kapitulacji. I tu rozpoczyna się romantyczna historia miłości ich nadzorcy więziennego Adama Śmigielskiego, który przyrzekł puścić wolno jeńców w zamian za rękę i serce pięknej Zofii, córki Józefa Potockiego. Według skromnych wyliczeń, miała niespełna 14 lat, ojciec jednak się zgodził, odzyskując wolność. W ten sposób Adam Śmigielski został zięciem Potockiego i jednym z najlepszych dowódców króla Leszczyńskiego.

Wiktoria z dziećmi wyjechała natychmiast na Zakarpacie, należące wówczas do księstwa Transylwanii, i przez pewien czas mieszkała na zamku w Mukaczewie – rezydencji przyjaciela jej małżonka księcia Franciszka Rakoczego.

Uwięziona w elbląskim zamku
Sprawa jej krewnego, króla Stanisława Leszczyńskiego, była tymczasem przegrana z kretesem. Po bitwie pod Połtawą Rosjanie odzyskali inicjatywę strategiczną i przywrócili na tron Augusta II. Cały majątek Józefa Potockiego został skonfiskowany, i dla rodziny nastały trudne czasy.

Latem 1713 roku Wiktoria przebywała w Gdańsku. Zwrócił się do niej przedstawiciel króla, który w jego imieniu obiecał zwrot majątków i przebaczenie zdrady Józefa Potockiego, gdy ten odstąpi od Szwedów. Monarcha pragnął pozbyć się kłopotliwej opieki ze strony Rosji i szukał poparcia u najzamożniejszego magnata Rzeczypospolitej. Jednak nie udało mu się nic uzgodnić. Wkrótce Wiktorię wraz z córką aresztowano i uwięziono na zamku w Elblągu.

Był to poważny „argument” dla Józefa Potockiego. W następnym roku pogodził się z Augustem, za co otrzymał zwrot majątku. Wiktoria została zwolniona z więzienia i wraz z mężem zajęli się odbudową swego zniszczonego przez wojnę rodowego gniazda.

Pobożna pani
Kronikarze opisują małżonkę Potockiego jako kobietę obdarzoną najpiękniejszymi cechami ludzkimi: „Przede wszystkim odznaczała się szczerą pobożnością, gotowością do łożenia datków na kościoły, więźniów i ubogich. Nie szczędziła ani kosztów, ani pracy. Nieraz widziano ją z córką Zofią, gdy odwiedzała ubogich i chorych, którzy mieszkali w kilku drewnianych domach przy nowopowstałej ulicy Kaleczej”. Z czasem ludzie nazwą tę ulicę Zosiną Wolą, ponieważ Zofia wystarała się u ojca, by mieszkańców tej ulicy zwolnił z podatków. Obecnie jest to ulica Konowalca.

13 kwietnia 1718 r. Józef i Wiktoria uroczyście darowali klasztorowi trynitarzy wioski Medyka i Skoryki, wycenione na 20 tys. złotych. Dochód z tych wiosek pozwolił zwiększyć liczbę zakonników z 6 do 13 osób.

Po dwóch miesiącach, w obecności lwowskiego arcybiskupa Jana Skarbka, Wiktoria założyła Bractwo św. Trójcy przy kościele trynitarzy w Stanisławowie. Członkowie Bractwa zajmowali się dobroczynnością, o czym regularnie podczas spotkań składali sprawozdania. Współzałożycielami Bractwa była jej córka Zofia i zięć, Dominik Kossakowski oraz córka Krystyna. Tak, tak, to nie pomyłka. Stary Śmigielski zmarł i „nieutulona w żalu” wdowa szybko znalazła mu godną zamianę, a, co najważniejsze, o wiele młodszego męża.

Wówczas też ufundowała dla kolegiaty 70-centymetrowy dzwon, ozdobiony herbem rodowym, obrazem Matki Bożej z Dzieciątkiem oraz łacińską inskrypcją.

Parlez-vous francais?
Kapelanem wojsk Potockiego był jezuita Tomasz Zaleński, który ze swym wodzem dzielił trudy wojenne. Po wojnie Józef zaprosił towarzysza broni do Stanisławowa, aby ten wznowił działalność Akademii Stanisławowskiej. Jezuici przybyli do miasta i założyli kolegium, czyli szkołę, w której studiowali synowie okolicznej szlachty.

Wiktoria ze wszech miar wspierała działalność kolegium. Była mądrą kobietą, miłośniczką literatury i jej biblioteka nigdy nie była zamknięta. W 1726 roku ufundowała katedrę języka francuskiego i niemieckiego, które wykładał magister Borowski. Łożyła też corocznie na utrzymanie ośmiu synów ubogiej szlachty, którzy sami nie byliby w stanie opłacić nauki w kolegium i utrzymania w mieście. O. Zaleński pisał, że wojewodzina opiekowała się tak znaczną liczbą ubogich studentów, że gdyby ich ustawić w rzędzie, byłaby długa procesja. Swoją wdzięczność studenci wyrażali w pięknych panegirykach, ponieważ wykwintna niewiasta nie znosiła brzydoty.

Niestety, po śmierci hojnej fundatorki, skończyły się fundusze na stypendia i katedra języków obcych zakończyła swą działalność.

Dlaczego Wiktoria tak przejmowała się językiem francuskim? Z motywów rodzinnych i politycznych! Jej krewny, król-nieszczęśnik, Stanisław Leszczyński wyemigrował po porażce do Francji i wydał swoją córkę Marię za króla Ludwika XV. W ten sposób Potoccy spokrewnili się z francuskim rodem królewskim. Gdy w 1729 roku Ludwik i Maria powili spadkobiercę, wydarzenie to obchodzono w Stanisławowie jako święto rodzinne. W pałacu urządzono olbrzymie fajerwerki w kształcie herbów Francji, Polski, Litwy i Wieniawy – herbu Leszczyńskich.

Sprawa rodzinna
Józef Potocki otaczał wszechstronną opieką zakon jezuitów i postanowił wybudować dla nich kościół. Ofiarował im ziemię w śródmieściu, użyczył materiałów budowlanych i wozów z okolicznych wiosek do ich przewiezienia. Budowa posuwała się szybko i w 1729 roku świątynia została ukończona.

Rodzina Potockich zobowiązała się wyposażyć dekorację wnętrza kościoła, który oprócz ołtarza głównego, posiadał jeszcze sześć kaplic bocznych. Córka Zofia ufundowała dwa ołtarze – Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Franciszka Ksawerego. Jej brat Stanisław na życzenie matki zakupił obraz i ufundował ołtarz św. Ignacego Loyoli, patrona jezuitów. Brat Wiktorii, kasztelan lwowski Kazimierz Leszczyński – ofiarował ołtarz św. Franciszka Borgii. Jeszcze jeden ołtarz – św. Jana Nepomucena – ufundowało bractwo tego świętego, działające przy kościele.

Jednak, najbardziej do wyposażenia kościoła przyczyniła się Wiktoria Potocka. Zamówiła ołtarz główny Niepokalanego Poczęcia NMP w stylu rokoko i ołtarz św. Stanisława Kostki, którego uważała za swego osobistego patrona. Wyposażyła też zakrystię w kielichy, szaty liturgiczne i obrusy, które wspólnie z córką wyhaftowały.

Wszystko to wymagało ogromnych kosztów, ale właścicielka Stanisławowa znalazła na to pieniądze. W tym czasie bardzo modne były kanarki – zamożni ludzie marzyli, aby mieć w swoim domu te egzotyczne ptaki o melodyjnych głosach. Wiktoria miała własną kanarkarnię i hodowała te ptaki, jednak wyłącznie dla siebie, nie na sprzedaż. Gdy jednak powstało pytanie o wyposażenie kościoła jezuitów, nie wahając się wystawiła swoje ptaki na sprzedaż. Na aukcji w portowym mieście Gdańsk ptaszki szybko wykupiono. Czysty dochód z tej transakcji wyniósł astronomiczną sumę – 1000 dukatów.

Ktoś może zapytać: dlaczego małżonka najbogatszego magnata Rzeczypospolitej musiała sprzedać swoje ulubione maskotki? Czyżby Józef Potocki był skąpy i prowadził bardzo ścisłe rachunki? Ależ nie! Historyk Zaleński wyjaśnia jej czyn następująco: „Nie ze skąpstwa lub braku pieniędzy, lecz pragnąc złożyć Bogu prawdziwą ofiarę, zrzekła się ona swej ulubionej i niewinnej przyjemności – kanarkarni”.

Pomór w rodzinie Potockich
Późną jesienią 1720 roku zmarła jedyna córka właścicieli Stanisławowa – Zofia Kossakowska. Krótko tylko nie doczekała otwarcia kościoła jezuitów, na wyposażenie którego poświęciła wiele sił i pieniędzy. Jej matka Wiktoria Potocka poprosiła rektora Kolegium Stanisławowskiego oo. Jezuitów o. Andrzeja Ożgę, by konsekrował świątynię 17 listopada – w dniu urodzin Zofii.

Następnego roku w Stanisławowie wybuchła epidemia dżumy. Śmierć zbierała bezwzględne żniwo zarówno z chat biedaków, jak z domów kupców i pałaców szlachty. Jeszcze nie opadła żałoba po śmierci Zofii, jak 7 czerwca 1730 roku we Lwowie umiera jej mąż, Dominik Kossakowski. Osierocił dwóch synów – Ignacego i Stanisława. Wkrótce umiera też synowa Marianna z Laszczów, żona Stanisława Potockiego, pozostawiając trójkę małoletnich dzieci – Antoniego, Annę i Józefa. Wiktoria zabiera wszystkich wnuków do pałacu i zajmuje się ich wychowaniem. Historyk Alojzy Szarłowski zaznacza, że „dom wojewody kijowskiego w Stanisławowie był przykładem zgody rodzinnej i miłości, jak również patriarchalnych zwyczajów staropolskich, które coraz bardziej upadały pod wpływem zepsutego saksońskiego dworu i coraz większego wpływu ówczesnej literatury francuskiej”.

Stary Józef cieszył się bardzo, mając przy sobie tylu wnuków, a jego szczególnym ulubieńcem był mały Józef, ale i to dziecko zabrała niebawem bezlitosna epidemia.

Dla Wiktorii był to straszny cios – śmierć trojga najbliższych ludzi w ciągu jednego roku. Ze Lwowa, aby pocieszyć siostrę, przyjechał brat Kazimierz Leszczyński, kasztelan lwowski, jednak nagle zachorował i wkrótce umarł. Pochowano go w krypcie kościoła jezuitów. Wiktoria przewidywała już chyba swoją rychłą śmierć. Podczas pogrzebu brata w krypcie św. Stanisława Kostki rzekła: „I mnie tu pochowajcie”. Słysząc te słowa, jej syn Stanisław zaczął protestować zapewniając matkę, że jest jeszcze młoda, zdrowa i przeżyje wiele lat. Ale Wiktoria odrzekła krótko: „Pod matczynym błogosławieństwem proszę – niech i ja tu, pod św. Kostką po śmierci spocznę”.

Sarkofag Wiktorii Potockiej zdobią herby Wieniawa i Pilawa (fot. archiwum autora)

Pośmiertna przeprowadzka
Wiktoria zmarła 1 maja 1732 roku w podmiejskim pałacyku Belweder, który wybudował dla niej małżonek, Józef Potocki. Jej serce złożono w rodowej krypcie w kolegiacie stanisławowskiej, a ciało – w kościele jezuitów w krypcie św. Stanisława Kostki – tak jak sobie nieboszczka życzyła. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyło 60 łacińskich i 80 unickich księży. 12 armat oddało wystrzały na cześć zmarłej. Jezuici ułożyli żałobny penegiryk na 24 arkuszach z obszerną nazwą: „Wieniawa – najjaśniejsza z Leszczyńskich w zwycięskim żywocie jej miłości jaśnie wielmożnej pani Wiktorii z Leszczyńskich Potockiej, wojewodziny i generałowej ziem kijowskich, starościny warszawskiej, leżajskiej, śniatyńskiej, kołomyjskiej etc., przez prześwietną „Pilawę” podczas czterodniowej ceremonii pogrzebowej w stanisławowskim jezuickim kościele przez jezuitę, ordynariusza prześwietnej kolegiaty stanisławowskiej o. Józefa Łochmana, wygłoszona 16 lipca 1732 roku”.

Przed śmiercią Wiktoria nakazała synowi, aby ten przekazał jezuitom 18 medalionów, wycenionych na 266 złotych. Stanisław niezbyt się śpieszył i dopiero w 1755 roku spełnił wolę matki. Medaliony te wykorzystano do dekoracji nowego ołtarza.

Sarkofag Wiktorii Potockiej zdobią herby Wieniawa i Pilawa (fot. archiwum autora)

W 1849 roku decyzją władz austriackich stanisławowski kościół jezuitów został zamieniony na cerkiew greckokatolicką, która z czasem stała się katedrą. W czasie restauracji w 1855 roku w podziemiach katedry został odnaleziony wspaniały sarkofag z czarnego marmuru, udekorowany herbami Wieniawa i Pilawa. Świadkowie wspominają, że wieko sarkofagu było rozbite, a kości leżały w błocie, utworzonym z resztek ubrania i spróchniałego drewna trumny wstawionej do sarkofagu.

Profesor gimnazjum miejscowego Alojzy Szarłowski zwrócił się do właścicieli majątku Krzeszowice hrabiów Potockich, aby ci pomogli w godnym ponownym pochówku ich prababki. Na koszt hrabiny Katarzyny i jej synów Artura i Andrzeja sarkofag został naprawiony i 13 maja 1886 roku przeniesiony do krypty kościoła farnego. Można go tam oglądać do dziś.

Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 6-7 (274-275) 11-27 kwietnia 2017

Info: Iwan Bondarew – nadworny kronikarz Stanisławowa

Po ukazaniu się pierwszych artykułów o stanisławowskiej gałęzi rodu Potockich redakcja Kuriera została zasypana pytaniami czytelników, kim jest autor, który tak wnikliwie przestudiował historię założycieli tego miasta i tak zajmująco ją opisał, przedstawiając olbrzymią ilość faktów, które zna nawet nie każdy historyk. Oto on…

Urodził się 17 czerwca 1978 toku w Poczdamie (ówczesne NRD) w rodzinie wojskowego lotnika. Gdy ukończył pierwszy miesiąc życia, rodzina została przeniesiona do Iwano-Frankiwska, dawnego Stanisławowa, gdzie Iwan Bondarew zamieszkuje po dziś dzień i nie ma zamiaru przenosić się do innego miasta.

Ukończył dwa wydziały: „Rurociągi i magazyny nafty i gazu” oraz „Praktyczna psychologia”. Jest majorem Sił Zbrojnych Ukrainy. Służbę odbywa w iwano-frankiwskiej brygadzie lotnictwa taktycznego, jako zastępca do spraw personalnych dowódcy batalionu łączności i środków radiotechnicznych. Jest uczestnikiem ATO.

Po lekturze książki Wołodymyra Poleka „Placami i ulicami Iwano-Frankowska” zainteresował się historią swego miasta. Jego pierwszy artykuł krajoznawczy o Stanisławie Potockim ukazał się w maju 2005 roku. Zainteresowanie stało się pasją, i obecnie Iwan Bondarew, kontynuując ten temat, ma około tysiąca naukowych opracowań na temat grodu Rewery.

W zakresie jego zainteresowań leży wojskowa historia Stanisławowa i działalność magnackiej rodziny Potockich. Aktywnie studiuje folklor urbanistyczny, wyszukuje miejskie legendy. Jest autorem takich opracowań, jak: „Forteca na Trakcie Wołoskim”, „Śladami zapomnianych pomników”, „Legendy starego Stanisławowa”, „Legendy i opowieści Iwano-Frankowska”, „Pozdrowienia ze Stanisławowa” (współautorem jest Oleg Hreczanyk) oraz „Wielka wojna w małym mieście” (współautorami są Oleg Hreczanyk i Wołodymyr Szulepin). Ostatnia publikacja zdobyła III miejsce na ogólnoukraińskim konkursie „Książka roku 2015” i została przez jury szczególnie uhonorowana odznaczeniem za oryginalność.

Oprócz tego jest redaktorem materiałów krajoznawczych „Ratusze stanisławowskie” i „Forteca stanisławowska” (wspólnie z Zenowijem Fedunkinem). Wspólnie ze swym krewnym, pisarzem Wołodymyrem Jeszkilewem zrealizowali projekt antologii „Literacki Stanisławów”, do której weszły urywki utworów miejscowych pisarzy, poczynając od wieku XVIII po dziś dzień.

Od 2007 roku współpracuje z gazetą „Reporter”. Jest jej nieetatowym dziennikarzem. Prowadzi rubryki krajoznawczo-turystyczne „Nieformat” i „Śladami starego Stanisławowa”. Artykuły te legły u podstawy książki „Iwano-Frankowsk: spojrzenie przez stulecia”.

Jest współautorem i prowadzącym popularne programy telewizyjne „Tajemnice starego miasta”, które od 2008 roku są emitowane w lokalnym programie TRK „Weża”. Jest laureatem wielu premii, dyplomów i odznaczeń, członkiem zarządu obwodowej organizacji Narodowego Stowarzyszenia Krajoznawców oraz historyczno-krajoznawczego stowarzyszenia „Moje miasto”.

Uwielbia Iwano-Frankiwsk i szczerze uważa je za najlepsze miasto na Ukrainie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X