Wiklinowe krzesło najzdrowsze

Wiklinowe krzesło najzdrowsze

W podgórskich wioskach, gdzie ludność trudni się wyplataniem mebli z wikliny, trwa sezon zbioru młodych pędów wierzbowych. Miejscowi artyści wyplatają dekoracyjne wazony, pojemniki na chleb, naczynia, a nawet komplety mebli, które w ostatnich latach zyskują na popularności.

W wiosce Niżniów koło Tłumacza już w 1914 roku istniała szkoła wyrobów z wikliny, a wyroby miejscowych mistrzów wożono do Wiednia do cesarza. Obecnie rzemiosło podupada, ale wyczuleni i wprawni artyści mówią, że jeszcze tę sztukę da się odrodzić. Wiąże się to z rosnącą popularnością ekologicznych mebli, więc można na tym zarobić, bo ludzie powracają do mebli naturalnych.

45-letni Dmytro Kaśkiw wprawnie owija ostry nóż i mówi, że trzeba pośpieszyć się nad brzeg Dniestru. Tam będziemy poszukiwać wikliny. Wybiera zeszłoroczną, bo młode tegoroczne pędy są jeszcze za giętkie i nie nadają się do plecenia.

– Wikliny nigdy tu nie brakowało, ale teraz jest jej coraz mniej. Po dobry surowiec jeździmy do okolicznych wiosek – mówi mężczyzna i dodaje, że oprócz wyplatania z wikliny, zajmuje się rzeźbą, malowaniem, a poza tym uczy w szkole w Tłumaczu. Nad  brzegiem Dniestru są zarośla wikliny – cieniutkie pręty mają od 1,5 do 2 metrów wysokości. Porośnięte są drobniutkimi, zielonymi listeczkami. Dmytro bierze wiklinę do rąk, zgina pomiędzy palcami, nadłamuje, bada korę i wewnętrzną drewnianą część witek. W taki sposób określa przydatność surowca. Mówi, że o tej porze najlepiej przygotować sobie surowiec na wyroby, ścinając zeszłoroczne pędy lub takie, które mają już dwa trzy lata. Takie pędy są mocne, a przy tym są dostatecznie giętkie. A tegoroczna musi jeszcze pozostać na krzaku do listopada. Na jesieni nastanie czas zbiorów. Wybierając właściwe pręty artysta ostrym nożem ścina je na ukos. Kilka ruchów noża i witka leży na ziemi bez liści. W ciągu godziny uzbiera się pokaźna wiązka – waży sporo.

Po powrocie do domu Dmytro Kaśkiw zwija każdy pręt, w taki sposób sprawdzając jego przydatność do plecenia. Jeżeli któryś się złamie – nadaje się wyłącznie do kosza. Dobre idą pod nóż na okorowanie specjalnym nożem. Następnie trzeba ją „rozszczepić” na kilka części. To wymaga już nie lada  wprawy, której dobry mistrz nabiera po latach wprawy. Następnie rozszczepione witki przez kilka dni należy suszyć, a przed samym pleceniem znów zamoczyć na 2–3 godziny, żeby zmiękły i stały się bardziej miękkie.

Artysta wyplata różne wyroby: koszyki, miski, cukierniczki, pojemniki na chleb, a nawet kołyski. Najwięcej pracy trzeba jednak włożyć w meble. Krzesła, stoliki, taborety, półki na książki, fotele bujane, a nawet szafy z półkami. Wyobraźni panu Kaśkiwowi nie brakuje. Umiejętności również. Pod meble trzeba wykonać stelaż, który również wykonuje się z grubszych prętów wikliny, leszczyny lub gałęzi sosnowych. – Przypomina to prace stolarskie, bo meble też robi się  w podobny sposób – wyjaśnia artysta. – Jedynie, że tam robi się to z desek i palików, a tu wszystko jest cieńsze i bardziej giętkie. Teraz robię stelaż ze świeżych prętów.  Jak wyschnie dopiero zacznę oplatać wikliną w różne wzory. Najprostszy jest „sznureczek” na dwie, trzy i cztery witki. Są jeszcze wzory „warkocz”, „szachownica”, i „plecionka” warstwowa.

Od ścięcia wikliny do produkcji gotowego wyrobu – np. niewielkiego krzesełka – mija miesiąc.

– Takie meble w odróżnieniu od innych, tych ze sklejki czy plastikowych, są bardziej praktyczne, mogą też długo służyć przy odpowiedniej  konserwacji – wyjaśnia pan Dmytro. – Co najmniej 20 lat. Siedzi się na takich krzesłach wygodnie. Ponadto wiklina jest materiałem naturalnym – nie parzy, nie ma zapachu (jeżeli nie jest pokryta chemicznymi lakierami). Takie krzesła „masują” też ręce, nogi i kręgosłup.

Wyplatane meble najczęściej zamawiają restauracje, hotele i sanatoria. Takie meble nie są tanie, jeżeli porównamy ceny z tradycyjnymi meblami ze sklejki. Taniej można kupić bezpośrednio od producentów. Misternie wyplatane krzesło z oparciem kosztuje około 1000 hrywien, ława – 550, a niewielka kanapka z wikliny – 1800-2000 hrywien.

Sabina Różycka
Tekst ukazał się w nr 15 (187) 16 – 29 sierpnia 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X