Wigilie międzywojenne

Wigilie międzywojenne

Prasa codzienna w okresie świąt Bożego Narodzenia podawała wiele informacji o tradycjach świątecznych, przepisy na potrawy wigilijne i inne pożyteczne informacje.

W każdej świątecznej gazecie ukazywał się też artykuł „redakcyjny”, w którym poruszane były najważniejsze kwestie, nurtujące polskie społeczeństwo. Proponuję próbki takich artykułów z różnych lat okresu międzywojennego. Uderza w nich niezwykła aktualność z dniem dzisiejszym. Przyjemnej lektury…

Wiek Nowy w 1920 r. pisał:

Pierwsza wigilia bez strzałów. Przychodzi znowu to rzewne, pełne wzruszeń, miłości i przebaczania święto. U wigilijnego stołu zasiędą pospołu ci, co od lat nieraz wielu nie mieli sposobności zgromadzić się razem w kochanem i rozumiejącym się gronie. Pierwsze to Święta Bożego Narodzenia, jakie spędzimy pod promiennym znakiem spokoju, z nadzieją w sercu, że przyjdą czasy lepsze, dni pracy i ciche radości codziennego życia. Sama świadomość tego, że na granicach naszych nie leje się krew, nie grzmi szczęk oręża, nie padają trupy młodych obrońców – przynosi ukojenie skołatanym sercom. A obok tego przekonanie, że z dawna wyczekiwana chwila połagodzenia strasznych sporów i walk w łonie zdziczałej wojną ludzkości zbliża się powolnym, lecz konsekwentnym krokiem, budzi nieuchwytną a słodką otuchę. W Polsce naszej może nie ze wszystkiem jest dobrze, może wiele jeszcze wody w Wiśle upłynie, nim skrzepimy się i wypotężniejemy, nim zabliźnią się rany, zadane wojną i wewnętrznem naszem rozdarciem, lecz przecie w czasie Wolności i Niepodległości, wiara w szczytność tego, co sobie zdobyliśmy w pomrokach potwornej zawieruchy dziejowej, przewodniczy nam we wszystkich myślach i czynach, pozwala myślom naszym przerzucić się jasną tęczą nadziei ponad mary i załomy dnia dzisiejszego w słoneczną krainę Przyszłości.

Od dzisiaj, z błyśnięciem pierwszej gwiazdki, spłynie na świat cud Narodzenia Pańskiego, ów symbol odkupienia, gdy po wszystkich ziemiach ludzie łamać się będą opłatkiem, a w każdym domu rozgorzeje Płomyk dobrej miłości i serdecznej komunikacji dusz, niechaj w tym jedynym w swej osobliwości momencie, zrodzi się i w Polsce dobra wola, wola szczęśliwej, błogosławionej pracy dla bliźniego, społeczeństwa i Ojczyzny. Niechaj nieodgadnionym, przedziwnym szlakiem wigilijnego wzruszenia przeleci ta odnowa serc polskich wszędy, nie tylko po ziemi naszej wielkiej i wspólnej, ale i hen po obczyźnie, rojnej i radosnej czy pustej i smutnej – gdzie tylko polska odzywa się mowa i polska żyje myśl.

Przed bijącym od blasków niebiańskich szarym żłóbkiem Chrystusowym niechaj wykwitnie z białych śniegów przepiękny dar Polaków: Kwiat małości wzajemnej, zgody i ofiarnego poświęcenia dla dobra odrodzonego państwa.

Niestety, te pierwsze pokojowe święta nie dla wszystkich były radosne. Wielu nie wróciło do domów rodzinnych z wojennej zawieruchy. Czekało na nich puste nakrycie na stole wigilijnym. Ale też nie wszyscy mogli sobie pozwolić na godne nakrycie stołu. O tym kolejny artykuł:

Drożyzna we Lwowie. Drożyzna we Lwowie wzmaga się w dalszym ciągu w sposób, który grozi wprost katastrofą całej ludności. Ceny coraz bardziej oddalają się od ustanowionej niedawno taryfy maksymalnej i są z każdym dniem, niemal godzin, wyższe. Za kg. buraków żądają paskarze już 10 mk (marek – red.), za kg – fasoli 40 mk, kg ziemniaków – 7 mk, kg białej mąki pszennej – 90 mk, litr mleka od 30 do 35 mk, kg masła 450 mk, jedno jajo zaś 10 marek. Grzywny nakładane na paskarzy targowych (od 10 do 100 mk) przez Magistrat są za niskie i nikt nie robi sobie nic z tych kar. Powinno się nakładać bezwarunkowo wyższe kary, konfiskować towar, odbierać komisyę, zamykać przestępców w więzieniach, w przeciwnym bowiem razie znajdziemy się już wkrótce nad brzegiem czarnej rozpaczy.

Pchor. Edward Wojtczak z 6 Pułku Pancernego „Dzieci Lwowskich” jako Święty Mikołaj, Bibbiena 1944 (fot. NAC)

Zarówno urząd targowy miejski i urząd walki z lichwą, który w ostatnich czasach coraz więcej wykazują żywotności, pomimo to drożyzna rośnie ustawicznie. Jeśli walka z paskarswem targowem nie zostanie odpowiednio przez te władze przeprowadzona to doprowadzona do rozpaczy ludność zacznie chyba sama sobie wymierzać sprawiedliwość, nie będąc już więcej w stanie znosić wydatków, na które dziś nikt nie jest w stanie – nawet przy wytężonej pracy — sprostać, a podołać im mogą chyba paskarze i złodzieje.

Minęło pięć lat i tenże Wiek Nowy w 1925 roku pisze…

O nastrojach świątecznych. Mój Boże! Żebyśmy tak przez cały rok byli tacy uprzejmi, tacy grzeczni, jak w dniach świąt Inaczej życie by się ułożyło… Każdy tłumaczy sobie święta na swój sposób i odpowiednio nagina do swego czarnego charakteru… Są jeszcze, którzy pogrążają się w obżarstwie, ale tycia coraz mniej… Ale bez świąt nie byłoby optymistów. Jeszcze jak się ma w sobie trochę gorącej krwi polskiej, to przecież człowieka cieszą smereki, wetknięte w śnieg i na pasterkę by poszedł kolendy wesołej posłuchać i krupniku wrzącego by się napił, a nie wiecznie stękał i biadał nad upadkiem złotego, a rozrostem wszelkiej nikczemności.

Przecież nie jest tak źle, a że wskutek wielkich śniegów wilki pojawiły się w teatrach miejskich, to jest zresztą prywatna sprawa… Wilków w nocy… Ludzie są gorsi, aniżeli wilcy, a jednak będą się łamali opłatkiem. (Przez cały rok łamią sobie kości – przypisek kolendnika).

Ano szykujemy się, jak kto może. Oblizuje się język na samo wspomnienie ryby w galarecie, siostrzyczka marzy o migdałowym torcie i takim samym szwoleżerze… głowa domu zastanawia się nad nową metodą odkorkowywania butelek. W domu odwraca się firanki na odwrotną stronę medalu… jest to zwyczaj zgoła nicejski, wywodzący się etymologicznie od wyrazu „nicować”. Goście przyjdą na pewno! Goście się nigdy nie spóźnią? Dobre odżywianie nikomu jeszcze nie zawadziło, a życzenia do niczego nie zobowiązują. Starsi na stękanie, młodsi do saloniku, jedni jedzą mazurki, drudzy zasię takiej nazwy wywijasy wytupują, aż się ochrona lokatorów za boki bierze ze śmiechu, pozierając na kamieniczników. Zawdy się jakieś zrękowiny w takim ścisku skojarzą przy indyku i przy makowniku… A zawszeć na przekór rodzicom, bogaty biedną weźmie, a biedny rzadko bogatą. A święta mają wielki cel! Pastuszkowie mili są teraz bardzo wybredni i trwają w stanie narzeczeństwa od 3 do 5 lat, aż do zupełnej likwidacji miłości, a bez ożenku. Dobrze kolenda mówi: barany i skopy, koźlęta i capy znudzone!

Odbiegłem od tematu a wpadłem w nastrój. Nie będę o tem pisał: jak to na święta kupuje się ciasne rękawiczki i drożdże, jak to wysyła się widokówki z życzeniami bliskim znajomym, czy dalekim wrogom… albo jak się cały tydzień „pichci i pitraszy“ w ażeby potem ludzie życzliwi za godzinę zjedli.

Nie będę poruszał takich drobnostek, jak to, że to u niektórych rodzin śledź musi zastępować szczupaka… Albo, że jakiś zredukowany, czy bezrobotny młody człowiek w czterech ścianach świątecznego osamotnienia zagryza suchy chleb i popija niedogotowaną herbatę… Albo, że nie wszystkie dzieci będą miały choinkę i „dobrze sytuowanych rodziców”. A jakby ludzie chcieli i zrealizowali wszystkie życzenia jakierni się będą przy opłatku darzyli, jaka była by radość i ochota!

Ale to są tylko życzenia! Tego roku na moje zakupy świąteczne składają się: 2 pary sznurowadeł do bucików i flaszka ekstraktu Magi‘ego. Wieczorem ja i jeden Wolnomularz Ksawerek ze Zniesienia, bierzemy szopkę, kantyczkę, harmonję i jedną synogarlicę do śpiewania i idziemy do wszystkich samotników od domu do domu po kolendzie.

Zygmunt Żywicki

Problem cenowy znów pojawia się na łamach prasy:

Kontrola cen w sklepach. Wczoraj oddział dla walki z lichwą we Lwowie przeprowadził w mieście generalną kontrolę kalkulacji cen wszelkich towarów, potraw i trunków. Kontrola ta odbyła się pod komendą komisarza policji Jancyszyna, kierownika czwartego komisarjatu policyjnego przy ul. Kurkowej. Dzisiaj w tej wyprawce na miasto wzięło 10 urzędników Maigistratu i 20 wywiadowców policyji.

Kontrola powyżej wspomniana poszła w czterech kierunkach: 1) rewizja młynów i piekarń co do ukrywanina zboża i mąki oraz fałszywej wagi chleba i bułek; 2) kontrola towarów w sklepach z obuwiem, galanterią, delikatesami i towarami spożywczemi; 3) kontrola restauracji i kawiarń, oraz 4) kontrola hal i placów targowych.

Czynność kontrolerów polegała na tem, że badano wysokość cen towarów na podstawie faktur. Stwierdzono, że w wielu sklepach właściciele dopuszczali się formalnego zdzierstwa, zarabiając na poszczególnych towarach po sto do dwieście procent. W odnośnych wypadkach spisano, protokoły tak, że przeciw 118 kupcom wygotowane będą do sądu doniesienia o lichwę.

Ogólna tę kontrolę zakończono wczoraj wieczór o godz. siódmej, w chwili, gdy zamykano sklepy.

Przybijanie połaźniczki do drzwi, Pieniny, 1937 (fot. NAC)

Gazeta Poranna drukuje w 1930 roku swymi artykułami przypomina główną ideę świąt Bożego Narodzenia:.

Gdy się Chrystus rodzi. Rok rocznie w tym samym dniu i z tego samego miejsca przypominamy ogólną i wszechludzką symbolikę świąt Bożego Narodzenia, których ideą przewodnią jest pokój i miłość w rodzinach, narodach i między narodami.

Rok rocznie w przededniu tych świąt najuroczystszych, patrząc wstecz i dokoła, widzimy, że jeśli czego najbardziej brak ludziom, to właśnie przede wszystkiem przejęcia się tą ideą. Żyjemy w dobie powszechnego niepokoju. Wbrew odwiecznym tęsknotom za harmonją i ładem, ludzkość weszła w orbitę wstrząsów i gwałtownych przemian, których ostatecznego wyniku nie umiemy nawet określić i przewidzieć. Wszystko się burzy, przesuwa – nie tylko głodni i wydziedziczeni. Odwieczne urządzenia upadają, odwieczne, na doświadczeniu pokoleń budowane zasady chwieją się, podważane fermentem i buntem raczej, niż krytyką. Ideologowie myśli zachowawczej z przerażeniem patrzą na ów pęd w nieznane, na to żywiołowe szukanie nowych form i deptanie starych. Cóż zdziałają ostrzegając, skoro ruch powszechny wychodzi z najtajniejszych głębin instynktu, z sił niewyrozumowanych i potężnych?

Radość i troska przy tegorocznej wieczerzy. Nie żyjemy dla siebie ani sami. Nie wolno nam zapominać nawet w chwili wigilijnej o narodzie, o państwie. Nie wolno być obojętnymi wobec naszego państwa, wobec jego rządu. Kiedyś, gdyśmy obcym służyć musieli, mogliśmy obojętnie patrzeć na rządy zaborcze. Dzisiaj, gdy nam Bóg dał z powrotem wolną ojczyznę i gdy żyjemy we własnem państwie, mamy obowiązek rząd nasz inaczej traktować, niż dawne rządy zaborcze. Winniśmy wszyscy dopomagać lojalnie przy wznoszeniu gmachu naszej państwowości, aby wspólnym wysiłkiem rósł ten gmach, a był mocnym przeciw burzom.

Trzymając się zasad chrześcijańskiej moralności, będzie można bezpieczniej sterować, niż prowokując uczciwą opinję w narodzie. Bądźmy w przyszłości mądrzejsi i przezorniejsi. Skoro sobie składamy dzisiaj życzenia, niech mi wolno będzie złożyć życzenia państwu naszemu, aby z pomocą Bożą udało się rozwiać te troski, jakie dzisiaj snują się po głowach naszych i aby nam nowy rok przyniósł więcej radości.

ks. dr Szczepan Szydelski

Publikowane są także wiersze o tematyce świątecznej, również pełne głębokiego sensu:

W Noc Wigilijną
Do was dziś idę, ubodzy i mali!
W grudniowa porę, o mroku i zimnie.
Wyście lat tyle z ufnością czekali.
Ciepła i chleba pragnąc zaznać przy Mnie,
Przeto wam niosę łask
największych zdroje
Bierzcie, pożyjcie – bo to Ciało Moje.

Do was przychodzę, smutni
i zgnębieni.
By sercom waszym radość dać, otuchę –
Brakło im słońca, więcej miały cieni
Choć wiarę miały i za grzechy skruchę.
Więc jako światłość schodzę
wiekuista..
Jak pocieszyciel i radość serc czysta.

I do was idę po gwieździstej drodze –
Od Ojca Mego z niebios aż na ziemię –
Co w niepewności żyliście i trwodze,
Zali Dzieciątko, które w Betlejemie
W ubóstwie przyszło, świat
wybawić zdoła
Wam daję wiarę, co gór znosi czoła.

Do wszystkich schodzę w noc
pełną pamiątek
Co od łat dawna widzieć Mnie pragnęli,
A razem ze Mną w każdy ziemi kątek
Schodzą – by z ludźmi pracować – anieli,
I miłość bratnia wszystkie dusze skuwa.
Słucham. – Wy mówcie! Serce Moje czuwa,
J.W.

Na zakończenie artykuł z Ilustrowanego Kuriera Codziennego z 1938 roku. Na tyle aktualny, że śmiało można by opublikować go i w tegorocznych wydaniach świątecznych:

Kieliszek optymizmu. Przy Świętach, stole wigilijnym, nawet w najskromniejszym domu, usłyszymy brzęk kieliszka. Napełnijmy jeden odmiennym płynem… imaginacyjnym, kroplą optymizmu! Aczkolwiek w czasie Świąt o niego nietrudno, zwłaszcza, gdy rodzina i przyjaciele są mili, nikt się o nic nie upomina, a w piecu napalono – ale w tym roku właśnie mamy jeszcze parę innych powodów do radości.

Bo to, wybaczcie, że Wam przypomnę, staliśmy ponoć nad przepaścią wojny Ci, co byli na tem „przedstawieniu”, to coś niecoś o niem wiedzą i nikomu z bliskich tego drugi raz już nie życzą. Właśnie w październiku byliśmy tuż, tuż przy niej i jakoś Ministerstwo Opatrzności, które czuwa nad nami, podobno najlepiej ze wszystkich innych, uchroniło nas od nieszczęścia. Jest więc powód się ucieszyć tak naprawdę, szczerze, a głęboko, bo „coby było, gdyby…”.

Z innych powodów do radości, a tem samem i do optymizmu, jest to – że żyjemy mimo podwójnych wyborów i tego wszystkiego, co nam pesymiści do głowy kładą. Powiedzmy sobie tak szczerze: W Polsce nie jest najgorzej! Ludzie budują domy coraz więcej ludzi, coraz lepiej mieszka, tam, gdzie dawniej były bagna, idą szosy, jajko i polędwica nie są tak niedostępne, jak np. w Berlinie, Paryżu, Londynie, nie mówiąc o Madrycie, albo Moskwie…

I ubranka mamy niezgorsze, niejeden, a zwłaszcza niejedna, wydziwia: tu futerko, tam podpinka, tutaj szu-szu, a tam jeszcze coś, a na prezenty pod choinki przebieraliśmy krawatki i rękawiczki, aby był najmiększe, najdelikatniejsze, no i oczywiście twarzowe. Postawmy sobie przed oczy eleganta np. z Leningradu, Charkowa, Barcelony, który szczęśliwy będzie, gdy w pierwsze święto zawiąże sobie pod szyją niedziurawą skarpetkę, albo kawałek portjery, a wówczas spojrzymy jaśniej na nasze mieszkania większe lub mniejsze, do których jednak nie wtargnie nikł w imię jakiegoś tam wyroku i nie wyciągnie wprost do zimnej i bez choinki… celi więziennej.

Tak jest i nawet notoryczni wątrobiarze nie są w stanie zaprzeczyć tej naszej dość dostatniej rzeczywistości. A że kilku niezadowolonych nie ma możności „działać politycznie”, to jeszcze nie jest nieszczęście, gdy się porówna los opozycji w naszem zachodniem, czy wschodniem sąsiedztwie, gdzie ją (opozycję) pozbawiają głosu… przy pomocy stryczka. Zgódźmy się na jedno, co lepiej: czy to, co jest obrzydzać sobie w imię fantazji, że rzekomo mogłoby być lepiej, czy też pogodzić się z tem, co jest.

Jeżeli przylepiło się już do nas Polaków powiedzonko: „Jakoś to będzie”, które rzekomo pociesza nas w różnych przeciwnościach, to sądzę, że dobrze by było przerobić je trochę na czas teraźniejszy i przyjąć nową maksymę: „Jakoś to jest!”. A wówczas może nauczymy się cieszyć nie najgorszą, chociaż rzeczywistą rzeczywistością.

Nie zapominajmy, bowiem, że wielokrotnie już sprawdziliśmy trafność osądu jednego z b. premjerów, który narzekającym przed kilku laty urzędnikom wyprorokował: „Będzie jeszcze gorzej!”. Z wielu proroctw, jakie nieraz słyszeliśmy, to jedno sprawdzało się ze stalową konsekwencją, na szczęście nie dochodząc do ostatecznych granic.

Życzę, więc Wam, Szanowni Czytelnicy, abyście umieli z obecnych Świąt wydobyć tę sumę radości, jaką one są dać w stanie. Niech nam to wystarczy, bo musi!…

Stefan Nowiński

Tego samego z całego serca życzy swoim PT Czytelnikom redakcja Kuriera Galicyjskiego.

Oryginalna pisownia została zachowana.

Opracował Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 23-24 (267-268) 16 grudnia – 16 stycznia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X