Wiera Szerszniowa: W tym roku szkolnym rzeczą najważniejszą będzie bezpieczeństwo dzieci Wiera Szerszniowa, fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Wiera Szerszniowa: W tym roku szkolnym rzeczą najważniejszą będzie bezpieczeństwo dzieci

Z Wierą Szerszniową, dyrektor Liceum nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie, rozmawiała Karina Wysoczańska.

Jak szkoła przygotowuje się do roku szkolnego?

W tym roku szkolnym rzeczą najważniejszą będzie bezpieczeństwo dzieci. Temu poświęcamy bardzo dużo uwagi. Do zdalnego nauczania już przyzwyczailiśmy się, a offline damy sobie radę. Dlatego przygotowujemy w szkole schrony. Jeden będzie w szkolnej stołówce, drugi w jednej z klas szkolnych. Tu będą codziennie odbywać się zwykłe lekcje, ale dodaliśmy więcej ławeczek, żeby zmieściło się więcej uczniów. W części wolnej pomieszczenia są karimaty, materace – tam na podłodze dzieci mogą prowadzić gry i zabawy i w ten sposób spędzać czas alarmów. Okna i wyjście zapasowe są zabezpieczone.

fot. Karina Wysoczańska / Nowy Kurier Galicyjski

Do niedawna szkoła przyjmowała uchodźców. Sala gimnastyczna i klasy szkolne były wypełnione mieszkańcami wschodnich terenów Ukrainy. Obecnie już ich nie ma, zostali rozmieszczeni w innych miejscach. Jak wyglądał ich pobyt tutaj, w szkole?

Trudno było oczywiście. Policzyliśmy, że przez cały ten okres przez szkołę przewinęło się około 350 osób. Było różnie. Niektórzy byli krótko, noc, dwie, tydzień. Inni trzy miesiące i więcej. Wszyscy nauczyciele i rodzice byli zaangażowani do pomocy. Mieliśmy dyżury nocne. Jeden nauczyciel i jeden rodzic. A w ciągu dnia trzeba było też rozdawać jedzenie, odzież, udzielać wszelkiej pomocy. Dzięki naszym wspaniałym nauczycielom i rodzicom udało się to jakoś przeżyć. No, a później było jeszcze sprzątanie. Też było bardzo ciężko. Ale obecnie szkoła jest czysta, wydezynfekowana, wyszorowana i gotowa na przyjęcie naszych dzieci.

Jak Pani wspomina pierwsze dni wojny? Jaka była Pani pierwsza reakcja na informacje o rozpoczęciu pełnoskalowej wojny?

Przypominam sobie, że było to jakieś roztargnienie. Nie rozumiałam, co się dzieję. Nie chciało się wierzyć. Po prostu w głowie się nie układało. Mamy XXI wiek, mamy iść rano do pracy, a tutaj alarmy i telefon, żeby zostać w domu, bo wojna się zaczęła. Wtedy odczułam strach. Co będzie dalej? Straszne to było, gdy najeźdźcy byli już pod Kijowem i tłumy ludzi uciekały przez Lwów. Widzieliśmy tych ludzi. Przychodzili do nas przestraszeni, biedni, głodni, brudni. Nie wiedzieli co ich czeka, nie wiedzieli co zostało z ich domów. I przeżywanie tego razem z nimi było również bardzo trudne.

Ale po miesiącu, niestety, człowiek zaczął się przyzwyczajać do tego. Wypracowaliśmy pewien system działań i było trochę lżej. W pierwszych zaś tygodniach musieliśmy być w gotowości dwadzieścia cztery na siedem. Było bardzo ciężko.

Jak wyglądało nauczanie w szkołach? W pierwszych tygodniach chyba nie było zajęć?

Ogłoszono zdalne nauczanie, ale w pierwszych tygodniach lekcji nie było. Ktoś wyjeżdżał z dziećmi i mieliśmy przerwę w nauczaniu. A jak troszeczkę się ustabilizowało, to zaczęliśmy zdalne nauczanie. Na szczęście, tym co byli za granicą, i tym we Lwowie, wspólnie razem z nami udało się dobrnąć do zakończenia roku szkolnego w czasie wojny. Teraz czekamy na powrót do szkoły.

Czy wielu uczniów pozostało za granicą? Ilu wróciło na Ukrainę, do swoich domów i szkół?

Trochę wyjechało, trochę wróciło. Ale sporo pozostało w kraju. Będą na domowym i zdalnym nauczaniu i będą nadal uczyć się w swojej szkole. Tylko kilka rodzin zabrało dokumenty, ale mają nadzieję, że jeszcze wrócą do szkoły.

Czy myślała Pani o wyjeździe za granicę?

Nie mogłam wyjechać, bo szkoła funkcjonowała. I to co tutaj robiliśmy było bardzo ważne. Nasza szkoła była swojego rodzaju hubem pomocowym. Przecież tylu mamy znajomych, organizacji, przyjaciół z zagranicy. I wszyscy od razu pytali, czego potrzebujemy dla uchodźców, dla mieszkańców Lwowa i Ukrainy. Tutaj sortowaliśmy, rozdawaliśmy dary i rozumieliśmy, że to musi funkcjonować. Nie mogłam więc wyjechać i zostawić szkoły.

W trudnym czasie trwającej wojny udało się jednak ukończyć ten rok szkolny.

Tak, oczywiście, ukończyliśmy, a ponadto wszystkie dzieci otrzymały świadectwa. Nasi uczniowie we Lwowie mieli piękne zakończenie roku. Msza święta w kaplicy Rosena, wspólne lody na mieście dzięki naszemu konsulatowi, spotkania z kolegami po tylu miesiącach. A ci, którzy zostali w Polsce, dzięki Stowarzyszeniu Wspólnota Polska, mieli spotkanie w Domu Polonii z udziałem pierwszej damy Agaty Kornhauser-Dudy. Dostali świadectwa, prezenty, a przede wszystkim mogli być razem. I to było chyba najważniejsze, że w czasie tych dwóch dni, część szkoły pozostająca we Lwowie i ta w Warszawie, stanowiły jedno. Bo poczucie jedności, poczucie przynależności do społeczności szkolnej jest ważne i mimo wszystko, udało nam się to zachować.

Wiemy, że „dziesiątka” to szkoła rodzinna, szkoła z tradycjami. Większość uczniów to dzieci z polskich rodzin. Czy zgłaszają się tu dzieci ze wschodnich terenów Ukrainy, które obecnie przebywają we Lwowie?

Gdyby te dzieci były z mieszanych polskich rodzin ze wschodu to chętnie byśmy je przyjęli, ale takich nie było. Zgłaszali się uchodźcy, którzy nie rozumieli do końca jak funkcjonuje nasza szkoła. Myśleli, że tutaj mogą nauczyć się języka polskiego i tyle. Tłumaczyliśmy im, że języka polskiego mogą nauczyć się w innych szkołach. W naszej mamy coś innego – język ojczysty, polskie tradycję, historia, kultura. Nie wiedzieli, że we Lwowie jest taka szkoła, w której większość przedmiotów wykładana jest w języku polskim. Dlatego po rozmowach oddawali swoje dzieci do innych szkół.

Z jakimi problemami boryka się szkoła? Czy brakuje wam podręczników, sprzętu?

Z podręcznikami będzie trudno, bo na razie nie są drukowane. Więc będziemy korzystali z elektronicznych książek. Wielkim wyzwaniem dla nauczycieli jest prowadzenie dziennika elektronicznego. Wprowadzamy go od 1 września. Na początku będzie trudno, ale potem na pewno będzie lżej.

Czy nauczyciele są gotowi do początku roku szkolnego? Czy oczekują na spotkania z uczniami po letnich wakacjach?

Nauczyciele bardzo pragną, żeby dzieci przyszły do szkoły. Chcemy widzieć żywe dziecko w klasie i rozmawiać z nim na żywo. Co nie znaczy, że nie będziemy lubić tych, którzy będą online. Wszyscy stęsknili się za murami szkoły, za żywym kontaktem, za normalnością. A nade wszystko oczekujemy, że wojna się skończy, że nasze wszystkie dzieci wrócą. Że szkoła wróci do normalnego trybu funkcjonowania i znowu nas będzie ponad 300 osób jak to było przed 24 lutego i że dalej będziemy pracować.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Karina Wysoczańska

X