Upartyjnione państwo

Upartyjnione państwo

Być może nie wszyscy zdajemy sobie sprawę jak partie polityczne wpływają na nasze życie i funkcjonowanie. Spróbuję to przybliżyć na przykładzie Rzeczpospolitej Polskiej. Przedstawiony poniżej mechanizm jest kalką, do której można przyłożyć chyba wszystkie państwa uważane za demokratyczne. Ich system polityczny różni się tylko niewielkimi szczegółami. Niestety, „upartyjnienie” państwa nie służy jemu w takim stopniu, w jakim życzyłby tego sobie każdy określający się mianem „państwowca”.

Od lat na scenie politycznej RP funkcjonują: Platforma Obywatelska mająca około 40 tys. członków oraz Prawo i Sprawiedliwość, mający ich około 25 tys. Dopełniają ją także mniejsze partie takie jak Ruch Palikota, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojusz Lewicy Demokratycznej i kilka mniejszych „kanapowych” partyjek, stanowiących tzw. plankton polityczny bez realnej siły oddziaływania. Od 2007 roku w RP władzę sprawuje Platforma Obywatelska w koalicji z niewielką partią chłopską PSL. Mają one w Sejmie nieznaczną większość, niezbędną do realizacji swojego programu wyborczego (o ile o takowym można mówić!). Może to stwierdzenie wydaje się banałem, lecz większość obietnic wyborczych idzie w zapomnienie. Demagogia i populizm po uzyskaniu władzy nie są już potrzebne, ponieważ cel został osiągnięty. Jeżeli PO startowała jeszcze z jakimś programem, to PSL praktycznie z żadnym, bo trudno uznać za program slogan o „obronie polskiej wsi”. Partie bezideowe, tak jak wyżej wspomniana, są typowymi partiami władzy, zawłaszczającymi państwo na każdym szczeblu administracji i przedsiębiorstw będących w ręku Skarbu Państwa. Bezpardonowo obsadza się wszelkie dostępne stanowiska członkami partii, rodzinami, znajomymi z koterii biznesowych. Nepotyzm kwitnie w pełni. Pół biedy kiedy stanowiska zajmują ludzie kompetentni, lecz z reguły tak nie jest, bowiem takich ludzi jest niewielu. W zdecydowanej większości państwem administrują ludzie nie mający pojęcia o tym co robią, ale lojalni wobec partii, która ich delegowała za niezłe wynagrodzenia. Łupy w postaci stanowisk są dzielone według klucza partyjnego. Kompetencje są tutaj sprawą trzeciorzędną, co jest najbardziej bolesne dla obywateli, ponieważ to oni ponoszą koszty braku sprawności i profesjonalizmu w zarządzaniu państwem.

Skupmy się na przykładzie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Polakom mieszkającym poza granicami Rzeczpospolitej funkcjonowanie tego ministerstwa na pewno nie jest obojętne, ponieważ kreuje ono politykę, miedzy innymi wobec Polonii i Polaków za granicą. Tymczasem gołym okiem widać brak kompetencji i wiedzy wielu ludzi tam zatrudnionych. Od dawna krążą legendy na temat obsadzania stanowisk w MSZ. Także tu, układy partyjne nie są bez znaczenia. Ta sytuacja powoduje, że nawet nowy minister nie jest w stanie wiele zmienić, ponieważ sam „wsiąka” w tę atmosferę i grzęźnie w gąszczu biurokratycznych procedur. Podejrzewam, że wiele istotnych informacji nie dociera do sprawującego formalnie władzę ministra. Powoduje to sytuację, że wiele decyzji jest nietrafnych, złych lub ich po prostu brak. Brak jest ciągłości prowadzonej polityki państwa wobec Polonii, co zraża tych ludzi do Warszawy. Jesteśmy bogatym krajem skoro pozwalamy sobie na lekceważenie i ignorowanie potrzeb diaspory polskiej, szczególnie na Wschodzie, gdzie liczy ona na zrozumienie i wsparcie swoich działań.

Upartyjnienie jest często powodem, że MSZ rzadko korzysta z wiedzy ludzi, którzy z różnych przyczyn znają ten teren bardzo dobrze. W wielu sferach decydują ludzie kompletnie nie znający realiów. Znajomość problemów Polonii amerykańskiej nie oznacza jeszcze kompetencji w sprawie Polaków na Wschodzie. Oczywistym jest, że omnibusów nie ma, ale gdzie jest kompetentny aparat? Gdzie znający szczegółowe realia doradcy? Jako przykład niefrasobliwości MSZ może posłużyć chociażby brak finansowania polskiej prasy na Ukrainie w roku 2012. Do chwili obecnej polscy wydawcy pism polonijnych nie otrzymali ani złotówki na wydawanie swoich pism. Wielu z nich może zostać z długami i zbankrutować. Chcąc zachować ciągłość wydawniczą, podjęli ryzyko finansowania działalności ze swoich środków. Nie trzeba zbytnio wysilać wyobraźni, aby domyślić się co czują. Ta sytuacja wydaje się o tyle kuriozalna, że jak wiadomo minister Radosław Sikorski przez kilkanaście miesięcy „wojował” z Senatem aby pieniądze przeznaczone na wydawanie prasy polskiej znalazły się w jego gestii i tak się stało. Co z tego, skoro efekt jest taki, że do ostatecznych beneficjentów środki finansowe jeszcze nie dotarły. Znając życie, winnych nie będzie, bo porażka zawsze jest sierotą. Moim zdaniem nie przyniesie też efektu wizyta przewodniczącego Komisji Łączności z Polakami za Granicą, która może ewentualnie posłużyć do wywołania „draki” przez opozycję w Sejmie.

Przy braku spójności działań MSZ, bardzo trudne zadanie mają konsulaty RP, ponieważ spada na nie cała fala krytyki polskiej diaspory, pomimo tego, że wykonują one tylko polecenia MSZ. Szczególnie konsulat generalny we Lwowie, który w swoim okręgu ma największe skupiska Polaków, znajduje się w ogniu krytyki i musi się tłumaczyć z czynów niepopełnionych. Z całą stanowczością można stwierdzić, że nie da się prowadzić spójnej i skutecznej polityki bez ciągłości poczynań, znajomości terenu i tematu przez osoby odpowiedzialne w MSZ.

Konkludując, partie reprezentujące niewielką część wyborców i sympatyków (w postaci swoich członków), zawłaszczają państwo niekoniecznie jemu służąc i godnie go reprezentując. Myślenie „propartyjne” jest nadrzędne w stosunku do interesów państwa, a powinno być odwrotnie. Nie ma żadnej sprawy, która może być ważniejsza od Rzeczpospolitej Polskiej i jej racji stanu, o czym nie powinni zapominać jej obywatele, biorąc czynny udział we współrządzeniu. Chociażby poprzez uczestnictwo w wyborach.

Jan Wlobart

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X