Tragedie polskiej rodziny „wrogów ludu”

Tragedie polskiej rodziny „wrogów ludu”

Do domu przy ul. Pierwszego Maja 29 we wsi Zasłucz w okolicy Starokonstantynowa koło Chmielnickiego zapukano późno w nocy. Gospodarz, Paweł Kobylański, syn Jana, pracujący jako weterynarz powiatowy, przyzwyczaił się do nocnych wezwań.

Jednak, tym razem usłyszał coś zupełnie innego: „Zbieraj się!” Zobaczył nieoczekiwanych gości w mundurach NKWD, którzy przeszukali mieszkanie na mocy decyzji kierownika oddziału NKWD, młodszego lejtnanta bezpieki Samogorodskiego. Odebrali i zabrali ze sobą jego dowód osobisty, książeczkę wojskową, różną korespondencję, w której było blisko 20 listów.

Ciemną mroźną nocą wypędzą go z domu, popychając do „czarnego kruka”. Już dobiegł końca rok 1937. Żniwa represji osiągnęły swe apogeum. Co zastanawia? Sprawę Nr 3805 r. otwarto, jak napisano na okładce, 10 stycznia 1938 roku, zaś polecenie aresztowania i rewizji mieszkania ob. P. Kobylańskiego, mieszkającego w Starokonstyntynowie, wydano 29 stycznia 1938 r. Z tego wynika, że sprawę otwarto wcześniej, niż wydano polecenie aresztowania i rewizji.

„Ja, upoważniony biura bezpieczeństwa narodowego w oddziale powiatowym NKWD w Starokonstyntynowie, młodszy lejtnant bezpieczeństwa narodowego Proskurin, przejrzawszy materiały o działalności zbrodniczej Pawła Kobylańskiego, syna Jana, ur. w 1895 r., narodowość Polak, zawód – lekarz weterynarii, dostrzegłem, że P. Kobylański jest członkiem organizacji kontrrewolucyjno-dywersyjnej, na której zlecenie zajmował się na szeroką skalę otruciem bydła w powiecie Starokonstantynów i innych. Postrzegając w tej działalności oznaki przestępstw, opisanych w art. 54-9 54-1 Kodeksu karnego USRR, w oparciu o art. 93 p. 2 i 108 Kodeksu karno-procesowego USRR postanowiłem podjąć wstępne śledztwo w tej sprawie…”

Dość gruba sprawa nr 3805, która jest przechowywana w archiwum obwodowym w Chmielnickim, zawiera protokoły przesłuchań P. Kobylańskiego oraz innych członków „antyrewolucyjnej organizacji dywersyjnej” – Herasyma Didyka, Iwana Jakimowskiego, Klima Strogala, którzy w styczniu 1938 r. byli sądzeni jako „wrogowie ludu”. Oskarżano ich o to, że w 1937 roku „otruli” oni koni kołchozu im. Róży Luksemburg we wsi Grygoriwka.

Pierwsze przesłuchania „wroga ludu” P. Kobylańskiego, zawarte w bardzo ładnym charakterze pisma zawierają ducha i siłę jego męstwa, a zeznania zupełnie przeczą oskarżeniom. W tym czasie nie tylko w Grygoriwce, ale również w innych wsiach i kołchozach w powiecie Starokonstantynów, Krasiłów, Ostropól, Stara Siniawa na skalę masową ginęły konie oraz bydło. Oczywiście, winny temu był tylko główny weterynarz. Bardzo szybko „majstruje się” sprawę – ot, działa organizacja antysowiecka, o nastawieniu dywersyjnym, która zleca otrucie koni. W końcu 1937 roku w kołchozie im. R. Luksemburg padło ich najwięcej – 41.

Skąpe słowa życiorysu P. Kobylańskiego czytamy w ankiecie sprawy. Przed rewolucją P. Kobylański – biedak-urzędnik, po rewolucji październikowej – urzędnik, nie należy do partii, narodowość – Polak, obywatel ZSRR, w okresie mobilizacji (?) był powołany do armii Petlury. W latach 1918-1920 był pomocnikiem naczelnika jednostki gospodarczej.

W latach 1934-1937 P. Kobylański pracował w sowchozie w Krasiłowie kartelu winnickiego jako starszy lekarz weterynarii.

Córka pana Pawła, Walentyna (1928-2003) pozostawiła w 2001 roku wspomnienia, jak w tamtym roku miała iść do szkoły, szykowała się do klasy pierwszej, „a ojciec obiecał, że kupi mi palto, na które tak czekałam. Kiedy z mamą Agatą, córką Zygmunta, dojechałyśmy do wsi Kremenczuki, gdzie miał być w delegacji, nie zastałyśmy go tam, bo wyjechał do Starokonstantynowa… Nie zapamiętałam go. Chyba ze zdjęcia, które było przechowywane w dawnym domu mamy, a potem to zdjęcie zabrał aż do Mołdawii jego wnuk. Do dzisiejszego dnia nic nie wiem o jego losie. Mama mówiła, że go zabrano w 1937 r., a za co i dlaczego – nikt nie wie. Czytałam w gazecie powiatowej, że został zrehabilitowany.”

Rodzina Kobylańskich była znana od lat, wszyscy byli mistrzami swej sprawy, byli muzykami. „Ta rodzina – to była orkiestra dęta”, – przypomina sobie z opowiadań pani Walentyna. – Wszyscy, oprócz naszego ojca Pawła, grali na wszelkich możliwych instrumentach muzycznych.”

Poza Pawłem, za „za wrogów ludu” w tej rodzinie został uznany jego brat Stefan, który po ożenieniu się mieszkał we wsi Trzaski w powiecie Antonin. Jednak, los się uśmiechnął do niego. Jak wspominają jego dzieci, Józef i Anna, cudem wrócił z więzienia, z którego wyzwoliła go Nadieżda Krupska. Podczas pobytu w Winnicy (wówczas obecny obwód chmielnicki należał do obwodu winnickiego) żona Lenina odwiedziła więzienie, które było czy to w Proskurowie, czy to w Starokonstantynowie i w którym oczekiwali na wyrok „wrogowie ludu”. Podeszła do Stefana Kobylańskiego i zapytała, skąd pochodzi, za co go wsadzono do więzienia. On odpowiedział jej w języku polskim, który Krupska znała, bo przebywała z Leninem w Poroninie, Krakowie i, ku jego zdziwieniu, odpowiedziała mu również w języku polskim. „Byłam w Antoninach, ładny tam macie pałac… Podoba mi się wasze miasteczko”.

Po tym spotkaniu Stefan Kobylański myślał, że zostanie od razu rozstrzelany, jednak przyszli po niego i puścili do domu. Później zmarł w Antoninach, po represjach i zesłaniu do Kazachstanu. Czarna chmura przeszła także nad innym bratem – Władysławem Kobylańskim, który został zabrany przez NKWD. Jego żona została skazana na 10 lat łagrów, ale powróciła do wsi. Tam się dowiedziała, że ich syna Feliksa, który pozostał z dziadkiem, także dotknęło koło młyńskie represji, bo zostali siłą wysłani do obwodu połtawskiego.

Krwawa machina czerwonego terroru zgniotła także najmłodszego syna –Mariana Kobylańskiego. Niosły swój krzyż siostry „wrogów ludu” – Piotra Kobylańska, zmarła przy porodzie oraz Stasia, żyjąca do końca życia z niegojącą się raną w sercu, żona F. Surażskiego.

Odeszło w przeszłość trwożne minione stulecie, opowiadają o nim pożółkłe karty tragicznej historii, napisane krwią tysięcy niewinnych ludzi, umęczonych i zabitych nie tylko fizycznie, ale też duchowo i moralnie. „…Po tym, jak się zapierałem, zadecydowałem się stanąć na drogę szczerych zeznań, – napisze P. Kobylański trzęsącą się ręką na ostatnich kartach sprawy. – Tak, potwierdzam, że jestem uczestnikiem antyrewolucyjnej organizacji dywersyjnej, która stawiała sobie za cel i wcielała w życie likwidację hodowli bydła w rolnictwie…”

Aresztowany w 1938 r. jeden ze współpracowników NKWD, kapitan bezpieki Seweryn, w trakcie przesłuchań opowiedział o mechanizmie represji: „ W latach 1937-1938 ok. 90 % aresztowanych „przyznało się” do dokonania tego czy innego przestępstwa („szpiegostwo”, „uczestnictwo w działalności organizacji” etc.), – zaznacza Jurij Petrynenko, były naczelnik Zarządu SB Ukrainy w obwodzie chmielnickim, w swojej książce: „Wielki terror na Ziemi Chmielnickiej.” – „Z reguły aresztowani są na przesłuchaniach bici, w celach więzienia panuje zupełna prowokacja. Pobici i aresztowani nakłaniają nowych aresztowanych do tego, by składali zeznania i przyznawali się do dokonania nieistniejących zbrodni.”

Przewracamy karty sprawy. „Tak, zostałem powołany do armii Petlury, lecz nie służyłem, a zdezerterowałem, poszedłem do Armii Czerwonej i trafiłem do niewoli denikinowców, byłem w niewoli przez 4 miesiące, po czym zostałem wyzwolony przez Armię Czerwoną w okolicy miasta Tiraspol i byłem w Armii Czerwonej do końca 1920 r.”, – trzęsąca się ręka pozostawiła nowe zeznania i nieczytelny podpis P. Kobylańskiego. Wnuk ma jego fotografię, ukończył Politechnikę Lwowską, już od prawie 30 lat pracuje w Tiraspolu, a zanim przyjechał do tego miasta nad Dniestrem, często „widział we śnie most w Tiraspolu i bitwę petlurowców z Armią Czerwoną”. Widział Tiraspol oczyma swego dziadka?

10 marca 1938 roku odbyło się posiedzenie „trójki” komisariatu NKWD w obwodzie kamieniecko-podolskim, która wydała wyrok: Pawła Kobylańskiego s. Jana – rozstrzelać, zaś jego rzeczy osobiste skonfiskować.

Wyrok wykonano 5 maja 1938 roku.
Później P. Kobylański zostanie pośmiertnie zrehabilitowany.

Badając koleje losu tych osób z rodziny Kobylańskich, których poddano represjom, autor spotkał się z córką Pawła Kobylańskiego, Marią Bystrzycką, mieszkającą we wsi Antoniny. W 1938 roku miała tylko dwa lata, dlatego, oczywiście, swego ojca nie pamięta. „Ciężko nam było żyć z mamą – wspomina. – Ciężko zniosłyśmy lata głodu i zimna, od najmłodszych lat Kasia i Wala musiały pracować, by zarobić na kawałek chleba. W latach wojny Kasia została wywieziona na przymusowe roboty do Niemiec. Lata, spędzone w niewoli niemieckiej, odbiły się na jej zdrowiu, w końcu lat 70. zmarła na raka. Nasz brat Leonek zginął na wojnie, już na terenie Niemiec. Żona P. Kobylańskiego, Agata, nasza mama, do końca życia pozostała wdową.”

– Pani Mario, może pani zna z opowiadań jakiś interesujący fakt z życia pani ojca?

Nie odpowiadając na pytanie, pani Maria daje nam adres wnuczki P. Kobylańskiego, która jest córką z pierwszego małżeństwa Katarzyny, jego najstarszej córki. Walentyna Łuciuk opowiada ciekawy epizod, na który wpierw nie zwróciła uwagi. Otóż, na oddziale porodowym w szpitalu w Antoninie urodziły synów i leżały obok siebie na sali pani Walentyna oraz inna wnuczka P. Kobylańskiego, córka Katarzyny z drugiego małżeństwa, o czym tamta na pewno do dziś dnia nie wie.

Skomplikowane, zawiłe koleje losu, rozmyte i roztarte na płótnie życia podarowały spotkanie dwu wnuczkom, noszącym różne nazwiska, ale mającym wspólne korzenie rodzinne. Potomkowie rodu Kobylańskich, wbrew działaniom czerwonego systemu, mieszkają dziś w Antoninach, Starokonstantynowie, Odessie, Tiraspolu w Mołdawii, w innych miastach Ukrainy, a także bliskiej i dalekiej zagranicy. Przysypana kurzem sprawa P. Kobylańskiego, leżąca w archiwum państwowym w Chmielnickim, otworzyła nowe karty życiorysu. P. Trońko, członek Akademii Nauk Ukrainy, na pierwszych kartach pisma naukowo-publicystycznego” Z archiwów WUCzK, GPU, NKWD, KGB” napisał: „mowa jest o naszym rodowodzie, uczciwym, nie napiętnowanym życiu naszych dziadków i ojców, babć i matek. Zwróćmy dzieciom i wnukom dobre wspomnienia o ich przodkach. Żeby pamiętali, żeby byli z nich dumni.”

Jan Kozielski
Tekst ukazał się w nr 19 (71) 17-31 października 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X