Telefon – albo miłość we troje

Telefon – albo miłość we troje

Nie płacz, Najdroższa i wysłuchaj (Fot. Julia Łokietko)O tym, jak lwowska młodzież pracowała nad własną legendą opowiadają organizator projektu Mikołaj Solod i „Lucy” – perełka lwowskiego konserwatorium Hanna Nosowa.

H. N. – Po raz pierwszy usłyszeliśmy o „Telefonie” i twórczości G. C. Menottiego od naszego pedagoga Ihora Kuszplera. Wraz z Ludmiłą Bożko wystawił już kiedyś operę w telewizji. Po latach postanowił przywrócić ten utwór na lwowską scenę i zaproponował mi przygotować partię Lucy.

 

Po tragicznej śmierci profesora, Mikołaj Solod zmobilizował nas do tego by urzeczywistnić jego zamysł. Operę przygotowaliśmy w języku angielskim, zgodnie z panującą w świecie tradycją wystawiania sztuk w języku oryginału. Nie myślę, by to sprawiło jakieś trudności widzom, ponieważ w operze najważniejsze są emocje, muzyka i nastrój kreowany przez aktorów. Praca układała się nam bardzo ciekawie, ponieważ każdy w naszej ekipie artystycznej miał własną koncepcję na wcielenie opery. Mi podoba się jak poradzili sobie z „Telefonem” Francuzi…

 

M. S. – A dla mnie zdecydowanie najlepszą pozostaje rosyjskojęzyczna wersja opery w wykonaniu śp. Ihora Kuszplera i Ludmiły Bożko. Wiele jest interpretacji opery, nawet zdarzają się bardzo oryginalne rozwiązania sceniczne, ale wykonanie partii solowych w nich pozostawia sobie wiele do życzenia.

 

H. N. Do wyreżyserowania „Telefonu” zaprosiliśmy Zorianę Hryhorijczuk. To bardzo miła osoba. Do niczego nie zmusza, a subtelnie ukierunkowuje wykonawców. Mieliśmy z Rusłanem Skorolitnim, który wcielił się w rolę Bena, możliwość działać intuitywnie.


Obecnie popularna jest tendencja do modernizacji sztuki i swoistej ekstrawagancji, np. jeśli chodzi o scenografię i wybór kostiumów. Postanowiliście nie poddać się tej tendencji…

H. N. Nie ograniczaliśmy się do jakiejś pewnej epoki. Tak naprawdę przedstawiona w operze sytuacja mogła zaistnieć w dowolnym czasie – zarówno teraz, jak i 50 lat temu, i po upłynięciu kolejnych 30.

M. S. Zresztą sam Menotti pisał we wstępie go opery, że jej akcja odbywa się w dowolnym czasie, dopóki istnieje telefon. Wydaje mi się, że obecnie problematyka „Telefonu” jest bardziej aktualna, niż wcześniej. Kiedyś mieliśmy telefon w domu i ludzie częściej się widywali. Obecnie każdy nosi przy sobie komórkę, często w dostępem do internetu. Człowiek żyje częściowo w świecie wirtualnym.

Mikołaj, jako organizator, opowiedz nam jak kształtowała się Wasza ekipa artystyczna
M. S. Znajomy znajomego polecał (śmiech – red.). A tak na serio, to w krótkim terminie bardzo trudno znaleźć ludzi w pełni odpowiedzialnych i oddanych pracy, co też rzutowało na pewne zmiany w składzie ekipy. W końcu udało się znaleźć, wprawdzie pstrokatą, ale bardzo utalentowaną grupę młodych artystów. Korzystałem ze swych kontaktów i poleceń przyjaciół. Kto szuka, ten znajduje (podsumowuje z dumą – red.).

H. N. W pierwotnym założeniu zagrać w „Telefonie” powinni byli studenci śp. Ihora Kuszplera. Mikołaj zaproponował mi zagrać Lucy ponieważ na tę rolę wybrał mnie nasz pedagog. Jego wychowankiem jest też Rusłan Skorolitnij, solista kapeli „Trembita”, który wcielił się w postać Bena. Bardzo dobrze nam się pracuje. Zresztą, klasa akademicznego śpiewu solowego, którą prowadził śp. Ihor Kuszpler – to jedna wesoła rodzina.

Wystawienie „Telefonu” jest bez dwóch zdań waszym promiennym sukcesem. A jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
M. S.  Chcielibyśmy, by spektakl jeszcze nie raz zagościł na naszej scenie. Zresztą wiele oper współczesnych kompozytorów zasługuje na zaprezentowanie we Lwowie. Zobaczymy. Na razie skończyliśmy z Anią studia i planujemy kontynuować szlifowanie warsztatu za granicą. Niestety, młodzi muzycy po studiach nie mają za dużo wzięcia w kraju. Poza tym, na Ukrainie nie ma jeszcze wybitnych śpiewaków operowych o światowej sławie, u których warto byłoby się uczyć.

 

Julia Łokietko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X