„Swoi” przeciw „obcym”

Genetyka w służbie nieuków.

Niedawno minister kultury Ukrainy w czasie rozmowy o mieszkańcach wschodu Ukrainy i Zaporoża użył dość nieszczęśliwego sformułowania: „ukraiński kod genetyczny”.

Wypowiedź ministra kultury Ukrainy Jewhena Niszczuka, natychmiast wywołała niesmak wśród większości zwolenników i przeciwników idei „genetyki narodowej”. I choć minister za swoje nieudane sformułowanie przeprosił, czytając gorące dyskusje w internecie, można zaobserwować bardzo niski poziom wykształcenia społeczeństwa ukraińskiego. Gdy ludzie z wyższym wykształceniem, z tytułami magistrów i doktorów operują określeniami „genetyczny kod narodu” i próbują przy pomocy genetyki wyjaśnić zjawiska i procesy zachodzące w społeczeństwie, wywołuje to szereg poważnych pytań co do systemu edukacji w szkole ukraińskiej, na wyższych uczelniach i w nauce akademickiej w ogóle. Właśnie o tendencjach w społeczeństwie ukraińskim zamierzam dzisiaj napisać. Tendencjach, które nie tylko budzą obawy, ale są po prostu groźne. Ale, może po kolei…

Kto jest przeciwko nam i naszej sławnej historii?
Mogłoby się wydawać niczym osobliwym, że jeden z ministrów rządu ukraińskiego wygłosił swoją interpretację praktyk kulturowych w pewnym regionie. Owszem. Przecież nie tylko on tak postępuje. Już od 25 lat politycy i urzędnicy ukraińscy uciekają od realiów w historię. Motywy mają różne, lecz w większości przypadków czynią tak, by ukryć swój brak profesjonalizmu, brak kompetencji na zajmowanym stanowisku, korupcję itd. Zamiast pisać sprawozdania o rzetelnej pracy i dokonanych korzystnych zmianach, często „wskakują” nie tylko w historię, lecz „włączają” też temat patriotyzmu. Gdzie bowiem mamy największe osiągnięcia, które nam dech zapierają? Oczywiście – w historii. Dlatego na każde podstępne pytanie oponenta należy odpowiadać, przywołując jak najwięcej postaci historycznych. Przypisywać im cechy herosów, nie zapominając o ich narodowości, i umieszczać dyskretnie swoją osobę w ich szeregach. To jak gdyby dumnie obchodzić 300 lecie ginącego uniwersytetu, z którego uciekają ostatni naukowcy.

Wiadomo, że Ogólnoukraińskie Zjednoczenie „Swoboda” nie ma żadnego bezpośredniego związku ze Stepanem Banderą i jego organizacją. Potrafiło jednak zinstrumentalizować z korzyścią dla siebie temat etnicznego nacjonalizmu tak, że przez całą kadencję rządziło na Ukrainie Zachodniej, a nawet dostało się do parlamentu. Zasada: kto przeciwko nam – ten przeciwko Stepanowi Banderze działała na zachodzie Ukrainy skutecznie. Może to wydawać się dziwne, ale zysk był obopólny: Bandera otrzymał nową aktualizację, a partia – głosy wyborców. I nikogo już nie obchodziły ani rzeczywiste źródła hojnego finansowania partii oraz zyski z eksploatacji tematu OUN i Stepana Bandery dla Ukrainy XXI wieku. Nikt też nie zawracał sobie głowy zewnętrznym wizerunkiem „banderowskiej” Ukrainy, bo dla nas cel jest niczym, najważniejszy jest proces. Najważniejsze są technologie polityczne, które bodaj na chwilę doprowadzą nas do steru władzy.

Wybuchowy potencjał etnicznego nacjonalizmu
Ale nie tylko „Swoboda” wykorzystywała doktrynę etnicznego nacjonalizmu. Do tego źródła sięgał również Wiktor Juszczenko, szczególnie wtedy, gdy jego poparcie spadło do poziomu błędu statystycznego. Cóż to za magia ukryta jest w etnicznym nacjonalizmie? Zabrzmi to dziwnie, ale właśnie ten rodzaj nacjonalizmu, który ze względu na zróżnicowany charakter obecnego społeczeństwa ukraińskiego jest mu jak najbardziej przeciwskazany, wykorzystywany jest przez najbardziej nacjonalistyczne (patriotyczne) siły polityczne. Wytłumaczenie tego zjawiska jest proste: w etnicznym nacjonalizmie drzemie olbrzymia siła konfliktowa i wysoki potencjał mobilizacyjny. Wykorzystywać go mogą wyłącznie najbardziej cyniczni politycy i osoby całkowicie nieodpowiedzialne. Bo któż by się bawił ogniem, siedząc na beczce prochu? Ale okazuje się, że są ludzie chętni bawić się w naszym narodowościowo zróżnicowanym państwie w obywateli „czystej krwi” i „obcych”. Oczywiście, z politycznymi preferencjami dla jednych i dyskryminacją prawną pozostałych.

Problem polega na tym, że ideę etnicznego nacjonalizmu łatwo jest kupić – bo któż nie wierzy w bajki? Etniczny nacjonalizm – to zlepek mitów i pretensjonalnych stereotypów. „My, gospodarze naszej danej nam przez Boga ziemi, mieszkaliśmy przez stulecia w pokoju, pracowaliśmy, gromadziliśmy dobra. Byliśmy spokojni, pobożni, sprawiedliwi. Byliśmy wzorcem prawdziwego Ukraińca, bez postronnych wpływów i domieszek”. Taki sobie – „złoty wiek” bajkowych Ukraińców. A potem wszystko było jak w klasycznej bajce: „przyszli źli wrogowie-przybłędy i nasz raj podpalili. Nie chcieliśmy, ale zostaliśmy zmuszeni bronić się przed wrogami, bronić przed przyszłymi wyzwaniami, oczyszczać nasze społeczeństwo od tych „obcych”, którzy winni byli wszystkich naszych bied i w przyszłości będą przeszkadzać w budowie naszego narodowego państwa. Jedynie ci obcy są winni wszystkiemu, bo któż jak nie oni zrujnowali naszą narodową idyllę, gdzie nie było bogatych i biednych, nie było wyzysku, a panowały pokój i harmonia. Gdzie owce pasły się razem z wilkami i nigdy ręka brata nie podnosiła się na brata”.

Wyznawcy nacjonalizmu etnicznego mylnie wierzą, że stosując go można jednym strzałem ubić dwa zające i uniknąć odpowiedzialności za swoje błędy i porażki. Amorficzna grupa „czystej krwi” wyprowadzana jest poza strefę krytyki, zaś wina za wszystkie nieszczęścia przekłada się na zbiorczy typ „obcego”, wroga, przybłędę. Kryteria, według których określa się kto jest autochtonem, a kto obcym, są dość niejasne i toną w mroku dziejów. Wszystko zależy od punktu widzenia interpretatorów. Również odpowiedź na pytanie kto ma prawo uważać się za Ukraińca „czystej krwi”.

Dla zwolenników etnicznego nacjonalizmu narodowość jest wielkością stałą, która nie podlega wpływowi czasu. Dla nich naród nie jest bytem politycznym, tworzonym na przestrzeni stuleci i przejawiającym się szczególnie w XIX wieku. Naród dla nich – to ślepa wiara w istnienie stałej grupy ludzi połączonych wspólnym pochodzeniem narodowym, jednym językiem i wiarą. Ponadto nacjonalizm etniczny nie dopuszcza asymilacji w nim innych narodowości. To jak próba zmieszania wody z olejem: na takich założeniach opierają się „genetyczni” interpretatorzy pojęcia „naród”.

Eugenika po ukraińsku
Należy rozumieć, że minister Niszczuk nie ma czasu na poważną naukową lekturę na temat, w którym tak śmiało się wypowiada. Jak wynika z powyższego, jego wypowiedzi opierają się przeważnie na tradycji ustnej, są to rozmowy w pracy, przy świątecznym stole, przemowy na mityngach i dyskusje w gronie rodziny. Z tego punktu widzenia da się zrozumieć zapalonych dyskutantów, którzy na forach bronią ministra, obstając przy istnieniu „narodowych genów” i „genetycznego narodu”. I zupełnie nie zastanawiając się nad tym, jak można konkretnie określić ukraińskie „geny” i czym one się różnią od „nieukraińskich”?

Obawę budzi też fakt, że większość dyskutantów nigdy nie słyszała o „eugenice”. A jeżeli nawet – to nie widzi w tym nic złego. Nie wiedzą do czego, w złudzeniu, że można stworzyć rasę „nadludzi”, doprowadziły w przeszłości selekcyjne eksperymenty nie tylko nad pojedynczymi ludźmi, ale nad całymi grupami ludności. Kiedy to wzniosły zamysł stworzenia człowieka doskonałego, bez wad fizycznych i chorób, doprowadził do straszliwej rasistowskiej i faszystowskiej polityki, której ofiarami stały się miliony ludzi. Gdy całe narody ogłaszano śmieciem genetycznym, a osoby z wadami fizycznymi lub psychicznymi nie miały prawa do życia. Przyznajmy, że po krachu teorii rasistowskich ubiegłego wieku, po osądzeniu bezsensownych podziałów na rasowo wartościowe i nie wartościowe narody, we współczesnej Ukrainie nadal używane są na poziomie akademickim pojęcia „genetyczny fundusz narodu” i „genetyczny kod narodu”.

Niektórzy próbują przenieść tę terminologię w sferę poetycko-metaforyczną. Że to niby, mamy na myśli nie bazę genetyczną naszego narodu, uprawniającą do dominacji, lecz tak sobie mówimy metaforycznie o prawdziwych Ukraińcach. Jednak wiara w „prawdziwych” i „nieprawdziwych”, „czystej i niezupełnie czystej krwi”, zwłaszcza bazująca na genetyce, w przypadku Ukrainy– to droga do piekła wojny domowej.

Współuczestnicy przestępstwa?
Winy Niszczuka w tym, że zwerbalizował myśli wielu Ukraińców, nie ma. Wina leży po stronie naukowców i intelektualistów, którzy bytują w swoim narodzie. Którym wygodniej jest przebywać w jednym środowisku z nieukami, dyskretnie zakrywając przed nimi nos. Jest to łatwiejsze, niż pełnienie swych bezpośrednich funkcji: nieustannie, językiem przystępnym wyjaśniać ludziom złożone kwestie materii. Na nieszczęście, do dziś nikt nie wyjaśnił ministrowi, ani innym politykom i urzędnikom, że nie ma pojęć idealnych. Pragnienie działania tylko w warunkach i sytuacjach idealnych to dziecinada. Stąd wyjaśnienia pana ministra, że ukraińska strategia kulturalna na Donbasie poniosła klęskę, ponieważ nie ma tam właściwego „materiału genetycznego” w postaci, prawdziwego, autochtonicznego społeczeństwa, „prawdziwej” ukraińskiej ludności, przypomina raczej gaworzenie małego dziecka, niż urzędnika państwowego.

Co więc jest fałszem w ustach pana ministra? Twierdząc, że w okresie sowieckim na Donbas i w inne regiony Ukrainy w miejsce wymarłych wskutek Wielkiego Głodu Ukraińców zostali zawiezieni inni, obcy ludzie, minister otwiera „puszkę Pandory”, skłócając w ten sposób wewnętrznie społeczeństwo ukraińskie i sprowadzając ataki mediów z zewnątrz. Stwierdzenie, że zawieziono tam innych – czytaj: nie-Ukraińców, obcych, nie „czystej krwi” – sugeruje, iż uprzednio te tereny zamieszkiwali jedynie prawdziwi Ukraińcy. Twierdzenie, że prawdziwych Ukraińców wymordowano w okrutny sposób, a ich ziemie sztucznie zasiedlono obcymi, nie tylko tworzy pojęcie „obcych” obywateli całego tego regionu, ale ponadto piętnuje ich jako następców współuczestników zbrodni. Nie szkodzi, że nic nie wiemy o przejawach „ukraińskości” w miastach Donbasu: ukraińskiej kulturze, ruchach politycznych wpływowych partii nacjonalistycznych, o dominacji języka ukraińskiego. Niestety, nic z tych rzeczy na Donbasie nie było, jak i nie było Ukraińców „czystej krwi” w pojęciu narodowym.

Ponieważ Donbas i reszta regionów przemysłowych Ukrainy nie wpisuje się, z punktu widzenia etnicznego nacjonalizmu, do kategorii „prawdziwych”, ministrowi wyrwały się słowa o „nie tej genetyce”. Wytłumaczył swój brak sukcesów w regionie nie własnym brakiem adekwatnej oceny sytuacji i spojrzeniem na region przez okulary etniczne, lecz po prostu brakiem właściwej „genetyki”.

W historii było wiele przykładów traktowania tych, którzy nie mieścili się w granicach pewnej doktryny ideologicznej. Myślę, że Ukraina nie powinna iść tą haniebną drogą. Kto jednak wyjaśni ministrowi, że to nie Ukraińcy są „nieprawdziwi”, a że to on jest w niewoli przestarzałej i antyludzkiej teorii?

I na zakończenie. Jedynie konsolidacja społeczeństwa ukraińskiego, pogodzenie różnych pamięci historycznych i rzetelna edukacja są w stanie uratować Ukrainę. Etniczny nacjonalizm dla współczesnej Ukrainy – to już nie tylko droga do rozpadu państwa. To rozpad, wojna domowa i rozbiór terytorium pomiędzy silniejszych. Nie dostrzeganie tego lub przypisywanie wrogiej propagandzie, która dosłownie poluje na takich durniów – oznacza przyznanie się do własnej bezsilności.

Bądźmy mądrzy!

Wasyl Rasewycz
Tekst ukazał się w nr 23-24 (267-268) 16 grudnia – 16 stycznia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X