Słów kilka o Lwowie, Lublinie i o tym, ile nas łączy, a co nas rozdziela

Podczas IV Polsko-Ukraińskiego Festiwalu Partnerstwa, który odbył się na początku września bieżącego roku, do Lwowa przybyła Lubelska Federacja Bardów (LFB).

Już w czasie południowej próby lwowianie z zainteresowaniem wchodzili na podwórko ratusza, by wsłuchać się w twórczość lubelskich bardów. Właśnie wówczas pojawiły się pierwsze brawa. Wieczorem mieszkańcy Lwowa równie żywo reagowali na słowa i muzykę.

We Lwowie LFB pojawiła się w składzie: Katarzyna Wasilewska, Jan Kondrak, Marek Andrzejewski, Piotr Selim, Krzysztof Nowak, Tomasz Deutryk oraz Piotr Bogutyn. Po upływie czasu, w Warszawie o lwowskim koncercie z Janem Kondrakiem rozmawiała Elżbieta Lewak.

Nie był to Pana pierwszy występ we Lwowie.
Z własnym koncertem byłem już w Pałacu Potockich, natomiast z Lubelską Federacją Bardów graliśmy kilka razy w Klubie Picasso.

Jak przyjęła wówczas Pana lwowska publiczność? Jak zareagowała na repertuar Federacji Bardów?
Jako LFB przyozdabialiśmy wcześniej uroczystości państwowe, a więc publiczność zorganizował nasz konsulat. Trudno jest coś powiedzieć o takiej widowni, ponieważ jak powiedziałem, jest ona zorganizowana, są to urzędnicy różnych szczebli z rodzinami i ze znajomymi. Sprawiają wrażenie osób, którym się wszystko podoba i prezentują pewien rodzaj optymizmu urzędowego. A nie sposób przeniknąć tajemniczej twarzy urzędnika…

Natomiast w Pałacu Potockich publiczność była doskonale przemieszana, polsko-ukraińska. Jestem zrozumiały na tym gruncie z uwagi na moje nawyki wschodniego zaśpiewu, a jednocześnie chyba byłem dość atrakcyjny jako ten, co przyjechał z zachodu. Publiczność żywo reagowała na ten koncert.

Jak określiłby Pan repertuar zaprezentowany we Lwowie przez Federację? Mówił Pan wtedy, że utwory te mają na celu generalnie poprawiać świat. W jaki sposób?
Celem Bardów jest skłaniać ludzi do myślenia o tym, co jest i jak jest naprawdę. Wskazywać problemy i kierunki ich rozwiązywania.

Utwory mogą również ten świat niszczyć?
Mogą go psuć. Na przykład, zakłamywać, mówiąc, że jest pięknie i nie trzeba nic robić, że wystarczy kontemplować piękno. Tak robią utwory (na przykład i – o dziwo!) pielgrzymkowe, oddalając nasze myśli w stronę transcendencji. Ale przede wszystkim nieporadny językowo pop sieje słabość. Ma moc zarażania złym wzorcem.

Czym dla was jest owo partnerstwo polsko-ukraińskie, być może wschodnio-zachodnie, które promuje lwowski Festiwal?
Zakładamy, że rozumienie tego słowa jest dla wszystkich jasne. Przez „partnerstwo” rozumiemy przyjazne czy też koleżeńskie współistnienie, współżycie, koegzystencję, co najwyżej koabitację – mało przyjazne, ale jednak współistnienie. Przy partnerstwie wykluczamy z góry wrogość, złośliwość, chęć zaszkodzenia komuś. A skoro znaleźliśmy się na Festiwalu Partnerstwa, to to partnerstwo chcielibyśmy szerzyć, ogłosić światu… Ogłosić je miastu i światu.

Czym w takim razie kierowała się Federacja Bardów w doborze repertuaru?
W programie chciałem polemizować z utartymi sądami na temat narodowości. Moim zdaniem – i zdaniem wielu humanistów, od Erazma z Rotterdamu począwszy – człowiek otrzymuje narodowość w sposób przypadkowy, więc nie powinien się do niej specjalnie przywiązywać. Natomiast wiadomo, że wszyscy jesteśmy ludźmi. A skoro wszyscy jesteśmy ludźmi, to posiadamy gdzieś zapis naszych praw, mamy zapis naszego rodowodu, mamy swoje święte Księgi. W dodatku wszyscy mamy te same Księgi – wszystkie religie mesjanistyczne są religiami judaistycznymi, wychodzą ze Starego Testamentu. Tak jest z judaizmem, tak jest z chrześcijaństwem (czy prawosławnym, czy katolickim, czy też protestanckim). Tak samo jest z islamem, który też jest religią judaistyczną, tylko najmłodszą. I jest jakimś nieporozumieniem, że najmłodsi bracia w wierze umówili się, żeby nam wszystkim poucinać głowy. Trzeba im wytłumaczyć, że to nie ma sensu, bo przecież – wskazując na naszą jedną wspólną Księgę – wszyscy należymy do tego samego narodu, który można nazwać narodem rajskim. To by było lepsze dla świata.

Czyje utwory zaprezentowała LFB?
Wychodząc z takich podstaw filozoficznych, słowami Edwarda Stachury przyznawaliśmy się do winy, że zamieniliśmy tę ziemię w morze łez i morze krwi. Słowami Karola Wojtyły mówiliśmy światu, że miłość jest w stanie przezwyciężać zło, że można zło pokonywać dobrem. Zaprezentowaliśmy też wiersz ojca polszczyzny – Jana Kochanowskiego, wiersz, w którym łączą się tradycje pogańskie z chrześcijańskimi, pewien rodzaj akceptacji starego poprzez nowe.

Pojawił się również fragment inwokacji „Pana Tadeusza”.
Tak, a warto zapytać, kim był Adam Mickiewicz, zwrócić uwagę na to, jak się zaczyna ten najważniejszy poemat w języku polskim. Jeśli przyłożymy dzisiejszą siatkę granic, okaże się, że Mickiewicz był obywatelem Białorusi. Poddanym rosyjskiego cara. Utwór napisał po polsku, a poemat zaczyna się od słów „Litwo! Ojczyzno moja!”. I jest to najważniejszy tego typu utwór w Eropie XIX wieku!

Niezależny od granic kulturowy miszmasz.
Narodowości i granice są absurdalne i są niczym wobec wielkości ducha ludzkiego, który potrafi tworzyć arcydzieła. I powinniśmy raczej iść za pięknem arcydzieł niż przyzwyczajać się do absurdów, które sami sobie wymyśliliśmy, do granic, które są sztuczne i przesuwalne. I jeszcze w ten sposób, że ta część Europy, w której znalazła się Polska, ma rację, gdy te granice usuwa, a nie ma racji ta część, która mury i szańce stawia. To jest anachroniczne.

Warto podkreślać to, co nas jednoczy.
Właśnie na przykładzie postaci Wincentego Pola, którego utwór dziś zagraliśmy, Niemca, który napisał około tysiąca utworów stylizowanych na polską twórczość ludową, pokazaliśmy, co łączy chociażby Lwów z Lublinem.

Na podstawie jego życia i twórczości chcieliśmy pokazać, jak narodowościowo niejednoznaczne były zachowania poszczególnych wybitnych jednostek w kulturze. Ta sytuacja cały czas się powtarza: ktoś o rzekomo jakichś korzeniach narodowościowych zachowuje się zupełnie nie w myśl utartych schematów. Wincenty zachowuje się jak super Polak! Próbuje wydobyć z niebytu polską państwowość.

Pojawiły się też teksty i muzyka stworzone przez członków Federacji.
Tak, ponieważ my jesteśmy w gruncie rzeczy grupą autorów i kompozytorów. Przedstawiliśmy trzy utwory, które opowiadają o sytuacji przenikania granic przez kulturę. Zaprezentowaliśmy na przykład, własną muzykę, która jest stanem takiego przygranicznego i nadgranicznego ducha.

Opowiadaliśmy też naszymi słowami o powinności artysty w dzisiejszych czasach i o tym momencie dziejowym, w którym artysta jest kimś w rodzaju przemytnika wartości w obie strony: z zachodu na wschód i ze wschodu na zachód.

Jak wpływa na twórczość Pana, na twórczość Federacji Lublin i Lubelszczyzna? Inspiruje? Wyróżnia?
Na Lubelszczyźnie mieszają się wątki ukraińskie i polskie. I kiedy jestem, powiedzmy, w Grodnie, wszyscy mi mówią, że gram po zachodniemu, a kiedy jestem w Poznaniu, wszyscy twierdzą, że jestem szalenie wschodni. I tę mieszankę kultur można odbierać jako rozdarcie, ale można też ją potraktować jako pozytywną sumę wrażeń, która nas ubogaca. Wystarczy być wiernym swojemu miejscu – w sensie artystycznym – i już się jest innym. Na tę inność stawiamy.

Pojawiły się dziś również „Bratki”. To poruszający utwór. Czy przybliżyłby Pan jego historię naszym Czytelnikom?
„Bratki” to utwór współczesny, który odwołuje się do następującej konstatacji: nic po nas nie zostanie oprócz uczuć, które zapamiętają ci, co nas przeżyją. Które przekażemy komuś, na przykład dzieciom albo ukochanym osobom i one poniosą te uczucia dalej w przestrzeni, w czasie. Wszystko, co się wiąże z uczuciami, nabiera wartości. I tylko w uczuciach można upatrywać nadziei na polepszanie świata.

Kim jest bohaterka?
To kobieta, która utraciła wszystko na skutek wojny, ale – jak to kobieta – korzystając z zasobów swojej kobiecości, porządkuje świat. Idzie na pobojowisko i zaczyna porządkowanie od posadzenia na grobach kwiatów. Sadzi bratki, ponieważ mają one w sobie coś z ludzkich twarzy. To jest trochę tak, jak gdyby rodziła dzieci. Te kwiaty są jak gdyby dziećmi-pogrobowcami po młodym mężczyźnie, który być może zginął, ale zostawił po sobie nowe życie. Bohaterka nie wie, czy wie on o ich istnieniu. Uczy swe dzieci, pokazuje im świat w taki sposób, że go upiększa. Jest to manifestacja uczuć pozytywnych i manifestacja naprawy świata poprzez piękno. A to piękno wynika z natury kobiecości.

Dziękuję za ten manifest i rozmowę. Do nowych spotkań.

Rozmawiała Elżbieta Lewak
Tekst ukazał się w nr 19 (239) 16-29 października 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X