Słodko-gorzka czekolada – Höflingerowie Reklama fabryki Jana Höflingera, archiwum rodzinne

Słodko-gorzka czekolada – Höflingerowie

Rozmowa dziewiąta Anny Gordijewskiej z Anną Kozłowską-Ryś, historykiem sztuki, filologiem, tłumaczem, autorką książek „Lwów na słodko i… półwytrawnie” ,„Sekrety kresowych kuferków”.

Tadeusz Höflinger, archiwum rodzinne

Pani Anno, podczas naszej ostatniej rozmowy 12 marca radosnym głosem Pani powiedziała: „Jest!”. Czyli mamy trzecią książkę, która wyszła spod Pani pióra, świeżą bułeczkę „Słodko-gorzka czekolada – Höflingerowie”. Dlaczego nowa Pani książka jest o Höflingerach?

Śledząc historię lwowskiego cukiernictwa i sztuki kulinarnej a zwłaszcza losów różnych właścicieli cukierni, kawiarń, restauracji i ich lokali nie sposób było nie zainteresować się firmą „Jan Höflinger” i tą rodziną, tym bardziej że w przysłowiowych kuferkach z dawnych czasów znalazło się nieco niezwykle ciekawych dokumentów. Oczywiście trzeba było poszperać dodatkowo i w archiwach. W ten sposób udało się odtworzyć barwne losy tej rodziny, sięgając wstecz do połowy XVII wieku. Okazało się, że Höflingerowie z dawien dawna byli nie tylko bardzo przedsiębiorczy, ale i niemal w genach mieli zamiłowanie do restauracyjno-cukierniczych interesów. Karol Höflinger, przodek założyciela tej znanej lwowskiej fabryki cukrów i czekolad, Jana Höflingera, osiedlił się we Lwowie na początku XIX w. i otworzył tu traktiernię. Nie był pierwszym traktiernikiem w rodzinie, bo zajmowali się restauratorstwem już jego ojciec i bracia stryjeczni. Warto przy tym podkreślić, że restauracja Höflingerów w Czeskich Budziejowicach przetrwała wiele lat i działała pod zarządem rodziny jeszcze krótko po II wojnie światowej. Co ciekawe, potomkini Karola, jego praprapraprawnuczka obecnie także prowadzi restaurację, w Zamościu.

Kurs handlowy (pierwszy od lewej siedzi T. Höflinger)

Nie wiadomo, czy Karol zamierzał osiąść we Lwowie na zawsze, lecz tak się stało. Restaurację prowadził potem jego syn Jan wraz z żoną lecz już wnuk – również Jan, wykształcił się w zawodzie cukiernika. Co zadecydowało o porzuceniu traktiernictwa, możemy się jedynie domyślać. W tym czasie w mieście było wiele lokali restauracyjnych – dużych, małych, wykwintnych bardziej i mniej oraz bardzo skromnych, a cukierni oraz wytwórców słodyczy jeszcze jak na liczbę mieszkańców stosunkowo niewiele. W połowie lat 70. XIX w., jak podaje Antoni Schneider, we Lwowie było 116 restauracji, 500 wyszynków z mocnymi trunkami, 162 piwiarnie, 36 kawiarń i tylko 19 cukierni. „Słodki” interes wydawał się mieć być może większe perspektywy? Tak czy siak po długiej nauce rzemiosła cukierniczego Jan Höflinger otworzył we Lwowie Fabrykę Cukrów i Czekolad. A trzeba przy tym wiedzieć, że to nie od Lwowa zaczął swoją drogę zawodową, lecz od Buczacza a cukiernię z fabryką otworzył we Lwowie dopiero w roku 1897 r., odkupując pomieszczenia od cukiernika Alojzego Horwatha przy ul. Teatralnej 8, w tym samym miejscu, gdzie uprzednio mieściła się cukiernia pana Michała Monné. Działał prężnie i wkrótce został obrany prezesem lwowskiego stowarzyszenia cukierników.

Lwów, ul. Asnyka, foto współczesne wykonała Anna Gordijewska

Zdaje się, że fabryka Höflingerów była przy ul. Asnyka?

Tak, ale na ul. Asnyka 9 przeniósł się z rodziną dopiero w połowie lat 20. XX w. Tadeusz Höflinger, syn Jana, który po śmierci ojca przejął ster firmy. To o fabryce pod zarządem Tadeusza wiemy najwięcej, jednak pamięć o ojcu, o założycielu firmy nie zaginęła. Jego imię stało się marką firmy „Jan Höflinger”. Niestety, marka nie przetrwała, choć jeszcze w czasach okupacji fabryka pod zarządem niemieckim nosiła nazwę „Schokoladenfabrik J. Höflinger”. Kres marce przyniosła okupacja sowiecka, podobnie zresztą jak to się stało z pozostałymi znanymi lwowskimi markami jak „L. Zalewski”, „Branka” czy „Hazet”.

Reklama medalionów mickiewiczowskich, archiwum rodzinne

Do dzisiaj głównie wspomina się tzw. medaliony Mickiewiczowskie z fabryki Höflingera.

Rzeczywiście, to jeden z wyrobów chyba najbardziej znanych, bowiem związanych z budową pomnika Adama Mickiewicza we Lwowie. Tadeusz Höflinger był jednym z tych, którzy aktywnie włączyli się w akcję zbierania funduszy na jego budowę. Pomysł był znakomity – piękny czekoladowy medalion z odciśniętym portretem Wieszcza, według płaskorzeźby twórcy nagrodzonego projektu pomnika – Antoniego Popiela. Medalion kosztował 20 halerzy, a dochód ze sprzedaży pierwszych 10.000 sztuk ofiarował Tadeusz w całości na rzecz powstającego monumentu. Medaliony sprzedawane były w całym mieście, w wielu punktach – cukierniach, kawiarniach, sklepach korzennych, w Bazarze Krajowym, w hotelu George’a, na Nieustającej Wystawie Przemysłu Krajowego przy pl. Halickim, w kramie Towarzystwa Szkoły Ludowej na Chorążczyzny; w sklepach perfumeryjnych Jana Ihnatowicza przy pl. Mariackim i ul. Sykstuskiej, w drogerii J. Rechena przy ul. Halickiej; nawet w zakładzie ogrodniczym A. Klimowicza i Syna przy pl. Halickim; we wszystkich dzielnicach miasta. Miasto pełne było tych czekoladowych medalionów. Zresztą to nie była ostatnia tego typu akcja wymyślona przez Tadeusza Höflingera. W 1906 r. przekazał część dochodu ze sprzedaży czekolad na rzecz budowy pomnika Bartosza Głowackiego a w 1910 r. ze sprzedaży specjalnie wyprodukowanych cukierków o nazwie „Królewskie” z portretami królów polskich – na budowę pomnika grunwaldzkiego w Krakowie. W okresie międzywojennym wspierał sprzedażą specjalnych serii czekolad wiele inicjatyw. Tak było w 1925 r., gdy współpracując z Lwowskim Oddziałem Ligi Morskiej i Rzecznej wyprodukował 50 000 sztuk czekolady reklamowej i z czystego dochodu przeznaczył 10% na fundusz budowy floty handlowej. Niestety, nie zachowało się żadne opakowanie tej czekolady – być może ma jakiś egzemplarz któryś z prywatnych kolekcjonerów tego typu artefaktów? Höflinger włączył się też w popularyzację esperanto – opatrując kolejną serię specjalnych czekolad w opakowanie z napisami w tym międzynarodowym języku. Poza tym niewątpliwie Tadeusz miał niezły zmysł jako marketingowiec. Reklamował swoje wyroby podczas wielu interesujących wydarzeń w mieście, ściągających uwagę lwowskiej publiczności. Ot, choćby podczas słynnego popisu akrobacji człowieka-Muchy. W styczniu 1928 r. zanim Poliński rozpoczął swoją tragicznie zakończoną wspinaczkę „na Teliczkową”, przechodząc po linie między kamienicą Segala a kamienicą, w której mieścił się lokal Zofii Teliczkowej, rozsypał nad głowami zgromadzonych czekoladki Höflingera. Nie zabrakło go też w czerwcu 1931 r. podczas Międzynarodowego Wyścigu Okrężnego ulicami miasta. W przerwie wyścigu zorganizowano wtedy drugą imprezę – wyścig dla 6-7-letnich dzieci w samochodzikach firmy Citroën. Nagrody dla małych zawodników ufundowała firma Citroën, a firmy „Jan Höflinger” oraz „Hazet” przygotowały dla wszystkich plakiety i bombonierki z czekoladkami. Podczas wyścigu funkcjonował też totalizator czekoladkowy. Swój „słodki” udział miał również Tadeusz w pierwszym i jedynym konkursie piękności „Miss Judea” w styczniu 1929 r. Zwyciężczyni – Zofia Oldakówna, otrzymała od firmy piękną bombonierkę „Erika” i dodatkowo 100 zł, które laureatka miała przekazać na dowolny cel dobroczynny.

Reklama czekolady Erika, archiwum rodzinne

A skoro mowa już o konkursie piękności, to, jak wiadomo, córka Tadeusza Höflingera Krystyna brała udział w konkursie Miss Polonia.

Tak, i niewiele brakowało, by to ona a nie Zofia Batycka wygrała konkurs! W każdym razie na głowę pobiła pannę Batycką w dwóch pierwszych etapach wyborów Miss, gdy głos mieli czytelnicy „Expressu Porannego”, organizatora konkursu. W pierwszym głosowaniu Krzysia zajęła I miejsce, otrzymując 2.964 głosy z 27.698 oddanych przez czytelników gazety. Plebiscyt wyłonił 45 uczestniczek, z których jury z kolei wybierało kolejnych 15 finalistek noszących tytuł „Gwiazd Piękności”. Do tego momentu oceniano urodę i wdzięk kandydatek jedynie na podstawie fotografii. 28 stycznia 1930 r. w warszawskim Hotelu Polonia wszystkie „Gwiazdy” stanęły osobiście przed szacownym jury, prezentując się w wielu odsłonach – pojedynczo, parami, w grupach kilkuosobowych; w sukniach wieczorowych, z bukietami kwiatów. Krzysia była nieustannie górą. Jury zdecydowało jednak odmiennie niż wskazywały wyniki plebiscytów. Palmę pierwszeństwa i koronę Miss Polonia 1930 zdobyła Zofia Batycka. Krzysia została jedną z piętnastu Gwiazd Piękności i do wyborów na wicemiss nie przystąpiła. We Lwowie fetowana była niemal na równi z Zofią Batycką, i zapraszana na wiele ważnych zabaw w karnawale 1930 r. Szczególnie zarząd Kasyna i Koła Literacko-Artystycznego, w którym działał także jej ojciec, zobligował ją do popierania wszelkich balów i zabaw kasynowych, a że było ich sporo, poprzedzonych różnymi próbami i przygotowaniami, więc panna Krystyna niemal żadnego dnia nie miała wolnego.

Władysława Höflingerowa z Komitetem przed kościołem na Persenkówce, archiwum o.o. karmelitów bosych

Mam wrażenie, że Tadeusza Höflingera wszędzie było pełno.

To prawda. I to nie tylko z racji pełnienia przez niego przez długie lata funkcji wiceprzewodniczącego lwowskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Od początku swojej zawodowej działalności angażował się zarówno w sprawy szkolnictwa handlowego jak i wspierania przedsiębiorczości. Oprócz tego zawsze miał wielkie serce, jeśli chodziło o wszelakie akcje charytatywne czy opiekę nad ochronkami dla ubogich dzieci i sierot. U boku miał równie prężnie działającą na niwie społecznej żonę Władysławę z Kaniów. Takie wspólne działanie zaczęło się już od chwili ślubu w 1908 r., gdy na ręce biskupa Bandurskiego, który udzielał im ślubu, złożyli całkiem spory datek na cele dobroczynne. Pod koniec lat 30. zaś zaangażowali się bardzo w ukończenie kościoła pw. Matki Boskiej Szkaplerznej i klasztoru oo. karmelitów bosych na Persenkówce. W kronice klasztoru prowadzonej przez o. Grzegorza Kozerę znalazły się sympatyczne wpisy o tej ich działalności: „Pani Höflingerowa to już nie ma żadnego hamulca w naszej sprawie. Ona to całą duszą, można powiedzieć, oddała się tej sprawie. Godnym jest podziwu wielkie jej poświęcenie koło budowy naszego kościoła.(…) Osoba opatrznościowa (…)”. Natomiast „Dziennik Polski” pisał: „Komitet pracuje z nadzwyczajną ofiarnością a duszą tej prawdziwie obywatelskiej akcji są pp. Höflingerowie i Śniadowscy – „parafianie” nowej świątyni. Ze szczególnym uznaniem podkreślić należy zabiegi w tej mierze r. Tadeusza Höflingera”. Podczas poświęcenia kościoła 16 lipca 1938 r. wmurowano w filar obok ołtarza głównego tablicę pamiątkową, na której upamiętniono i Höflingerów:

„D.O.M. Roku Pańskiego 1938, dnia 16 lipca J.E. Ks. Arcybiskup dr Bolesław Twardowski dokonał poświęcenia tego kościoła, którego dokończenie zawdzięcza się ofiarnej pomocy Rady Król. stoł. m. Lwowa na czele z J. W. P. Prezydentem dr Stan. Ostrowskim, posłem na Sejm i K.W. P. Radcą Tadeuszem Hoflingerem wraz z Jego Czcigodną Małżonką P. R. Władysławą oraz miejscowych i zamiejscowych Ofiarodawców”.

Poświęcenie kościoła na Persenkówce, przemawia bp Twardowski, w głębi widoczna na filarze tablica pamiątkowa. Archiwum o.o. karmelitów bosych

Niewiele osób pamięta również, że Tadeusz był utalentowany muzycznie, kochał śpiew, zwłaszcza chóralny, nieco komponował, no i przez lata był prezesem Małopolskiego Związku Towarzystw Muzycznych i Śpiewaczych. W 1932 r. podziękowano mu za pracę wręczając za „zasługi dla pieśni polskiej” Odznakę Honorową stopnia pierwszego. Dyplom przetrwał zawieruchy dziejowe, odznaka już niestety przepadła.

Tadeusz Höflinger z wnuczką Basią, Lwów 1938, archiwum rodzinne

Tadeusz Höflinger nie dochował się męskiego potomka i następcy?

Męskiego potomka nie miał, bo żona Władysława obdarzyła go czterema córkami, a swojego następcę w fabryce widział w zięciu, mężu Zofii Höflingerówny – Zbigniewie Pobóg Tołłoczce. Co prawda Zbigniew był absolwentem Inżynierii Lądowej Politechniki Lwowskiej, jednak „namaszczony” przez Tadeusza na kierownika produkcji zdobywał w firmie a potem u Meinla odpowiednie kwalifikacje. Po wojnie, po ekspatriacji, już jako doświadczony specjalista uruchamiał kilka zakładów przemysłu cukierniczego w Polsce, m.in. Zakłady Przemysłu Cukierniczego „Olza” w Cieszynie (przedsiębiorstwa powstałego z połączenia przedwojennej Fabryki Czekolady i Cukierków „Delta”, założonej przez braci Schramek, i Fabryki Wafli, Keksów i Herbatników); „Kanold” w Lesznie i „Goplanę” w Poznaniu.

A co z pozostałymi córkami?

Krystyna nie miała szczęścia do mężczyzn – z pierwszym mężem, za którego wyszła wkrótce po konkursie „Miss Polonia”, rozwiodła się po nie całych dwóch latach małżeństwa. Drugie małżeństwo okazało się również mało udane i także zakończyło się rozstaniem. Irena poślubiła Tadeusza Konopackiego, wyjechała jeszcze przed wojną w okolice Warszawy, a po wybuchu wojny z mężem, córkami i siostrą Hanną uciekła – z wielkimi perypetiami – z okupowanej Polski. Obydwie Höflingerówny pozostały na emigracji na drugiej półkuli. Zofia z mężem i dziećmi osiedliła się w Cieszynie… Losy Höflingerów od 1939 r., tak jak wielu innych rodzin, to już ten okres „gorzkiej czekolady” w życiu.

Zofia Tołłoczko z mężem Zbigniewem i synem Bolkiem, Lwów ul. Akademicka, 1942, archiwum rodzinne

Tadeusz Höflinger pozostał po wojnie we Lwowie…

Z chwilą rozpoczęcia okupacji sowieckiej Lwowa w 1939 r. fabryka „Jan Höflinger” przestała istnieć. Znacjonalizowana działała w ramach „Kondtrestu” (Lwowskij Respublikańskij Gosudarstwiennyj Triest Konditerskoj Promyszlenosti Narkompiszczeproma USSR). W skład trustu weszły fabryki słodyczy: im. Kirowa przy ul. Szeptyckich 26 (dawna fabryka „Branka”), „Bolszewik” przy ul. Panieńskiej 23 (dawna fabryka „Hazet”), zakład nr 1 przy ul. Asnyka 9 (dawna fabryka Höflingera), zakład nr 2 przy ul. Zimorowicza 14 (dawna pracownia firmy „L. Zalewski”), zakład nr 3 przy ul. Kordeckiego 23 (dawna fabryka „Fortuna Nowa”), zakład nr 4 przy ul. Paulinów 16 oraz fabryka im. Krasnoj Zwiezdy (Czerwonej Gwiazdy) w Równem przy ul. Chmielnej 30 i im. 17 Sientiabria (17 września) w Stanisławowie przy ul. Sapieżyńskiej 8a. Firmowym sklepem trustu stał się dawny reprezentacyjny sklep Ludwika i Władysława Zalewskich przy ul. Akademickiej 10 we Lwowie. Do swojej fabryki Tadeusz Höflinger poniekąd wrócił, gdy Lwów znalazł się w czerwcu 1941 r. pod okupacją niemiecką. Fabryka podlegała pod „Staatliche Getreide-und Industriewerke Krakau-Lemberg” (Państwowe Zakłady Zbożowe i Przemysłowe Kraków – Lwów) z siedzibą przy ul. Janowskiej 60 i jako zakład wydzielony otrzymała zarząd komisaryczny właśnie w osobie Tadeusza (II kierownik komisaryczny). Biura i dział sprzedaży mieściły się przy ul. Panieńskiej 23. W chwili przejęcia zakładu przez Niemców dyrektorem fabryki był Ukrainiec – Wołodymyr Szmagała, administratorem Mychajło Klimenko, zaś głównym księgowym – Lazar Olinger. W pierwszym roku funkcjonowania pod niemieckim zarządem produkcja sięgała 50 ton słodyczy miesięcznie a jej wyroby – czekolady, czekoladki, herbatniki, cukierki – przeznaczone były dla wojska, w pierwszym rzędzie dla chorych i rannych znajdujących się w lazaretach. Wraz z byłym prezesem Kongregacji Kupieckiej Janem Kantym Pfau’em Tadeusz próbował wskrzesić działalność stowarzyszenia. Wydawało się to możliwe do przeprowadzenia, gdyż przedwojenny Związek Kupców Ukraińskich za zgodą władz niemieckich mógł wznowić swoją aktywność. Mimo jednak tego, że – jak wskazywano w piśmie do władz – Kongregacja miała długą tradycję, działała bowiem od 1673 r. i zgodnie z wymogami Niemców zrzeszała kupiectwo chrześcijańskie, co było warunkiem nieodzownym, prośbę oddalono. Höflingerowie żyli w miarę normalnie, mając u boku córki: Krystynę z dwójką dzieci oraz Zofię z mężem i dziećmi. Fala aresztowań za pierwszej okupacji sowieckiej ich ominęła. Jednak już za „drugich Sowietów” los był mniej łaskawy. W styczniu 1945 r. – a tę datę rodzina we Lwowie zapamiętała na długo – Tadeusza aresztowano, niemal w tym samym dniu co znanego lwowskiego cukiernika Władysława Zalewskiego. Zabrano też i Krystynę. Wyrok – zesłanie. Zalewski zesłany do łagru na lat pięć, umarł w dalekim Tiumieniu; Tadeusz do domu wrócił, choć z nadszarpniętym mocno zdrowiem. Początkowo mieli zamiar z żoną wyjechać ze Lwowa i osiedlić się w „nowej Polsce”. Tadeusz snuł plany, jednak koniec końców został. Na propozycję pracy w swojej dawnej fabryce się nie zgodził. Zmarł w 1951 r., żona Władysława przeżyła go o 20 lat. Obydwoje zostali pochowani w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Łyczakowskim, gdzie po latach spoczęła i Krystyna.

Okładka książki „Słodko-gorzka czekolada Höflingerowie”

Zasłuchałam się w te niezwykłe opowieści o Höflingerach. Wskrzesiła Pani w swojej książce barwne historie rodziny i dzieje firmy, niestety, nieco zapomnianej. Bardzo się cieszę, że mimo trudności, związanych również z pandemią, ta wspaniała książka się ukazała. Z niecierpliwością czekam, aż będę mogła zabrać się do czytania! A gdzie ją można kupić?

Na razie zamówić można w Księgarni Akademickiej w Krakowie przy ul. św. Anny: akademicka.com.pl, która prowadzi również sprzedaż wysyłkową lub przez profil na FB: facebook.com/lwownaslodko

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 5 (369), 16–29 marca 2021

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X