Skazany na teatr

Zbigniew Chrzanowski od urodzenia mieszkał w olbrzymim gmachu Teatru Skarbka.

I to chyba przy urodzeniu połknął tego bakcyla, którym były przesiąknięte te mury pełne tajemniczych przejść, korytarzy, podziemi. Pachniało tu farbami, którymi malowano dekoracje i wiekowym kurzem w magazynach teatralnych.

Dziwnie byłoby, gdyby stało się inaczej. Gdyby Melpomena inaczej poprowadziła swego wybrańca. Ojciec był pracownikiem sceny i często mały Zbysio towarzyszył ojcu. Wtedy miał możliwość myszkować po tych zakamarkach, dotykać rekwizytów, przymierzać stroje. Wyobrażał sobie, że jest muszkieterem, rycerzem lub innym bohaterem licznych sztuk, wystawianych w tych murach. Tu po raz pierwszy pojawił się na scenie, gdy z wielkim przejęciem wyniósł wiązankę kwiatów dla aktorów po spektaklu i po raz pierwszy stanął w świetle rampy. Nie przypuszczał wtedy, że tu stać będzie i będzie oklaskiwany podczas swego jubileuszu.

Nie tylko z tym gmachem był związany. Ojciec zabierał go na przedstawienia do innych teatrów. Był świadkiem ostatniego występu polskich aktorów w powojennym Lwowie. Było to na niewielkiej scenie przy ul. Zimorowicza (ob. Dudajewa). Po tym spektaklu aktorzy przenieśli się na Śląsk. On pozostał.

W szkole nr 24, będąc jeszcze w młodszych klasach, z zapartym tchem oglądał swych starszych kolegów na nowiuteńkiej scenie w przedstawieniu „Konrada Wallenroda”. Reżyserem przedstawienia był Piotr Hausvater, polonista tej szkoły. Tu w szkole miał kolejny debiut. Już jako uczeń starszych klas wystąpił z wierszem, o niezwykle patriotycznej treści i sile ideowej – liście żołnierza koreańskiego do matki. Za końcową kwestię: „Niech żyje wolna Korea” – otrzymał pierwsze brawa w swoim życiu.

Już na studiach na Uniwersytecie Lwowskim odbył się pierwszy publiczny występ Zbigniewa Chrzanowskiego. W 1955 roku z okazji 100 rocznicy śmierci Adama Mickiewicza Uniwersytet zorganizował wieczór słowno-muzyczny, podczas którego brzmiały wiersze poety i muzyka Chopina. Brawami nagrodzono „Sonety Krymskie” w jego wykonaniu. Stąd bierze swój początek jubileusz 60-lecia działalności artystycznej.

Pomimo studiów na Uniwersytecie we Lwowie i później w Studium Wachtangowa w Moskwie nie stracił kontaktu ze swym nauczycielem Piotrem Hausvaterem i jego Polskim Teatrem Dramatycznym (jak pierwotnie się nazywał). W 1958 roku 19 kwietnia na scenie szkoły nr 10 bierze udział w pierwszym spektaklu Teatru, na który złożyły się małe formy teatralne, wystawione w skromnych szkolnych warunkach: „Rycerskość wieśniacza” Verdi, „Babcia i wnuczek”, farsa Gałczyńskiego, „Kumoszki lwowskie” Hausvatera i „Przyjaciółki” Samozwaniec. Kolejną próbę, tym razem już reżyserską, podejmuje w tym samym roku. W listopadzie na scenie Teatru Twórczości Ludowej (dawn. „Bagatela”) odbyła premiera „Balladyny” Słowackiego. To był początek tej długiej wspólnej drogi z Polskim Teatrem Ludowym we Lwowie. Wówczas chyba nie przypuszczał nawet, że zwiąże swój los na dobre i na złe z tym Teatrem.

W latach późniejszych był cały szereg przedstawień, które reżyserował Zbigniew Chrzanowski i sam wcielał się w różne postacie. Zawsze każda premiera była przez lwowską wierną publiczność oczekiwana i gorąco oklaskiwana. Spektakle grano wielokrotnie, wznawiano w nowych obsadach. Do takich można zaliczyć: „Pannę Maliczewską” Zapolskiej, „Małą studentkę” Pogodina, tematyczne wieczory poetyckie i wiele innych. To właśnie Zbigniewa Chrzanowskiego na swego następcę „namaścił” ciężko chory Piotr Hausvater w liście do „…Aktorów i Aktorek polskiego Teatru Ludowego”. Od 1965 roku (50-letni jubileusz) Zbigniew Chrzanowski zostaje głównym reżyserem Polskiego Teatru Ludowego – i jest nim do dziś.

Nie będę tu opisywał tych dziesiątków premier w ciągu 50 lat, ani tych trudnych i przykrych chwil, które przyszło mu przeżyć. Zawsze ciągnęło go do swego Teatru i do Lwowa. Gdy tylko nadarzyła się okazja przeniósł się do Przemyśla. Stąd już niecałe 100 km do Lwowa. Dawało mu to możliwość wyjazdów i tworzenia w „swoim” Teatrze, który tę zawieruchę dziejową jakoś przetrwał, w dużej mierze dzięki jego serdecznemu przyjacielowi Waleremu Bortiakowowi – „okrutnie spolonizowanemu Rosjaninowi”.

Powrót do Lwowa w nowych czasach otwierał nowe możliwości. To według jego wizji zrealizowane zostały opery „Mojżesz” Skoryka, „Orfeusz i Eurydyka” Glucka i „Zaczarowany flet” Mozarta. Dzieła przedstawione z rozmachem, wykorzystujące całą przestrzeń sceniczną i wszystkie możliwości techniczne opery lwowskiej i angażujące najlepszych artystów. Stały się sztandarowymi pozycjami w repertuarze Lwowskiego Teatru Opery i Baletu.

Najchętniej przesiaduje jednak we Lwowie w skromnej garderobie w Domu Nauczyciela – od lat siedzibie Teatru. To właśnie tu rodzą się nowe spektakle, nowe pomysły, nowe koncepcje. Tu ściągają coraz to nowi młodzi aktorzy – ci, którzy już połknęli bakcyla teatru i ci, którym on potrafił go zaszczepić.

7 czerwca 2015 roku jubileusz 80-lecia i 60-lecia działalności artystycznej obchodzony był uroczyście w „domu” Zbigniewa Chrzanowskiego – teatrze im. Marii Zańkowieckiej. Zaprosił swych przyjaciół, z którymi przyszło mu się zetknąć w ciągu tych lat. Przyszli aktorzy teatrów lwowskich, przyjechali przyjaciele z Polski. Przybyli wicemarszałek Sejmu RP Marek Kuchciński, dyrektor Domu Kultury z Przemyśla Janusz Czarski, korpus dyplomatyczny reprezentował konsul generalny Jarosław Drozd z małżonką. Z Polski przybyli również liczni miłośnicy talentu Zbigniewa Chrzanowskiego, aktorzy, którzy swoje pierwsze kroki stawiali właśnie we Lwowie i osoby, którzy lwowski Teatr uważają za „swój”.

Zebrani na sali widzowie obejrzeli krótką retrospektywę najważniejszych dokonań Zbigniewa Chrzanowskiego – fragmenty z „Kartoteki” Różewicza, „Dwóch panów B” Hemara, „Zemsty” Fredry, „Wesela” Wyspiańskiego i innych spektakli, które znane są lwowskiej i nie tylko lwowskiej publiczności. Padło wiele ciepłych słów uznania, serdeczności i życzeń długich lat i natchnienia oraz dalszych wspaniałych realizacji. Były też kwiaty, listy z gratulacjami i medale, które dołączyły do licznych odznaczeń państwowych, nagród okolicznościowych i dyplomów, którymi Zbigniew Chrzanowski był honorowany za osiągnięcia na tej drodze, na którą wprowadziła go przed 80 laty kapryśna Melpomena.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 11 (231) 16-29 czerwca 2015

{gallery}gallery/2015/jubileusz_chrzanowskiego{/gallery}

{youtube}ltR0BYUNmdw{/youtube}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X