Rok 1939 – O krok od celu Rochus Nastula

Rok 1939 – O krok od celu

Kontynuujemy promocyjny druk części materiałów historycznych o początkach i rozwoju piłki nożnej we Lwowie,

które pochodzą z książki autorstwa Bogdana Lupy, współpraca Iwan Jaremko i Jarosław Hrysio, „Kronika lwowskiej piłki nożnej (od poł. XIX w. – 1965 r.) Tom 1”, która ukazała się drukiem po ukraińsku, a z czasem, dzięki wsparciu Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, ukaże się również po polsku. Publikacja zawiera bogaty materiał historyczny od II połowy XIX wieku po rok 1965, pozyskany przez autorów z rozmaitych źródeł, a uchylający kulisy powstania tego najbardziej popularnego sportu, rozwiewający wiele mitów i legend o gwiazdach tego sportu, jego kibicach i działaczach.

Jubileusz Pogoni ze smakiem goryczy
Pogoń uroczyście obchodziła 35-lecie powstania klubu. Z okazji jubileuszu wydano „Księgę pamiątkową Lwowskiego Sportowego Klubu „Pogoń”. 1904–1939”. Jest to najbardziej pełne źródło o działalności klubu, bezcenny dokument dla badaczy lwowskiej piłki nożnej i samego klubu. Obchody odbyły się na poziomie państwowym 27–29 maja. Lecz co to za święto piłki nożnej bez rozgrywek? Zorganizowano więc turniej o Puchar Prezydenta miasta Stanisława Ostrowskiego. Wzięli w nim udział, oprócz jubilatów, Wisła, Cracovia z Krakowa i drohobycki Junak. W pierwszym dniu turnieju Pogoń niespodziewanie przegrała z Cracovią 2:6. Sensacją tego dnia był mecz Junak-Wisła. Junacy do 75 minuty prowadzili 2:0, ale jednak przegrali 2:4. W drugim dniu turnieju Cracovia pokonała Junaka 5:1, a Pogoń Wisłę – 2:1. W taki sposób zdobywcą pucharu została Cracovia. Lwowiacy niespodzianie stracili szansę wzbogacenia zbioru swoich trofeów w jubileuszowym roku o tę pożądaną cenną nagrodę.

Drohobycz niestety nie trafił do Ligi Krajowej
W sezonie 1938/39 w rozgrywkach ligi okręgowej trwała zacięta walka pomiędzy drohobyckim Junakiem i Ukrainą. Ukraińcy poprzednie dwa sezony kończyli na drugim miejscu i mieli nadzieję nareszcie zdobyć pierwszeństwo. Polskie kluby stawiały ostry opór w każdym meczu. Jednak Ukraina, nie zważając na te przeszkody, uparcie dążyła do zwycięstwa. Niestety zmuszona była ustąpić w walce silniejszej, a faktycznie na pół zawodowej, drużynie Junak i po raz trzeci zadowolić się wicemistrzostwem ligi okręgowej.

Dla kibiców popularnej gry z Drohobycza sezon 1938/39 był gwiezdnym okresem. Cały Drohobycz żył w oczekiwaniu wstąpienia do ligi ogólnokrajowej najlepszej drużyny okręgu – Cywilno-Wojskowego Klubu „Junak”.

W Drohobyczu w okresie międzywojennym, zanim pojawił się Junak, w 1922 roku powstał klub Czarni, zaraz potem powstał ukraiński Sokił, policyjny klub Orły i kilka drużyn żydowskich. W 1930 roku Czarni zmienili nazwę na Strzelec, a w następnym roku, przechodząc pod opiekę władz państwowych, otrzymali nową nazwę – Junak. Wydarzeniem, które wstrząsnęło piłkarską społecznością miasta była wizyta węgierskiej drużyny Bocskay latem 1936 roku. Była to pierwsza wizyta zagranicznych gości w tej naftowej stolicy. Na otwarciu były mowy notabli, orkiestra odegrała hymny obu państw i ponad 8 tys. kibiców oglądało mecz o niespotykanym dotąd poziomie. Goście zwyciężyli 8:1. Sędziował Wacław Kuchar. Po meczu Drohobyczanie uznali, że czas na o wiele lepszą drużynę.

W marcu 1937 prezesem klubu został wybrany fanatyk piłki nożnej, kapitan drohobyckiego garnizonu Mieczysław Młotek (30.09.1893, Dublany, Austro-Węgry – 9.12.1986, Londyn, Wielka Brytania). Kpt Młotek umiejętnie zorganizował finansowe wsparcie drużyny, poprzez wprowadzenie do zarządu lokalnych notabli: prezydenta Drohobycza Michała Piechowicza, prezydenta Borysławia Tadeusza Rossowskiego, dyrektora największego przedsiębiorstwa naftowego „Polmin” Zygmunta Biluchowskiego, dyrektora gimnazjum Tadeusza Kaniowskiego i komendanta garnizonu Józefa Gawlika. Zaprosił też do klubu znanego trenera, byłego zawodnika lwowskiej Lechii Tadeusza Krasonia. Zaczął też ściągać do drużyny zawodników klasy ligowej. W taki sposób do Junaka trafili Adam Niemiec z lwowskich Czarnych, Jan Hemerling z Pogoni, bramkarz krakowskich Wisły i Cracovii Stanisław Geruli, reprezentant Polski Bolesław Chabowski oraz doświadczeni zawodnicy Władysław Szewczyk, Antoni Fujarski i Józef Kruczek z innych klubów. Za trzy lata Junak z ostatniego miejsca w drohobyckiej klasie A doszedł do tytułu mistrza ligi okręgowej w sezonie 1938/39! Na wiosnę 1939 roku na kilka kolejek przed ukończeniem mistrzostwa okręgu drużyna Junaka przekonująco wygrała rozgrywki. Pomimo, że pod koniec rozgrywek przegrała z Ukrainą 2:6, nie miało to żadnego wpływu na końcowe wyniki. W sezonie letnim 1939 roku w rozgrywkach o wejście do ligi krajowej Junak z lepszym stosunkiem bramek wyprzedzał policjantów z PKS z Łucka, Unię z Lublina i Strzelca Górkę ze Stanisławowa. W grupie finałowej jego przeciwnikami były kluby z Poznania, Wilna i Świętochłowic. Jednak sądząc z układu sił, fachowcy przewidywali, że Junak jest pierwszym pretendentem na awans.

Mecze ulubionego klubu odwiedzało kilka tysięcy widzów, a w meczach wyjazdowych drużynie towarzyszyły specjalne pociągi i autobusy z setkami kibiców. Klub wydawał swoje pismo „Junak”, redaktorem którego był Andrzej Chciuk, w przyszłości pisarz i autor wspomnień o przedwojennym Drohobyczu. Oto jak opisywał on atmosferę w mieście podczas decydującego meczu z Ukrainą:

Przed pocztą drohobycką na Jagiellońskiej czekało dwa tysiące ludzi na wynik meczu Junaka z lwowską Ukrainą we Lwowie. Na ten decydujący mecz o mistrzostwie ligi okręgowej pojechało było wszelkimi środkami lokomocji do Lwowa pięć tysięcy ludzi z takiej małej dziury, a byli i tacy, co dwa dni wcześniej wyszli na piechotę, choć przez Medenice było ponad 70 km odległości przez bagna. Ci co tu teraz czekali przed pocztą, nie mogli już żadnej okazji znaleźć i musieli w pełnym napięcia skupieniu zostać w Drohobyczu.

Ukraina prowadziła jednym punktem przewagi przed Junakiem znajdującym się na drugim miejscu w tabeli, a że poprzednio wygrała w Drohobyczu, więc nastrój był raczej pochyły, nawet wśród najzagorzalszych optymistów, tym bardziej że Ukraina miała dobrą drużynę. No i zanosiło się na to, że mistrzostwo zdobędzie Ukraina, bowiem był to ostatni mecz sezonu. Nawet remis, mało zresztą prawdopodobny we Lwowie, nie uratowałby Junaka.

Na ten mecz do Lwowa ściągały tłumy Ukraińców z całej Małopolski Wschodniej, nawet z Drohobycza pojechał jeden pociąg ukraińskich kibiców, by „ciągnąć” za Ukrainą, ale pojechał do Lwowa nie przez Stryj, lecz przez Rudki, byle tylko nie zetknąć się z kibicami Junaka, co by mogło doprowadzić do draki.

Gdy do czekającego w grobowej ciszy tłumu przed pocztą – a w niezwykłej i niewesołej ciszy słychać było tylko litanię z pobliskiego kościoła – wyszedł sam naczelnik poczty, bo to były sprawy ważne dla całego miasta i otarłszy z przejęcia spocone czoło, krzyknął piskliwie: Wygraliśmy 4:3! – płacząc przy tym jak dziecko – tłum oszalał!

Co się wtedy działo trudno opisać. Z kościoła wybiegł kościelny, potem inni za nim, wewnątrz zostały tylko głuche dewotki i ksiądz Jędryczko, któremu trudno było odejść od ołtarza. W pobliskim kinie „Sztuka” przerwano wyświetlanie filmu z Flipem i Flapem, a operator drżącą ręką napisał na kartce, którą puścił na ekran:

„Cząg dalszy za chwylę, sze nabiło Ukrainę 4:3!”

Z knajpy Pomeranza wybiegł kelner, by się dowiedzieć, czy nie wybuchła, nie daj Boże, wojna. Czternasty Lipca w Paryżu przy tym zbiorowym napadzie szału, jaki wówczas ogarnął Drohobycz i targnął nim jak nagły powiew wiatru, wyglądać mógłby jak pogrzeb. Dzwony biły, klaksony aut wyły (oczywiście kilka zaledwie, bo reszta z tych dwudziestu, jakie miał Drohobycz, pojechała do Lwowa), ludzie na ulicach całowali się jak głupi, płakali jak dzieci i śmiali się jak wariaci.

Zdobycie mistrzostwa ligi okręgowej zapewniało właśnie Junakowi prawo wzięcia udziału w rozgrywkach o wejście do Ligi Państwowej. Ile wtedy nastąpiło w mieście pieszczot pozamałżeńskich – jak to ujął pewien policjant w raporcie – to i komputer by nie zliczył. Knajpa Pomeranza wyschła już o drugiej nad ranem, „Gdynia” Frania Lintnera trwała na posterunku nieco dłużej, a na stację zajeżdżały triumfalnie gwiżdżące lokomotywy ciągnąc wagony kompletnie pijanych i kompletnie zachrypłych kibiców.

Ukraiński pociąg wracający przez Rudki dyplomatycznie zatrzymał się przed dworcem koło starej rafinerii Drosu; tam też trzeźwych nie było wielu, ale gardła mieli w porządku, bo pili na umór w milczeniu. Grupkami wracali potem dróżkami poza stacją, cisi i spokornili, bo nic tak nie uczy pokory jak klęska swojej ulubionej drużyny. Ale nad ranem oba obozy się po­godziły, Zbysio Skolski bowiem wytłumaczył wymownie wielu Ukraińcom, że powinni być dumni: w ten sposób będzie Drohobycz w lidze, a nie Lwów.

– Ja cip, cip, cip ci powiem Mymykoła, że nanasigógórą. Haj żywe Drohobycz i jjjego zjjjednoczeni kikikibice!

A Tadzio Zajst tłumaczył tak:

– Bracia Słowianie, słuchajcie zaiste co wam rzeknę, pastuszki, karaimy w tryzub szarpane, tepermy zahałom, zu- sammem, do glidu, kopylaki, ciągniemy za Junakiem. Jak by Ukraina wygrała, to ty by czołowi cze hiwno baczył a nie dobry mecz w Drohobyczu, a tak to przyjadą tu i Ruch i Wisła i ŁKS, z których i tak nasz major Młotek hracziw pościąga, bo nasze lokalne chłopaki za słabe by byli do tamtych kozaków, jak Wilimowski i Peterek, Pazurek i Nawrot. Napijmy się, kochajmy się!

Tadzio był – jak to się mówi – wyrazicielem opinii większości drohobyczan i do walk o wejście do Ligi Państwowej wystąpił Drohobycz istotnie zjednoczony pomimo różnic narodowościowych, wyznaniowych i politycznych. Ale potem przyszła wojna. Zaś Junak wyjechał na Węgry z majorem Młotkiem swym prezesem i duszą i ówże Junak przemieniony potem w jedenastkę reprezentacyjną Armii Polskiej Wschód odnosił legendarne sukcesy na Bliskim Wschodzie (Andrzej Chciuk. Atlantyda. Londyn 1969, str. 51–53).

Drohobycki Junak, kwiecień, 1939 rok. W białych spodenkach bramkarz Stanisław Geruli

Wybuchła wojna i rozgrywki piłkarskie przerwano. W noc z 18 na 19 września, już po wkroczeniu wojsk sowieckich, drużyna Junaka z prezesem kpt. Młotkiem na czele opuściła Drohobycz i przeniosła się na Węgry. Przez przypadek w mieście pozostał Bolesław Chabowski, który później w moskiewskim Spartaku rozegrał sześć meczy w 1941 roku.

Wojenna epopeja drohobyckich zawodników warta jest oddzielnej publikacji. Wystarczy jedynie wspomnieć, że już w mundurach Wojska Polskiego występowali na stadionach Bliskiego Wschodu. W meczach pokonali reprezentacje Iranu 2:1, Iraku – 6:1, reprezentację floty angielskiej – 4:1 i kluby egipskie. Większość zawodników po wojnie trafiła do Anglii, gdzie kontynuowali grę w football. Największe osiągnięcia miał bramkarz Stanisław Geruli, broniący bramki angielskich Orientu i Walthamstow. Z tym ostatnim klubem doszedł do finału amatorskiego pucharu Anglii i 28 kwietnia 1952 roku na stadionie Wembley został pokonany Leyton 2:1. Dalej był dziennikarzem, prowadził niewielki hotelik. Zmarł w Londynie, ale pochowano go w Krakowie, jak sobie życzył, na Cmentarzu Rakowickim.

Bolesław Chabowski po okresie w Spartaku, z armią gen. Andersa opuścił ZSRR i dołączył do kolegów z dawnego Junaka. Władysław Szewczyk, grający w ataku, chociaż był małego wzrostu, ale nadzwyczaj szybki i rezultatywny, jako jedyny po wojnie powrócił do Polski i przez trzy sezony grał za macierzystą Cracovię, z którą wywalczył mistrzostwo Polski w 1948 roku. W latach 80. był aktywnym działaczem Solidarności. Jan Hamerling, obrońca, był sportowcem uniwersalnym. Oprócz piłki nożnej uprawiał hokej. Na lodowisku powiodło mu się nawet lepiej. Należał do elity polskich hokeistów i rozegrał 14 meczy w reprezentacji kraju. Uczestniczył w mistrzostwach Europy w 1929 i 1931 roku. Był mistrzem Polski wraz z lwowską Pogonią w 1933 roku. Po wojnie znalazł się w Australii. Był biznesmenem, dziennikarzem, a potem ślad po nim zaginął.

W Anglii osiadł twórca potęgi Junaka Mieczysław Młotek. Wiele lat życia poświęcił na spisanie historii drużyny i losów jej zawodników. Z jednym tylko nie mógł się pogodzić:

– Dlaczego historia była tak niemiłosierna i nie zaczekała z wybuchem wojny do pierwszego ligowego meczu Junaka w Drohobyczu!? Byliśmy o krok od celu…

Opracował Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 20 (240) 29 października – 16 listopada 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X