Relacje wojenne z Charkowa. Część 4 fot, Margaryta Kondratenko

Relacje wojenne z Charkowa. Część 4

Przez pięć miesięcy Charków prawie codziennie jest bombardowany. Pociski trafiają w szkoły, uniwersytety, fabryki… Łatwiej chyba powiedzieć, gdzie nie trafiają. Są ofiary, dużo ofiar. Dzieci, dorośli, seniorzy. Z powodu wojny cierpi również ogromna ilość dzikich i domowych zwierząt. Nigdzie nie jest bezpiecznie. Ludzie nie wyjeżdżają z różnych powodów. Pozostaje tylko szanować ich decyzje.

fot. Margaryta Kondratenko

Mieszkamy teraz 10 kilometrów od Charkowa, 30 km od naszego mieszkania. Każdy przyjazd do miasta to jak loteria. Nigdy nie wiadomo jak pójdzie. Trudno sobie wyobrazić jak to jest mieszkać tam na stałe. Sąsiadka z bloku niedawno zapytała mnie, czemu jeszcze nie wracamy do domu? Nie wiedziałam co odpowiedzieć… Nie spodziewałam się takich pytań. Może dlatego, że nie jest bezpiecznie, że nie chcę obciążać miasto swoją obecnością, że nie wiem gdzie się chować, nie chcę siedzieć w metrze. A dlaczego ona nie wyjeżdża? Przecież o to nie pytam. Może nie ma dokąd, na pewno ma swoje powody – mnie to nie obchodzi.

Przyjeżdżamy, podlewamy kwiaty, zabieramy jakieś rzeczy. Pod sąsiednim blokiem rozdają jedzenie, prawdopodobnie barszcz i jakieś drugie danie. Przeraża mnie ten widok. Duża kolejka, poznaję parę osób. Życie zmieniło się nie do poznania.

20 lipca 2022 roku Internet obleciało zdjęcie modlącego się ojca, trzymającego za rękę umarłego syna. Każdy czuł ból i rozpacz. To okrutne zabójstwo miało miejsce półtora kilometra od mojego domu. Dzień wcześniej byłam tam i było cicho, i tydzień wcześniej, miesiąc, 2 miesiące, 5 miesięcy temu było spokojnie. A teraz taka tragedia. A dalej chyba też będzie cicho. Nie mieści się to w głowie. Może też dlatego nie wracamy.

fot. Margaryta Kondratenko

Ostatnio często rozmawiam z różnymi osobami, słucham ich historii. Na ich podstawie mogłaby powstać książka.

Wczoraj poznałam dziewczynę w miasteczku, w którym teraz mieszkam.  Mówi, że do połowy kwietnia cała jej rodzina chowała się w piwnicy. Ona się bała i strasznie panikowała. Muszę się przyznać, że żadnego razu nie byłam ani w schronie, ani w piwnicy. Z Charkowa szybko wyjechaliśmyi tu w porównaniu z domem czułam się bezpiecznie. No i nie mamy dużej piwnicy. Nie twierdzę, że to słuszne zachowanie, tylko chcępowiedzieć, że każdy reaguje i zachowuje się inaczej.

Na placu zabaw mała dziewczynka uspokaja dzieci i mówi, że to nasze samoloty, że nie ma powodu się bać. Dzieci słuchają i przestają płakać, wierzą jej. Mój kot też się boi, kiedy samoloty lecą strasznie nisko, też go przytulam i mówię że to nasze i on się uspokaja. Kot też kibicuje Zbrojnym Siłom Ukrainy (ZSU).

Mój mąż jako wolontariusz pomagał odwozić paczki na pocztę. Przyjechaliśmy do pewnej pani, zaprosiła nas, by pokazać czym się zajmuje. Wcześniej widocznie była projektantką, teraz szyje plecaki, apteczki i odnosi je dla wojska. Oprócz tego szyjemundury wojskowe dla kobiet. Ten strój akurat dumnie wisiał na manekinie, a w tle zauważyłam wieszaki z sukienkami, kostiumami, wyszywanką. Drogie materiały, świetne fasony. Tak wyglądała jej praca przed wojną. Ogromnie się cieszyła, że odwieziemy plecaki, a nam nie sprawiało to żadnegokłopotu. Okazuje się, że pomóc można nawettakimdrobiazgiem.Opowiadała, że kiedy nie działała komunikacja miejska, kolega pożyczył jej swój samochód i nauczył ją prowadzić. Nie mając prawa jazdy, jeździła za miasto, aby przywieźć krawcowe do pracy, bo wojsko ma wielkie potrzeby, bo trzeba szyć, a na drogach prawie nie było samochodów. Ukraińcy widzą cel, nie widzą przeszkód.

W Charkowie, w centralnej części miasta, tradycyjnie sadzą kwiaty. Jestem ciekawa w jakim celu, chociaż odpowiedź chyba jest zbyt oczywista. A tymczasem na asfalcie obok idealnych klombów można zauważyć inne „kwiaty”. Te drugie sprawiają większe wrażenie. Obok idą pary, trzymają się za ręce, piją kawę, chwytają sięnormalności. Ja też się jej chwytam.

Margaryta Kondratenko

X