Przystanek w drodze do nieba

Przystanek w drodze do nieba

Ośrodek Religijnej Misji Caritas-Spes w Aleksandrówce, w obw. żytomierskim na Ukrainie powstał niedługo po rozpadzie Związku Radzieckiego.

Teren został wykupiony przy pomocy darczyńców przez rzymskokatolicki Caritas-Spes, którego prezesem był wówczas ks. bp Stanisław Szyrokoradiuk. Plac wśród drzew, na którym wybudowano 20 budynków o różnej powierzchni i w różnym stylu architektonicznym, znajduje się na obrzeżach wioski i obejmuje ok. 20 hektarów. Mieści się tu Dom Miłosierdzia dla osób w jesieni życia, odbywają się obozy dla dzieci i młodzieży, spotkania formacyjne dla członków oazy rodzin i różnych grup. Są tu dwie kaplice – jedna w domu, w którym mieszkają pensjonariusze, druga w domu sióstr Honoratek (Zgromadzenie Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi) oraz nieduży kościół. Uroku temu miejscu dodają stawy oraz obok płynąca rzeka Słucz.

Z dyrektorem ośrodka s. Anną Klipacką i szefem ekipy remontowo-eksploatacyjnej Janem Gliwińskim rozmawiała Maria Basza.

Proszę opowiedzieć o początkach działalności zgromadzenia w ośrodku Caritas-Spes w Aleksandrówce.
S. Anna Klipacka: Ośrodek w Aleksandrówce istnieje od ponad 15 lat. Jestem przekonana, że to Pan Bóg chciał. aby siostry naszego zgromadzenia zaopiekowały się tym ośrodkiem. Pamiętam ten dzień, byłam wtedy sekretarką zgromadzenia. Bp Stanisław Szyrokoradiuk zaprosił naszą przełożoną wikariatu (wyższa przełożona na Ukrainie – red.), s. Halinę Dyjak i poprosił abyśmy objęły ten ośrodek, który będzie się opiekował osobami starszymi. Jednak na otwarcie nowej placówki zakonnej trzeba mieć pozwolenie matki generalnej. Matka wyraziła zgodę, mówiąc, że w dzień wspomnienia św. Elżbiety Węgierskiej, drugorzędnej patronki naszego zgromadzenia, która opiekowała się biednymi, samotnymi ludźmi, nie można odpowiedzieć „nie”. I tak patronką tego ośrodka została św. Elżbieta Węgierska.

Fot. Maria Basza

Od kiedy Siostra rozpoczęła swoją posługę tu, w Aleksandrówce?
Przyjechałam tu 12 września 2016 roku, w taki piękny dzień, w dzień wspomnienia Najświętszego Imienia Maryi. Zauważyłam, że nie ma tu obrazu św. Elżbiety Węgierskiej. Więc w pierwszej kolejności zaczęłam w Internecie szukać ładnego obrazka naszej świętej patronki. Zawiesiliśmy go w stołówce, z której korzystają nasi pensjonariusze. Po każdej mszy św. modlimy się do św. Elżbiety.

W jaki sposób ten dwudziestohektarowy teren stał się własnością Kościoła katolickiego?
Po rozpadzie Związku Radzieckiego, zawdzięczając pomocy dobrych ludzi, dzięki staraniom ówczesnego bpa pomocniczego Stanisława Szyrokoradiuka Caritas-Spes na Ukrainie uzyskał prawo własności tego terytorium.

Ks. bp Stanisław Szyrokoradiuk był wtedy prezesem Caritas-Spes na Ukrainie?
Tak. Dużo zrobił poprzez Caritas-Spes. Sam mówił, że dzięki pomocy dobrych ludzi można zrobić wiele dobrych rzeczy dla mieszkańców Ukrainy.

Fot. Maria Basza

Jak wyglądał ośrodek na początku posługi sióstr w tym miejscu?
Siostry mieszkały w tym samym budynku, w którym mieszkali nasi podopieczni. Warunki były o wiele trudniejsze, zarówno dla sióstr, jak i dla pensjonariuszy. Nie było też domków wypoczynkowych dla dzieci.

Ilu pensjonariuszy obecnie mieszka w tym ośrodku?
Obecnie mamy dwanaście osób, czekamy na trzynastą. Większość naszych podopiecznych, to kobiety. W tej chwili mamy tylko jednego pensjonariusza. Dlaczego tak jest? Prawdopodobnie dlatego, że kobiety dłużej żyją…

Fot. Maria Basza

Ile lat ma najstarsza pensjonariuszka?
Najstarsza mieszkanka naszego ośrodka ma 97 lat. Kiedyś, żartując powiedziałam naszym współpracownikom, że popracujemy nad tym, aby nasza seniorka dożyła przynajmniej do stu lat. Większość z pensjonariuszy ma około dziewięćdziesiątki.

Naszym obowiązkiem jest czynne okazywanie miłości podopiecznym, chociaż nie zawsze jest to łatwe. Kiedy tu przyszłam, moim pragnieniem było, aby każda osoba, tu mieszkająca, wyzdrowiała. Później zrozumiałam, że powinnam im pomóc w niesieniu ich krzyża, związanego z wiekiem. Te osoby potrzebują naszego czasu, życzliwości, uśmiechu.

Nie przychodzą do naszego ośrodka osoby, które mogą same się obsłużyć. Nie posiadamy też takiej możliwości aby przyjmować osoby obłożnie chore.

Pensjonariusze mają godne warunki życiowe. Mieszkają w jedno i dwuosobowych pokojach.
Do ośrodka przychodzi pielęgniarka, raz na miesiąc pensjonariuszy odwiedza lekarz. Większość z nich jest zadowolona ze swego pobytu tutaj. Przeważnie mieszkają u nas osoby samotne, niektóre z nich mają dzieci, które z jakiegoś powodu nie zaopiekowały się nimi. Każdy z pensjonariuszy niesie ze sobą pewien bagaż również negatywnych życiowych doświadczeń.

Szczerze mówiąc, trudno mi było na początku jakoś się tu odnaleźć. Pomogło mi odkrycie na nowo znanej prawdy – że w każdym człowieku jest obecny Chrystus. Odczułam, że podczas dzielenia się opłatkiem z pensjonariuszkami, każdej z nich zależało na tym, abym ją pocałowała. Byłam świadoma tego, że ktoś z nich może być chory, że mogłabym się od nich zarazić. Nie było to ani łatwe, ani przyjemne. Tu pomógł mi przykład św. Franciszka, który ucałował trędowatego. Czasami trudno jest mi przez to przejść, ale wiem, że jest to potrzebne dla mego dobra duchowego. Staram się uświadamiać także innym współpracownikom, że jesteśmy pracownikami Caritasu. A Caritas – to znaczy miłość.

Fot. Maria Basza

W waszym ośrodku są zatrudnione opiekunki. Na czym polega ich posługa?
Codziennie rano budzą pensjonariuszki i jeżeli jest taka potrzeba, pomagają w myciu się, w ubieraniu. W budynku, w którym mieszkają pensjonariusze, mieści się kaplica. Opiekunki pomagają chętnym osobom w dojściu o piętro wyżej do kaplicy. Roznoszą posiłki, zmywają naczynia, sprzątają pokoje pensjonariuszy. Opiekunka jest zawsze dyspozycyjna wobec podopiecznych.

Proszę opowiedzieć o obowiązkach, jakie spoczywają na siostrach, które mieszkają w tej wspólnocie zakonnej?
S. Nela Tarasenko służy nam i pensjonariuszom jako organistka, s. Ola Witkowska zajmuje się sprawami gospodarczymi, s. Janina Cisielska, która ma już 79 lat, jest dla nas przykładem życia zakonnego. S. Janinka, jak ją siostry nazywają, jest osobą pogodną i otwartą, na własne życzenie uprawia latem ogródek warzywny. W ubiegłym roku zebrała 42 wiadra ogórków. Obecnie, zimą, razem z pensjonariuszkami, które gromadzą się na wspólnej sali, odmawia modlitwę wieczorną. S. Alina Petrauskayte, która jest najmłodszą siostrą w naszej wspólnocie, raz w tygodniu wyświetla pensjonariuszom jakiś dobry film, umożliwia im odbiór programów radiowych, odwiedza ich, aby z nimi porozmawiać, robiła z nimi również kartki świąteczne.

Zauważyłam, że między siostrami i pensjonariuszkami jest porozumienie, że tworzycie jakby jedną wspólnotę.
Staramy się iść w tę stronę, choć trzeba przyznać, że nie zawsze się to udaje. Jesteśmy otwarte, dążymy do jakiejś normalności, a w zamian otrzymujemy ogromną wdzięczność.

Fot. Maria Basza

Jakiego wyznania są wasi pensjonariusze?
Tak się złożyło, że obecnie wszyscy są wyznania rzymskokatolickiego. Natomiast najstarsza nasza podopieczna przed trzema miesiącami przystąpiła po raz pierwszy do Komunii św.

Czego potrzebujecie do lepszego funkcjonowania tego ośrodka?
Przydałoby się lepsze nagłośnienie do kaplicy, z której korzystają nasi podopieczni. Trzeba zrobić remonty w pokojach pensjonariuszy, w kuchni.

Ile osób spośród waszych pensjonariuszy już jest po „drugiej” stronie życia?
Ponad 20 osób. Myślę, że trzeba modlić się za nich, ale i do nich w różnych potrzebach naszego ośrodka.

Proszę się nie gniewać z powodu tego, co teraz powiem… Jesteście tutaj, w pewnym sensie, na odludziu…
Jest to takie miejsce, gdzie ktoś się zatrzymał w drodze do nieba… Jest tu ładnie, jest dużo ciszy, chociaż nie przeczę, że ktoś mógłby się tu nudzić. Staramy się o to, aby również nasi podopieczni się nie nudzili. Przed świętami dostarczyliśmy choinkę do każdego pokoju, którą udekorowali sami pensjonariusze. Przyjadą do nas po kolędzie nasze siostry pracujące w Korosteniu z grupą młodzieży.

Do ośrodka Caritas-Spes w Aleksandrówce przyjeżdżają latem dzieci i młodzież.
Latem jest tu organizowany obóz wypoczynkowy dla dzieci. Przyjeżdżają dzieci z Kijowa, z Połonnego, z Odessy. Przeważnie są to dzieci z parafii, w których pracują nasze siostry, ale nie tylko. Przez okres letni możemy przyjąć około 600 osób. Latem przyjeżdżają też do nas członkowie oazy rodzin.

Fot. Maria Basza

Dużo się tu dzieje…
Nasz ośrodek przyjmuje również pomoc humanitarną, która później jest rozdzielana przez ośrodki Caritasu na Ukrainie, które się znajdują w różnych miejscach. Więc, oprócz Domu Miłosierdzia, obozów wypoczynkowych dla dzieci i młodzieży, prowadzimy dokumentację, związaną z pomocą humanitarną. Pomagamy także osobom potrzebującym tym, czym możemy – ubraniem oraz innymi rzeczami gospodarstwa domowego, które otrzymujemy zazwyczaj z zagranicy.

Jakie organizacje zagraniczne przekazują pomoc dla Ukrainy?
Zazwyczaj są to Caritasy.

Jak wygląda zwykły, powszedni dzień Siostry Dyrektor?
Staram się robić to, co pomaga mi w dobrym funkcjonowaniu. Wstaję o godz. 5:15, chwila modlitwy i, kiedy jest dobra pogoda, przez 15 min. biegam lub robię gimnastykę. Zimą raczej nie biegam. Później idę do kaplicy, mieszczącej się w naszym domu, na półgodzinną adorację Najświętszego Sakramentu.

Dlaczego wstaję tak wcześnie? Żeby się później nie „zakręcić” i mieć siłę i pokój, potrzebne do udźwignięcia wszystkich obowiązków.

O 6:45 rozpoczynają się nasze wspólne modlitwy, półgodzinna medytacja, brewiarz, msza św. O 8:30 mamy śniadanie, o 8:50 jestem już w biurze. Sprawdzam kalendarz, kontaktuję się z pracownikami kuchni, sprawdzam pocztę, rejestruję listy. Przychodzą do mnie pracownicy w celu załatwiania bieżących spraw. Raz w tygodniu odwiedzam pensjonariuszy. Jeżeli nie ma nic pilnego w ośrodku, idę na modlitwy południowe. O godz. 13:30 – obiad ze wspólnotą zakonną. Zimą pracuję w biurze do godz. 17. O godz. 17 mamy wspólny różaniec z pensjonariuszami, którzy chcą uczestniczyć w tej modlitwie. Następnie odmawiam z siostrami nieszpory. Latem pracuję w biurze do godz. 18. Później mamy kolację, a dalej jest różnie.

Ponieważ jestem zastępcą przewodniczącego komisji do życia konsekrowanego przy episkopacie Ukrainy, czasem zajrzę do tych spraw, czasem są jakieś inne sprawy pilniejsze, którymi muszę się zająć.

Jestem też w naszym zgromadzeniu zastępczynią przełożonej wikariatu, więc z tego tytułu mam pewne obowiązki. Powołałam w naszym zgromadzeniu komisję od ewangelizacji dorosłych, w której działam. Raz lub dwa razy w tygodniu wieczorem, po kolacji, gramy ze współsiostrą w tenisa. Około godz. 22 mamy indywidualną modlitwę przed spoczynkiem. Jest chwila na lekturę czy zrobienie jakichś osobistych rzeczy. Po 22.00 staram się iść spać, choć nie zawsze mi się to udaje. Jednak przez cały czas muszę być pod telefonem, na wypadek gdyby coś się działo w ośrodku.

We wtorki wieczorem, o godz. 19, prowadzę godzinne spotkania ewangelizacyjne z pracownikami. Zazwyczaj spotkania te trwają o wiele dłużej, gdyż pracownicy zadają wiele pytań.

Fot. Maria Basza

Bardzo długi i pracowity dzień… Czego Siostrze brakuje w tym ośrodku?
Brakuje wolontariuszy, którzy chcieliby tu przyjechać i pomóc w opiece nad naszymi pensjonariuszami, chodzi o spotkania z nimi, o rozmowę. Potrzebna jest winda w Domu Miłosierdzia. Brakuje placu zabaw dla dzieci w wieku 7–12 lat.

Pensjonariusze są objęci również opieką duchową.
Mamy tu dobrego księdza-kapelana, jest nim ks. Mikołaj Hucał. Naprawdę, jest dla wszystkich takim świętym Mikołajem, zarówno dla pensjonariuszy, jak i dla pracowników. Ma bardzo dobre serce, dla każdego ma czas i dobre słowo. Jest dla nas przykładem ogromnego szacunku do każdego człowieka. Jest również człowiekiem modlitwy. Pełni posługę kapłańską w tym ośrodku już od ponad 10 lat.

Jakie plany ma Siostra na rok 2017?
Osobiście – chciałabym jeszcze lepiej wykorzystać swój czas. Wcześniej omodlić wszystkie sprawy, aby jak najlepiej służyć Panu Jezusowi i ludziom. Przebywając w tym ośrodku, człowiek robi się bardziej wrażliwy na przemijanie czasu – o czym każda z naszych podopiecznych może najlepiej opowiedzieć.

Plany związane z działalnością w ośrodku Caritasu – chciałabym uwrażliwić młodzież na pomoc i szacunek dla starszych, aby takich podopiecznych u nas było coraz mniej. Planuję szukać i zapraszać do przyjazdu do nas chętną młodzież, aby mogli trochę tu pobyć i pomóc tym starszym samotnym ludziom.

Ze spraw materialnych – zrobić remont w Domu Miłosierdzia i postarać się wymienić kuchnie. Na to oczywiście trzeba szukać kosztów, czyli dobrodziejów.

***
Co przedtem znajdowało się w tym miejscu?
Jan Gliwiński: Prawdopodobnie, kiedyś był to majątek jakiegoś hrabiego, ponoć Czecha. Później miała tu swoją bazę jednostka wojskowa.

Kiedy Pan rozpoczął pracę w tym ośrodku?
Ks. Stanisław Szyrokoradiuk 6 stycznia 1995 roku został wyświęcony na biskupa, i, o ile mnie pamięć nie myli, w tymże roku, latem przyjechałem z nim, aby obejrzeć to miejsce. Nie zrobiło ono na nas dobrego wrażenia – wszędzie rosły chwasty, krzaki… W miejscu, w którym obecnie mieści się stołówka, była stajnia. Nie było tu żadnych innych zabudowań. W jednym tylko miejscu widniały pozostałości fundamentów. W stawie prawie nie było wody.

Zacząłem tu pracować w 2001 roku jako kierowca. A od ponad 10 lat jestem szefem ekipy remontowo-eksploatacyjnej ośrodka. Tu trzeba dbać o wszystko, aby działał system wodno-kanalizacyjny, aby wszędzie zamykały się drzwi. Nad wszystkim trzeba czuwać.

Od czego Pan rozpoczyna swój dzień pracy?
Wstaję około godz. 6. Jeśli mam czas, idę na mszę św. Po śniadaniu sprawdzam czy nie trzeba czegoś naprawić w kuchni, czy nie ma jakieś awarii w budynku, w którym mieszkają pensjonariusze, czy jakaś rynna nie przecieka, czy kocioł dobrze działa, czy wszędzie jest ciepło.

Jeśli nie ma żadnej innej pracy, idę do stolarni, która znajduje się na terenie ośrodka. Pracowałem tu przedtem przez dziewięć lat, byłem kierownikiem. Robiliśmy tu i ołtarze, i klęczniki. Sam projektowałem ołtarze, chociaż z wykształcenia jestem mechanikiem samochodowym. Wszystkie drzwi i łóżka w tym ośrodku zostały zrobione w naszej stolarni.

Siostry się zmieniają, a Pan jest tu już długo i zna wszystko. Wprowadza Pan nowe siostry w tajemnice funkcjonowania ośrodka.
Tak, opowiadam jak było, doradzam co można zrobić jeszcze lepiej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Maria Basza
Tekst ukazał się w nr 1 (269) 17–30 stycznia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X