Przełożona radość

Przełożona radość

Koniec grudnia nie jest najbardziej udaną porą w przedszkolach.

Choroby, epidemie i jako wynik – kwarantanna. Ale przecież w każdej grupie dzieci przygotowują imprezy noworoczne, oczekują na prezenty… niestety wówczas trzeba tę dziecięcą radość odłożyć na później. Ale jak to się mówi: „Co się odwlecze, to nie uciecze”.

Koniec ubiegłego roku nie był pod tym względem wyjątkowy również dla polskiej grupy przedszkolnej w przedszkolu nr48 przy ul. Metrologicznej we Lwowie. Dzieci przygotowały poranek, rodzice stroje i kostiumy dla swych pociech… a tu nic. Jednak, gdy tylko skończyła się kwarantanna i maluchy wróciły do grupy, wychowawczynie Jolanta Szymańska, Ela Kapustina oraz muzykolog Łesia Wojciechowska zaczęły powtórkę programu poranku i postanowiły, że ta świąteczna impreza odbędzie się, ale już w formacie karnawałowym.
25 stycznia br. kolorowa i noworocznie udekorowana sala w przedszkolu stała się jeszcze bardziej kolorowa. A to za sprawą przygotowanego programu poranka, który miał być „Balem lalek”. Dzieci w kolorowych strojach: dziewczynki przebrane za lalki w pięknych bogatych sukniach, chłopcy zaś, jako pajacyki, w kolorowe kombinezony, w kolorowe peruki, czapki i kapelusze.

Pomysł poranku był następujący: dzieci poszły spać w noworoczną noc, a tu za sprawą czarów ich lalki i pajacyki urządziły sobie prawdziwy bal. Na program złożyły się tradycyjnie tańce, piosenki, wierszyki i zabawy. Maluchy udowodniły, że nie zapomniały tego, czego nauczyły się w grudniu. Jak zawsze było dużo ruchu, śmiechu i wesołych minek, bo tego rodzaju imprezy dzieci lubią bardzo, ponieważ mogą pokazać się swoim dumnym ze swych pociech rodzicom i dziadkom.

Jednak najbardziej oczekiwane – przez dzieci przynajmniej – były konkursy dla rodziców. Od lat jest to obowiązkowy element każdego poranku w tej grupie. Tym razem wychowawczynie przygotowały o wiele więcej konkursów niż zazwyczaj. Teraz dzieci same proszą rodziców o wzięcie udziału w tej zabawie, a potem głośno ich dopingują. Chyba głośniej niż bawią się same. Tym razem mamy musiały wykazać się spostrzegawczością i odnaleźć piernikowe serduszka i dzwoneczki, ukryte wśród gałązek choinki. Nie było to proste, bo drzewko było wyjątkowo gęste i bogato ozdobione zabawkami i lampkami. Kolejny konkurs był jeszcze ciekawszy. Mamy miały w parach objąć się tak, że każda miała tylko jedną rękę wolną. Zadaniem każdej pary było wycięcie papierowej choinki. Jedna mama trzymała więc nożyczki, a druga tak obracała kartkę, żeby na koniec wyszło jednak drzewko. Było różnie. Było jeszcze noszenie pieniędzy na butach. Tu udział brali ojcowie, jako ci, którzy przynoszą pieniądze do domu. Było przyklejanie bałwanowi nosa, ale… z zawiązanymi oczami. A na koniec była ulubiona zabawa zimowa – gra w śnieżki. Naturalnie nie w te prawdziwe ze śniegu, ale z waty. Maluchy obrzucały nimi rodziców, a ci odrzucali kule z waty w swoje pociechy. Było tyle krzyku i śmiechu, jakby to była zabawa na dworze. Wychowawczynie z trudem opanowały ten żywioł (zarówno rodziców, jak i dzieci).

Na zakończenie zabawy było obowiązkowe wspólne zdjęcie całej grupy i zgodnie z karnawałową tradycją – pączki. Na te słodycze dzieci czekały przez cały poranek i nareszcie każdy mógł zatopić ząbki w tym puchu z ciasta, usmarować sobie wąsy cukrem-pudrem i zlizywać wspaniałą marmoladę nadzienia. Mniam, mniam – pychota!

Teraz czekamy na kolejna imprezę, ale na pewno wychowawczynie wymyślą znów coś ciekawego i nie każą dzieciom zbyt długo czekać.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 2 (270) 31 stycznia – 13 lutego 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X