Profesor Spanner. Mydło R.I.F. (cz. 2)

Profesor Spanner. Mydło R.I.F. (cz. 2)

Od połowy lipca 1943 roku szczęście wojenne opuściło Adolfa Hitlera właściwie już na zawsze. Pod naporem Armii Czerwonej wojska niemieckie zaczęły się cofać. Może był to z początku ruch powolny, ale stałe cofanie się wróżyło Niemcom raczej marną przyszłość.

Gdy zaś 6 czerwca 1944 nastąpił tak zwany D–day, czyli lądowanie Sprzymierzonych we Francji, Niemcy już wyraźnie znalazły się pomiędzy młotem, a kowadłem. Zajmując okupowane przez Niemców tereny Polski, Armia Czerwona i postępujące wraz z nią tak zwane „organa władzy radzieckiej”, uzyskiwały nareszcie możliwość naocznego zapoznania się ze znanym do tej pory tylko z relacji wywiadu, ohydnym niemieckim procederem wytwarzania mydła z żydowskich trupów.

Choćby Siedlce. Miasto znane wtedy z istniejącej w nim jakoby FABRYKI ludzkiego mydła. Gdyby taka fabryka rzeczywiście w Siedlcach była, to teraz, nawet wysadzona w powietrze przez cofających się Niemców, nawet swoimi ruinami świadczyłaby o niemieckiej potworności. Idealny kąsek dla radzieckiej propagandy. Prawda? A tu? – A tu nic! Pomimo uprzedniego trąbienia po całym świecie o fabryce, teraz ani słowa o fabryce!

Nie słyszałem, aby Rosjanie po zajęciu Siedlec szukali tej fabryki, aby rozpytywali się o nią. Ci sami Rosjanie, którzy wielokrotnie udowodnili, że, gdy naprawdę zależy im na czymś, potrafią to coś wydobyć nawet spod ziemi, teraz zupełnie zignorowali taką wspaniałą dla własnej propagandy, fabrykę ludzkiego mydła. Kto tak postępuje? Chyba tylko ten, kto od początku wie, że „żydowskie” jakoby mydło RIF, to lipa!

O stosach mydła RIF, leżącego w lasach koło Czeremchy, radzieckie dowództwo musiało wiedzieć. I znowu nic. Nikogo to nie zainteresowało. Mieszkańcy Czeremchy opowiadają, że ruscy żołnierze, penetrujący dawne niemieckie magazyny, tego mydła ze sobą nie brali. Jakoby, dlatego tylko, że było wykonane z ludzkiego tłuszczu. – Ależ tam! Nie brali, bo mydło nie nadawało się już do niczego. Wypalone pożarem, ani się nie mydliło, ani pieniło, ani rozpuszczało, to po cholerę im takie mydło?! Nikt z ważnych Rosjan nie zainteresował się tym mydłem, choć w rozumieniu radzieckiej propagandy było ono DOWODEM niemieckiej zbrodni. Dziwne, jeśli się zważy, że dowodem rzeczowym w ilości kilkuset kilogramów wzgardzono, a jeszcze nie tak dawno jedną kostkę mydła pokazywano w blasku reflektorów, jak święte relikwie.

Proszę nie myśleć, że w międzyczasie coś się zmieniło, że doszły nowe informacje, że w sprawie mydła RIF nastąpiło wyjaśnienie nieporozumień. Nic z tych rzeczy! Pod koniec wojny i tuż po wojnie w sprawie mydła RIF bynajmniej nic się nie zmieniło. O tym, jak głębokie było przekonanie o mordowaniu Żydów dla uzyskania tłuszczu do produkcji tego mydła, niech świadczy fakt, że Żydzi zaczęli grzebać na swoich cmentarzach odnalezione kostki mydła RIF, tak, jak chowa się zmarłych! Wiem o dwóch takich pogrzebach. Jeden odbył się na cmentarzu Greenwood Cemetery w amerykańskiej Atlancie. Angielski napis na kamieniu nagrobnym głosi, że: – Tu spoczywają cztery kostki mydła, ostatnie ziemskie pozostałości po żydowskich ofiarach nazistowskiego Holocaustu.

Drugi pogrzeb mydła RIF odbył się w Radowcach, mieście położonym w Bukowinie rumuńskiej. Na okazałym, kamiennym pomniku z gwiazdą Dawida, napis w języku rumuńskim – Pamiętaj straszne lata 1939 – 1945. Sześć milionów Żydów zostało zamordowanych przez hitlerowców. Tutaj, 1 kwietnia 1946, złożono na wieczny spoczynek mydło RIF, (czysty żydowski tłuszcz), które było wytwarzane w niemieckich obozach z tłuszczu umarłych.

Proszę Państwa. Trzeba przeciwstawić sobie dwa mydła. Jednym będzie mydło RIF, niesłusznie okrzyczane w świecie jako mydło z ludzi, zaś drugim, niepozorne, nie oznakowane ani literami, ani cyframi, istniejące w dodatku w niewielkich ilościach, ale za to będące mydłem naprawdę wytwarzanym z ludzkiego tłuszczu, mydło profesora Spannera. Bo istniało takie mydło. Ono było. I to już nie jest radziecka propaganda.

Jeśli ktoś zapragnie dowiedzieć się czegoś o Akademii Medycznej w Gdańsku, najpewniej dowie się, że powstała 8 października 1945 roku, jako pierwsza w Polsce samodzielna uczelnia medyczna, początkowo o nazwie Akademia Lekarska, a po zmianie nazwy w roku 1950, jako Akademia Medyczna. Nie będzie to pełna prawda. Jakoś trudno przychodzi powiedzieć, że przed polską Akademią Medyczną, przed rokiem 1945, istniała w tym samym miejscu uczelnia niemiecka. Od roku 1935 Staatliche Akademie für Praktische Medizin zu Danzig, czyli Państwowa Akademia Medycyny Praktycznej w Gdańsku, którą od roku 1940, po wprowadzeniu nauczania wszystkich niezbędnych przedmiotów przedklinicznych, przemianowano na Medizinische Akademie in Danzig, czyli Akademię Medyczną w Gdańsku. Od roku 1940 szefem Instytutu Anatomii gdańskiej Akademii Medycznej został profesor Rudolf Spanner. Działał na terenie Akademii do stycznia 1945 roku, kiedy to, już po zawieszeniu pracy uczelni we wrześniu 1944, wyjechał do rodzinnego Halle.

30 marca 1945 roku Armia Czerwona zdobyła Gdańsk. Od kwietnia 1945 administracja polska, mająca przejąć miasto od wojsk radzieckich, rozpoczęła inwentaryzację przetrwałych radzieckie oblężenie budynków użyteczności publicznej. Gdy polska komisja doszła do gmachu Instytutu Anatomii Gdańskiej Akademii Medycznej, rozpętała się afera.

Do komisji zgłosił się pracujący w Instytucie Anatomii polski robotnik Aleksy Opiński i opowiedział, że w Instytucie wyrabiano mydło z ludzkiego tłuszczu. Komisja zawiadomiła o tym radziecką komendanturę miasta, a tam przypomniano sobie, że już wcześniej zgłaszał się do nich w tej samej sprawie inny polski robotnik z Instytutu Anatomii, Zygmunt Mazur, ale nie potraktowano go serio i przepędzono. (Najlepszy dowód na to, jak poważnie traktowali Rosjanie swoje własne opowieści o „ludzkim” mydle). Polskie UB natychmiast aresztowało obu tych robotników. Bardzo dziwne – nieprawdaż? Obaj chcieli współpracować z nową władzą, obaj się starali, a tu…

Laboratorium preparatów przy prosektorium profesora Spannera w Gdańsku, potocznie zwane „fabryką Spannera” (Fot. archiwum)

Tajemnicę wyjaśnił mi pewien mój znajomy, twierdząc, że obaj Polacy, gdańszczanie, musieli chyba podpisać w przeszłości tak zwaną DVL, czyli Deutsche Volksliste wprowadzoną przez Himmlera od dnia 2 września 1940 roku. Po podpisaniu takiej listy stawało się folksdojczem, czyli według polskiego prawa, zdrajcą narodu polskiego. Z tego właśnie zagrożenia, jakie wokół siebie wyczuwali, brała się może u obu tych nieszczęśników chęć podlizania się nowej władzy. Mazur, chyba bardziej cwany, od razu poszedł do Rosjan, w ten właśnie sposób usiłując schronić się przed Polakami. Czy tak było? Trudno powiedzieć, ale podejrzenia są realne. Tamte czasy pełne były podobnych spraw.

Dla zbadania prawdziwości oskarżeń obu polskich pracowników Instytutu Anatomii, powstała komisja polsko-radziecka, która kilkakrotnie przesłuchiwała obu świadków i dokonywała inspekcji pomieszczeń Instytutu. To wtedy do Gdańska przyjechała pisarka Zofia Nałkowska, będąca członkinią Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich. To po tej wizycie Nałkowska napisała swoje słynne „Medaliony”.

W pozostawionym przez profesora Spannera prosektorium, w basenach z formaliną znaleziono 148 zwłok (czytając „Medaliony” można się przekonać, że Nałkowska w swym opisie podwoiła ilość trupów, pisząc, że było ich 350. Tak się wtedy pisało. Chodziło o antyniemiecką propagandę, a nie o prawdziwość relacji). 82 ciała pozbawione były głów. W innym basenie znaleziono 89 odciętych, ludzkich głów. Znaleziono wskazane przez świadków mydło i recepturę jego wytwarzania. Sporządzono drobiazgową dokumentację fotograficzną.

Powoli, z początkowego chaosu, wywołanego wzburzonymi emocjami, zaczęła się klarować rutyna pracy działających przy Instytucie Anatomii, prosektorium i pomieszczonej w niewielkim, osobno stojącym budynku, tak zwanej spalarni.

I ja tam byłem… chciałoby się powiedzieć, bo ja tam naprawdę byłem. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jako student Akademii Medycznej w Gdańsku przez dwa lata, bo tyle czasu trwały studia nad anatomią człowieka. Prawie codziennie znajdowałem się w miejscach do dzisiaj wywołujących grozę wśród wszystkich Polaków.

Położone w piwnicy gmachu Anatomii prosektorium, było naprawdę ogromne. Wyłożone było na podłodze i ścianach białymi kafelkami. Wzdłuż długiej, prostokątnej sali stały dwa rzędy stołów prosektoryjnych. Baseny ze zwłokami przykryte były stalowymi klapami na wyciągach, przełożonych u sufitu przez bloki. Czy baliśmy się cieni przeszłości? – Skądże! Oczywiście, wiedzieliśmy, że znajdujemy się w prosektorium Spannera, że tutaj robiono mydło z ludzkiego tłuszczu (tak naprawdę mydło wygotowywano w spalarni, budynku, stojącym obok prosektorium, natomiast prosektorium stanowiło tylko źródło tłuszczu potrzebnego do wytwarzania tego mydła), ale nie robiło to na nas większego wrażenia. Poza tym, jako obytych już doskonale z pracą w prosektorium, czasami nawet irytowały sensacyjki, wyławiane z wypowiedzi przesłuchiwanego Mazura, ta na przykład, gdy mówił, że profesor Spanner kazał studentom (cytuje z pamięci) tłuszcz czysto z preparatów odjąć.

Proszę wiedzieć, że gdy w prosektorium pracuje duża grupa studentów, tłuszcz z prosektorium będzie wynoszony wiadrami! Tak zawsze było, jest i będzie. Doszukiwanie się w tym czegoś diabolicznego, jest niedorzeczne.

Nasz profesor mógłby powiedzieć nam akurat to samo! Tak powie każdy profesor anatomii do preparujących studentów. Na całym świecie. W Moskwie, Nowym Yorku, Pernambuco, czy Rzymie. To nie jest wezwanie do skrupulatnego zbierania tłuszczu, tylko zwrócenie uwagi na konieczność czystego przygotowania preparatu. Tkanka tłuszczowa jest, bowiem u człowieka tkanką wypełniającą w organizmie wszystkie wolne miejsca między narządami. Chcąc te narządy wypreparować, czyli uwidocznić, należy wyciąć, i to bardzo delikatnie, całą tkankę tłuszczową, zasłaniającą preparowany narząd.

Stąd biorą się w każdym prosektorium ogromne ilości tłuszczu, odkładanego przez studentów do metalowych kuwet, a te kuwety, prawie co chwila opróżniane są przez pracowników (takich, jakim był Mazur) do niesionych przez nich wiader. Wiadrami wynosi się tłuszcz do spalenia. Sam to wielokrotnie widziałem. Proszę wiedzieć, że gdy w prosektorium pracuje duża grupa studentów, tłuszcz z prosektorium będzie wynoszony wiadrami! Tak zawsze było, jest i będzie. Doszukiwanie się w tym czegoś diabolicznego, jest niedorzeczne. Zofia Nałkowska była damą, po której trudno byłoby się spodziewać zrozumienia dla pracy prosektorium. Jak na wielką damę i tak nieźle zrelacjonowała wszystkie te okropności, przestraszając tylko chwilami czytelnika i robiąc i raz po raz tak zwane „dzikie oczy”. Dla kogoś nieprzygotowanego, widok prosektorium zawsze będzie szczytem makabry nawet w kraju, rządzonym przez Świętych Pańskich, a co dopiero w kraju, rządzonym przez nazistów. Nie dziwi mnie, więc, że Zofia Nałkowska tak właśnie opisała swoją wizytę.

Natomiast, nastawienie komisji było dość wyraźnie stronnicze. Usiłowano wynaleźć jak najwięcej argumentów, które by wskazywały na ludobójstwo, popełniane w Instytucie oraz masową skalę wyrabiania w nim mydła z ludzkiego tłuszczu. Takie nastawienie było zrozumiałe, bo nareszcie natrafiono na miejsce, które mogło uwiarygodnić kilkuletnie gadanie o żydowskim mydle.

Dowód rzeczowy USSR 393. Materiały przedstawione przez delegację radziecką na procesie w Norymberdze. Oba słoje i kuweta zawierają mydło robione przez Spannera z ludzkiego tłuszczu (Fot. archiwum)

Od razu natrafiono na duże trudności. Koncepcji, że mydło robiono z ciał więźniów niedalekiego obozu zagłady Stutthof, nie dało się rozwinąć. Owszem. Zdarzało się, że do prosektorium sprowadzano zwłoki ofiar obozu Stutthof, ale profesor Spanner nie zgadzał się na dostarczanie tych zwłok. Pochodziły one z rozstrzeliwań, a więc, były uszkodzone kulami karabinowymi, albo też dotyczyły osób tak potwornie wyniszczonych głodem, że nie nadawały się nawet na preparaty anatomiczne. Bardzo silny i długotrwały głód powoduje, bowiem, po spaleniu przez organizm człowieka całego zapasu tłuszczu, następujące w drugiej fazie głodu spalani własnych mięśni i odwapnianie kości. Nieboszczyk przypomina wtedy mumię egipską i dla anatoma nie przedstawia żadnej wartości. Komisja uczepiła się prośby profesora Spannera do władz obozu, by przysyłali mu zwłoki nie tak wychudzone, tylko nieco grubsze, doszukując się w tym chęci otrzymywania na takich zwłokach większej ilości tłuszczu do przerobu na mydło…

W relacjach komisji wyczuwa się chęć przedstawienia prosektorium Spannera nie jako placówki naukowej, a jako wstępnego działu FABRYKI Spannera. Działu pozyskiwania ludzkiego tłuszczu do produkcji mydła. Może stąd brały się w sprawozdaniu komisji rewelacje, że zwiedzane przez nią pomieszczenia były pełne porozrzucanych bez ładu fragmentów ludzkich ciał. Nie wierzę w to. Dokumentacja fotograficzna tego też nie potwierdza. Gdyby tak było, wewnątrz po mieszczeń prosektorium panowałby smród, zdolny powalić na ziemię nie tylko damulkę Nałkowską, ale nawet wielkiego i chamowatego chłopa od kanalizacji.Trzeba wreszcie powiedzieć jeszcze coś, co zostało nawet powiedziane podczas przesłuchiwania Mazura, ale co ciągle jest pomijane w komentarzach do sprawy gdańskiego prosektorium. W Instytucie Anatomii wcale nie robiło się mydła z ludzkiego tłuszczu „na okrągło”, PRZEZ CAŁY CZAS istnienia tego Instytutu! Profesor Spanner przyjechał do Gdańska w roku 1940. Latem 1943 delegacja radziecka w Stanach Zjednoczonych pokazuje światu „ludzkie mydło”. We wrześniu tego samego roku, a więc dopiero w kilka miesięcy po tym fakcie, profesor Spanner poleca Mazurowi gromadzenie (a nie spalania w spalarce) tłuszczu wypreparowanego przez studentów. Nadal jeszcze nie ma żadnego mydła, ale profesor już każe zbierać tłuszcz, potrzebny do jego fabrykacji. Dzieje się to, podkreślam, dopiero we wrześniu 1943. Pierwsze mydło z ludzkiego tłuszczu powstało w Gdańsku w lutym 1944. Do tej pory nie było na świecie żadnego mydła z ludzi. Obojętnie, z Żydów, czy nie z Żydów.

Kolejność faktów była, więc zapewne taka:
1 – Spanner dowiaduje się o mydle z ludzkiego tłuszczu (wcale nie próbuję przekonywać, że dowiedział się tego od delegacji radzieckiej, wystarczyło posłuchać, co się gada między ludźmi na ulicy)
2 – Spanner codziennie widzi, jak kubłami wynosi się z jego prosektorium czysto wypreparowany przez studentów tłuszcz, by spalić go w spalarce. Takie marnotrawstwo!
3 – A może by tak, nie marnować tłuszczu, a przerobić go na mydło?

Mydło profesora Spannera nie było mydłem z Żydów. Mydło profesora Spannera było mydłem z Niemców. Największy procent zwłok, jakimi dysponowało prosektorium, pozyskiwano nie z obozu koncentracyjnego, a z zakładu dla psychicznie chorych w Kocborowie i z więzień w Gdańsku i Królewcu. Były to ofiary wykonywania w obu tych więzieniach wyroków śmierci.

Od roku 1871 w Rzeszy Niemieckiej wykonywano karę śmierci przez ścięcie. Na terenach Prus ścięcia dokonywało się toporem (dosłownie). Ostatni, wykonany toporem wyrok śmierci, wykonano w roku 1938. Od tego roku Adolf Hitler specjalnym dekretem zakazał używania topora. Do wykonania wyroków śmierci zaczęto wszędzie używać gilotyny.

Bezgłowe trupy, znalezione w Gdańsku przez komisję polsko-radziecką, były właśnie, ofiarami egzekucji zarządzanych przez cywilne sądy III Rzeszy, a więc musiały być obywatelami III Rzeszy, lub ludźmi za takich obywateli przez nazistowskie sądownictwo uważanych. W tej ostatniej grupie mogli znajdować się Polacy, ale tylko ci, którzy posiadali obywatelstwo niemieckie, lub robotnicy polscy, pracujący na terenie Rzeszy.

Niemieckie Sądy Ludowe znane były z tego, że na gilotynę skazywały właściwie za byle co. Tylko w dwóch ostatnich latach istnienia III Rzeszy (1944 i 1945 do maja!) – dokonano dziesięć tysięcy dekapitacji!!!

Cywilne sądy niemieckie zajmowały się sprawami, dotyczącymi Niemców. Cudzoziemcy z krajów podbitych podlegali jurysdykcji SS, a jeńcy wojenni – wojskowemu sądownictwu Wehrmachtu. Tak, więc Spanner gotował w swoim garnku mydło, głównie z niemieckich trupów. Może to kogoś nie zadowoli, ale tak to właśnie było.

Powiększenie kuwety (Fot. archiwum)

Początkowo komisji marzyło się udowodnienie Spannerowi zabijania ludzi na potrzeby Instytutu na terenie samego Instytutu, lub też wydawania zleceń na mordowanie na potrzeby Instytutu odpowiednio dobranych i wskazanych przez Instytut osob ników, ale takich rewelacji nie chciał potwierdzić nawet gotowy na każdy rodzaj współpracy Zygmunt Mazur.

Czy Mazur, najczęściej i najchętniej zeznający świadek i uczestnik fabrykacji mydła, zeznawał całkowicie swobodnie? – Na pewno nie. Przebywał przecież w więzieniu UB, więc raczej, na pewno ktoś kierował jego zeznaniami. Nie wierzę mu, gdy zaczyna wymieniać różnych dostojników niemieckiego rządu, zwiedzających pracownię Spannera i dyskutujących nad wprowadzeniem pomysłu Spannera, co do działalności niemieckiego przemysłu chemicznego. Dygnitarze III Rzeszy, jeśli nawet bywali u Spannera, nie przebywali na poziomie robotnika Mazura! To, po prostu, trzeba wiedzieć i nie dawać sobie „wciskać kitu”, jak mówią Warszawiacy. Wierzę natomiast Mazurowi, gdy mówi, że profesor surowo zabronił wszystkim swoim pracownikom mówienia komukolwiek o mydle jakie zaczęto wyrabiać w Instytucie. Profesor, najprawdopodobniej, obawiał się opinii swojego środowiska. Obawiał się, że za takie pomysły, jak wytwarzanie mydła z ludzkich trupów, zostanie przez swoje środowisko wyśmiany, a jego postępowanie uznane zostanie za obrzydliwe.

Pierwszą partię mydła wytopiono, jak już pisałem, w lutym 1944. Tłuszcz na ten wytop zbierano od września 1943. Tłuszcz gromadzono, więc przez pięć miesięcy. Uzbierano w ten sposób od 70 do 80 kilogramów tłuszczu. „Poszło” na to około 400 trupów. Z tak pozyskanego tłuszczu wykonano nieco ponad 25 kilogramów mydła. Mydło śmierdziało jak cholera i trzeba było do niego dodawać olejek migdałowy. Czemu to piszę? Byście Państwo sami mogli się przekonać, czego dokonał pan profesor. Przecież takie działanie jest kompletnie nieopłacalne, pomijając już wszystkie inne względy. Około setki studentów preparuje tłuszcz przez okres pięciu miesięcy. Jest to czas na uzbieranie około 70 kilogramów tłuszczu. Przez cały ten czas, tłuszcz zgromadzony najwcześniej leży gdzieś i po prostu zaczyna się psuć. Później pan profesor się dziwił, że mu mydło śmierdziało. Wszystko to daje w efekcie 25 kilogramów mydła. Można się domyślać, że cała ta krzątanina miała na celu uzyskanie oszczędności dla Instytutu Anatomii. Ciekaw jestem, jakie oszczędności powstały dla Instytutu po wyprodukowaniu tego śmierdzącego mydła? Jednorazowy wytop 25 kilogramów mydła z przygotowaniami do tego wytopu trwającymi pół roku, to chyba niewiele.

Mydła używano do mycia podłóg i stołów prosektoryjnych. Podobno też do mycia rąk. Mazur się przyznał, że podkradał to mydło i przynosił go do swojego domu. Tam podobno służyło mu do mycia i prania. I to jest już cały zasięg, jaki osiągnęło mydło Spannera. Nigdzie indziej nie było używane, nikomu go nie przydzielano, nikomu nie sprzedawano.

Druga partia mydła miała być wykonana już po wyjeździe profesora, w lutym 1945. Przed wyjazdem profesor zadbał o wydanie dyspozycji swojemu personelowi. Fragment zeznań Mazura: – Spanner odjechał w styczniu 1945 roku. Jak odjeżdżał, kazał nam tłuszcz zebrany w semestrze dalej wypracować, kazał nam porządnie mydło i anatomię robić i sprzątać, żeby ludzko wyglądało.

Zygmunt Mazur zmarł w więzieniu na tyfus 10 lipca 1945 roku. Niektórzy uważają, że to UB go zabiło. Oczywiście, mogłoby tak być, ale żywy Mazur był dla Urzędu wielokrotnie bardziej cenny, niż martwy. Szykowano go, bowiem jako świadka na procesie norymberskim. A tyfus? – Wszędzie wtedy panował tyfus. Wszy rozpowszechniły się tak okropnie, że podobno przy dobrym wzroku, można je było zauważyć łażące po chodnikach gdańskich ulic!

W czasie procesu norymberskiego sprawa mydła profesora Spannera była przedstawiana Trybunałowi przez dwóch prokuratorów. Brytyjskiego, który złożył oskarżenie w oparciu o zeznania trzech byłych brytyjskich jeńców wojennych i radzieckiego, którego oskarżenie opierało się na zeznaniach Mazura i dowodzie rzeczowym oznaczonym symbolem USRR 393. Były to kawałki mydła fabrykowanego w Gdańsku. Trybunał, jednak ,jakoś dziwnie nie zafascynował się rewelacjami obu prokuratorów i w konkluzji napisał coś, co zdumiewa do dzisiaj każdego czytelnika sentencji Trybunału. Ogólnikowe stwierdzenie, jakie można tam znaleźć, że: „w fabrykach mydła czyniono próby w celu zużytkowania tłuszczu z ciał ofiar” bez podania, w jakich fabrykach i jakie to były próby, kiedy i gdzie się odbyły, jest chyba wyrazem wątpliwości sądu co do rzetelności dowodów przedstawionych mu przez oskarżenie.

W maju 1947 w Hamburgu Brytyjczycy aresztowali profesora, zarzucając mu uczestnictwo w zbrodniczych działaniach przeciwko ludzkości. Władze brytyjskie szybko jednak zrezygnowały z oskarżania Spannera i przekazały go prokuraturze niemieckiej. Jest to jeszcze jeden dowód na to, że Spanner robił mydło z NIEMIECKICH trupów.

Podział kompetencji pomiędzy niemieckim wymiarem sprawiedliwości, a jego odpowiednikami władz okupacyjnych, był niesłychanie prosty. Jeżeli Niemcowi zarzucało się zbrodnie przeciwko cudzoziemcom, oskarżały go prokuratury Sprzymierzonych, jeśli zaś jego zbrodnie dotyczyły tylko obywateli niemieckich, zajmowała się nim prokuratura niemiecka. No i cała tajemnica, dlaczego to Brytyjczycy oddali Spannera Niemcom. Spanner został dość szybko zwolniony, gdyż przekonał oskarżycieli, że mydło, które wytwarzano w jego Instytucie służyło mu do celów naukowych. Mydło służyło jakoby do specjalnego utrwalania anatomicznych preparatów stawowych, aby zachować ich naturalną ruchomość. Nikt nie potrafił zweryfikować tego, co mówił profesor, więc zwolniono go bez zbędnych ceregieli. Po uwolnieniu Spanner znalazł stanowisko na Uniwersytecie w Kolonii, ale został z niego usunięty po interwencji władz brytyjskich. Pracował później jako zwykły lekarz. Zmarł w Kolonii w roku 1960.

Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 8 (60) 24 kwietnia 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X