Powojenni mieszkańcy lwowskich kamienic

Powojenni mieszkańcy lwowskich kamienic

Obecna ul. Grodecka (Fot. KG)Wspomnienia powojennych migrantów o Polakach, którzy nie wyjechali do Polski, są bardzo pozytywne. Odróżniali się wprawdzie niezwykłym dla przyjezdnych wyglądem i sposobem życia, na co dzień używali języka polskiego: ukraińskiego i rosyjskiego praktycznie nie używali, a „jeżeli mówili, to z ograniczoną do stu słów leksyką”. Przybysze nie rozumieli wszystkich polskich słów.

Polacy w sowieckim Lwowie trzymali się oddzielnie, unikali rozmów o przeszłości. Pozostali samotni Polacy – nauczyciele szkolni, profesorowie uczelni, którzy przy władzy sowieckiej żyli biednie. Wśród Polaków, którzy nie opuścili miasta, byli też stróże. Według starego przyzwyczajenia zamykali bramy na noc i starali się utrzymać porządek w kamienicach.

Wiadomości o przedwojennych mieszkańcach kamienic ograniczone są do półprawdziwych historii – o ich narodowości, działalności, ale osobiście nikt z respondentów ich nie widział. O tym mogli wiedzieć mieszkańcy, którzy zasiedlili kamienice bezpośrednio po wojnie. O przedwojennych historiach dowiadywano się od służących, czasem od współlokatorów, którzy nie wyjechali do Polski.

Życie przedwojennych mieszkańców wyobrażano sobie na podstawie lokalizacji mieszkań, z opowieści innych lokatorów, resztek mebli, ozdób i innych rzeczy. Uwagę, przy wejściu do kamienic, zwracały eleganckie drzwi wejściowe, dekoracje na ścianach, kafelki na klatkach schodowych. Kafelki we wielu kamienicach były kolorowe, z ornamentyką kwiatową, winogron itd.

Los przedwojennych rzeczy
Stary przedwojenny wystrój mieszkań stwarzał „atmosferę z jakiegoś innego świata”. Przedmioty wnętrz zachowały się w różnym stanie: Jedni lokatorzy przyjeżdżali do umeblowanych mieszkań, inni zastawali „gołe ściany”, ale były wypadki pośrednie. W pierwszej decyzji władz miasta z 27 lipca 1944 roku podkreślono konieczność ewidencji pozostawionego mienia, które uważano za państwowe. Urzędnicy spisywali mienie w mieszkaniach zajmowanych przez przesiedleńców ze Wschodu, które ci musieli wykupić.

Masowo skupywano meble od Polaków, wyjeżdżających do Kraju. Przedwojenne meble uważano za dobrej jakości, ale nieporęczne. Większość przedwojennych rzeczy nie zachowała się. Wśród rzeczy ocalonych wymieniano szafy, kredensy, krzesła, łóżka, żyrandole, lustra na podstawach, drzwi pomiędzy pokojami z oryginalnymi klamkami, piece kaflowe, parkiet. Praktycznie w każdym mieszkaniu był jeden, lub kilka pieców, które obecnie są bardzo cenione. Przeznaczone były do palenia w nich węglem i drewnem. Później wprowadzano w nie palniki gazowe. Kominki w niektórych kamienicach praktycznie do dziś się nie zachowały.

Z latami w mieszkaniach zmieniano układ pokoi, stare zniszczone rzeczy wyrzucano, lub sprzedawano z braku środków na swoje utrzymanie. Nieliczni przesiedleńcy starali się utrzymać pierwotny stan mieszkań. Obecnie respondenci zwracali uwagę na rujnację kamienic i willi, ograniczenie terenów zielonych i zwiększenie ilości aut na cichych niegdyś lwowskich uliczkach.

Przeszłość bardziej romantyczna
Podsumowując ten wywód, można powiedzieć, że migranci ze Wschodu wspólnie z częścią przedwojennych mieszkańców Lwowa, a też i z powojennymi Ukraińcami ze wsi i przesiedlonymi z Polski, są dziś nosicielami historycznej pamięci o powojennym i częściowo przedwojennym mieście.

W opowieściach lwowiaków odczuwa się nostalgia po przedwojennym Lwowie i słychać oczywiste uprzedzenie do władzy sowieckiej i dokonanej przez nią zmian. Co tyczy się stosunków osobistych, nie ma dziś wrogości do przybyszów ze Wschodu. Respondenci przytaczają przykłady „pozytywnych” i „negatywnych” migrantów. Nie ma też jednoznacznej pozycji względem przybyszy z wiosek. Dzieci mieszkańców Lwowa, które dorastały wspólnie z dziećmi migrantów ze Wschodu są bardziej tolerancyjni w określeniach co do powojennego życia.

Migranci, którzy przyjechali do Lwowa w drugiej połowie lat 40, skłonni są uważać się za lwowiaków, nie mówiąc już o ich dzieciach. Nie jest im obojętny stan budynków i przestrzeni miejskiej, przechowują pamięć o przeszłości miasta. Zarazem z łatwością opowiadają o zajmowaniu umeblowanych mieszkań, tłumacząc, że był taki czas, gdy Polacy zmuszeni byli opuścić swe miasto.

Sądzę jednak, że czasami nie do końca byli szczerzy, a ich odpowiedzi były często niepełne. W wypowiedziach wyczuwalna była „romantyzacja” powojennego życia, a zarazem osąd stanu dewastacji, który nastąpił w kolejnych dziesięcioleciach. Nagłaśniając (czasami nadmiernie) na swym prawie do zamieszkiwania w starych lwowskich mieszkaniach, pierwsze pokolenie migrantów ze Wschodu nigdy, tak do końca, nie poczuło się ich właścicielami.

Halina Bodnar

Ukraińska wersja artykułu ukazała się na portalu zaxid.net

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X