Poszukuję informacji o ks. Wincentym Dziwoku wuj Wincenty Dziwok z kucharką, maj 1939, z archiwum autorki

Poszukuję informacji o ks. Wincentym Dziwoku

Od jakichś 12 lat szukam odpowiedzi na pytanie, co się stało z bratem mojej babci Wincentym Dziwokiem  i do tej pory niewiele ustaliłam. Był katolickim księdzem w parafii Ludwikówka Doliniańska koło Stanisławowa we wrześniu 1939 i po tym czasie wszelki słuch o nim zaginął.

Był młodszym bratem mojej babci Johanny Bulla z domu Dziwok. Urodził się w czasach zaborów jako poddany cesarza Wilhelma w miejscowości Strzybnik Koło Raciborza w styczniu 1892. Był synem Józefa i Franciszki z domu Czichon. Ukończył Włocławskie Seminarium Duchowne, finansowo w studiowaniu pomagali mu moja babcia i dziadek (starsza siostra i szwagier), którzy mieszkali w Kochłowicach (obecnie dzielnica Rudy Śląskiej, która po plebiscycie znalazła się w granicach Polski. Strzybnik niestety pozostał do 1945 w Niemczech). Wuj Wincenty nie chciał być księdzem niemieckim i studia teologiczne zaczął po I wojnie światowej w wolnej Polsce. Święcenia kapłańskie przyjął w 1923 r. Mianowany wikariuszem parafii w Kowalu pod Włocławkiem. Od 1926 nie figuruje spisie kapłanów diecezji włocławskiej.

Na Ukrainę do niemieckojęzycznych polskich parafii (prawdopodobnie byli to potomkowie osadników niemieckich z przełomu XVIII i XIX w) został oddelegowany z diecezji łódzkiej. Polski ksiądz z doskonałą znajomością języków niemieckiego i polskiego w tym terenie był bardzo potrzebny. Od 1932 był wikariuszem parafii w Sasowie, diecezja lwowska; od 1935 administrator parafii w Feliciental pod Stryjem; od 1938 był administratorem parafii w Ludwikowicach k. Doliny (lub Ludwikówce) i przebywał tam w czasie okupacji sowieckiej. Aresztowany w 1940 r. i skazany na obóz jeniecki? – i to jest ten znak zapytania, bo to mógł być też rok 1939.

Mój tata miał zdjęcie wuja w sutannie jaką noszą księża diecezjalni i w birecie, z gospodynią i dwoma psami: małym i czarnym dużym Nygusem.

Z opowieści rodzinnych pamiętam, że mówiono, iż wuj był w parafii dawnych osadników niemieckich w Ludwikówce Doliniańskiej. Ojciec był tam bodajże dwa razy na wakacjach i opowiadał, że (cytuję ojca w naszej śląskiej gwarze) „ujek Wicynt robił bardzo długie msze św., bo godoł dwa kozania: jedno po niymiecku do mieszkańców wsi, a drugie do nos (czyli do siostrzeńców i rodziny z Rudy Śląskiej i gospodyni, kero była gorolkom, po polsku”.

Wuj został zabity przez nazistów niemieckich – tak twierdziła moja babcia, a jego siostra, ale najprawdopodobniej zginął z rąk sowieckich. W jego obronie stanął pies Nygus i też zginął.

I to wszystko co wiem, a ile z tego jest „bajką”, a ile rzeczywistością – nie wiem.

W lutym 2022 „złapałam” kontakt z księdzem Grzegorzem Panasowcem, który wtedy pełnił posługę kapłańską w okolicach Doliny. Obiecał sprawdzić czy zachowały się jakiekolwiek dokumenty parafialne dotyczącego mojego krewnego, ale zaraz potem wybuchła wojna i sprawa czeka końca wojny.

PS Jeśli chodzi o słowa „gorol” – to mężczyzny, „gorolka” – to kobieta –na Górnym Śląsku mówi się tak na ludzi mówiących językiem polskim literackim (czyli czysto polskim), którzy przyjechali na Śląsk spoza jego granic.

W czasach zaborów okupant pruski kształcił swoich poddanych, ale w języku niemieckim i w jak najuboższym zakresie. Mało który Górnoślązak zdobywał pruskie wykształcenie średnie albo wyższe, dlatego po odzyskaniu przez Polskę niepodległości nie było na moim terenie przemysłowej kadry kierowniczej. Ślązacy byli w większości zwykłymi robotnikami.

Dyrektorami, kierownikami w hutach i kopalniach zostawali sprowadzani przeważnie z Galicji – dawnego zaboru austrowęgierskiego, gdzie istniały uczelnie np. AGH w Krakowie, w których mogli studiować Polacy – ludzie, którzy mówili czystą polszczyzną. A że Galicja to w dużej mierze góry, czyli byli ci ludzie postrzegani przez moich krajan jako górale, a że w górnośląskiej gwarze nie wymawiamy w przypadku wyrazu „góral” ó jak u tylko jak o, a literę a w tym przypadku zamieniamy na o czyli gorol. I tak na ludzi mówiących po polsku bez względu na to czy są z nizin czy z wyżyn czy z gór mówimy na Górnym Śląsku GOROLE.

wuj Wincenty Dziwok z kucharką, maj 1939, z archiwum autorki

DZIWOK WINCENTY (1892-1939?)

Urodził się 22 I 1892. Studiował w Seminarium Duchownym we Włocławku (notowany od 1919 – kurs IV). Święcenia kapłańskie otrzymał 10 VI 1923 we Włocławku, od bp. Stanisława Zdzitowieckiego. Był wikariuszem parafii Kowal (1923–1925), następnie bardzo krótko prefektem w Częstochowie (ok. VIII – X 1925). Niemal zaraz po rozpoczęciu posługi wikariusza parafii Sulejów (X 1925–1926) zastał go podział diecezji i włączenie w szeregi duchowieństwa diecezji łódzkiej. W nowej diecezji był następnie prefektem w parafii Tuszyn (1926–1927), a potem wikariuszem parafii Parzno (1927–1928). Przez pewien czas w 1928 pozostawał bez przydziału jakichkolwiek funkcji kościelnych. Po tym okresie został wikariuszem parafii św. Kazimierza w Łodzi (1928–1930), a od 1930 – wikariuszem parafii Grocholice. W 1931 przeszedł do archidiecezji lwowskiej i był wikariuszem parafii Sasów (1932–1933). Jako administrator kierował parafią Feliciental (1933–1938), a od 1938 parafią Ludwikówka k. Doliny. Według niepotwierdzonych informacji został tam aresztowany przez NKWD po wkroczeniu 17 IX 1939 Armii Czerwonej. Zaginął bez śladu. Według innej wersji (W. Urban) jako pierwszy z kapłanów archidiecezji lwowskiej zginął w 1939 w więzieniu, wtrącony tam na podstawie fałszywych oskarżeń.

Serdecznie pozdrawiam

Berta Kostka

Tekst ukazał się w nr 11 (421), 16 – 29 czerwca 2023

X